Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

ZOS - ZOS

 

(2020 Old Temple)
Autor: Wojciech Chamryk
 

zos-zos s

Tracklist:
1. Thus Opens an Endless Void
2. Steel and Poison
3. Necrobiosis
4. The Soul Is the Ancestral Animals
5. Walk Towards Thyself
               
ZOS to kolejny z licznych już zespołów tworzonych przez anonimowych muzyków – wiem tylko tyle, że to Polacy, bądź Polak, bo sądząc po zdjęciu równie dobrze może być to solowy projekt, a „ZOS” jest debiutanckim albumem. To jednak o tyle dobre rozwiązanie, że słuchacz musi skupić się na tym co najważniejsze, oceniać samą muzykę, a nie kto tworzy skład czy zagrał gościnnie solówkę. Od razu nadmienię, że metal w wydaniu ZOS jest czymś nad wyraz nieoczywistym – zwolennicy jednowymiarowych, ekstremalnych, ale też poukładanych i przewidywalnych dźwięków nie mają czego na tej płycie szukać. W tym momencie zostają już więc z nami tylko słuchacze poszukujący, unikający etykietek, ceniący nieszablonowe podejście do muzycznej treści i formy. Encyclopaedia Metallum klasyfikuje ZOS jako drone/doom metal, ale owo określenie jest bardzo nieprecyzyjne, zbyt ogólne i generalnie chyba nawet krzywdzące dla tych trudnych, wymagających wielkiego skupienia, zwykle odpychających, ale też na swój sposób pięknych i wciągających dźwięków. Sam skłaniałbym się ku określeniu tego wszystkiego mianem eksperymentalnego, awangardowego metalu o psychodeliczno/transowym klimacie, ale z zastrzeżeniem, że te wszystkie terminy zaledwie sygnalizują rzeczywistą zawartość tego albumu, a każdy słuchacz odbierze ją inaczej. Z jednym wyjątkiem, mamy tu bowiem długie, rozbudowane kompozycje o bardzo otwartych strukturach, trwające od ośmiu do ponad 12 minut, brzmiące tak, jakby zostały zarejestrowane na żywo w czasie jakieś improwizowanej, totalnie odjechanej sesji. Wiele wyjaśnia zresztą notka z książeczki: „never written, never rehearsed”, przypominająca podejście wielu progresywnych, jazzowych czy awangardowych zespołów z przełomu lat 60. i 70. ubiegłego wieku: wchodzących do studia bez skomponowanego i opracowanego materiału, za to tylko (lub aż) z czytelną wizją tego, co chciały osiągnąć. ZOS postawił też na minimalizm, aranżacyjny ascetyzym i powtarzalność niektórych partii, co tylko dodaje muzyce hipnotyzującej transowości, a nader oszczędnie dozowane partie wokalne tylko ten stan potęgują. Jak dla mnie najciekawsze na tej płycie są  najmocniejszy, mroczny i bardzo posępny „Thus Opens An Endless Void” oraz „Walk Towards Thyself”, brzmiący tak, jakby King Crimson nie debiutował w roku 1969, a jakoś całkiem niedawno, ale bez dwóch zdań całość „ZOS” jest warta uwagi.
(6/6)
Wojciech Chamryk
rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

4963601
DzisiajDzisiaj992
WczorajWczoraj3559
Ten tydzieńTen tydzień4551
Ten miesiącTen miesiąc46434
WszystkieWszystkie4963601
23.20.220.59