Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Nie ma miękkiej gry” (Wij)

           

Jak to napisałem w recenzji, Wij już na dobre umościł swoje gniazdo na polskiej scenie ciężkiego grania. W "Przestworze" kontynuuje on swoją własną wizję tego co my określamy jako proto metal albo retro rock/metal. Przy czym ciągle zachowuje niezwykła świeżość, energię, naturalność i plastyczność. Tę płytę trzeba po prostu posłuchać. Zresztą jak wszystkie poprzednie wydawnictwa tego zespołu. Zanim jednak podejmiecie próbę bliskiego spotkania trzeciego stopnia z tym krążkiem, zalecam przeczytanie poniższej rozmowy z Tują i Palcem. Myślę, że warto.

                      

HMP: Waszym nowym perkusistą jest Bob, zastąpił on Miko. W jakich okolicznościach doszło do tej zamiany i co możecie powiedzieć o nowym bębniarzu, dlaczego wybraliście właśnie jego?

Palec: No cóż, okazało się, że nasze drogi muzyczne się mocno rozeszły i niestety musieliśmy szukać szybko kogoś na perkusje. Padła propozycja Boba, który nigdy nie grał metalu z tego co wiem, co z kolei jeszcze bardziej mnie zachęciło, bo jak wiadomo w Wiju wszystko jest pod prąd. (śmiech)

Tuja: Bob jest moim przyjacielem od wielu lat, graliśmy razem jeszcze w The Real Gone Tones, kapeli, która badała korzenie rock&rolla. Nie było to w ogóle planowane, aby do nas dołączył. W trakcie miksów jednak nastąpił zwrot akcji i musieliśmy zacząć szukać kogoś, kto nas wspomoże. Konsultowałam z Bobem kwestie brzmienia, tak po przyjacielsku. Zajarał się na maksa materiałem i koniec końców dograł dla nas perkusje, jedzie z nami na trasę, i mam nadzieję, że zostanie na długo.

Co ma Bob, a nie miał Miko i na odwrót?

Palec: To trudne pytanie.  Miko miał dzikość i wspaniałą ekspresję, Bob przeciwnie - jest poukładany i szalenie skuteczny.

Tuja: Na takie pytanie odpowiedziałabym tylko na sali rozwodowej.

Czy Bob brał udział w tworzeniu materiału na "Przestwór"?

Palec: Generalnie materiał powstawał bez Boba, ale partie perkusji są w znakomitej większości jego pomysłem.

Tuja: Dostał od nas aranże i przygotował do nich gary, po czym migiem wskoczył do studia. I nadal wzbogaca swoje partie, także warto zajrzeć na koncert, bo niektóre numery zabrzmią ciut inaczej.

Ciągle gracie swoją wersję proto metalu czy też retro rocka, niemniej "Przestwór" jest waszym najmocniejszym jak do tej pory wydawnictwem…

Palec: Staramy się grać swoje. Ponieważ na pewno w moim przypadku źródeł inspiracji jest tak wiele, że mógłbym o tym gadać długi czas, uzupełnię tylko, że często czerpię z kompletnie innych gatunków niż rock, metal itp.

Tuja: Mamy eklektyczne inspiracje i wylewają się z nas różne rzeczy. “Przestwór” jest cięższy i muzycznie i tematycznie od poprzednich materiałów w moim odczuciu.

Pierwszy kawałek z "Przestwór" zatytułowany "Panzerfura" zaczyna się bardzo mocnymi riffami. Niektórzy porównują je do tych usłyszanych w thrash metalowych produkcjach inni porównują je do melo-deathu, później jednak przechodzicie w "sabbatowski" doom metal/hard rock albo heavy/doom, oczywiście zagrany po swojemu. Jak mi się wydaje to, pod względem muzycznym to, jest właśnie sedno "Przestworu"?

Palec: Mnie osobiście cieszy, że każdy słyszy coś innego. Wszystko, co wymieniłeś, jest zdecydowanie w kręgu moich zainteresowań muzycznych. 

Tuja: Rzeczą krytyków jest znaleźć nam gatunek, a naszą grać. Oczywiście doom to był zalążek Wija, ale oboje z Palcem trochę podrośliśmy na thrashu, więc trudno, żeby i tego nie było słychać. Tym melo-deathem mnie zaszokowałeś, ale ciekawe, że ktoś to u nas wysłyszał. Zawsze byłam w blackowym obozie. Wybierałam zwłaszcza surowe, transowe kompozycje. Dopiero niedawno zaczęłam mocniej kumać się w słuchawkach z deathowymi kapelami. Głównie za sprawą paru genialnych koncertów, które zmieniły moje postrzeganie tematu. To muzyka z planety czołgów. Nie ma miękkiej gry. 

Bez wątpienia nie jest tak łatwo was zaszufladkować, tak jest zresztą od waszego debiutu. Dla przykładu w "Break Zarith" usłyszymy więcej heavy metalu, w "Late" coś, co ja określam gotyckim bluesem, w "Lucyferyna" odnajdziemy pewien posmak grunge, w "Niezatapialnym" można dopatrzyć się klimatu punk rocka, za to "Skrzypłocz" momentami wywołuje ducha Lemmy'ego. Podejrzewam, że każdy z tych utworów u innych wywołują zupełnie inne skojarzenia. Niemniej wszystko to potwierdza, że wasza muzyka nie jest jednowymiarowa, a raczej stanowi miszmasz waszych dźwięków inspirowanymi muzyka dawnej epoki…

Palec: W jakimś sensie zawsze sięgasz po inspiracje wstecz, no, chyba że ktoś ma umiejętności sięgania po muzykę z przyszłości. (śmiech) Wiesz, dla mnie na większości ważnych i tych mniej ważnych płyt jest sięganie do gatunków wcześniejszych. Owszem zdarza się też, że jakiś trend w muzyce staje się dominujący i kapele sięgają po ten nurt, ale to od nich zależy czy stworzą go po swojemu, czy po prostu zagrają zgodnie z kanonem.

Tuja: Masz rację, ja na przykład dopiero po fakcie, czyli po nagraniach, zaczęłam dostrzegać w tym materiale lata 90. i jakieś zalążki grunge’u. Na totalnej podświadomce nam wlazły. Jak mówią - “jesteś tym, co jesz”. Jako kinder metalowiec nie znosiłam grunge’u, może z wyjątkiem dziewczyńskiego pionu Hole/L7/Babes in Toyland, ale przyjaźń z Bobem, który dużo słucha takiej muzy, jego cierpliwe objaśnianie mi zespołów Mudhoney czy Soundgarden, zrobiło robotę - dziś słucham ich często.

Uwagę zwraca "Z raju won", który wybrzmiewa niczym jakiś kawałek formacji speed/thrashowej albo crossoverowej. Jak do tej pory to chyba wasz najdosadniejszy w sensie muzycznym utwór w karierze?

Palec: No nie wiem, może… Maria sięga po bardziej kontrowersyjne tematy, zazwyczaj bardzo ważne, a że to ubrane jest w słowa mitologii, baśni, podań nie znaczy, że nie są mocne i dosadne.  Jeśli chodzi o muzykę to, nie jest nasze ostatnie słowo w gatunkach ekstremalnych.

Tuja: Najdosadniejszy w tym sensie, że bez owijania w bawełnę i metaforę, bo poza tym powiedziałabym, że jeden z najbardziej rozrywkowych.

Co ciekawe, mimo że sięgacie po starą i dość mocno obsłuchaną muzykę to, wasze utwory ciągle zachowują niezwykłą świeżość, energię, naturalność oraz plastyczność…

Palec: No cóż, nie widzę nic złego w starej muzie. Jakoś tak wychodzi. Może to jest to, o czym mówiłem, że ilość muzy, która się przelewa przez nasze dynie, jest ogromna.

Tuja: Grunt to nie zakładać z góry, że tworzony numer ma brzmieć jak “coś”. Granie ściśle gatunkowe pozwala trafić do konkretnej grupy odbiorców, ale na dłuższą metę jest męczące. Przynajmniej dla nas.

W parze z muzyką idą teksty, są one mroczne, okultystyczne, dwuznaczne, "plugawe", a zarazem wciągające, intrygujące i zaskakujące. Myślę, że bez nich Wij nie byłby tym Wijem, jakim obecnie jest…

Tuja: Jasne, Wij ma swój język i imaginarium. Od początku chciałam pisać po polsku. Lubię brzmienia egzotycznych języków w muzyce, znudził mi się już wszechobecny angielski. Polski język jest potwornie zawiły, więc do tworzenia zawiłych treści nadaje się doskonale. Takich ze szczyptą zamierzonego patosu, legendy. Numerów o dobrej zabawie z fajnym gościem i butelką pod pachą po polsku chyba nie potrafiłabym napisać. Polacy nie mają zabawy w DNA. No, takiej normalnej. Bo kiedy już się bawią, to zwykle do odcinki. Tak, żeby sobie chwilę ponieżyć.

Już wcześniej wspomniałem o "Z raju won" i jego niezwykłej jak dla was warstwy muzycznej, ale jego tekst jest równie mocny. Znalazłem nawet porównanie jego do tekstów Romana Kostrzewskiego…

Tuja: Twórczość Romana jest fenomenalną inspiracją dla każdego, kto zamierza pisać teksty w języku polskim do muzyki metalowej i rockowej. Podejrzewam jednak, że głównie otwarcie antyklerykalny wydźwięk tekstu nasuwa tutaj skojarzenie z nim. Osobiście ogromnie cenię Kata z Romanem Kostrzewskim i samego Romana jako osobowość sceniczną. Jego teksty, gdyby tak odciąć je zupełnie od tej scenicznej osobowości, mogą się czasem wydawać kuriozalne. O to jednak dokładnie chodzi, żeby stworzyć język nieseparowalny od wokalisty. To nie musi być dobra poezja, ale musi nieść przekaz autentycznej myśli, która jest tak kompatybilna z wykonawcą, jak pilot ze swoim mechem.

Myślę, że wielu metalowców będzie ci wdzięcznych również za tekst do "Break Zarith", bowiem wśród nich jest bardzo wielu fanów komiksów…

Tuja: O tak, komiksy i rock&roll, a potem także metal, od zawsze idą w parze. Łączą “wyrzutków”, którzy zepchnięci do rejonów postrzeganych przez tzw. “kulturę wysoką” jako rynsztok, wydobywają stamtąd własne perły - rzadkie, nierówne, nieoszlifowane, ale niezwykle fascynujące. To rejony dla ludzi, którzy wolą robić po swojemu, niż zarabiać kasę. Wolą ekspresję od wirtuozerii. Ja się w tych rejonach czuję najlepiej.“Brek Zarith” to utwór inspirowany bardzo wprost albumem komiksowym z serii “Thorgal”. Pewnie znają prawie wszyscy, a ci, którzy jeszcze się nie zetknęli - polecam, ta seria się nie zestarzała, bo ma po prostu świetny scenariusz i rysunki jednego z najlepszych rysowników komiksów, jakich wydała Europa.

Tuja swoje teksty chętnie opierasz o mity, legendy, podania czy inne gawędy, co bardzo pasuje do przekazu Wija, ale również z równym wdziękiem potrafi napisać tekst o wozie bojowym…

Tuja: Przyznaję, że pierwotną inspiracją była Pancerfura - pojazd bojowy orków z Warhammera 40 000. To, że jestem geekiem, to żadna tajemnica. Prawdę mówiąc, czytam dużo więcej science-fiction, niż fantasy, a pojazdy bojowe kręcą mnie dużo bardziej, niż chyże rumaki.

Twoje teksty charakteryzują się również nieoczywistymi inspiracjami, przy okazji bawisz się słowami i znaczeniami, jakby zapraszając słuchacza do szukania klucza do twojego toku myślenia. Myślę, że ta kwestia jest równie ważna co muzyka i same słowa?

Tuja: Warto pisać o tym, co nas szczerze interesuje. Słuchacze wyniuchają lipę na kilometr. Jestem zdeklarowanym dziwnologiem - wszystko co wygląda, jakby spadło z obcej planety, w tym wiele niesamowitych zwierząt - jest dla mnie inspiracją. Z pewnością to forma eskapizmu do rzeczywistości, ale kto by nie chciał z niej uciec?

Po raz pierwszy na waszym wydawnictwie nie ma coveru. Dlaczego tym razem odstąpiliście od wykorzystania i przedstawienia własnej wersji cudzego pomysłu?

Tuja: Kiedy pojawiło się w jednym z wywiadów pytanie o płytę z samymi coverami, powiedziałam: Basta. Cringe. Ale, prawdę mówiąc, mam przygotowanych kilka fajnych pomysłów. Jak już ludzie przestaną czekać na cover, to może wtedy je odpalimy.

Co prawda ja nie narzekam, ale z pewnością znajdzie się kilku, co będą psioczyć na długość tej płyty…

Tuja: Jedni lubią szybki plaskacz, konkretną młóckę i do finiszu, a inni mizianie, ugniatanie i rozpływanie się w solówkach.

Teraz wyjaśnijmy kwestię dotyczącą samego powstania albumu. Z tego co się zorientowałem to, instrumenty zostały nagrane w Santa Studio, natomiast wokale w Mustache Ministry, zaś całość zmiksował Haldor Grunberg z Satanic Audio. Czy możecie potwierdzić te informacje oraz w kilku słowach opisać przebieg tych poszczególnych operacji…

Tuja: Potwierdzam prawdziwość tych danych. Najpierw nagrane zostały instrumenty w Santa Studio, pod okiem Mikołaja Kiciaka i Haldora Grunberga. Następnie ja, w pod okiem Marcina Klimczaka z Mustache Ministry, w jego domowym studiu w Szczyrku (ma też studio w Warszawie, ale tam fajnie było na parę dni się odciąć i tylko śpiewać z widokiem na góry), nagrałam wokale. Potem był zwrot akcji i powtórnie zostały nagrane gary, znowu w Santa. Całość zmiksował Haldor. Przez powyższą podmiankę - dwa razy. Brawa dla tego Pana.

Natomiast grafikę do "Przestwór" przygotował ponownie Maurycy Gomulicki. Co was przyciąga do prac tego artysty i w jaki sposób korespondują one z tym co tworzy i ma do przekazania Wij?

Tuja: Mamy z Maurycym dobry flow. To fantastyczny gość, jego umysł to istny skarbiec. Minimum środków, maksimum treści - przyświeca nam podobna zasada. To nie jest typowa dla zespołów rock/metalowych oprawa graficzna, ale też i my nie gramy łatwo przyporządkowywalnej muzyki.

Uwielbiacie koncertować, a to chyba też najlepszy sposób na promocję muzyki, a z tego co wiem to, czeka was już trasa koncertowa...

Tuja: Tak jest, od stycznia do marca zagramy trzynaście koncertów w całej Polsce. Będzie towarzyszyć nam świetny zespół, który również niedawno wydał płytę - Narbo Dacal. W zależności od miejscówki pojawią się też różni goście: fenomenalny Wielki Mrok, Mary, Weedcraft, Black Philip. Od siebie dodam, że to na koncerty czekamy najbardziej. Mam nadzieję, że z wieloma czytelnikami i czytelniczkami tej rozmowy przybijemy wtedy pionę.

Michał Mazur

rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5060605
DzisiajDzisiaj1960
WczorajWczoraj3533
Ten tydzieńTen tydzień14084
Ten miesiącTen miesiąc64256
WszystkieWszystkie5060605
18.117.183.150