„Wciąż kocham to robić!” (Firewind)
Niedługo zobaczymy Firewind na dwóch kolejnych koncertach w Polsce. Mam wrażenie, że ta ekipa lubi u nas występować, oraz że nasi fani lubią chodzić na ich koncerty. No i bardzo dobrze. Tym razem Grecki zespół będzie promował swój najnowszy album „Stand United”. Widziałem w internecie, że nie wszystkim płyta odpowiada. Ja jednak uważam, że formacja zachowała swoje wszystkie standardy, do których nas przyzwyczaiła. Także fani Firewind nie mają o co się martwić. Jednak zanim zrobicie wypad do Lublina lub Zabrza zapraszam was do przeczytania zapisu rozmowy z liderem zespołu Gusem G.
HMP: Cześć, Gus! Co u ciebie?
Gus G: Cześć, u mnie w porządku. A u ciebie?
Też, ale jest dzisiaj naprawdę zimno w Krakowie.
Tak? Jak zimno?
Jakieś dwa stopnie Celsjusza.
O, kurwa. Nie zazdroszczę ci.
Nie przejmuj się tym. W naszym poprzednim wywiadzie powiedziałeś, że dla ciebie jako muzyka najcenniejszą rzeczą jest wyruszenie w trasę ze swoim materiałem. Czy kiedy wyruszasz w trasę, nadal czujesz dreszczyk ekscytacji, czy już cię to nie podnieca? Podsumowując, odbyłeś już kilka tras koncertowych w swoim życiu…
Nie, wciąż mnie to kręci. Wiesz, wciąż jestem podekscytowany, bo wciąż chcę być na szczycie, gdy występuję i chcę być coraz lepszy. Nadal chcę się rozwijać i ulepszać nasze występy na żywo i nadal jestem podekscytowany wykonywaniem nowej muzyki, kiedy nagrywam nową płytę. Więc tak, wciąż kocham to robić.
To, że uwielbiacie koncertować, można zobaczyć na albumie koncertowym "Still Raging: Live at Principal Club Theater", który wydaliście z okazji 20-lecia Firewind na scenie. Ten album to nie tylko celebracja waszej rocznicy, ale po prostu demonstracja tego, jak bardzo lubicie występować na scenie i jak bardzo cenicie sobie kontakt z publicznością…
Tak, to znaczy, ja naprawdę lubię to, że za każdym razem, kiedy występuję, kiedy schodzę ze sceny, myślę sobie, „okej, to jest właśnie to, dlaczego to robię, dlaczego wszystko robię w ten sposób”. To wszystko dla tej jednej godziny na scenie lub półtorej godziny, cokolwiek to jest. Nie wyobrażam sobie siebie jako muzyka siedzącego cały czas w domu i nie chodzi o to, że to jest złe czy coś. Ale zacząłem koncertować w bardzo, bardzo młodym wieku, gdy miałem 21 czy coś koło 22 lat. Więc robiłem to przez większość mojej kariery. Trudno mi więc wyobrazić sobie siebie na emeryturze.
Jak wtedy radziłeś sobie z pandemią?
To był dobry test psychologiczny, który sprawdził moje granice. Myślę, że tak było dla każdego człowieka na tej planecie, ale w pierwszym roku pandemii czułem się dobrze, ponieważ całe zmęczenie ze mnie wyszło i nie brakowało mi koncertowania aż tak bardzo. A potem w drugim roku pandemii zacząłem bardzo za tym tęsknić i zacząłem popadać w lekką depresję i myślałem sobie, że naprawdę chciałbym teraz pojechać i zagrać kilka koncertów.
Dość często przyjeżdżasz do Polski ze swoimi koncertami, teraz zagracie dwa koncerty z Firewind w Lublinie i Zabrzu. Czy to dlatego, że sprawdziliście się na polskich scenach i polscy promotorzy bardzo chętnie was zapraszają, lub zyskaliście tutaj oddaną publiczność, czy po prostu lubicie grać koncerty w Polsce?
Szczerze to nie wiem. Twoje pytanie ma sens, ponieważ Firewind zagrał w Polsce dopiero w późniejszym okresie naszej kariery. Odbyliśmy wiele tras koncertowych, w tym światowych, ale jakoś nigdy nie udało nam się zagrać w Polsce. Po raz pierwszy zespół postawił stopę w waszym kraju w 2019 roku, kiedy byliśmy supportem dla Queensrÿche, a to było już 15 lat naszej kariery nagraniowej. I od tego czasu, właściwie po raz pierwszy przyjechałem do Polski z moim solowym zespołem w 2014 roku. Więc dotarłem tam jako solowy artysta, zanim nadszedł Firewind. Zagrałem kilka razy z moim solowym zespołem i zawsze były to udane występy. A potem wróciliśmy na następnej trasie z Beast in Black w zeszłym roku. Więc to będzie, jak sądzę, trzeci raz, kiedy Firewind przyjeżdża do Polski. Wiem więc, że zespół ma u was swoich fanów. Nie wiem oczywiście, jak jest ich dużo, ale myślę, że zdecydowanie mamy sporo osób, które wspierają zespół i lubią go. I myślę, że to jedna z tych sytuacji, w których kiedy postawisz jedną stopę, otwierasz drzwi. I myślę, że może to jeden z tych przypadków, że teraz promotorzy może trochę nas znają. Widzieli nas kilka razy. Byliśmy tam jako gość specjalny Queensrÿche i Beast in Black. Więc może teraz nadszedł czas, abyśmy zrobili dwa własne programy. To chyba jest trochę taka kombinacja wszystkiego
Grałeś wiele tras z wieloma zespołami, która trasa jest dla ciebie najbardziej pamiętna i który zespół na scenie zrobił na tobie największe wrażenie? Albo czy możesz zdradzić, który muzyk na takiej trasie dokonał największego wyczynu, o którym do dziś mówisz?
To znaczy, było kilka, które były naprawdę, naprawdę fajne. Było też kilka takich, które były katastrofalne. Myślę, że każdy muzyk ma tego typu wspomnienia. Nie wiem. Dla przykładu zeszłoroczna trasa z Beast in Black była naprawdę cudowna. To była bardzo dobra trasa. Pojechaliśmy do Ameryki Południowej, niestety tylko raz, w 2018 roku. To był naprawdę niezapomniany czas. Odkrywaliśmy Amerykę Południową i graliśmy w różnych krajach. Niektóre występy były mniejsze niż inne, ale to było naprawdę dobre doświadczenie. To były bardzo fajne występy i spotkaliśmy wielu ludzi z różnych krajów. Było tak wiele dobrych tras, że trudno wymienić tę konkretną. Wiesz, kiedy gramy tutaj w Grecji, to zawsze są niesamowite występy, to jest całkiem szalone. Bardzo rzadko zdarzają się złe występy, bardzo rzadko. I zazwyczaj nie jest to wina ludzi, tylko zazwyczaj mogą być jakieś problemy techniczne lub może jakieś problemy z dotarciem na miejsce, lub gdy walczysz z pogodą, lub cokolwiek innego.
Jedziecie na Masters Of Fire z Masterplan dowodzonym przez Rolanda Grapowa, który z kolei w zeszłym roku świętował 20-lecie wydania swojego debiutu. Czy te 20-lecia zbliżyły wasze grupy i skłoniły do zorganizowania wspólnej trasy?
Nie, tu nie chodzi o żadną 20. rocznicę. W zeszłym roku koncertowaliśmy, poniekąd ochrzciliśmy to jako nasza 20. rocznica i wydaliśmy reedycję na winylu. Wydaliśmy nawet Blu-ray i podwójny album live, aby uczcić 20-lecie zespołu. Ale to było w zeszłym roku, teraz promujemy nowy album, który nazywa się „Stand United”. To nasz dziesiąty album studyjny. Ta trasa będzie w dużej mierze opierać się na nowym materiale, ale oczywiście będziemy też grać najlepsze kawałki z innych płyt. Patrzę na tę trasę jak na promującą nowy album. Trasa rozpocznie się 29 lutego, a następnego dnia, 1 marca, ukaże się album.
Ty i Roland jesteście wirtuozami gitary, macie nawet na koncie solowe albumy w tym stylu. Może mógłbyś połączyć siły z Rolandem i nagrać razem taki album? Coś w stylu „Cacophony” Jasona Beckera i Marty'ego Friedmana... Myślę, że byłaby to nie lada gratka zarówno dla ciebie, jak i twoich fanów…
Szczerze mówiąc, nigdy o tym nie myślałem, ale to dobry pomysł. Może o tym porozmawiamy podczas trasy. Fajnie byłoby zrobić coś razem z Rolandem. Dlaczego nie?
Jak wspomniałeś trasa koncertowa Masters Of Fire ma na celu głównie promocję nowego albumu "Stand United". Promują go trzy cyfrowe single "Salvation Day”, "Come Undone” i "Fallen Angel". Dlaczego wybraliście właśnie te nagrania? Czy są to najbardziej reprezentatywne utwory z albumu? Najbardziej optymistyczne?
W zeszłym roku wydaliśmy jeszcze singiel „Destiny Is Calling”. To był pierwszy singiel, a potem wydaliśmy trzy kolejne. Do tej pory wydaliśmy cztery single. I tak powodem było to, że są to dość optymistyczne piosenki i są to utwory o wysokiej energii. I tak myślę, że na albumie jest kilka bardziej wyróżniających się utworów, ale mamy jeszcze dwa single. Jeden ukaże się jutro. Nazywa się „Chains”. Jest to bardziej hardrockowa piosenka, utrzymana w średnim tempie. Więc jest trochę inny. I zamierzamy wydać kolejny teledysk w tygodniu, w którym ukaże się album. Więc jest to piosenka, nad którą bardzo pracowaliśmy. Mieliśmy trochę inne podejście do tego albumu. Skupiliśmy się w dużej mierze na singlach, ponieważ wytwórnia powiedziała nam, że powinniśmy najpierw wydać single, a następnie umieścić je jako część albumu. Moim zamysłem było więc, by utwory, które mogą stać się samodzielnym materiałem, były singlami. Może dlatego do tej pory wydaliśmy ich tak wiele. I dlatego słyszysz tak wiele piosenek o wysokiej energii. Ale to fajne, wiesz, to było inne podejście. Staramy się nadać całej płycie bardziej hymniczny klimat.
Dla mnie „Stand United” dzieli się na dwie części. W pierwszej części mamy utwory, które bezpośrednio nawiązują do tego, do czego przyzwyczajeni są fani Firewind, czyli dynamiczne, skoczne kawałki. Druga część zaczyna się od singla „Fallen Angel”, który zawiera więcej elementów hard rocka, podczas gdy „Chains” i „Days Of Grace” zawierają więcej odniesień do AOR, a „Talking In Your Sleep” to cover popowego zespołu The Romanticas. Czy było to zamierzone, czy wyszło tak podczas przygotowywania materiału na ten album? Czy nadal masz ducha podejmowania ryzyka i odkrywania, aby dodać coś nowego do swojej muzyki, może nic rewolucyjnego, ale zawsze coś innego?
Jak to jest czasami na albumie, masz utwór numer siedem, numer osiem lub dziewięć. Nie są to najbardziej oczywiste utwory, ale są dobre na album. Czasami mogą być wypełniaczami, jeśli nie są tak dobre. Ale tym razem pomyśleliśmy, że powinniśmy postarać się napisać utwory, które mogą być hitami. Co by było, gdybyśmy spróbowali wydać każdą piosenkę i każdy utwór był przeznaczony do grania na żywo na arenie, na festiwalu lub w radiu, czy gdziekolwiek indziej. To bardzo hymniczne, wysokooktanowe rzeczy. Tak więc cała mentalność polegała na tym, by po prostu stworzyć same hity, bez wypełniaczy. Sądzę więc, że skończyło się na dużej ilości materiału o wysokiej energii i w pewnym sensie ułatwiło to ułożenie listy utworów. Łatwo było też wybrać single, ponieważ było kilka utworów, które faworyzowałem, ale zwykle zmagamy się ze znalezieniem głównego singla, tego czy tamtego, ale tym razem nie mieliśmy tego problemu. Po prostu wybraliśmy trzy lub cztery utwory i powiedzieliśmy, "OK, zróbmy teledysk do tego i tamtego". I było to trochę łatwiejsze, ponieważ być może cała mentalność, sposób myślenia był taki, żeby po prostu stworzyć zabójczy materiał, który można zagrać z dużą energią na koncercie. Skończyło się na czterech lub pięciu piosenkach. Problem polegał na tym, że musieliśmy wydawać dużo pieniędzy na kręcenie teledysków.
Będziecie grać te kawałki na koncertach, czy pokażecie też inne piosenki ze "Stand United"?
Myślę, że tak. Ale trudno było je wybrać. Myślę, że nie tylko dlatego, że jest na nim dużo dobrego materiału, ale dlatego, że mamy już duży katalog. Mamy w końcu 10 albumów. Ciężko więc zmieścić wszystko w 80 czy 90 minutach. To po prostu trudne. Postaramy się więc zagrać kilka nowych utworów. Oczywiście zamierzamy też przetestować kilka innych. Dobrze jest sprawdzić niektóre piosenki. Czasami myślisz, że coś wyjdzie naprawdę świetnie, a potem nie spotyka się z oczekiwaną reakcją. Wtedy trzeba zmienić bieg, spróbować czegoś innego. Zdarzało nam się to wiele razy. Wierzyliśmy, że to jest ta piosenka. To jest to. A potem nie było żadnej reakcji. Wtedy ją zmieniliśmy. I wtedy piosenka, o której nigdy nie myślałeś, że dobrze sobie poradzi, nagle radzi sobie dobrze.
Czy możesz podać przykład takiego nieoczekiwanego hitu?
To znaczy, nie jesteśmy zespołem, który ma hity, ale są rzeczy, które dobrze wypadają na żywo. Ciężko powiedzieć w tej chwili. Niech pomyślę... Na pierwszym albumie jest piosenka o nazwie „Destination Forever”, której nigdy nie uważałem za hit. To po prostu szybka powermetalowa piosenka, ale ilekroć ją graliśmy, ludzie ją uwielbiali. Dostajemy prośby o wiele piosenek, których nawet nie tykamy i nie gramy. Próbuję sobie teraz przypomnieć piosenki, które musieliśmy wyrzucić z setlisty. Na ostatnim albumie był utwór „Devour”. Spotkał się z dobrą reakcją, ale nie było to nic niesamowitego. Wtedy zastąpiliśmy go utworem „Breakaway”. Ta piosenka zawsze dobrze się przyjęła. To dobry przykład. Oba kawałki to dobre, szybkie, heavymetalowe utwory.
„Stand United” to drugi album Herbiego Langhansa z Firewind. Osobiście jestem pod wrażeniem jego wokalu. Jak oceniasz dotychczasowe dokonania Langhansa w Firewind? Jak myślisz, Herbie odnalazł się jako wokalista i muzyk?
Myślę, że w pełni zintegrował się z zespołem. Nie tylko dlatego, że nagraliśmy już płytę, ale także odbyliśmy razem światową trasę koncertową. Znamy się dobrze. Jest z nami w zespole od około czterech lat. Mamy pewien schemat pracy, sposób, w jaki robimy różne rzeczy. Czujemy się ze sobą bardziej komfortowo. Chciałem włączyć go w proces pisania piosenek od samego początku tej płyty. A on chciał być bardziej zaangażowany. I ja też tego chciałem. Więc było dobrze, bo czuję, że znalazłem dobrego partnera do pisania. Miałem już dobry zespół razem z Dennisem Wardem, który jest współproducentem ze mną i pomaga również we współtworzeniu tekstów. Więc w zasadzie to nasza trójka tworzyła materiał. Tym razem Dennis nie zajął się produkcją. Wyprodukowałem i napisałem wszystko razem z Herbiem. Więc było fajnie. A z nim bardzo łatwo się pracuje, szczerze mówiąc. Łatwo mu powiedzieć, że coś ci nie pasuje. Wymieniamy się pomysłami. Jest też pracowity. Wstaje rano, idzie do swojego studia, robi różne rzeczy i przygotowuje mi demo. A potem chodzimy tam i z powrotem. Praca z nim jest bardzo łatwa i przyjemna.
Jak pandemia wpłynęła na organizację koncertów? Czy ten obszar działalności zaczął normalnie funkcjonować, czy nadal istnieją kwestie, które go utrudniają?
Myślę, że teraz to już działa. Wszystko wróciło do normy. W niektórych przypadkach jest też trochę lepiej, ponieważ wiele osób chce teraz po prostu wyjść z domu. Chcą się po prostu zabawić. Wielu ludzi chodzi więc na koncerty. Problem w tym, że jest ich mnóstwo. Jest wiele tras koncertowych. Więc ogłaszasz trasę i konkurujesz wieloma innymi zespołami. Trzeba więc uważać różne rzeczy. Teraz jedziemy do Ameryki w kwietniu i wszyscy koncertują w Ameryce tej wiosny. Więc wiem, że będzie trochę ciężko sprzedać więcej biletów, ale próbujemy. Czasami staramy się być częścią większego pakietu. Więc nie polegamy tylko na Firewind, aby sprzedawać bilety jako headliner. Czasami trzeba wybierać i starać się znaleźć coś odpowiedniego dla siebie. Ale to oznacza, że rynek koncertowy jest zdrowy i ludzie chcą tam być i chcą z tobą występować.
Czego polscy fani mogą oczekiwać na koncertach w Lublinie i Zabrzu?
Cóż, to będzie naprawdę fajne show i świetne doświadczenie audiowizualne. Po raz pierwszy przywieziemy ze sobą trochę produkcji. Mamy więc nową scenografię i będziemy mieć nowe światła, nowy pokaz świetlny, nad którym pracowaliśmy. Będziemy mieli także nową setlistę, nie tylko z nowym materiałem, ale także zagramy kilka starych kawałków, których nigdy wcześniej nie graliśmy. Jestem pewien, że Masterplan również da czadu, bo są świetni. To będzie trzygodzinny koncert. Myślę, że każdy, kto kocha melodyjny metal, power metal lub po prostu heavy metal, te wszystkie dobre rzeczy, powinien przyjść. I na pewno będzie dużo gitarowych solówek. Mnóstwo solówek.
Życzę ci, by Masters Of Fire był najlepszą twoją trasą w karierze i do zobaczenia na którymś z koncertów!
Dzięki! Na razie!
Adam Nowakowski, Szymon Paczkowski, Michał Mazur