Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 91sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

SOFT MACHINE – Land Of Cockayne

 
(1980 Esoteric / EMI)
Autor: wasz Pit

softmachine-landofcockayne

Utwory: 1. Over ‘N’ Above, 2. Lotus Groves, 3. Isle Of The Blessed, 4. Panoramania, 5. Behind The Crystal Curtain, 6. Palace Of Glass, 7. Hot-Biscuit Slim, 8. (Black) Velvet Mountain, 9. Sly Monkey, 10. A Lot Of What You Fancy

Skład zespołu: Karl Jenkins – Synclavier Synthesiser, Yamaha CS 80, Mini Moog and Piano, John Marshall – Drums and Percussion, Jack Bruce – Bass, Ray Warleigh – Alto Saxophone, Bass Flute, Dick Morrissey – Tenor Saxophone, Allan Holdsworth – Lead Guitars, Alan Parker – Rhythm Guitar, John Taylor – Fender Rhodes, Tony Rivers, Stu Calver & John Perry – Backing Vocals

 

To bardzo przyjemna płyta. Pod pewnymi wszakże warunkami: po pierwsze należy być niedowidzącym w stopniu uniemożliwiającym ujrzenie nazwy zespołu na okładce, po drugie miewać okresowe napady amnezji sięgające wstecz dużo dalej niż poza rok 1976, wreszcie być miłosiernym i wyrozumiałym dla zjawiska, jakie dopadło muzykę wszelaką na początku lat 80-ch.Wyrozumiałym dużo mocniej, niż to potrafią najbardziej oddani fani. Rak ten, zwany ogólniej komercjalizacją, dopadł (poza zapewne i Alzheimerem) także naszych nieszczęsnych bohaterów niniejszej rozprawki. I Bogu tutaj winna jest era disco, której wpływ na inne gatunki muzyczne, czy się komuś to podoba, czy nie, był zauważalny.

Mimo tak wspaniałych nazwisk, jak Jack Bruce, John Taylor czy Allan Holdsworth nie znajduję tutaj kompletnie ducha starego Soft Machine. Rzekłbym, że stali się za bardzo soft. Co oczywiście nie deprecjonuje zawartości muzycznej tego albumu ale zdecydowanie nie pod tą marką. Płyta zawiera pojedyncze utwory, nawet nie połączone realizacyjnie, jak to było jeszcze na poprzednich dwóch dokonaniach grupy. Wszystkie kompozycje tradycyjnie napisał Karl Jenkins (niegdyś podpora Nucleus). Zorkiestrował także krótki, niemal filmowy temat „Isle Of The Blessed”, będący wstępem do „Panoramanii”.

O pierwszym utworze „Over ‘N’ Above” lepiej od razu zapomnieć – zwłaszcza przy refrenie z obsesyjnym chórkami ‘Na na na, na na na”. Co wrażliwszych czytelników proszę o zatkanie uszu, gdy to nucę, ze względu na mój odziedziczony od rodzicieli kompletny brak słuchu. To raczej jakiś dancingowy jazz koktajlowy i nie ratuje go celowo kilkukrotnie wprowadzona krótka przerwa, niczym zawieszenie. Lepiej jest na „Lotus Groves” – kompozycję w ciekawy sposób rozpoczyna gongami John Marshall. Tutaj też wyraźnie słyszymy bas Jacka Bruce’a tworzący interesującą rytmikę. To Marshall zaprosił go udziału w sesji nagraniowej pomny ich udanej współpracy na solowym albumie „Songs From A Tailor”. Melodia utworu raczej prosta i bez szalonych improwizacji – jedynie Ray Warleigh przewija się w środkowej części na flecie basowym interesująco wspomagany ozdobnikami Bruce’a na basie.

„Panoramania” to również ciekawy rytm i wreszcie trochę świeżego ducha znanego z „Bundles” i „Softs”. John Marshall nam nie uśnie w trakcie gry – może dlatego właśnie pierwsze dwa utwory w porę wyciszono :) Mamy też pierwszą improwizację Jenkinsa, który zwykle raczej oddawał pole kolegom, koncentrując się głównie na pisaniu muzyki. Szkoda, że tak rzadko gra, bo tutaj jego pasaże są niezłe. Kończy je powtarzany temat dęciaków.

„Behind The Crystal Curtain” to spokojny syntezatorowo-saksofonowy przerywnik przed „Palace Of Glass”, utworem z lekko transowym zakręconym rytmem w orientalnym stylu. Przypomina on lekko dokonania prekursorów muzyki elektronicznej oraz psychedelii, dopóki John Marshall nas nie otrzeźwi w „Hot-Biscuit Slim”. Klawisze Johna Taylora w tle dęciaków rodem jeszcze z minionej epoki ale tworzą świetny klimat. Dialogi, jakie Ray Warleigh i Dick Morrissey wymieniają ze sobą w ramach głównego tematu muzycznego to jest to, czego mi brakowało. Szkoda tylko, że improwizacja klawiszowa znowu wyciszona…

„(Black) Velvet Mountain” to kolejny spokojny utwór, w którym wreszcie słyszę Allana Holdswortha i naprawdę miłe dla ucha pasaże saksofonowe. Przebłyski starej melodyki znajdujemy też w „Sly Monkey” także z wpływem Allana, którego niedosyt wyraźnie czuję na płycie. To zdecydowanie najmniej banalny utwór, Allan wyraziście stawia swój stempel, a John Marshall świetnie operuje dodatkowo gongami, które w kilkukrotnie powtarzanym refrenie oddzielają improwizacje. Cieszy tutaj (niestety wyciszona) kolejna wymiana muzyczna dęciaków. I właściwie w momencie, gdy ta płyta powinna się rozkręcać na dobre, mamy krótkie „A Lot Of What You Fancy” i koniec. Niby kilkuletnia przerwa a porywającego materiału tak niewiele...

Ocena: słabe 4 (dla ortodoksów naciągane 3) na 6 możliwych

wasz Pit

rightslider_003.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png

Goście

5359837
DzisiajDzisiaj1937
WczorajWczoraj3844
Ten tydzieńTen tydzień10103
Ten miesiącTen miesiąc9413
WszystkieWszystkie5359837
3.236.86.184