SONATA ARCTICA - Pariah's Child
(2014 Nuclear Blast)
Autor: \m/\m/
Po cichu liczyłem, że ominie mnie pisanie o tym dysku. Niestety splot okoliczności spowodował, że musiałem zająć się tym osobiście. Sonata ma to do siebie, że jak nagra dobry album, to jej następne dokonanie jest ciut gorsze. Niemniej Finowie zawsze utrzymywali muzykę na wysokim poziomie, co w znacznej mierze przyczyniało się, że człowiek po pierwszych żachnięciu się i tak z przyjemnością sięgał bo ten niby gorszy krążek. "Stones Grow Her Name" bardzo mi się podobał, więc stawiałem, że w wypadku "Pariah's Child" będę znowu kręcił nosem. Jednak nie spodziewałem się z jakich powodów będzie ta moja krytyka. Najnowsze dokonanie Sonaty jest rozwinięciem pomysłu z poprzednika, na którym muzycy postawili mocno na melodyjność i większą prostotę ale nadal stawili na bogate, czasami wręcz barakowe aranżacje. Wrażenie prostego przekazu towarzyszy nam od początku "Pariah's Child". Niektórych wręcz mogą razić infantylne pomysły eksponowane od czasu do czasu w początkowej fazie płyty. Muzycy bardzo wiele wysiłku włożyli w to aby słuchacz zbytnio nie zaprzątał sobie głowy przemykającymi, a to ambitniejszymi progresywnymi wstawkami, a to rozbuchanymi symfonicznymi fragmencikami, a to powerowymi wycieczkami, tak aż niepostrzeżenie fan ląduje w progresywnym finale albumu. Świadczy to, że owa melodyjność i prostota to nie jedyny wymiar tego albumu, że aby doszukać się sedna muzyki z "Pariah's Child" należy wsłuchać się w album uważnie i to wielokrotnie. Na pewno nie jest tak, że zespół spoczął na laurach i jedynie powiela swoje ograne pomysł. Aby skomponować materiał na ten krążek zaangażowali wszystkie swoje siły, wszystkie swoje umiejętności, wszystkie swoje talenty, całe swoje doświadczenie, generalnie wystawili swoje wszystkie armaty. Jednak moim zdaniem nie udało się im potrzymać aż tak wysoko poprzeczki swoich artystycznych dokonań. Nie przekonało mnie ani owo drugie dno ani melodyjny przekaz "Pariah's Child". Albumu słucha się - owszem - bardzo miło ale wspomniany specyficzny kamuflaż albo faktycznie zadziałał albo cała muza zebrana na albumie nabrała przeciętnego charakteru, równając się z całą masą propozycji średnich kapel z półki melodyjnego powerowego grania. Właśnie to jest moją największą obawą, że Sonata dotarła do takiego miejsca, gdzie będziemy mogli oczekiwać jedynie zwykłych, przeciętnych dźwięków, z czym trudno mi będzie się pogodzić. Pozostaje jedynie nadzieja, że "Pariah's Child" to wypadek przy pracy, bo nikt nie odnosi tylko zwycięstw, musi przytrafić się gorsza chwila. Ba może to nie Sonata ma ten zły dzień, a jedynie piszący tą recenzje. Acha, niektórzy zwracają uwagę na to, że zespół powrócił do starego logo, że znowu pojawił sie wilk, jak dla mnie są to nic nie znaczące fakty, zupełnie nie wpływają na to co znajdziemy na tym krążku.
(3)
\m/\m/