GANG - V
(2010 EmanesMETAL)
Autor: Kamil "Jim" Białek
Podobno grają 20 lat i brzmią adekwatnie do czasów, w których zaczynali. Jest to piąty album heavy-thrashowego Gang, o czym świadczy bardzo długi tytuł albumu, czyli rzymskie „V”. Brzmienie albumu Francuzów jakością nie grzeszy, momentami staje się wręcz amatorskie, zlewa się w kupę, a co gorsze - jest mało dynamiczne i za ciche. Myślę, że ono jest największym minusem tej płyty. W dodatku, automat perkusyjny, który pojawił się na płycie, jest zaprogramowany prymitywnie. Into „A Soothing Threat” zaczyna się od bicia dzwonów i krakania wron, zapowiada się naprawdę tajemniczo. Tajemniczość jednak szybk mija, kiedy pojawiają się pierwsze gitarowe riffy w „Never Enough” - utwór brzmi, jak średniej klasy demo. W dzisiejszych czasach demówki brzmią o wiele lepiej, w końcu mamy XXI wiek? „Believer / Betrayer” zaczyna się już ostrzej i czyściej, ten utwór jest dosyć dobrą kompozycją, nie ma się do czego przyczepić. Następnym utworem jest „Sacrifice” zaśpiewany po francusku, z power metalowymi chórami, brzmi zdecydowanie lepiej od poprzednich kompozycji. Muszę przypomnieć, że na poprzednich albumach zespół bardzo często śpiewał w swoim ojczystym języku. Na płycie znajdziemy balladę „Kill Me”, utrzymaną w stylu Judas Priest, co potwierdza, że zespół ma większą smykałkę do heavy metalowych kompozycji. Kolejne ukłony w stronę ekipy Halforda to „Into the Silence of the Sea” i „Heavy Metal Fever”, dopiero tutaj zespół pokazuje, że potrafi grać dynamicznie i z jajami. Niestety to trochę mało, jak na cały album. Przez cały utwór „Overdose” w tle słychać jakąś debatę lub francuski program informacyjny, który w pewnym momencie „wychodzi” na pierwszy plan, a zespół pozostaje w tle tej całej szopki. Trwający minutę „zamykacz” zatytułowany „In Memory Of...” kojarzy mi się z kołysanką. Gdyby został trochę rozwinięty, mógłby być jednym z lepszych na albumie. Po wysłuchaniu trzech pierwszych utworów wiedziałem, że nie będzie to album typowo thrashowy. Właściwie thrashowego grania słychać tutaj tyle, co nic. Album Francuzów, to dla mnie heavy metal z dolnej półki, inaczej tego nie da się określić. Jeżeli można odczuć tutaj jakiś klimat, to tylko marną imitację Judas Priest. Na całe szczęście udało mi się dotrzeć do informacji, że automat perkusyjny został już zastąpiony garowym z prawdziwego zdarzenia. Warto by też było przy realizacji nowego albumu zainwestować w lepsze studio lub lepszego realizatora dźwięku. (2)