Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

FLASH - Flash

 

(2009 Esoteric Recordings/ Cherry Red Records)
Autor: Włodek Kucharek
flash-flash m
Tracklist:
1.Small Beginnings
2. Morning Haze
3. Children Of The Universe
4. Dreams Of Heaven
5. The Time It Takes
Bonus track :
6. Small Beginnings (Single version)
     
Lineup:
Colin Carter (wokal/ perkusja)
Peter Banks (gitara akustyczna/ elektryczna/ hiszpańska/ syntezator ARP/ wokal)
Ray Bennett (bas/ akustyczna gitara rytmiczna ,track 2)/ wokal , track 2)
Mike Hough (perkusja/ talerze perkusyjne/wokal)
Tony Kaye (organy/ fortepian/ syntezator ARP)
    
Charakterystyczną cechą historycznych dla rozwoju muzyki rockowej czasów obejmujący drugą połowę lat 60-tych i całą dekadę lat 70-tych, nazywaną niekiedy Złotą Erą Rocka był między innymi fakt powstawania wielu organizmów rockowych, które nie przetrwały długo, ale w spektakularny sposób zaznaczyły swoją obecność w dziejach gatunku. Niektóre z nich nazywano „organizmami jednopłytowymi”, bo ich byt kończył się z różnych powodów po opublikowaniu jednego longplaya, inne potrafiły w swoim krótkim życiu stworzyć kilka płyt długogrających, po czym słuch o nich zaginął. Przyczyn takiego stanu rzeczy było kilka, wśród nich dynamicznie rozwijająca się muzyka rockowa, czego wymiernym rezultatem było powstawanie różnych odłamów stylistycznych rocka. Tak znaczące zróżnicowanie tej dziedziny byłoby także niemożliwe bez migracji muzyków w środowisku artystycznym, tworzących różne konfiguracje personalne. Nie jest moim zadaniem opisywanie tego rozległego zjawiska, chcę tylko zwrócić uwagę, że także formacja Flash założona została w wyniku „wędrówki” młodych rockmanów poszukujących nowych inspiracji. Dwóch z nich zapoczątkowało w sierpniu 1971 roku  karierę kwintetu Flash, wokalista Colin Carter, który przedtem udzielał się w zespole Petera Bardensa, zanim ten przyłączył się do grupy Camel, oraz gitarzysta Peter Banks, który wcześniej przyczynił się jako współzałożyciel legendarnej grupy Yes do sukcesu dwóch pierwszych albumów „Yes” (1969) oraz pięknej muzyki z płyty „Time And A Word” (1970). Później drogi Banksa i pozostałych członków Yes rozeszły się, choć na debiucie fonograficznym Flash w składzie grupy dostrzeżemy pierwszego klawiszowca Yes, Tony Kaye, którego zasługi dla powstania tego materiału muzycznego trudno przecenić. Zresztą po wysłuchaniu wszystkich trzech płyt Flash, które powstały w latach 1972- 1973 dosyć łatwo zauważymy także podobieństwa stylistyczne z zawartością klasycznych już dokonań Yes. Pomimo tego muzyka Flash przez lata obrosła legendą i gdy nastała epoka dysków kompaktowych, wielu fanów muzyki rockowej z lat 70-tych często bez powodzenia poszukiwało edycji trzech pierwszych wydawnictw grupy, „Flash” (1972), „In The Can” (1972) oraz „Out Of Our Hands” (1973), słusznie uważając je za autonomiczne komponenty katalogu „Yes Family”. Na jeszcze jeden szczegół chciałbym jeszcze zwrócić uwagę, mianowicie na instrumentalny wkład Tony Kaye, głównie partii zagranych na kultowym dzisiaj syntezatorze analogowym Oddyssey. W roku 1972 instrument ten świeżo pojawił się na rynku skonstruowany przez inżynierów z firmy ARP i prawie natychmiast znalazł powszechne zastosowanie w muzyce rockowej, różne typy tych urządzeń stosowane były przez takie osobistości jak J.M.Jarre, Tony Banks z Genesis, czy jazzmani Herbie Hancock i Joe Zawinul. W roku 1981 doszło do finansowej plajty producenta serii syntezatorów ARP, ale stosunkowo niedawno, bo w roku 2015 wznowiono wytwarzanie klasycznego ARP, odtwarzając wszystkie detale konstrukcji oraz, co nie mniej ważne charakterystycznego brzmienia.
Start grupa Flash miała wymarzony, ponieważ singiel „Small Beginnings”, stanowiący awangardę debiutanckiego albumu, zyskał spory rozgłos, sadowiąc się w 1972 roku na pozycji 29, „gorącej” setki Billboardu. Niejako siłą rozpędu małej płyty sporą popularność wśród fanów zdobył także longplay „Flash” zarejestrowany i wydany przez label Sovereign, oddział potężnej wówczas wytwórni Capitol Records, sprzedając się w ilości ponad stu tysięcy kopii. Dobre przyjęcie muzyki Flash zaowocowało serią koncertów w Ameryce Północnej oraz w Europie, jednak Banks, który występował w roli lidera formacji miał cały czas poczucie niedosytu, uważając, że splendor, który spłynął na muzyków, to ciągle zbyt mało. W pewnym sensie to poczucie niedowartościowania spowodowane było postawą Banksa, który stał się zakładnikiem Yes, a dokonując ustawicznych porównań doprowadził do pewnej formy rywalizacji. Dokonania Yes dosyć szybko odcisnęły piętno na rozwoju gatunku, występując z pozycji wzorca rocka progresywnego i symfonicznego, natomiast Flash, pomimo tego, że stworzył wartościowy album, traktowany był na zasadach drugoligowca. Taka mentalność, brak cierpliwości doprowadził do sytuacji, w której wkład artystyczny Banksa w procesie twórczym nad kolejnymi dwoma longplayami zmniejszał się, a to spowodowało dosyć kuriozalny zapis na kopercie trzeciego albumu „Out Of Our Hands”, mianowicie „featuring England’s Peter Banks”.
Po ukazaniu się debiutu „Flash”, który z punktu widzenia fana rocka progresywnego obeznanego z historią gatunku oraz dokonaniami twórczymi grup tamtego okresu, zawiera materiał wyborny, znakomity, mocno osadzony na fundamencie ówczesnego symphonic i prog rocka, a wielu słuchaczy głośno wyrażało przypuszczenie, że premierowy album Flash jest bardziej wartościowy aniżeli początki fonograficzne legendy rocka, grupy Yes. Bardzo charakterystyczny jest fakt, że obie te nazwy Yes i Flash pojawiają się często blisko siebie, prowadząc niezamierzoną rywalizację. Odbiorcy muzyki rockowej, którzy nieco później dotarli do fenomenu Yes, mogą wykazać zdziwienie, że w ogóle istnieją kryteria, które potrafią wskazać na wyższość kompozycji Flash nad debiutem Yes. Naturalnie będzie to zawsze ocena dokonana według mocno subiektywnych kryteriów, gdyż trudno dobrać precyzyjne parametry, według których można by przeprowadzić pomiary jakości zawartości debiutanckich winyli obu wymienionych grup. Ale liczne grono sympatyków zarówno Yes jak i Flash wskazuje na większą dojrzałość kompozycji tego drugiego bandu, na bardziej różnorodną strukturę albumu, na którą wpływ wywarły inspiracje zaczerpnięte z innych prądów muzyki, na przykład odniesienia jazzowe, nawiązania do  muzyki klasycznej, słyszalne przede wszystkim w najbardziej rozbudowanym utworze, prawie 13- minutowym „Dreams of Heaven”. Można także podjąć dyskusję nad tezą, że w tamtych czasach Peter Banks w roli gitarzysty prezentował większą wszechstronność i biegłość techniczną aniżeli Steve Howe. Wprawdzie kolejne  lata spowodowały skokowy rozwój umiejętności tego drugiego, który skoncentrował się w swojej pracy nad doskonaleniem techniki gry, wypracowując własny rozpoznawalny styl, oraz otworzył się na wiele gatunków sztuki muzycznej, między innymi jazz, flamenco, czy ragtime, czego owocem były takie utwory jak „Clap” albo „Mood For A Day”, dzięki temu stał się jednym z prekursorów stylistycznego eklektyzmu. Natomiast Peter Banks po opuszczeniu szeregów Flash „zgasł” w swoich poczynaniach, współpracując z innymi grupami rockowymi (Blodwyn Pig, Empire, John Wetton, Steve Hackett), ale jego kariera nigdy nie nabrała takiego rozpędu na jaki zasługiwał jego talent.
Także klawiszowiec Tony Kaye, usunięty ze składu Yes po konflikcie z gitarzystą Stevem Howe, nie „zagrzał” dłużej miejsca w innych formacjach rockowych, choć niektóre z nich miały zachęcające perspektywy, jak choćby Badger czy Cinema (niesamowity skład: Chris Squire- Trevor Rabin- Tony Kaye- Alan White). Jednak Kaye nigdy nie wypadł z orbity zainteresowań kolegów z Yes, pojawiając się w roli gościa w różnych okresach (albumy: „90125”, „Big Generator”, „Union”, „Talk”, „90125 Live: The Solos” i „Union Live”). A kończąc te porównania personalne wspomnę o jeszcze jednej kwestii dotyczącej strony wokalnej, w której Flash nie dorastał „do pięt” swojemu konkurentowi Yes, bo Jon Anderson bił „na głowę” zasobami talentu, charyzmą, specyficzną barwą głosu i jego rozpoznawalnością faceta przed mikrofonem we Flash czyli Colina Cartera.
Słuchając pięciu kompozycji z podstawowego programu longplaya Flash, wierzyć się wprost nie chce, że w bardzo krótkim czasie zespół ten pogrzebał swoje szanse na wielką karierę, a Yes doszedł do granicy Złotych Godów, świętując po drodze dziesiątki sukcesów. Proszę mi wybaczyć te ciągłe porównania, żonglowanie nazwami Flash i Yes, ale obu tych organizmów nie da się stylistycznie oddzielić. Czas jednak zakończyć powyższą konfrontację i przejść do repertuaru zarejestrowanego na płycie długogrającej (nazwa zaczerpnięta z leksykalnego demobilu) kwintetu Flash. Elementem dominującym we wszystkich utworach są znakomite partie gitarowe Banksa, zarówno elektryczne, jak też akustyczne. Równie doskonale wypadają linie basowe Bennetta, mocne, wyraziste. Także Kaye dorzuca swoje „trzy grosze” manewrując sprawnie pomiędzy klasycznym brzmieniem fortepianu, ciepłem organowych pasaży oraz nowoczesnością i feelingiem syntezatora ARP. Trudno także pominąć równie ważnego instrumentalistę zasiadającego za zestawem perkusyjnym, Mike’a Hougha, który z impetem rozpoczyna dynamiczny rytm albumowego „Small Beginnings”, generując na wstępie całe kaskady beatów, nadających utworowi niesamowitego poweru i tempa. Forma intro charakteryzuje się kilkukrotnym powtórzeniem tego samego motywu gitarowego, a po perkusyjnym solo piosenka (???) wkracza na ścieżkę szybkiego tempa i łatwo wpadającego w ucho motywu melodycznego. Po drugiej minucie song znacząco spowalnia swój bieg, a w przestrzeni pojawiają się tony akustyczne, z delikatnie zaakcentowanym w tle pasażem organowym. Tak skonstruowany mostek spaja ze sobą fragmenty dynamiczne utworu, w których uwagę zwracają także, obok gitarowych akordów męskie chórki. Część środkowa tej rozbudowanej, ponad 9- minutowej kompozycji przedstawia kunszt instrumentalistów solo, piękne organowe wejście (4:30), plus zadziorna gitara (4:45), w partii której pobrzmiewają nutki country bluesa, wraz z nienaganną sekcją w tle. Ale to nie koniec zaskoczeń, bo w punkcie 5:10 następuje gwałtowne cięcie, utwór totalnie wyhamowuje, a przestrzeń wypełniają psychodelicznie brzmiące dźwięki klawiszy oraz gitary Banksa, który w improwizowanym popisie dosłownie „odjeżdża” w kosmos. A Carter jak mantrę powtarza trzykrotnie frazę „In the morning when you start your day”. Po kilku minutach eksperymentowania (7:45) utwór rusza ponownie „z kopyta”, intonując motyw poznany w pierwszej części. Ta konstrukcyjnie złożona wersja „Small Beginnings” znalazła się oczywiście na albumie, a jej singlowy, komercyjnie „skrojony” odpowiednik, załączony jako bonus, pozwala stwierdzić, jakie składniki kompozycji pominięto, żeby z poważnego, ambitnego utworu wypromować kawałek spełniający przebojowe oczekiwania publiczności.
Drugi punkt programu, o tytule „Morning Haze”, to pomysł autorstwa basisty Raya Bennetta, najkrótszy song albumu, 4:37, piękny przykład efektownej akustyki, który można zapewne nazwać balladą, z przyjemną melodią, nietuzinkowymi harmoniami wokalnymi i pogodnym nastrojem. „Children Of The Universe” kieruje muzykę z płyty Flash ponownie na tory progrockowej tradycji. W warstwie słownej utwór bazuje na poemacie amerykańskiego pisarza, Maxa Ehrmanna, zatytułowanym „Desiderata”, który powstał w roku 1927. Sześć lat później złożył go w formie życzeń na Boże Narodzenie dla przyjaciół, a w roku 1948 wdowa po Ehrmannie opublikowała go w tomiku „The poems of Max Ehrmann”. Wiersz ten pisany prozą zawiera wskazówki na temat dobrego życia, do jego treści odwoływali się wiele lat później hippisi, a jako tekst piosenki pojawił się pierwszy raz w utworze Lesa Crane’a, amerykańskiego dziennikarza radiowego, nagranej w roku 1970 przez brytyjską grupę Every Which Way. Doskonale zdaję sobie sprawę, że łamy HMP to nie poradnik literacki, ale słowa tego wiersza mają tak ponadczasowy charakter, że zasługują na chwilę refleksji ze strony każdego czytelnika recenzji:
     
DESIDERATA
Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu - pamiętaj jaki pokój może być w ciszy. Tak dalece jak to możliwe nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi. Prawdę swą głoś spokojnie i jasno, słuchaj też tego co mówią inni, nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swoją opowieść. Jeśli porównujesz się z innymi możesz stać się próżny lub zgorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od ciebie.
Ciesz się zarówno swymi osiągnięciami jak i planami. Wykonuj z sercem swą pracę, jakakolwiek by była skromna. Jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu. Zachowaj ostrożność w swych przedsięwzięciach - świat bowiem pełen jest oszustwa. Lecz niech ci to nie przesłania prawdziwej cnoty, wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu.
Bądź sobą, a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć: nie bądź cyniczny wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa. Przyjmuj pogodnie to co lata niosą, bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości. Rozwijaj siłę ducha by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla ciebie. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa, masz prawo być tutaj i czy jest to dla ciebie jasne czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki jaki być powinien.
Tak więc bądź w pokoju z Bogiem, cokolwiek myślisz i czymkolwiek się zajmujesz i jakiekolwiek są twe pragnienia: w zgiełku ulicznym, zamęcie życia, zachowaj pokój ze swą duszą. Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami ciągle jeszcze ten świat jest piękny. Bądź uważny, staraj się być szczęśliwy.
Autor: Max Ehrmann
    
Zapewne wielu z Was poczuje zdumienie po lekturze poematu, jak bardzo prawdziwe są te myśli „ubrane” w słowa, jak bardzo aktualne współcześnie, jak wielu ludzi powinno je zrozumieć i ogłosić może manifestem swojego życia. Szczególnie w naszym kraju! W wykonaniu Flash „Children Of The Universe” to piękna, mądra pieśń, afirmacja życia, którą muzycy Flash ozdobili ślicznymi dźwiękami i wyszła im istna perełka, dziewięć minut progrockowych delikatesów. Przez cały czas otaczają nas gęste kaskady dźwięków, notujemy karkołomne przejścia, rewelacyjne występy instrumentalne, zjawiskową melodię. Nie pozostaje nic innego, jak tylko zanurzyć się w ten magiczny świat dźwięków. Kapitalne pasaże klawiszowe, harmonie wokalne, praca sekcji rytmicznej i wirtuozeria gitarzysty Petera Banksa. Utwór brzmi świeżo, klasowo i nowocześnie do tego stopnia, że wierzyć się nie chce, że „stuknęły” mu już 45 urodziny, pulsuje energią, dynamiką młodzieniaszka, a partie solowe zaprojektowano perfekcyjnie. Radziłbym także zwrócić uwagę na radykalny przełom w siódmej minucie oraz na dialogi instrumentalne, w kształtowaniu których bryluje zdecydowanie gitara. Na pozycji z numerem cztery tracklisty znajduje się inna złożona struktura, blisko 13- minutowa mini suita „Dreams Of Heaven”, kolokwialnie pisząc, kawał dobrej muzyki. Utwór uderza na wstępie istną kakofonią dźwięków perkusyjno- gitarowo- fortepianowych, z której wyłania się super delikatny motyw gitary akustycznej, a do niej dołącza około 1:40 cała koalicja elektrycznego instrumentarium z towarzyszącym wokalem. Ponownie swoją perfekcją przygotowania wyróżnia się sfera wokalna ze świetnymi chórkami. Precyzyjna, jednoznacznie określona melodia zmierza ze słuchaczem do punktu czasowego 4:30, w którym następuje przełamanie, a song staje się bardziej rytmiczny i energetyczny. Colin Carter wykrzykuje właściwie poszczególne słowa, a instrumentaliści wplatają w swoje partie akcenty jazzowe (5:25), a gitara basowa przejmuje funkcję jazzowego kontrabasu. Kwintet prowadzi swoje partie niezwykle płynnie, na luzie, co rusz manipulując tempem i przechodząc do innego motywu, doskonale dopasowanego do faktury utworu. Nadzwyczaj konsekwentne, wyrafinowane granie balansujące na granicy improwizacji. Po tak spontanicznej „jeździe” album kończy  piosenka łagodniejsza, klimatyczna, „The Time It Takes”, w której królują spokój, melancholia, intymny nastrój i refleksja. Szanowni Państwo! Piękno, piękno nadchodzi! Autorzy edycji załączyli jako bonus singlową wersję „Small Beginnings”, stanowiącą kontur, zarys kompozycji właściwej, uwzględnionej na płycie . Odgłosy morskich fal bijących o brzeg są świetnym podsumowaniem charakteru muzyki z longplaya Flash, który dostarcza multum pozytywnych wibracji, impulsów, prezentuje profesjonalny katalog rozwiązań rytmicznych i instrumentalnych, dobre osiągnięcia wokalne, a wszystkie wymienione czynniki powodują, że zaczynamy się zastanawiać, jak to możliwe, że tak wartościowy album nie zdobył spektakularnego sukcesu. Może brak szczęścia?
(5/6)
Włodek Kucharek

rightslider_003.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png

Goście

4962947
DzisiajDzisiaj338
WczorajWczoraj3559
Ten tydzieńTen tydzień3897
Ten miesiącTen miesiąc45780
WszystkieWszystkie4962947
54.226.222.183