SAXON, SKID ROW, HALCYON WAY – Warszawa, 15.11.2014
Saxon, Skid Row, Halcyon Way – Progresja Music Zone, Warszawa, 15 listopada 2014
Informacja o specjalnej trasie Saxon z setlistą opartą na trzech legendarnych albumach „Wheels Of Steel”, „Strong Arm Of The Law” oraz „Denim And Leather” zelektryzowała fanów legendy New Wave Of British Heavy Metal. Dlatego też europejska część trasy „Warriors Of The Road World our liczy aż 38 koncertów, rozpoczęła się w Grecji 25 października, zakończy zaś w Londynie 13 grudnia. Zespół nie omieszkał też odwiedzić Polski, w której pojawia się już od 1986 roku, a koncert w Progresja Music Zone był jedynym tegorocznym występem Saxon w Polsce. Nic dziwnego, że publiczność dopisała, a fani zjechali do Warszawy z całego kraju, szczelnie wypełniając klub.
Jednak jako pierwszy na main stage zaprezentował się amerykański Halcyon Way. Kwintet z Atlanty został bardzo życzliwie przyjęty przez widzów, wykorzystując maksymalnie pół godziny które dostał do dyspozycji. Co prawda akurat mnie jakoś nie porwał tradycyjny heavy/power metal w ich wykonaniu, bo pomimo sprawnego wykonania, sporych umiejętności i przebojowych refrenów było to wszystko dość monotonne i zbyt schematyczne. Wokalistę Steve’a Brawna wspierali też gitarzysta i basista, ale ich, czerpiące z growlingu i blackowego skrzeku, groźne porykiwania niezbyt pasowały do tradycyjnej warstwy instrumentalnej. Na plus zdecydowanie energia i ogromne zaangażowanie muzyków, dzięki czemu „Web Of Lies”, „Hatred In My Cause” i „Save Your Tears” z najnowszego CD „Conquer” czy starsze „On Black Wings” oraz „Declaration Day” okazały się dobrą rozgrzewką przed występem Skid Row.
Amerykanie byli kiedyś gwiazdą pierwszej wielkości, ale już od dobrych 20 lat ich nazwa oraz muzyka nie elektryzują milionów fanów na całym świecie. Fakt faktem, że zespół im tego nie ułatwia, bowiem w ostatnich kilkunastu latach najpierw rozstał się z charyzmatycznym wokalistą Sebastianem Bachem, by z jego następcą Johnny’m Solingerem nagrać przed ośmiu laty raptem jeden słabiutki album „Revolutions Per Minute”. Jednak ostatnie EP-ki grupy okazały się całkiem udane, tak więc liczyłem na jej niezły koncert i tak rzeczywiście było. Skid Row przekonali się niedawno na Przystanku Woodstock, że polska publiczność należy do wyjątkowo żywo reagujących i tak też było w sobotni wieczór w Warszawie. Ludzie nader chętnie podchwycili dobiegające z głośników„Blitzkrieg Bop”The Ramones, po czym scenę na godzinę opanowali żywiołowi członkowie Skid Row. I mimo tego, że zespół ma już najlepsze lata za sobą, a na program ich występu złożyły się przede wszystkim utwory z debiutu „Skid Row” oraz „Slave To The Grind”, to jednak było czego posłuchać. Zespół uderzył bowiem utworem tytułowym z drugiego LP, poprawił dynamicznymi „Piece Of Me” oraz „Big Guns” z jedynki. Chwilę wytchnienia zapewniła chóralnie wykonana ballada „18 And Life”, ale potem już do końca było ostro i dynamicznie, a Johnny Solinger okazał się wokalistą kompletnym. Co prawda w szaleńczym „Psycho Theraphy” The Ramones zastąpił go za mikrofonem basista Rachel Bolan, przywołując czasy MLP „B-Side Ourselves”, ale w dwóch nowszych numerach oraz klasykach „Monkey Business”, jak też zagranym na bis, entuzjastycznie przyjętym przez publiczność megaprzeboju „Youth Gone Wild”, Solinger ponownie wielokrotnie udowodnił, że nie jest tylko imitatorem Bacha, zaś skali i siły głosu może mu pozazdrościć niejeden bardziej znany wokalista.
Sprawnej zmianie sprzętu na scenie towarzyszyły ponownie klasyczne metalowe i hard rockowe dźwięki, aż w końcu przy „It's a Long Way To The Top (If You Wanna Rock ‘n’ Roll)” AC/DC gromko skandowane przez dwa tysiące gardeł Saxon! Saxon! wywołało gwiazdy wieczoru zza kulis. I tak jak na LP „Wheels Of Steel” przez głośniki przetoczył się rozpędzony „Motorcycle Man”, będąc pierwszym z wielu zaprezentowanych tego wieczoru klasyków Saxon z drugiego, trzeciego i czwartego albumu. Muzycy nie postawili jednak tylko na żelazną klasykę, bo już jako drugi zabrzmiał tytułowy track z ubiegłorocznego albumu „Sacrifice”, a później muzycy sięgali też po „Lionheart” sprzed 10 już lat, dwa numery z „The Inner Sanctum”: przebojowy „I’ve Got To Rock (To Stay Alive)” i ballada „Red Star Falling”. Publiczność nader chętnie śpiewała z Biffem Byfordem, wdawała się z nim w wokalne pojedynki czy wyjątkowo żywiołowo akcentowała zadowolenie z faktu obecności Saxon na scenie, w dodatku w tak wyśmienitej formie. Ciekawostką było też włączenie do repertuaru przez legendę NWOBHM utworów rzadziej bądź od dawna nie wykonywanych na żywo, jak „Power And The Glory” i monumentalny „The Eagle Has Landed”, przebojowy :Forever Free” z czasów, gdy tradycyjny heavy metal niemal zszedł do podziemia czy stareńki „Suzie Hold On”. Muzycy nie zapomnieli bowiem o podkreśleniu tego, z jakiej okazji ruszyli w trasę, wykonując aż 11 utworów z klasycznej trójcy zespołu jak i gatunku.
Poza wymienionym „Suzie Hold On” drugi album grupy reprezentowały: evergreen „747 (Strangers In the Night”) i oczywiście utwór tytułowy. Z trójki „poleciały”: tytułowy „Strong Arm Of The Law”, rozpędzone „Heavy Metal Thunder” i „To Hell And Back Again”, jeszcze szybszy, mający wpływ na wiele thrashowych kapel z początków lat 80. „20.000 Ft” oraz epicki „Dallas 1PM”. Z „Denim And Leather” nie mogło zabraknąć zagranego na bis utworu tytułowego oraz dwóch szybkich killerów: „And The Band Played On” i „Princess Of The Night”, w którym po pierwszych taktach muzycy przestali grać, a publiczność dyrygowana przez Biffa śpiewała a cappella, aż do ponownego wejścia panów Quinna, Scarratta, Cartera i Glocklera. Bisy dopełniły dwa utwory, bez których trudno sobie wyobrazić koncert Saxon: epicki i monumentalny „Crusader” oraz wyproszona na koniec przez publiczność, niezwykle popularna w Polsce w latach 80. ballada „Broken Heroes”. Zważywszy na to, że zespół miał za sobą koncert w Berlinie, a przed sobą podróż i występ w Pradze, to niemal dwie godziny na scenie i 21 utworów robią wrażenie, tym bardziej, że żaden z muzyków się nie oszczędzał, udowadniając, że Saxon to wciąż żywa legenda rocka i jeden z najlepszych zespołów koncertowych w historii heavy metalu.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka-Chamryk