Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

ACCEPT - Kraków - 27.05.2015

ACCEPT - Klub Fabryka, Kraków - 27 maja 2015

Mało która stara, klasyczna, heavy metalowa załoga trzyma się tak dobrze jak Accept. Trzy, wydane po długiej przerwie, albumy z Markiem Tornillo za mikrofonem przekonały chyba wszystkich niedowiarków, że istnieje życie bez Udo, a heavy metal w swej najbardziej klasycznej formie ma się dobrze w XXI wieku, a ponad pięćdziesięcioletni weterani wciąż potrafią ustawić młodych i gniewnych do szeregów i uczyć na czym polega energia, świeżość i entuzjazm w muzyce. Co więcej - każda kolejna płyta zespołu wydaje się lepsza i mocniejsza od poprzedniej. Efekt podkreśla coraz bardziej krwista i ognista czerwień każdej okładki.

Ostatnie dzieło zespołu - "Blind Rage" jest dokładnie taki, jak jego okładka. Jest jak wściekły, buchający ogniem z nozdrzy, szarżujący na słuchacza byk. Po wydaniu płyty w składzie zespołu nastąpiły pewne przetasowania personalne, ale kto zaczął wątpić w siłę Accept z tego powodu, z pewnością w Fabryce zmienił zdanie. Świeże nabytki zdecydowanie nie należą do ułomków. Przede wszystkim nowy gitarzysta - Uwe Lulis może pochwalić się bardzo solidnym metalowym CV (wiele lat grał w Grave Digger, a wcześniej w Digger na niezłej, choć zapomnianej, płycie z kaczką-cyborgiem na okładce). Obaj muzycy mieli sporo do udowodnienia i z zadania wywiązali się znakomicie.

Co się chwali, Accept nie ograniczali się do zabawiania publiki najbardziej znanymi klasykami z klasycznych płyt, ale postawili na nowy materiał. Z 21 kawałków aż 12 pochodziło z płyt z Markiem Tornillo, z czego dokładnie połowa z "Blind Rage", co z pewnością ucieszyło wszystkich, którzy widzieli już zespół w akcji kilkukrotnie. Najmłodsi fani, dopiero co poznający repertuar Niemców oraz najstarsi, przywiązani do klasycznych numerów fani też nie mieli na co narzekać, gdyż najnowsze numery w wersjach koncertowych (w większości) wcale nie ustępowały energią największym hitom grupy.

Zaczęło się od galopującego "Stampede" oraz epickiego "Stalingrad". Niemiecka machina wojenna nie zawiodła, a z twarzy dowódców dywizji pancernej - Wolfa Hofmanna i Petera Baltesa ani na chwilę nie znikał uśmiech. Gitary cięły jak żyletki, buldożerowy bas rozsadzał głowę. Krakowska publiczność została bezlitośnie rozjechana przez czołg i jak to w heavy metalu bywa - wszyscy byli szczęśliwi. Następny numer - "Hellfire" był nieco monotonny i troszkę uspokoił publikę, natychmiast jednak pobudzoną do działania, headbangingu i zdzierania gardeł za pomocą "London Leatherboys" i "Losers and Winners". Z dalszych numerów nieco rozczarował dość sennie, jak na Accept, odegrany "Midnight Mover" po którym jednak panowie absolutnie zrehabilitowali się porywającą wersją "Restless and Wild". Szczególnie Mark Tornillo wzniósł się tu na wyżyny swoich możliwości i po raz kolejny udowodnił, że buty, w które wszedł wcale nie były na niego za duże.

Przyjemnie wypadł epicki, filmowy niemal numer "Shadow Warriors" ze Stalingradu, bardzo sympatycznie wyszło "The Curse", udowadniające tekstem, że jednak heavy metalowcy to na ogół poczciwe chłopaki, szybkie i energetyczne "The Final Journey",  kapitalny "The Dying Breed", świetnie opisujący tekstem zgromadzoną w Fabryce publiczność i chyba najlepiej przyjęty kawałek z nowej płyty, czyli "Dark Side of My Heart". To w ogóle świetny hicior. Początek z "Up to the Limit", zwrotki przywodzące na myśl "Cold Sweat" Thin Lizzy z niskim, zachrypniętym wokalem Marka nieco w stylu Phila Lynotta i doskonały do wspólnego śpiewania refren na miarę najlepszych kawałków z "Metal Heart", "Balls to the Wall" i ruletki. Kawałek ma dopiero roczek, a wcale nie zabrzmiał gorzej od poprzedzającego "Princess of the Dawn", tradycyjnie angażującego całą publikę. "Fast as a Shark" zagrany na koniec regulaminowego czasu gry, również tradycyjnie zmiótł wszystko w pył. Bardzo fajnie wypadły również solowe popisy Wolfa na gitarze i Petera na basie.

Bisy natomiast doprowadziły do zadyszki, a starszych może nawet i do zawału, wszystkich skaczących i wariujących w młynie maniaków z przodu sali. Chóralnie odśpiewany hymn z klasycznego repertuaru - "Metal Heart", chóralnie odśpiewany hymn z nowego repertuaru - "Teutonic Terror" i "Balls to the Wall" na dobicie wycisnęły siódme poty i zdarły gardła wszystkim zgromadzonym do końca. Pozostało już tylko ochłodzić się piwem i cieszyć, że się wizytę załogi sympatycznych Teutonów na Polskiej ziemi przeżyło.

O tak solidnej firmie jak Accept zresztą trudno napisać coś mądrego i odkrywczego. Kto ich kiedykolwiek widział na żywo, wiedział czego oczekiwać. Poza niemiecką solidnością Accept to jednak zawsze ogromna dawka energii, świeżości i radochy z grania, którą mogliby obdarować setkę młodych zespołów. Teutoński terror z uśmiechem na twarzy.

Hubert Jarzębowski

rightslider_002.png rightslider_004.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5056085
DzisiajDzisiaj973
WczorajWczoraj2645
Ten tydzieńTen tydzień9564
Ten miesiącTen miesiąc59736
WszystkieWszystkie5056085
18.191.195.110