Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

ZAKK WYLDE, Jared James Nichols, Złe Psy - Łódź - 03.06.2016

ZAKK WYLDE, Jared James Nichols, Złe Psy – Klub Wytwórnia – 3 czerwca 2016

Początek czerwca, słoneczne popołudnie, autokar mknie autostradą. Warunki atmosferyczne wybitnie sprzyjające motocyklistom mijającym nas raz po raz w kierunku bliżej nie znanym. Zazdrośnie spoglądam za nimi nie wiedząc nawet, że już za parę godzin te same maszyny przywitają mnie pod łódzkim klubem do którego zmierzamy. Dziś to już tylko wyborne wspomnienie do którego sięgam z uśmiechem żeby skrobnąć parę słów na temat piątkowego koncertu.

zakkwylde lodz wytwornia b

Nie da się ukryć, że Zakk Wylde ostatnio często odwiedza nasz mały, piękny kraj. I nic w tym dziwnego biorąc pod uwagę ogromne wsparcie ze strony BLS Polish Chapter, do którego ja również z dumą należę. Ten koncert miał być jednak inny. Miał być solowy i miał promować najnowsze wydawnictwo gitarzysty „Book Of Shadows II”. Czy tak było? Powiedzmy, że tak bo set składał się głównie z kompozycji solowych. Tymczasem na scenie oprócz samego Zakk'a pojawili się muzycy z BLS co sprawiło, że gig stał się bliźniaczo podobny do klasycznego, wspólnego występu.

Piątkowe wydarzenie zaczęło się jednak od supportów. Jako pierwszy na scenie pojawił się Andrzej Nowak ze swoim projektem Złe Psy. Energetyczny, półgodzinny set dopasowany pod stylistykę gwiazdy, pokazał że gitarzysta TSA nadal dysponuje dobrą formą. Frontman nie stronił od fanów również po swoim występie i chętnie przystawał na prośby o zdjęcia i autografy.

Niezwykle udany wydał mi się występ kolejnego wykonawcy, którym był Jared James Nichols. Publiczność dosłownie zauroczona oglądała artystę na scenie. Bluesowo rockowe granie mocno rozbujało obecnych i przyszłych fanów. Świeże, energetyczne numery zachęciły wiele osób do nabycia płyt Jared’a. Wyśmienity wybór na wsparcie.

Po dłuższej przerwie technicznej nadszedł czas na główny punkt programu. Ekipa Zakk'a pojawiła się na scenie punktualnie o godz. 21:30. Przyciśnięty do barierek tłumek momentalnie odzyskał siły witalne. Na twarzach pojawiła się ekscytacja i oczekiwanie na pierwsze dźwięki. I mimo to, że materiał na nowej płycie wręcz sugerował zabranie poduszki na koncert to wcale nie było sentymentalnie. Już  pierwszy utwór „Sold My Soul” rozwiał wątpliwości co do dalszej części programu. Wzbogacony o niezwykle długą solówkę nakreślił kierunek, w którym zmierzał cały, dwugodzinny występ. Efektowne wariacje gitarowe, solówki grane zębami, instrument przerzucany na kark to tylko kilka z popisów frontmana. Każdy kto zna jego twórczość wie doskonale, że nawet najprostsze riffy zagrane z „prędkością Zakk’a” zmieniają się w niebywałe konstrukcje dźwięków. Zaskakujące i nie do końca zrozumiałe dla mnie było zejście gitarzysty między fanów i odegranie tam jednej z nieprzeciętnych solówek. To stworzyło swego rodzaju lej w tłumie, efekt widoczny tylko na zdjęciach wykonanych z góry ponieważ pozostałym osobom muzyk po prostu zniknął z oczu. Setlista zawierająca głównie utwory z nowego krążka wzbogacona została kompozycjami z pierwszej solowej płyty Zakk'a. Dodano też kilka smaczków w postaci znanych motywów z Black Sabbath. Dość jednostajny koncert już w drugiej połowie lekko ostudził publikę. Mimo to znane na pamięć teksty głośno wyśpiewywano razem z wokalistą. Warty uwagi był utwór „Dead as Yesterday” zagrany jako jedyny na gitarze akustycznej. Posypało się nawet trochę żartów ze sceny dotyczących odpowiednio każdego z muzyków. Dario Lorina tym razem zasiadał głównie za pianinem, choć były momenty gdy brał wiosło w dłonie. Nietuzinkowe momenty, bo solo odegrane w jego wykonaniu to dostrzegalny powiew świeżości. Basista John DeServio oprócz standardowego „banana” na twarzy zwrócił tym razem uwagę biało-czerwonymi strunami w swojej gitarze.

Choć bisów nie było to na koniec nie zabrakło długich podziękowań ze strony Zakk'a, pamiątkowych zdjęć z flagą Polish Chapter i tradycyjnego King Konga. To był bardzo udany koncert. Podpisane płyty i inne gadżety schodziły jak woda. Ogonek po piwo wyraźnie stawał się coraz bardziej wesoły. I to wystarczy. Kolejny solowy występ pana Wylde’a chętnie zobaczę, ale za kilka dobrych lat.

Tekst, zdjęcia: Małgorzata "Margit" Bilicka

rightslider_001.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_003.png

Goście

5058763
DzisiajDzisiaj118
WczorajWczoraj3533
Ten tydzieńTen tydzień12242
Ten miesiącTen miesiąc62414
WszystkieWszystkie5058763
3.133.141.6