Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 91sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

Mastodon - Warszawa - 22.08.2016

MASTODON - Progresja Music Zone - 22 sierpnia 2016 

Mastodon powrócił po raz kolejny do Polski. Tym razem pierwszy raz postanowił zagrać u nas w klubie. Byłem strasznie ciekawy koncertu i tego co ta duża kapela może pokazać podczas grania na klubowej scenie. Do tego fakt, że na  suporcie miało zagrać  Steak Number Eight, sprawił, że nie mogłem doczekać się tego wydarzenia.

Niestety na pierwszy suport w postaci polskiej grupy Sunnata spóźniłem się z powodu dużej kolejki przed klubem. Znalazłem się w sali jakoś mniej więcej w połowie ich koncertu i od razu odpłynąłem. Zespół w pełnym skupieniu i transie grał swój Stoner/Sludge Metal, a ja sam dałem się ponieść tej muzyce i popadłem w trans. Nie wiem, czy słyszałem jedną długą kompozycję, czy kilka mniejszych, ale wszytko do siebie tak pięknie pasowało, że jak schodzili ze sceny to żałowałem, że nie udało mi się być tam od początku.

W końcu zespół, na który najbardziej czekałem - Steak Number Eight. Podczas swojego krótkiego koncertu zaprezentowali głównie materiał z ostatniej bardzo dobrej płyty, ale od początku. Zaczęli spokojnie, atmosferycznie, żeby tylko dołożyć ciężaru i mocy swoje grze. Przez cały koncert na scenie panował pół mrok. Brent Vanneste co chwila się wygłupiał, skakał i podbiegał do publiczności. W połowie koncertu w efektywny sposób zdjął z siebie nawet koszulkę oraz kilka razy złapał się za serce tak, jak by miał zawał, ale na szczęście tylko udawał. Nawet nie wiem kiedy minął mi ich koncert i jak schodzili, tak jak większość publiki czułem spory niedosyt. Nawet skandowanie o jeszcze jeden utwór nic nie dało, trzeba czekać do września aż wrócą na solowe koncerty.

Mastodon zaprezentował się piękną oprawą graficzną w postaci powiększonej okładki nowej płyty oraz perkusją umalowaną w kolory albumu. Już od początku koncertu było strasznie gorąco, ponad 1500 osób robi swoje i niestety robiło się coraz gorzej. Szkoda, że nikt nie wpadł na pomysł klimatyzacji. Wizualnie za piękni oni nie są, a śmieszne stroje Breneta dodają trochę groteski ich koncertom.  Zespół w Warszawie zaprezentował 19 kompozycji, z czego duża część pochodziła z ostatnio wydanego albumu Once More 'Round the Sun. No i właśnie promowanie nowego materiału było dość słabym punktem koncertu. Nowe utwory wprawdzie instrumentalnie wychodziły genialnie, ale kiedy wchodził wokal już nie było kolorowo. Chłopaki po prostu nie potrafią śpiewać. W studiu można zrobić wszystko, podciągnąć komputerowo, a na koncercie niestety to wychodzi. Paradoksalnie najlepszym wokalistą okazał się perkusista. Zawiodła też akustyka klubu. Tak jak na supportach było  dobrze tak tu bardzo przeciętnie/słabo. Podczas Matodona zacząłem się bawić dopiero przy starszych kompozycjach i ogromnie cieszyłem się na ,,Oblivion”. Co ja bym dał, żeby usłyszeć całe Crack the Skye na żywo. Podczas koncertu nie zabrakło utworów z całego ich dorobku, a zakończyli set coverem Thin Lizzy. Od czasu do czasu Troy i Brent zagadywali publiczność ze sceny, cieszyli się widząc pełną salę oraz zapowiedzieli powrót za rok. Fajnie by było ich zobaczyć na dobrze nagłośnionym koncercie takim, jaki widziałem na Urynalikach w 2012.

Nie było to koncert mojego życia, ani roku, ani nawet miesiąca. Podczas niego przypominałem sobie czemu wolę ich w odsłonie studyjnej, gdzie wokalnie dają radę. Jeśli ktoś jest ich wielkim fanem i przeoczył ten koncert na pewno ma czego żałować, ale jeśli od czasu do czasu ich słucha to może spać spokojnie – nic nie stracił.

Kacper Hawryluk

rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5360044
DzisiajDzisiaj2144
WczorajWczoraj3844
Ten tydzieńTen tydzień10310
Ten miesiącTen miesiąc9620
WszystkieWszystkie5360044
34.239.150.167