Into the Abyss Fest - Wrocław - 9-10.12.2016
INTO THE ABYSS FEST - Wrocław - 9-10 grudnia 2016
Wrocław stał się zimową festiwalową stolicą polski za sprawą genialnego festiwalu Into the Abyss. To już druga edycja tej imprezy i trwała ona dwa dni. Miałem okazję być na tylko na pierwszym dniu tego festiwalu, który odbył się w dość przyjemnym, ale niestety za małym klubie jak na taką frekwencję. Do klubu przyszedłem dosłownie na dwa ostatnie numery black metalowców z Cold Raven. Z tego, co widziałem zagrali dość poprawnie, ale nie mieli, prawdę mówiąc, dla kogo. Na ich koncercie było raptem garstka osób.
Nie wiele lepiej było na From Hell. Ich występ niestety nie zapisze mi się pozytywnie w pamięci, chyba że za sprawą sympatycznego gitarzysty wyglądem przypominającego Ericka Patersona z Testamentu po regularnych wizytach w fast foodach. Muzycznie był to podobno death/thrash. Niestety kompletnie nie w moim klimacie. Każda kompozycja zagrana dokładnie na to samo kopyto ,,urozmaicona” kompletnie nieprzyswajalnym wokalem. Tak jak nie znałem ich studyjnych dokonani wcześniej, tak nie mam w planach ich poznać po tym koncercie.
No i nagle bum. Klub zapełnia się praktycznie po brzegi. Na środku sceny zaraz przy widowni montowana jest perkusja, a to oznacza tylko jedno: zaraz na scenę po raz pierwszy w Polsce wkroczy Absu. Kompletny minimalizm w ich scenografii, nie było nawet loga, a ubrania muzyków. Za to zabrzmieli potężnie, pełni energii i chęci gry. Od samego początku koncertu ich muzyka uderzyła mnie z całej siły w mordę i nie tylko mnie, bo od razu pod sceną wybuchł młyn. Nawet nie wiem, kiedy zleciał mi ten koncert. Muzycy na scenie ograniczali się do machania głową, wszyscy poza perkusistą, którego ruchy sceniczne połączone z wokalem tworzą ciekawy widok. Nawet w połowie koncertu wszedł sesyjny perkusista, aby Proscriptor McGovern mógł pochodzić po dość małym obszarze sceny i wymachiwać rączkami. Kolega określił go mianem osoby, która połączyła leki na nadciśnienie z alkoholem i coś w tych słowach jest. Tego dnia to oni wygrali, minimalizmem, ale perfekcja brzmienia oraz muzyki.
No i to na co wszyscy czekali, po raz drugi w Polsce legenda death metalu, ojcowie tego gatunku, kurwa jego mać Possessed. Czy trzeba mówić coś więcej? Ubrani w bojowe stroje, pieszczochy obrócili resztkę tego, co zostało z klubu po Absu w popiół. O wiele lepszy koncert niż ten w Warszawie, a to ze względu na akustykę oraz wykonanie ,,Fallen Angels”. Godzinny koncert, łącznie 3 kawałków i Jeff dający z siebie wszystko na wózku. On żyje chyba tylko możliwością wyjścia na scenę i grania. Publika to doceniła gorącym przyjęciem, młynem pod sceną oraz darciem mordy razem z nim praktycznie przez większość koncertu. We Wrocławiu mogliśmy usłyszeń nowy numer, który prawdopodobnie znajdzie się na wydawnictwie zapowiadanym już od kilku lat. Z tego, co usłyszałem, podczas tego koncertu mogę powiedzieć, że warto czekać, bo numer niczym nie odstawał od klasycznych dokonań Possessed, a to chyba mówi samo za siebie już. Possesssed udowodniło klasę oraz sprostało swojej legendzie podczas wrocławskiego koncertu i tutaj nie ma żadnych dyskusji.
Po legendarnym Possessed klub opuściła spora grupa ludzi. Mając totalnie wyjebane na Belphegora tak jak oni na nas, co udowodnili podczas koncertu, jak i odwołaniem pół roku wcześniej koncertu w Gdańsku. No ale jak jestem to postanowiłem zobaczyć może nie będzie tak źle. Już sam początek, gdzie na scenie były tylko rekwizyty z kości klejone na jebaną taśmę klejącą sprawił, że poczułem kicz bijący od tego zespołu, no ale niech zaczną. No i weszli na scenę, a ja wyszedłem. Wytrzymałem 1,5 numeru tej monotonii grania bez życia na jedną modłę. Muzycy nawet nie starali się udawać, że chce im się grać ten koncert, a wokalista pomylił miasta. Kolega będący ich fanem powiedział mi, że dawno się tak nie rozczarował żadnym koncertem. Czyli punkt dla mnie, że jednak wybrałem bar, a nie stanie pod sceną. Podobno zespół schodząc z niej nie miał już nawet z kim się pożegnać.
Reasumując: genialna impreza i oby więcej takich. Duet Possessed i Absu to prawdopodobnie najlepsze koncerty roku 2016. Już nie mogę się doczekać, jakie to atrakcje zapewni nam organizator za rok.
Kacper Hawryluk