Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

Jex Thoth, MaidaVale - Warszawa - 7.05.2018 [Zdjęcia]

JEX THOTH, MaidaVale – Hydrozagadka - 7 maja 2018

Od poprzedniej wizyty mistrzów okultystycznego heavy rocka w Polsce minęło prawie pięć lat, dlatego informacja o kolejnym koncercie Jex Thoth podczas europejskiej trasy 2018 zelektryzowała polskich fanów. Początkowo była mowa tylko o jednym występie w naszym kraju; dopiero w ostatniej chwili doszedł drugi w Toruniu, po perturbacjach z koncertem w Wiedniu.

Ciekawostką były też towarzyszące amerykańskiej formacji supporty: oba zbliżone stylistycznie i oba z z wokalistkami. Z powodu problemów zdrowotnych portugalski The Black Wizards musiał jednak zrezygnować z udziału w dalszej części trasy, tak więc w Hydrozagadce przed gwiazdą wieczoru wystąpił tylko, całkowicie żeński, kwartet MaidaVale. Miejscowość Fårösund z której dziewczyny pochodzą, była kojarzona wcześniej głównie z ptasią grypą, ale wygląda na to, że ten stan rzeczy może się niebawem zmienić dzięki muzyce MaidaVale. Istniejąca od niespełna sześciu lat grupa gra bowiem całkiem efektownie psychodelicznego rocka, zakorzenionego stylistycznie w przełomie szóstej i siódmej dekady ubiegłego wieku, z odniesieniami do heavy rocka czy białego bluesa, a wydała dotąd dwie płyty: debiutancką „Tales Of The Wicked West” i niedawno „Madness Is Too Pure”. Utwory z tego drugiego albumu zdominowały 50-minutowy występ Szwedek, bo z zamieszczonych nań dziewięciu utworów zabrakło tylko „Trance”. Było widać, że pierwsze skrzypce w zespole grają żywiołowa wokalistka Matilda Roth i gitarzystka Sofia Ström, ale bez sprawnej, oszczędnie grającej sekcji Linn Johannesson & Johanna Hansson, nie brzmiałoby to na pewno tak transowo i interesująco, zwłaszcza w „Oh Hysteria!”, „Another Dimension” czy dynamicznym „Gold Mind”. Słuchacze ożywili się też podczas przebojowego i najbardziej  chyba znanego  utworu zespołu „(If You Want The Smoke) Be The Fire” z pierwszej płyty, a energetyczny set MaidaVale zakończyły „Dark Clouds” i „She Is Gone”.
Jex Thoth podczas poprzednich koncertów w Polsce promowali wydany wówczas album „Blood Moon Rise”, a od momentu jego premiery dyskografia grupy nie wzbogaciła się o kolejne wydawnictwo, tak więc rodziło się pytanie, co charyzmatyczna wokalistka zaproponuje tym razem słuchaczom: utwory premierowe, czy raczej powrót do przeszłości? Stanęło na tym drugim rozwiązaniu, bowiem podstawą setu okazały się utwory z debiutanckiego „Jex Thoth” sprzed 10 lat, dopełnione kilkoma nowszymi kompozycjami. Z drugiej płyty zabrzmiały więc tylko „The Divide” i „Into A Sleep”, poprzedzone monumentalnym „Kagemni” z EP „Totem”, „Obsidian Night” z debiutu oraz zwieńczone „Raven Nor The Spirit” z kolejnego, krótszego wydawnictwa „Witness”.
Później królowały już tylko i wyłącznie utwory z pierwszej płyty – trochę szkoda, że zabrakło choćby „Psyar”, ale z drugiej strony podczas promocji „Jex Thoth” przed laty grupa do Polski nie dotarła, tak więc w poniedziałkowy wieczór mieliśmy tego swoistą rekompensatę. Nie był to zresztą tylko i wyłącznie koncert w sensie takim, że zespół zapowiada i gra kolejne utwory, stara się nawiązać werbalny kontakt z widzami – Jex unika zagrywek tego typu, a jej koncerty to swoiste misteria, w których muzyka jest tylko jednym z elementów kreowania jedynego w swoim rodzaju nastroju. Dlatego też wokalistka a to krążyła między słuchaczami niczym nawiedzona kapłanka, albo epatowała ognistym show, a instrumentaliści towarzyszyli jej w psychodelizującym/progresywnym „„Seperated At Birth” czy dynamicznym „Warrior Woman”.

Zespół nie odmówił też sobie – ku manifestowanej radości słuchaczy – prezentacji całości czteroczęściowej, trwającej ponad kwadrans „Equinox Suite” z finałową kulminacją w postaci „The Damned And Divine”, a koncert zakończyły dwa bisy. Pierwszym był, przewidziany w koncertowej rozpisce, „Son Of Yule”, ale na finał Amerykanie zaserwowali niespodziankę w postaci „Nothing Left To Die”, tak więc musieli być zadowoleni nie tylko z frekwencji, ale też atmosfery i generalnie przyjęcia ich występu. Teraz nie pozostaje nic innego, jak liczyć na to, że w końcu uporają się z nagraniem kolejnego albumu i promując go zechcą zagrać również nad Wisłą.

Wojciech Chamryk

Zdjęcia: Elżbieta Piasecka – Chamryk

rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

4963929
DzisiajDzisiaj1320
WczorajWczoraj3559
Ten tydzieńTen tydzień4879
Ten miesiącTen miesiąc46762
WszystkieWszystkie4963929
44.197.251.102