Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

Iced Earth - Warszawa - 17.07.2018

Iced Earth - Progresja Music Zone - 17 lipca 2018

Po krakowskim koncercie Iced Earth, przez Internet, a w zasadzie Facebook, bo do niego z reguły zawęża się ostatnio sieć, przetoczyła się fala rozżalenia. Że brzmienie nie takie, że setlista za krótka, że gorąco. Idąc na warszawską edycję koncertu zastanawiałam się czy fani w Krakowie padli ofiarą prawdopodobieństwa czy z ekipą Schaffera rzeczywiście jest tak źle.

Nie jest źle. Choć koncert nie był doskonale nagłośniony, krakowiacy po prostu mieli pecha. Faktycznie było głośno i bez pomocy magicznego pudełka ze stoperami koncertowymi pewnie nie było by tak komfortowo, ale na pewno wieści o łomocie perkusji zagłuszającej wokal, w Warszawie się nie sprawdziły. Zespół grał "krótko" bo prawie półtorej godziny. Może to my jednak jesteśmy rozpieszczeni dwugodzinnymi setami niektórych kapel? Występ Iced Earth był tak energiczny, świetnie przygotowany, tak trafnie stanowił całość, że rzekoma "krótkość" nie tylko nie stanowiła dla mnie problemu, ale wręcz przy dobrych wiatrach mogłabym ją nazwać "zwięzłością". Tym bardziej, że należę do szczęśliwców, którym szalenie podoba się najnowsza płyta Amerykanów. Setlista była dla mnie wygraną na loterii. Z "Incorruptible" grupa zagrała sześć kawałków, w tym pokusiła się na kolosa w postaci świetnego "Clear the Way (December 13th, 1862)", który połączył wszystko co koncertowy numer mieć powinien: dynamiczne zwrotki, skandowane momenty, ciekawe fragmenty instrumentalne (w tym przypadku quasi-ludowe) i teatralne zwolnienie. Zaskoczeniem była zapowiedź "Raven Wing", która jak ulał pasowała do "Watching Over Me". Może w ten sposób Stu chciał powiązać te dwa kawałki? Wspomniany klasyk z "Something Wicked this Way Comes" powrócił jednak na koniec koncertu. Wspierany przez setki gardeł fanów, zagrany z pasją wyczarował niepowtarzalną atmosferę tego wieczoru.

Wśród innych klasyków znalazły się m.in. "Burning Times", "Pure Evil" (tradycyjnie wspierany wokalnie przez Schaffera), niespodzianka - majestatyczny "Angels Holocaust", którego zespół nie zagrał w Krakowie, a który kapitalnie przeszedł w "Travel Stygian". Choć nowa płyta ogromnie mi się podoba, tradycyjna "tarka" Schaffera jak zawsze robi wrażenie i wywołuje małą nostalgię - dlaczego u licha on już tak nie gra? Co więcej, czasem puszcza gryf i oddaje "głos" drugiemu gitarzyście - nowemu w zespole Jake'owi Dreyerowi. Jest komu. Ten młody gitarzysta o już bogatej muzycznej przeszłości (i doceniany jako gitarzysta) jest nie tylko dobrym gitarzystą rytmicznym ale też doskonałym solowym. Już na nowej płycie słychać jakie klimatyczne solówki wplata do kompozycji i na jak wiele pozwolił mu Schaffer, który z reguły stronił od tego rodzaju ozdób w swoich utworach. Na koncercie wyraźnie pokazał, że poza nowymi numerami kapitalnie "odtwarza" gotowce w starych numerach. Poza tym, sposób w jaki gra, jego wizerunek sceniczny sprawiają, że po prostu dobrze się go ogląda na scenie.

Widać, że Schaffer dba o wizerunek, wypuszczając go na główną część sceny, czy tworząc trio, które ma "wyglądać". Co więcej, panowie jak zwykle mieli nieco zunifikowane stroje - czarne kamizelki z takimi samymi naszywkami. Sam Schaffer tradycyjnie przybrał poważną minę, a jego ekspresja na scenie ograniczała się do majestatycznego przechadzania się. Co innego Stu. Ten szalał niemożebnie. Był świetnym frontmanem, a same "przemówienia" ciągnął z mocą i w duchu heavy metalu. Na sali było sporo ludzi (a warto mieć na uwadze, że drugie tyle było w Krakowie), wśród nich grupa obcokrajowców o południowej urodzie. Ludzie bawili się dobrze, nie tylko wykrzykując wraz ze Stu choćby "In every way, you are a sinner!" ale też refreny z najnowszej płyty i "Dystopię". Iced Earth jest teraz w świetnej formie line-upowej i kompozycyjnej. Zdecydowanie było to widać i słychać we wtorkowy wieczór w Progresji!

Katarzyna „Strati” Mikosz

rightslider_003.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png

Goście

4963571
DzisiajDzisiaj962
WczorajWczoraj3559
Ten tydzieńTen tydzień4521
Ten miesiącTen miesiąc46404
WszystkieWszystkie4963571
54.85.255.74