Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

Anthrax, Acid Drinkers - Wrocław - 12.06.2019 [Zdjęcia]

Anthrax, Acid Drinkers - Centrum Koncertowe A2 Wrocław - 12 czerwca 2019

Jak Danie W Mikrofalówce

Mimo, że z nieba lał się bezlitosny żar, to Centrum Koncertowe A2 we Wrocławiu przyciągnęło w środowy wieczór wielu maniaków thrash metalu. Powód, by w ten niemiłosierny skwar wyściubić nos z domu, był jednak nie byle jaki. Na deskach sceny bowiem miały wystąpić dwie zacne załogi: Anthrax i Acid Drinkers. Grupy, które swoją postawą wzbudzają niekłamaną sympatię oraz gwarantują dobrą zabawę. Grupy, których status, nie boję się tego napisać, jest równy – obie dorobiły się wspaniałej historii oraz oddanych, wiernych fanów. Połączenie więc obu ekip było, można powiedzieć, strzałem w dziesiątkę, bo mimo, że pewnie większość publiki widziała już jednych i drugich parę razy to zawsze oglądanie ich w akcji to sama przyjemność. Tak też było i tym razem w upalny, środowy wieczór.

Na zewnątrz gorąco – wewnątrz niewiele lepiej. Szczęście jednak, że koncert miał przebiegać szybko i sprawnie. Żadnych dodatkowych zespołów, wciśniętych na siłę suportów. Klub zadbał o kondycję publiczności otwierając wszelkie możliwe punkty z zimnymi napojami zawierającymi witaminy. Z takim zabezpieczeniem można było oczekiwać na pojawienie się na scenie Acid Drinkers.

Kwasożłopy weszli na scenę punktualnie o 19.30. Po pięknych dźwiękach „This Land” Hansa Zimmera nastąpiło potężne trzęsienie ziemi. Bez pardonu od razu mocna jazda. Nagłośnienie – żyleta. Głośno ale selektywnie. Przynajmniej ja nie miałem powodów do narzekań, choć stałem bardzo blisko kolumn. Widziałem poznaniaków sporo razy, za każdym jednak ogląda mi się ich bardzo dobrze. To sprawna maszyna, która występy ma dopracowane do perfekcji. Mimo krótkiego czasu koncertu zaproponowali zestaw utworów, który usatysfakcjonował fanów Acids a oczekującym na zagraniczną gwiazdę umilił najbliższą godzinę. Po „Anybody Home?!” od razu rozkręcenie zabawy do maksimum – „Barmy Army”! Ten luz bijący ze sceny, ta klasyczna już konferansjerka Tytusa i muzyka, która się nie starzeje. Z ballad zagrali „Dancing In The Slaughter-House”, z nowszych płyt poleciało „25 Cents For A Riff” i przeróbka Percy Mayfielda „Hit The Road Jack” z wplecionymi fragmentami KISS i Iron Maiden. Dla głodnych – „Pizza Driver”, dla potrzebujących „Drug Dealer” a dla przeciwników przemocy „I Fuck The Violence” zamykający stawkę. To oczywiście nie wszystko, ale zabawa była przednia a przy tak wysokiej temperaturze głowa nie wszystko zapamięta. Może nie był to koncert rzucający na kolana, jednak Acid Drinkers utwierdzają w przekonaniu, że mało kto na krajowym podwórku z takim stażem może się równać w graniu tak energetycznych sztuk.

O wpół do dziewiątej panowie Tytus, Ślimak, Popcorn i Dzwon byli już za kulisami a scena należała do technicznych Anthrax. Próba dźwięku była tłem dla wszystkich, którzy czekali w kolejkach do wodopoju. Chwila na dojście do siebie, ochłonięcie, bo nawet jeśli nie szalało się pod sceną to dźwięk generował solidne ciśnienie, które z kolei w tych warunkach powodowało, że pot zalewał z góry na dół. Cóż zrobić, taki mamy klimat ostatnio, przypominając klasyka.

Muszę przyznać, że punktualność była mocną stroną tego wieczoru. Z zegarkiem w ręku, idealnie o 21.00 zgasły światła i z głośników popłynął „The Number Of The Beast” znanego brytyjskiego zespołu. Wrzawa osiągnęła apogeum, kiedy za okazałą perkusją pojawił się Charlie Benante a zaraz po nim kolejni wariaci – basista Frank Bello, gitarzyści Jonathan Donais i Scott Ian oraz, chwilę później, wokalista Joey Belladonna. Widziałem Anthrax kilka lat temu w towarzystwie Motorhead. Było bardzo energetycznie. Minęło sporo czasu i znów, kurczę, było energetycznie! Oni się chyba nie starzeją, albo ta muzyka działa na nich konserwująco. Początek, a jakże, był ciosem w sam nos – „Caught In A Mosh” i „Got The Time” rozkręciły publiczność. Chwilami brakowało tlenu, pod sceną czułem się jak danie w mikrofalówce! Żywioł. Charyzma. Energia. Energia. Energia. Wspominałem coś o energii? No tak, było jej dużo. Bardzo dużo. Amerykanie nie dawali wytchnienia bo każdy kolejny kawałek był tym asem z rękawa. Publiczność, mimo niemiłosiernego ścisku i gorąca, reagowała entuzjastycznie. Szalony mosh pit nie ustawał chyba ani na chwilę, tak jak w swoim scenicznym szaleństwie nie zwalniali muzycy. Z nowości zaserwowali tylko „Evil Twin” oraz „In The End” poświęcone pamięci Ronnie Jamesa Dio. Set oparty był na sprawdzonych przez lata kompozycjach, które obrosły już mchem klasyki. Jak to mówił inżynier Mamoń: podobają się te melodie, które już znamy. Coś w tym jest bo przy „I Am The Law”, „Medusa”, „Now It’s Dark” czy „Efilnikufesin (N.F.L.) amok był okrutny! Zarówno Scott Ian jak i Joey Belladonna chwalili polską publikę, wszystkich thrash maniacs i byli widać szczerze zadowoleni. Na koniec nie mogło zabraknąć „Antisocial” i „Indians”, przy których nie było chyba na sali milczącego gardła. Po ukłonach, oklaskach, obowiązkowym (hurtowym!) rzucaniu kostek i perkusyjnych pałeczek muzycy zniknęli w drodze do garderoby.

Z taśmy poleciało „Long Live Rock ‘n’ Roll” Rainbow, co było świetną puentą wieczoru w A2. Warto było tłuc się parę godzin do Wrocławia w niebotycznym upale by zobaczyć obie ekipy w świetnej formie. Naprawdę pokazali, że pasja do muzyki odejmuje lat. Pięknie się panowie starzeją – ale ich twórczość okazuje się wciąż młoda i porywająca. Do następnego spotkania!

Adam Widełka

rightslider_003.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png

Goście

4962943
DzisiajDzisiaj334
WczorajWczoraj3559
Ten tydzieńTen tydzień3893
Ten miesiącTen miesiąc45776
WszystkieWszystkie4962943
54.205.179.155