Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

TOTO - Sopot - 25.06.2019

TOTO, ZFG - Opera Leśna w Sopocie - 25 czerwca 2019

Zmierzając ulicą Stanisława Moniuszki w Sopocie w kierunku Opery Leśnej nie miałem wrażenia, że idziemy na koncert legendy muzyki rockowej, a wręcz przeciwnie. Gorąc, letni klimat, ludzie w bardzo różnym przedziale wiekowym, ubrani różnorodnie i tylko gdzieniegdzie ktoś przemknął w koszulce z napisem Toto.

Czwartkowy wieczór rozpoczął się od występu zespołu ZFG. Młody projekt tworzy czterech przyjaciół Trev Lukather, Sam Porcaro, Josh Devine i Jules Galli, a nazwę swojego zespołu rozszyfrowują jako „Zero Fucks Given”. Jak sami mówią taka właśnie idea bezpretensjonalnego podejścia do tworzenia i grania muzyki wytworzyła się już podczas pierwszego dnia pracy w studiu nagraniowym. Zespół wydał jak do tej pory tylko dwa single „Holehearted” i „Special”, z czego ten drugi 26 kwietnia br. Ich kariera rozkręca się jednak bardzo szybko. Jeszcze w maju grali kilka koncertów na wspólnej trasie po USA z Winery Dogs, a w czerwcu są już na swojej pierwszej europejskiej trasie koncertowej supportując Toto.  Trudno tu nie wrócić do składu zespołu. Nazwiska Lukather i Porcaro brzmią znajomo? Dokładnie tak, ale to nie Toto, a synowie twórców gwiazdy wieczoru: Steve’a Lukather’a i Mike’a Porcaro. ZFG wystąpiło jednak na scenie Opery Leśnej nie tylko dlatego, że w ich składzie są posiadacze tak wielkich nazwisk, ale dlatego, że w czasie koncertu potwierdzają, że mają olbrzymi muzyczny potencjał. 30 minutowy koncert nie porwał może sopockiej publiki, ale na pewno rozgrzał i nie znudził czekających na gwiazdę wieczoru. ZFG gra melodyjne rockowe utwory z chwytliwymi refrenami, funkowymi rytmami i świetnym groove. Po koncercie pomyślałem, że chętnie zobaczyłbym ich w klubie, z mniejsza publicznością, ale za to taką, która specjalnie przyszła dla nich. Mam wrażenie, że wtedy ich muzyka potrafiłaby wytworzyć o wiele większą chemię między nimi, a publicznością. Na koniec przytoczę słowa Gene Simmonsa, które wybrzmiewały mi gdzieś w głowie po skończonym występie, a który powiedział kiedyś o ZFG: „Jesteście lepszymi muzykami niż KISS kiedykolwiek będą, a brzmicie jakbyście mogli być następnym Queen”. Czy tak będzie? Czas pokaże.

Tymczasem w oczekiwaniu na zespół, który wciąż świętuje 40-lecie swojego istnienia, sopocka Opera Leśna wypełniła się prawie w całości publicznością. Gdzieniegdzie w sektorach, w których jest najgorsza widoczność, pozostały jeszcze wolne miejsca. Zastanawiałem się, czy wolałbym być teraz w wielkiej sali koncertowej, gdzie przy przyciemnionych światłach oczekuje się niecierpliwie na gwiazdę wieczoru,  czy tu i teraz w ten ciepły letni dzień, kiedy słońce jeszcze długo świeci swoim blaskiem w leśnym anturażu Opery Leśnej. Czy ten koncert będzie miał wyjątkowy klimat? Czy będzie miał w ogóle klimat kiedy za Tobą siada zagraniczna wycieczka trzymająca w rękach kolorowe, świecące balony, jakby byli na pierwszym lepszym sopockim festiwalu?

Punktualnie, o zapowiedzianej godzinie na scenie pojawiają się Oni, założyciele Toto Steve Lukather i Steve Porcaro z zespołem. David Paich, trzeci z wielkich założycieli, którzy po dziś dzień tworzą ten znakomity zespół był obecny w Sopocie, ale już od ponad roku bardziej skupia się na walce o swoje zdrowie i nie występuję aktywnie na scenie podczas tras koncertowych. Bez zbędnych ceregieli po krótkim przywitaniu z publicznością popłynęły pierwsze dźwięki „Devil’s Tower”. Utwór ten został skomponowany i nagrany podczas sesji nagraniowej płyty „Toto IV” w 1981 roku z Mike’iem i Jeff’em Porcaro, ale swoja premierę miał dopiero w 2018 roku. Jak przyznał sam Steve Lukather do tego czasu nigdy nie nagrano linii wokalnej, ani nawet nie napisano tekstu. Dopiero Joseph Williams dołożył swoją cegiełkę i tak utwór po kilkudziesięciu latach ujrzał światło dzienne. Wyciągnięty z archiwów kawałek jest tak dobry, że od razu zapomniałem o ludziach z balonikami bo muzyka pochłonęła mnie całkowicie. Kolejny utwór zaczął się od pulsacyjnego akordu na klawiszach i cała Opera Leśna poderwała się do góry bo wybrzmiały akordy do „Hold The Line”. Jeden z najbardziej znanych utworów zespołu, który tego wieczoru wybrzmiał w Sopocie to bodajże najstarszy, z tych które wspięły się na czołowe miejsca amerykańskiej listy przebojów Bilboard. Jednocześnie był to jeden z niewielu momentów, które spowodowały, że publiczność mogła pobujać się na stojąco w rytm znanego z radia przeboju. Z utworami Toto w większości jest tak, że ludzie znają je z radia, potrafią zanucić, ale nie kojarzą zespołu, który je wykonuje. W myśl tej zasady świetnie zostały rozpoznane i wręcz entuzjastycznie przyjęte „Rosanna”, „I Will Remember”, czy „I’ll Be Over You”, ale już  „Jake To The Bone”, czy „Dune” zostały przyjęte jak zapchaj-dziury. Joseph Williams wciąż w doskonałej formie, jego wysokie partie wokalne znakomicie wybrzmiewały i komponowały się z głosami Lukathera, czy nietuzinkowym głosem Shem von Schroeck’a, który od dwóch lat wspiera zespół koncertowo na gitarze basowej. W środkowej części koncertu zespół zaprezentował akustyczny set i z głośników posypały się kolejne hity ”Georgy Porgy”, „Stop Loving You”, czy „Human Nature”. Ten ostatni wszyscy znają, gdyż znalazł się na płycie „Thriller” Michaela Jacksona, ale ciekawostką jest, że współkompozytorem utworu jest Steve Porcaro, a przy nagrywaniu i aranżacji utworu swoje palce maczali pozostali członkowie Toto, czyli Steve Lukather, Jeff Porcaro i David Paich. Ostatniego muzyka brakowało mi najbardziej tego wieczoru, ale najważniejsze jest, żeby podreperował zdrowie. Dlatego też pod nieobecność Paich’a akustyczny set skończył się solo, które wykonał występujący w jego miejsce Dominique Taplin. Muzyk znany między innymi ze współpracy z Prince’m był tego wieczoru jego godnym następcą. W ostatniej części koncertu wybrzmiał jeszcze jeden cover dedykowany przez Lukathera przyjacielowi George’owi Harrison’owi. Ten utwór to oczywiście „While My Guitar Gently Weeps” z albumu „The Beatles”. O grze Lukatera można mówić i pisać bardzo dużo, jest on niewątpliwie jednym z najlepszych gitarzystów. Nuty zagrane przez niego zdobią nie tylko płyty zespołu Toto, ale też setki albumów innych artystów, gdyż jest on jednym z najpłodniejszych gitarzystów sesyjnych w historii muzyki rozrywkowej. Osobiście uwielbiam jego frazowanie i wyczucie, wrażliwość i niebagatelne dźwięki, które potrafi zagrać. Ciekawy byłem czy na żywo wciąż będzie czarował, pomimo wypadku samochodowego, który miał miejsce półtora roku temu. Wtedy też sam muzyk w wywiadzie stwierdził, że zwykłe codzienne czynności potrafią sprawić mu problem. Tymczasem na scenie to wciąż wulkan energii i kopalnia genialnych dźwięków, raz bardzo delikatnie kojących, a raz dynamicznie granych, z rockowym zadziorem. Po prostu geniusz.

Po niespełna dwóch godzinach na scenę zostali zaproszeni muzycy zespołu ZFG, żeby razem z gwiazdą wieczoru wykonać jeden z największych jego hitów, który ostatnio przeżywa drugą młodość w mediach społecznościowych. W ten oto sposób w powiększonym składzie Shannon Forrest (bębny) i Lenny Castro (instrumenty perkusyjne) zagrali pierwsze rytmy do utworu „Africa”. Utwór nieśmiertelny i wciąż brzmiący świeżo rozrósł się o kilka minut wraz z solówką na instrumentach perkusyjnych. Wszyscy na scenie, jak również sopocka publiczność bawili się równie dobrze, ale gdzieś już czuć było zbliżający się koniec występu. Nie inaczej, „Africa” była przedostatnim utworem wieczoru. Po owacjach na stojąco zespół wrócił, żeby wykonać jeszcze „Home of the Brave”.

Pomysł zorganizowania koncertu w Operze Leśnej uważam za udany. Otwarta przestrzeń była idealna tego dnia kiedy to doświadczaliśmy nomen omen afrykańskiego klimatu w Trójmieście. Występ Toto oceniam jako bardzo dobry, a dobór utworów powinien zadowolić i tych, którzy znają zespół jedynie z radia, a także tych, którzy wyszukują w twórczości zespołu progresywnych nut. Gdzieś wysoko nad amfiteatrem unosił się duch Jeff’a i  Mike’a Porcaro, którzy byli współtwórcami największych sukcesów zespołu. Zespołu, który trwa już 40 lat i wciąż daje radę.

Marcin "Crowbar" Bilicki

rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5062030
DzisiajDzisiaj112
WczorajWczoraj3273
Ten tydzieńTen tydzień15509
Ten miesiącTen miesiąc65681
WszystkieWszystkie5062030
13.59.34.87