HammerFall, Battle Beast, Serious Black - Kraków - 19.02.2020
HAMMERFALL, Battle Beast, Serious Black - Klub Studio - 19 lutego 2020
Środek tygodnia to niekoniecznie dobry czas na koncert, ale czego się nie robi, żeby posłuchać dobrej muzyki, tak więc 19 lutego br. wybrałam się do krakowskiego Klubu Studio na koncert HammerFall, Battle Beast i Serious Black w ramach trasy promującej wydany w sierpniu zeszłego roku album „Dominion” grupy HammerFall. Ogrom kolejki wijącej się przed klubem trochę przerażał, ale na szczęście wszystko przebiegało sprawnie i nie było opóźnień.
Jako pierwszy publiczność rozgrzewał Serious Black - power metalowy zespół, który powstał w 2014r., w składzie:
Urban Breed (Szwecja) - wokal (ex-Tad Morose, ex- Bloodbound, Trail of Murder);
Dominik Sebastian (właściwie Dominik Hindinger z Austrii) - gitara (Edenbridge);
Mario Lochert (Niemcy) – bas (Emergency Gate, ex - Visions of Atlantis);
Ramy Ali (Jordania) - perkusja (Iron Mask, ex-Getaway).
Na czas trasy koncertowej do grupy dołączył niemiecki gitarzysta Christian Münzner (Obscura, Necrophagist, Paradox, Defeated Sanity).
Uwagę widzów przyciągał specyficzny wygląd wokalisty, który ubrany był w surdut, na głowie nosił cylinder, a na nosie okulary przeciwsłoneczne. Przede wszystkim ogromne wrażenie zrobił na mnie perkusista Ramy Ali, który pałeczkami wyczyniał cuda. Formacja buduje wokół siebie klimat magii i mistycyzmu, a jej kawałki są dynamiczne i melodyjne. Panowie zagrali m.in. takie utwory jak: „Mr. Nightmist”, „Serious Black Magic”, „High and Low” z pierwszej płyty zespołu pt.: „As Daylight Breaks” oraz „We Still Stand Tall” z najnowszej płyty pt.: „Suite 226”, która ukazała się w styczniu br.
Odczucia co do występu grupy były różne, niektórym nie bardzo się podobał, natomiast mnie przypadł do gustu i w wolnym czasie planuję dokładniej zapoznać się z twórczością zespołu.
Następnie do akcji wkroczył, bardzo entuzjastycznie powitany przez krakowską publiczność, Battle Beast z charyzmatyczną Noorą Louhimo na wokalu. Dewiza fińskiej grupy z Helsinek brzmi: „100% heavy metal - 0% bullshit!”. I rzeczywiście, zarówno w zeszłym roku na koncercie w Krakowie (Klub Kwadrat), jak i obecnie, zespół zagrał świetnie.
Battle Beast tworzą:
Noora Louhimo – wokal;
Janne Björkroth – klawisze;
Joona Björkroth –gitara prowadząca;
Juuso Soinio – gitara rytmiczna;
Eero Sipilä – bas;
Pyry Vikki – perkusja.
Podczas występów Noora aż kipi energią i choć w jej głosie nie brakuje subtelności, to można w nim usłyszeć przede wszystkim heavy metalowy pazur. Wokalistka nauczyła się kilku prostych polskich zwrotów, aby nawiązać jeszcze lepszą interakcję z publiką. Na tegorocznym koncercie mogliśmy usłyszeć m.in. takie hity grupy jak: „Straight to the Heart”, „Familiar Hell” czy mój ulubiony kawałek pt.: „Beyond the Burning Skies”. Z ostatniego albumu wydanego w marcu 2019 roku pt.: „No More Hollywood Endings” zespół zagrał tytułowy utwór, a także „Unbroken” oraz dynamiczny, a zarazem nastrojowy „Eden”. Osobiście nie mogę się doczekać kolejnego albumu Battle Beast.
Gwiazdą wieczoru był oczywiście szwedzki zespół HammerFall, którego zaczęłam słuchać mając jeszcze naście lat (czyli już jakiś czas temu), a dopiero w 2018 roku udało mi się po raz pierwszy zobaczyć ich występ na żywo również w Krakowie. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że niecałe dwa lata później ponownie miałam możliwość ich usłyszeć. Aktualnie zespół składa się z:
Joacim Cans – wokal;
Oscar Dronjak – gitara;
Pontus Norgren: gitara;
Fredrik Larsson – bas;
David Wallin- perkusja.
Koncert był okazją do świętowania dwóch okrągłych rocznic – przede wszystkim 19 lutego 1970 roku urodził się, już od prawie 24 lat, wokalista zespołu Joacim Cans. Publiczność chóralnie odśpiewała mu „Happy Birthday” oraz „Sto lat” z okazji 50-tych urodzin, w powietrzu fruwały nadmuchane przez fanów balony, a na scenę wniesiono tort z galaretek z szampanem umieszczonym w środku. Ponadto w tym roku (dokładnie 9 października) mija 20 lat od wydania trzeciego studyjnego albumu grupy pt.: „Renegade”.
Początek występu stanowiły nowości - „Never Forgive, Never Forget” i „One Against The World”. Miałam jednak nieodparte wrażenie, że w momencie, gdy zespół zaczął grać stare, sprawdzone kawałki m.in.: „Hallowed Be My Name”, „Blood Bound”, „Let the Hammer Fall”, atmosfera koncertu się zmieniła – zrobiło się bardziej energetycznie, a fani ciężkich brzmień się ożywili, zgodnie z zasadą, gdy dostaniesz w moshu z glana, to zabawa jest udana. Na bis nie zabrakło „Hammer High” oraz hymnu zespołu „Hearts On Fire” śpiewanego razem z publiką. Osobiście najbardziej uradowało mnie odegranie „The Dragon Lies Bleeding”, który to utwór uwielbiam, może dlatego, że troszkę nawiązuje do stylu Helloween. Co po raz kolejny zachwyciło mnie w występie HammerFall, to fenomenalny kontakt Joacima z publicznością, naprawdę było widać, że muzycy świetnie się bawią na scenie.
HammerFall symbolizuje potężny, majestatyczny, ale także melodyjny heavy metal. Niezapomniane refreny, proste i ciężkie riffy, grzmiące bębny oraz mocne uderzenia basu. Pomimo upływających lat muzycy pozostają w świetnej formie. Tym bardziej dziwi, iż zespół zagrał jedynie 15 utworów z 20, które były przewidziane w secie. Jaka była tego przyczyna, można jedynie snuć domysły.
Podsumowując, całe wydarzenie było solidną porcją dobrej muzyki i każdy, kogo przeraziła perspektywa porannego wstawania następnego dnia, może żałować, że jednak się nie skusił i nie pojawił w Klubie Studio. Tradycyjnie jedynym zarzutem, jaki mogę mieć, jest to, że wszystko trwało zdecydowanie za krótko, bo kochanego metalu nigdy dość.
Jak śpiewa HammerFall: „Hammer high until I die!”. Do zobaczenia na kolejnych koncertach.
Simona Dworska