Alive In Torment - Warszawa - 05.06.2021 - Wrocław - 12.06.2021 [Zdjęcia]
05.06.2021 Voodoo Club, Warszawa (Rascal, Okrütnik, Crippling Madness, Aquilla)
12.06.2021 Liverpool, Wrocław (Black Hosts, Gallower, Brüdny Skürwiel, Kult Mogił)
Po kilku miesiącach bez koncertów na żywo Black Silesia Productions zorganizowało dwa eventy, 5 czerwca w Warszawie i 12 czerwca we Wrocławiu. Przed spragnionymi dawki ciężkich brzmień wystąpiło aż osiem zespołów, promujących nowy, nagrany podczas pandemii materiał.
Wysoka frekwencja po tak długiej przerwie chyba nie powinna zaskakiwać. Po kilkaset zainteresowanych wydarzeniami na Facebooku i przynajmniej połowa z nich obecna fizycznie na koncertach – to wystarczyło, by kluby w obu miastach wypełniła atmosfera sprzed lat. „Alive in Torment” przyciągnęło nie tylko lokalnych Maniacs, ale też osoby spoza Warszawy i Wrocławia, w tym wielu członków polskiej sceny heavy, thrash i blackmetalowej. Występujący na scenie koledzy z branży nie tylko nie zawiedli, ale stworzyli klimat porównywalny z zapewnianym przez scenę światowego NWOTHM (Warszawa) i thrashowych gigów z Bay Area i Niemiec z lat 80. (Wrocław). Ci, którzy mieli dość przesuwanych od dwóch lat dat koncertów choćby Enforcera, mieli okazję usłyszeć nieodstające od najgłośniejszych nazw współczesnego heavy propozycje Rascala i Aquilli. Oba składy zagrały 5 czerwca w warszawskim Voodoo Club. Koncert został przeniesiony o tydzień ze względu na nowe obostrzenia i zapobiegawczo odbył się w pierwszym możliwym terminie. Choć początkowo planowano event plenerowy, ze względu na pogodę wszystkie składy zamiast na scenie letniej, wystąpiły w środku klubu. To był strzał w dziesiątkę – lepszy klimat, większa integracja, bliższy kontakt z publicznością. Rascal na otwarcie sprawdził się idealnie i mimo że grał jako pierwszy, zgromadził pod sceną tłumy. Bardzo techniczny, ale jednocześnie melodyjny speed metal nie tylko rozgrzał publikę, ale też został przez nią uznany za jedną z najlepszych propozycji wieczoru. Zespół promował swoją EPkę „Headed Towards Destruction” (i rozpoczął właśnie tytułowym utworem), ale zagrał też nowe kawałki z nadchodzącej płyty długogrającej. Set składał się z dziewięciu szybkich, chwytliwych numerów, a zamknął go – na bis i prośbę publiczności – „Don’t Look Back” – najciekawsza chyba kompozycja z EPki. Nastrój zmienił się o 180 stopni wraz z wejściem na scenę Okrütnika, dla którego był to koncert szczególny – pierwszy live z nowym wokalistą i gitarzystą rytmicznym, Marcinem. To także premiera „La Monaca di Cracovia” (które znalazło się w secie dwa razy – również na bis), jeszcze mroczniejszego od materiału z „Legionu Antychrysta”. Umiejętne operowanie zbudowaną wokół składu otoczką (np. chwilowe zatrzymanie rąbanki na rzecz spokojnego wstępu z „Nocy Galicyjskiej”), stworzony klimat, charyzma gitarzysty prowadzącego – wszystko to stworzyło wehikuł czasu, przenoszący słuchacza do okresu starych płyt Kata. Nastrój podtrzymała ekipa z Crippling Madness. W prawie ostatniej chwili zastąpili w setupie Black Hosts, który nie mógł, niestety, wystąpić w Warszawie. Mimo to ich spójna konwencja – pełne krwi i bestialskości tytuły, wokalista w masce przeciwgazowej wyglądający jak wyciągnięty z okładki „Retaliation” Carnivore i brutalne brzmienie zostało przyjęte całkiem nieźle. Scenicznej prezencji nie można nic zarzucić: wykonanie „Bestialskiego rzeźnika” wzbogaciły rytmiczne uderzenia trzymanych przez frontmana tasaków, a do statywu przymocowano skrzyżowane bronie. Set także składał się – bez bisów – z dziewięciu utworów, a sianą przez grupę muzyczną zagładę zakończyło „Zniszczenie ludzkości”. Do klimatów bliższych Rascalowi powróciła gwiazda wieczoru – wyczekiwana Aquilla. Skład wyglądający jak wyciągnięty żywcem z lat 80., z otoczką budzącą skojarzenia z kosmiczną wersją Tokyo Blade, rozpoczął set „Sunriderem”, który jest też pierwszą (nie licząc instrumentalnego intra) kompozycją z albumu „The Day We Left Earth (Do You Remember). Pochodziła z niego aż połowa przygotowanych numerów, przy czym żałuję, że zabrakło dość wymagającego wokalnie „Pulsar Trip”. Nie brakowało za to jednej z najnowszych propozycji Aquilli, „Saviors of the Universe”, kończącej set. Na bisy grupa wróciła do „The Day…”, wykonując jeden z chętniej słuchanych (przynajmniej według Spotify) kawałków z płyty, „Zero”. Tym samym skończyła się na pierwszym koncercie z cyklu „Alive in Torment” era heavy i tydzień później przyszedł czas na mocniejsze uderzenie we Wrocławiu. Oprócz merchu występujących kapel Black Silesia sprowadziła również merch z Burning Leather Mexico, oferując pojedyncze, limitowane sztuki pinów, naszywek i koszulek Pokolgepa, Metalucifer czy Sabïre – podobnie, jak w Warszawie. Wybór był jednak znacznie większy. Ze względu na miejsce (Pub Liverpool) wejściówki były także 15zł droższe, co jednak nie miało wpływu na frekwencję. Black Host zgromadziło jeszcze więcej publiczności, niż którykolwiek z zespołów w Warszawie. Nie bez znaczenia jest fakt, że nazwa patronująca obu koncertom – Alive in Torment - nie jest wcale powiązana z Dimmu Borgir, a jest nazwą demówki grupy z 2018 roku. Chłopaki zdecydowanie wierzą w to, co robią – oprócz podjudzania publiczności okrzykami „skurwysyny” czy roztrzaskania na cenie świętej figurki symbolizującej to, co „trzeba zlikwidować”, zaprezentowali kawał solidnego, surowego, brutalnego i mocno obrazoburczego materiału. Oprócz starych kawałków, Black Host po raz pierwszy zagrało live najnowsze propozycje, pozostające w podobnym klimacie, z EP „Onward into the Abbys”. Na szczególne wyróżnienie zasługują tu old-schoolowy wokalista, zasługujący w pełni na swój pseudonim Lord Violator i precyzyjny, bardzo techniczny perkusista. Ekipa z Gallower to z kolei propozycja dla fanów zarówno blackowego, jak i thrashowego Sodomu i spokojnie można ich nazwać polskim odpowiednikiem tej niemieckiej grupy. Szybkie riffy, równa perkusja, ciężki bas, brutalny wokal. Publikę kupili jednak zdecydowanie coverem „Black Magic” Slayera, który tylko spotęgował szaleństwo. Autorski materiał Ślązaków jest na podobnym poziomie. „Behold The Realm Of Darkness”, z którego numery mieliśmy okazję usłyszeć, powinno spodobać się każdemu fanowi blackened thrashu. Scenę po Gallowerze przejął Brüdny Skürwiel, którego środowisku nie trzeba chyba przedstawiać. Mimo, że był to pierwszy dla składu koncert w tym roku, po odwołanym Czarcim Teatrze, dawką typowego dla siebie brudnego thrashu pokazali, że są w formie. W setliście pojawiły się nie tylko najnowsze, ale też dawno niegrane numery. Choć na Kulcie Mogił frekwencja była już zdecydowanie mniejsza, skład nie zwalniał tempa i zaprezentował dawkę solidnego deathowego grania. Dotrzymanie kroku znanym kapelom, z którymi dzielili scenę, nie było łatwym zadaniem. Fanom choćby Morbid Angel zdecydowanie przypadli do gustu. Dla tych, którym jeszcze jest mało po 80s-owym gigu w Warszawie i brutalnym Wrocławiu, Black Silesia Productions już szykuje kolejne eventy: Noce Szarańczy 2 lipca w Warszawie i 3 lipca w Krakowie oraz The Return of the Black Plague 19 czerwca w Katowicach.
Iga Gromska
Zdjęcia: Iga Gromska
05.06.2021 Voodoo Club, Warszawa
RASCAL
OKRÜTNIK
CRIPPLING MADNESS
AQUILLA
12.06.2021 Liverpool, Wrocław
BLACK HOSTS
GALLOWER
BRÜDNY SKÜRWIEL
KULT MOGIŁ