Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

Riot City, Seven Sisters, Hellhaim, Axe Crazy - Wrocław - 13.05.2022 [Zdjęcia]

 

RIOT CITY, SEVEN SISTERS, Hellhaim, Axe Crazy - Klub Liverpool, Wrocław
- 13 maja 2022
Organizator: Helicon Metal Promotions
                  

Prawie nie wierzę, że pisze tę relację. Zapisałam plik pod tym tytułem i przed oczami przewinął mi się cały kalejdoskop przesuwanych koncertów w 2020 i 2021 roku. Riot City jest dla mnie wręcz symbolem początku i końca pandemii. Pamiętam, że kiedy Kanadyjczycy ogłosili wspólną trasę Riot City i Traveler pomyślałam, że piękniej być nie może. Jeśli to nie będzie koncert roku, to nic nim nie będzie. Cała szalona historia z Kanadyjczykami docierającymi do naszych granic, ale z obawy przed kwarantanną jej nieprzekraczający i oszołomienie odwoływaniem festiwali w Europie  rozpoczęła lawinę odcinania nas od muzyki na żywo. I to jeszcze Riot City! Już witaliśmy się z gąską. Najlepszą gąską, jaką można było sobie wyobrazić, Niczego mi tak nie brakowało podczas tych lockdownów, jak tego właśnie koncertu. Zdalna praca, maseczki, limity. Wszyscy narzekali, a ja wciąż myślałam sobie, że nic mnie tak nie uwiera, jak brak Riot City. W maseczce mogłabym nawet spać.

W międzyczasie ze składu wypadł Traveler (jak ktoś słusznie napisał, jakim cudem Traveler nie może podróżować?). W tym samym międzyczasie poznałam Seven Sisters. Nie znałam tego zespołu, aż do czasu wydania przez nich „Shadow of Fallen Star p.1” i zaraz potem ów Seven Sisters dołączył do Riot City. Wymiana nie zrekompensowała mi obecności Travelera, bo styl Brytyjczyków podchodzi mi w dużo mniejszym stopniu. Jednak w obliczu ciągłego odwoływania i zawiśnięcia trasy na włosku, przywitałabym z otwartymi ramionami Riot City nawet z Nocnym Kochankiem.

Nie w tym samym, ale w odrobinę wcześniejszym „międzyczasie” doszło do jeszcze jednej zmiany.  Ledwie zakochałam się w pianiu gitarzysty Calego Savy, a zespół postanowił przyjąć sobie nowego gościa, bo tamten grając i piejąc się nie wyrabia. Podobno ma piać tam samo dobrze. Obawiałam się, że jeden z elementów magii Kanadyjczyków właśnie prysł. Ale co tam, ważne, że zespół przyjedzie, Riot City mogłabym oglądać nawet bez wokalisty (w maseczce i z Nocnym Kochankiem).

Na szczęście okazało się, że ten – uznany przeze mnie za lekkomyślny – krok, okazał się najlepszym, jaki zespół mógł zrobić. Trzeba było zaufać zespołowi. Jak grają tak doskonale, to na pewno wiedzą, co robią. 

Przed Kanadyjczykami na polskiej części trasy wystąpił Hellhaim oraz Axe Crazy i Ironbound (odpowiednio: we Wrocławiu i w Warszawie). Na Axe Crazy nie zdążyłam. Hellhaim wypadł mocno i energetycznie, a anturaż sceniczny w postaci stosu czaszek w roli statywu do mikrofonu i błyskającej czerwonymi ślepiami czaszki zamocowanej na gryfie tylko dodawał klimatu na scenie. Seven Sisters, Brytyjczycy, których jest czterech i żaden nie jest kobietą już samym wyjściem na scenę narobili zamieszania. Bo o czym dyskutują prawdziwi metalowcy widząc Seven Sisters? „Czy ta wzorzysta koszula wokalisty to nawiązanie do lat 70., czy może raczej do początków lat 90., kiedy heavymetalowe zespoły na trzy lata zrzuciły jeans and leather na rzecz luźnych, czasem barwnych koszul” (odsyłam do zdjęć Helloween, Savatage czy nawet Megadeth z tego okresu)? „No ale wąs wskazuje raczej na lata 70. Gorzej, ze stylistyką, bo dużo w niej europejskiego metalu połowy lat 90. Ale lata 70 też są.”. Na pewno outfit sprzyja dyskusji o muzyce Seven Sisters i być może o to chodziło. Nie da się ukryć, że swoją miękkością muzycznie rzeczywiście nawiązują i do klasycznego rocka i do grania z połowy lat 90. Zwłaszcza linie wokalne i akcentowanie niektórych sylab są niemal z Finlandii rodem, a partie prowadzone przez sam bas i perkusję dodatkowo przywołują skojarzenia choćby ze Stratovarius (który swoją drogą też nosił barwne koszule). Druga rzecz, której nie da się ukryć, to fakt, że na żywo Seven Sisters świetnie brzmiał. Ponieważ dobrze brzmiał też Hellaim, można powiązać ten fakt z talentem akustyka z Liverpoola. Jednak doświadczenie mi podpowiada, że jeśli zespół na żywo brzmi tak samo dobrze, jak na płycie, albo wręcz lepiej – to jest to zespół, który po prostu umie grać. Oczywiście to też kwestia gustu. Ponieważ mi ta lekkość Seven Sisters nie do końca leży, a na koncercie zabrzmieli mocniej, to siłą rzeczy, ich koncert odebrałam jako bardzo fajny. Zwróciłam uwagę, że wokalisto-gitarzysta, Kyle McNeill podczas występu popijał wodę. Po koncercie stojąc na Riot City (uwielbiam to u muzyków małych kapel, jak dorosną to przestaną chodzić na koncerty młodszych zespołów) też popijał wodę. Nie wiem, jaka była tego motywacja (prozdrowotna, kacowa, zmęczeniowa, pragnieniowa czy ot tak po prostu), ale w efekcie nie dało się ocenić koncertu Seven Siststers, jako zakrapianego alkoholem. W przeciwieństwie do Riot City.

Jakiż trzeba mieć talent, żeby wyjść na scenę lekko wstawionym i zagrać tak dobry koncert! Nie mówię, że nie było bezbłędnie, bo cover Judas Priest wyszedł niechlujnie, a „In the Dark” im się trochę rozjechał, ale na tle całego koncertu wszystko można wybaczyć. Zwłaszcza, że wokalista pojący siebie i kompanów piwem był tak nakręcony, że proceder ten tylko dodawał „rock'n'rolla” do odbioru koncertu. Wokalista! Ten podejrzany krok dorzucenia nowego gościa do przecież ”tak dobrego składu” okazał się strzałem w dziesiątkę. Nie dość, że facet rzeczywiście pieje równie wspaniale jak Cale Savy, to jeszcze miotając się na scenie, skacząc, machając głową i robiąc te swoje wiatraki ręką, po prostu zasypuje zespół i publikę masą witalności. Takiej energii pewnie nie dałoby się osiągnąć przy poprzednim, bardziej statycznym składzie. Niepiejące partie też śpiewa, jak trzeba. Jeśli Cale nie wyrabiał czy tracił głos w trakcie koncertu, to decyzja przyjęcia Jordana Jacobsa była na wagę złota. Gościu podnosi też na wyższy poziom stronę wizualną zespołu. Nie dość, że wszędzie go na scenie pełno, to ze swoją wysportowaną sylwetką po prostu równoważy wizerunek pozostałych muzyków. Trochę gorzej z drugim filarem magii i charakterystyczności Riot City, czyli z solówkami. Te cudownie rozkręcające się sola na debiutanckiej płycie, płynące powoli do coraz szybszej kaskady dźwięków to coś, co absolutnie skradło moje serce. Na scenie też. Ale niestety ginęło w miksie. Zakładałam stopery, zdejmowałam, zatykałam uszy, odtykałam, zatykałam kanaliki w stoperach. Te sola były i były wspaniale zagrane. Tylko musiałam znaleźć metodę, żeby skutecznie je usłyszeć i w pełni się nimi cieszyć. Talent Riot City nie chodzi jednak parami, bo do wokali i solówek trzeba dorzucić jeszcze ich obłędny talent do pisania dobrych kawałków. Pomijam już płytę, na której każdy numer to petarda. Jednak coś takiego na koncertach zdarza się rzadko. Niektórym z Was pewnie nigdy się nie zdarzyło. Zespół zagrał dwa nowe numery. Jeden już znaliśmy, bo Kanadyjczycy wrzucili go na YouTube. Drugi zaś był dla wszystkich nowością. Ledwie jednak ze sceny popłyną pierwszy refren, przy drugim wszyscy już śpiewali „Tyrants!”. Nowy numer i już hicior? Nie wiem czy to nie jakaś szamańska zasługa Riot City. Oni wykreowali taką atmosferę, że ludzie śpiewali, krzyczeli, skandowali, jak na jakiejś bardzo znanej kapeli. Ja przez cały czas miałam uśmiech od ucha do ucha, bo albo widziałam wulkan energii na scenie, albo pod sceną. Ludzie znali te kawałki! Ludzie znają Rio City! Heavy metal ma przyszłość! Jak tu nie wyjść z Liverpoola z zastrzykiem energii na długi czas? Ten koncert był dla mnie jak spełnienie marzenia. Ogromnie cieszę się, że wciąż powstają zespoły, które wskakują do kategorii ulubionych. Dzięki nim, wciąż koncerty, na które chcę czekać. Taką radość pewnie mieli fani, oglądając choćby Helloween w rozkwicie w latach 80. Chodźcie na koncerty młodych kapel, taka energia jest jedyna w swoim rodzaju. Zwłaszcza tych najlepszych, a Riot City bez wątpienia do nich należy.

Strati

rightslider_001.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_003.png

Goście

5076664
DzisiajDzisiaj3405
WczorajWczoraj2441
Ten tydzieńTen tydzień13621
Ten miesiącTen miesiąc10384
WszystkieWszystkie5076664
18.219.22.169