Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Kolaż szlachetnych dźwięków, nastroju i emocji” (Hegemony)

W ostatnim czasie zupełnie przypadkowo, dzięki mediacji szefostwa HMP, zetknąłem się z muzyką śląskich debiutantów promujących wydawnictwo „Ballads & Threnodies”. Po kilkukrotnym  przesłuchaniu materiału zarejestrowanego w formie ośmiu kompozycji na tzw. małej płycie doszedłem do konkluzji, że oto mamy do czynienia z narodzinami muzycznego zjawiska. Bo trudno inaczej określić artystyczny wymiar muzyki prezentowanej przez Hegemony. Głównymi kreatorami sztuki muzycznej grupy są wokalistka Valyen Songbird oraz multiinstrumentalista Wojtek Muchowicz. Oboje wykształceni klasycznie w zakresie muzyki proponują swoistą akustyczną podróż przez epoki, gdyż czerpią z dzieł stworzonych w przestrzeni dziejowej od późnego średniowiecza, przez epokę renesansu aż po współczesny rock. Doskonałe wykonanie, subtelne aranżacje, klimat muzyki składają się na brawurowy album o szerokim spektrum stylistycznym, godny polecenia każdemu słuchaczowi poszukującemu „muzyki podniesionej do rangi sztuki”. Chcąc Państwu przybliżyć charakterystykę Hegemony proponujemy poniższy wywiad z autorami mini albumu „Ballads & Threnodies”.

HMP: Fundamentalne pytanie brzmi, jak doszło do Waszego spotkania i decyzji o aktywacji wspólnego projektu muzycznego?

Valyen Songbird: Znamy się z Wojciechem od wielu już lat, od czasów szkolnych – chodziliśmy do jednej klasy w szkole muzycznej. Szybko się okazało, że mamy podobne gusta muzyczne. Wtedy jednak brakowało nam obojgu impulsu i umiejętności. Pomysł pojawił się ponownie po moim egzaminie dyplomowym na studiach (licencjackim), który odbył się w formie otwartego koncertu, na który oczywiście zaprosiłam swoich przyjaciół. To właśnie kilka dni później Wojciech zadzwonił do mnie z propozycją zrobienia projektu muzycznego. Chętnie na to przystałam.

Na tym etapie Waszej dyskografii, po edycji dwóch EP-ek, w głowach słuchaczy, znających materiał z obu płyt panuje niezły kociokwik, gdyż styl muzyki zawartej na tych dyskach wykazuje dosyć skrajne różnice. Rodzi się pytanie „Quo vadis Hegemony?”

Tak, nic dziwnego! Pomysł na nagranie "Ballads & Threnodies" pojawił się, można powiedzieć, spontanicznie. Utrata perkusisty w kluczowym momencie, projekt, który w założeniu miał być prywatny, osobisty (miałam w planach nagranie kilku numerów dla siebie) został dołączony do albumu; Wojciech wyjął z szuflady kilka aranżów, które czekały na lepsze czasy i tak powstało "Ballads & Threnodies". Ale nie ma strachu – album, który nagrywa się właśnie teraz będzie ponownie elektryczny. Połączy dwa poprzednie wydawnictwa.

Z czego wynika tak szerokie spektrum Waszych zainteresowań zaprezentowane zarówno na „Awakening”, jak też „Ballads & Threnodies”, od staroangielskiego folku, przez muzykę dawną aż po nowoczesny progmetal z etykietką Opeth?

To chyba dwie sprawy – duży pociąg do progresywnego rocka/metalu i wykształcenie muzyczne, które nas nakierowało w pewne ścieżki myślenia. Jeśli chodzi o mnie, to zawsze miałam misz-masz na odtwarzaczach, przeróżne rodzaje muzyki. Niebagatelne znaczenie ma też moje klasyczne wykształcenie muzyczne – klasyka i progresja to są dwa gatunki, które do mnie bardzo silnie przemawiają. Na studiach zajmowałam się także muzyką dawną, stąd np. Dowland  (John Dowland, angielski kompozytor schyłku renesansu - przyp. red.)  jest mi wykonawczo bliski.

Tworząc nową muzykę poszukujecie wzorców w już istniejących projektach rockowych, czy marzeniem jest stworzenie całkowicie autonomicznego, autorskiego bytu artystycznego o unikalnym stylu?

Niemożliwym jest nie nasiąknąć muzyką, której się słucha, a tym samym w jakimś stopniu nią obracać, przekomponowywać i wykorzystywać. Jednak każdemu muzykowi zależy na wytworzeniu własnego stylu i unikalnego brzmienia. Myślę, że z kompozycjami Wojciecha i charakterystyczną barwą mojego wokalu, to jak na razie nam się udaje. Następna płyta zapewne zweryfikuje unikalność naszego stylu.

Ikona rocka, muzyk Jethro Tull, Ian Anderson stwierdził w jednym z wywiadów, że wszystko to, co innowacyjne, nowatorskie powstało w muzyce rockowej już w latach 70-tych. Zgadzacie się z taką opinią? Jak wygląda Wasze poszukiwanie artystycznej tożsamości?

Tak, Jethro Tull także znajduje się w kręgu naszych inspiracji. Tak naprawdę ciężko ocenić, co jest innowacyjne, a co nie. To samo dotyczy muzyki klasycznej – przeżywamy powrót do poprzednich epok, stylizowanie na muzykę klasyczną czy barokową. Ale i klasyka miała swój ekstremalnie eksperymentalny czas (Schőnberg, Webern i inni). Czy ów powrót to tylko odtwórstwo? Raczej nie – czasy i osoba kompozytora wprowadzają tak dużą wariację, że nie sposób tego generalizować. O ile wprost cytowanie czy silne inspirowanie się innym nurtem przez zespół jest dyskusyjne, ważne jest, aby grać to, co zespołowi leży w duszy.

Wasze wykształcenie w zakresie klasycznego śpiewu i gitary klasycznej daje mocne argumenty do zaistnienia na polu muzyki tzw. poważnej. Wybraliście jednak inną drogę rozwoju artystycznego. Jakie czynniki miały wpływ na Waszą decyzję w tej kwestii?

Nie ograniczamy się jedynie do Hegemony. Ja biorę dorywcze projekty klasyczne, oboje z Wojciechem uczymy zarówno muzyki rozrywkowej jak i klasycznej. Należy robić to co się kocha... i wtedy po prostu wszystko jest w porządku. Niestety doba ma tylko 24 godziny, a tydzień 7 dni, więc trzeba jakoś poukładać wszystko to, co się chce lub musi zrobić.

Czy można powiedzieć, że skład Hegemony ustabilizował się już personalnie? Co było przyczyną zmian w trakcie kilku ostatnich lat?

W chwili obecnej zespół tworzę ja z Wojciechem. Co będzie dalej – trudno powiedzieć, mamy swoje plany, których na razie nie możemy zdradzić. Zmiany personalne są chyba stałym elementem w wielu zespołach. Składa się na nie wiele czynników – głównie po prostu życie. Zdrowie, praca, ilość czasu, który jest potrzebny na prawdziwe i pełne zaangażowanie. W tym miejscu każdy powinien mówić za siebie.

Jak wygląda proces twórczy kompozycji własnych Hegemony? Czy jedynym autorem pomysłów jest Wojtek, czy pod tym względem preferujecie wybory demokratyczne? Trudno osiągnąć kompromis w kwestii ostatecznego kształtu utworów?

Zdecydowaną większość robi w tej kwestii Wojciech; muzyka to jego autorskie pomysły. Pisaniem tekstów od pewnego czasu się dzielimy, jednak wciąż większość jest autorstwa Wojciecha. Oczywiście są także i modyfikacje czy pomysły grających osób, wtedy staramy się to integrować w całość zamysłu. Co ja sobie ogromnie chwalę i cenię to fakt, iż wszystkie partie są pięknie rozpisane w nutach. Tylko brać i wykonywać. Dla mnie to naprawdę ogromna zaleta. To u nas w zespole przypomina typową pracę muzyków klasyków – dostajemy nuty, ćwiczymy w domu, spotykamy się na próbie, składamy to i gotowe.

Czy macie już skrystalizowaną wizję własnej kariery artystycznej, czy obecnie znajdujecie się na etapie poszukiwań, prób i błędów?

Raczej to drugie. Pewne plany są, konsekwentnie robimy co do nas należy, ale od błędów wolni nie jesteśmy i wciąż poszukujemy najlepszych dróg.

Konsekwencja w dążeniu do wytyczonego celu to mocna strona Waszych charakterów? Jaki cel wyznaczyliście sobie, nie tylko w ramach Hegemony, na najbliższą przyszłość?

Jesteśmy konsekwentni, niełatwo nas zniechęcić, a że środowisko jest trudne, mamy wiele okazji, aby hartować tę cechę. Sądzimy, że bez konsekwentnego dążenia do celu nie można osiągnąć zbyt wiele. Dla mnie obecnie ważny jest samorozwój we wszystkich dziedzinach, których się chwytam – śpiew, fortepian, rysunek, nauczanie. Konsekwencja jest mi zdecydowanie bliska, ale nie za wszelką cenę. Lubię mieć jasny plan i wyzwania przed sobą, ale czasem warto odpuścić i zresetować głowę. Człowiek szczęśliwy pracuje lepiej.

Czy Waszym zdaniem pełnowartościowa muzyka powinna odzwierciedlać osobowość twórcy, jego poglądy na sztukę, inspiracje? W jakich dziedzinach znajdujecie inspiracje do pisania muzyki?

Sztuka tylko wtedy żyje, kiedy ma w sobie emocje. Tylko wtedy, gdy o czymś opowiada lub gdy naprawdę czuć w niej twórcę. Lub odtwórcę, jeśli mówimy o klasyce albo coverach. Co do inspiracji – dla mnie osobiście i to nie tylko w dziedzinie muzyki, może być dosłownie wszystko. To, że słońce świeci, albo, że się gorzej czuję, albo jakaś sytuacja zaobserwowana na ulicy lub jakiś niecodzienny kolor. Dosłownie wszystko – wystarczy mieć tylko oczy i uszy otwarte.

Czy istnieje rodzaj muzyki, która Was drażni, której nie jesteście w stanie tolerować? Dlaczego?

Nigdy nie przekonałam się do hip-hopu, rapu i podobnych. Jest kilka utworów, które mi się podobają, ale to są wyjątki. To samo dotyczy disco-polo. Jednak sądzę, że jak to mówią „dla każdego coś miłego” - jeśli są ludzie, którzy taką muzykę lubią, słuchają jej i czerpią z tego przyjemność, to świetnie, taka rola muzyki!

Czy Hegemony i generalnie sztuka muzyczna to dla Was pretekst do rozwijania własnych zainteresowań, czy sposób na życie z możliwością wpisu w rubryce „Zawód” „muzyk”?

Ja to raczej nie mam wyboru! Mam wpisane „zawód: muzyk” na dyplomie ukończenia szkoły i studiów. Nie oszukujmy się – aby żyć jako muzyk tylko i wyłącznie trzeba mieć tony szczęścia i samozaparcia. To by było oczywiście najpiękniejsze, co mogłoby się przydarzyć. Oboje jesteśmy tutaj szczęściarzami – uczymy muzyki, występujemy z zespołem, zdarzają się fajne dorywcze projekty tu i tam... czyli pracujemy w swoim zawodzie „muzyk”. Co może być fajniejszego, kiedy hobby łączy się z pracą?

Których z wykonawców rockowych szanujecie za ich charyzmę, przebieg kariery, innowacyjność pomysłów, sztukę wykonawczą?

Dla mnie numerem jeden jest Mikael Akerfeldt z Opeth. Robi, co lubi i co mu się podoba. Jedne albumy zespołu zyskały ogromny pozytywny odzew fanów, inne wręcz przeciwnie, a jednak on wciąż robi swoje. Chciał zrezygnować z growli – zrezygnował. Nie uległ presji. No i technika wykonawcza – nie wiem, jak w warunkach scenicznych, hałasie i tak dalej można śpiewać tak czysto i przejrzyście.

Jak radzicie sobie z promocją muzyki zawartej na „Awakening” oraz „Ballads & Threnodies”? Nie jest to oferta artystyczna łatwa w odbiorze i przebojowa.

Wszystkiego uczymy się sami. A więc na pewno nie jest to szybki proces. Staramy się pokazywać tu i tam, aby wyłuskać tę garstkę osób, do których nasza muzyka trafi i rozniesie się dalej. Ciężko nas wpasować w zwarte ramy, ale to dobrze. Fani proga znajdą  swoje ulubione elementy, fani gotyku czy symfoniku – swoje. Powoli ale do przodu.

Płyta „Awakening” to album w pełni elektryczny, zadziorny, chwilami mroczny. Natomiast „Ballads & Threnodies” znajduje się na drugim biegunie, w przeważającej części akustycznym, delikatnym, intymnym. W której stylistyce czujecie się lepiej?

Hegemony to nie jest jednoznaczna formacja. Czerpiemy z różnorodnych gatunków, pomysły, inspiracje przychodzą z różnych stron i doceniamy przeróżne sposoby wykonawcze, gatunki itp. W związku z tym gramy materiał różnorodny. Nie można powiedzieć, że w czymś czujemy się gorzej czy lepiej – bo gramy po prostu to, co chcemy grać i co nam, mówiąc kolokwialnie, „leży”. Na początku, gdy nagrywaliśmy i jeździliśmy w trasie z utworami z „Ballads & Threnodies” nieustannie miałam z tyłu głowy myśl „Aaaale bym sobie zagrała ostry materiał!”. Szybko jednak odkryłam sporo zalet repertuaru balladowego. W tej chwili, nie mogę powiedzieć, że w którymś materiale czuję się lepiej. Są skrajnie różne. W balladach jesteś tylko ty, twój instrument, twój partner sceniczny i publiczność.  Jesteś jak nagi – nic się nie ukryje w hałasie. To bardzo przypomina muzykę klasyczną, jest trudne ale niezwykle przyjemne, jeśli dobrze wykonane. Granie elektryczne zaś ma w sobie tę niepowtarzalną moc, kiedy po prostu uderzasz falą dźwięku. Kocham obie formy.

Kto jest największym krytykiem Waszych poczynań? A może Wy sami?

Tutaj mogę mówić jedynie za siebie – najgorszym, najostrzejszym i najbardziej wymagającym krytykiem moich poczynań jestem ja sama. Co jest chyba jednocześnie i dobre i złe. Na szczęście dla równowagi w przyrodzie jest kilka osób, którym podoba się to co robię zawsze i niezależnie od tego, jak akurat wyjdzie. Nie ulega jednak wątpliwości, że to w pierwszej kolejności ja muszę być zadowolona z wokali czy klawiszy. Dopiero potem puszczam to w świat. Oczywiście najchętniej po jakimś czasie nagrałabym wszystko od nowa. Ale to chyba cecha wspólna muzyków.

Czym dla Was byłby sukces?

Sukces... trudne słowo, bardzo pojemne i zdradliwe. Chyba móc grać na tyle dużo fajnych, prestiżowych koncertów, żeby mieć możliwość wyboru co chcemy robić w innych dziedzinach życia. A nie na odwrót, kiedy to trzeba pracować, by jeść, a resztę się pod to podporządkowuje. Nie implikuje to jakichś dużych pieniędzy czy sławy. Po prostu – żyć z tego co się kocha i dawać to ludziom. Nie ukrywamy, że rozgłos temu sprzyja, robimy więc wszystko, by dotrzeć do jak największej grupy odbiorców.

Tytuł pierwszego utworu na płycie „Ballads & Threnodies” brzmi „Życzenie”. Czego życzycie sobie na przyszłość?

Prostszych dróg dla zespołu. Mniej wybojów po drodze, zakrętów i bagien. Trudno ruszyć z kopyta do przodu, gdy co chwila napotyka się na przeszkody, które należy obejść. Poza tym – aby się nam dobrze ze sobą grało. Czego trzeba więcej?

Dziękując za wywiad życzę, żeby spełniły się Wasze marzenia zarówno te zawodowe, jak też czysto osobiste. Życzę Wam także kalendarza wypełnionego terminami koncertów, oraz muzycznej pasji realizowanej w wykonywanym zawodzie.

Włodek Kucharek

rightslider_001.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_003.png

Goście

4963714
DzisiajDzisiaj1105
WczorajWczoraj3559
Ten tydzieńTen tydzień4664
Ten miesiącTen miesiąc46547
WszystkieWszystkie4963714
54.225.1.66