Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Na 130 %”(NoNe)

Jest mało prawdopodobne, że NoNe zdoła odzyskać popularność sprzed lat, bo obecnie takie nowoczesne, metalowe granie interesuje już nielicznych. Nie znaczy to jednak, że można odpuścić najnowszy album bydgoskiej grupy, nagrany z nowym wokalistą Pachem, bowiem „VII” to kawał muzyki na najwyższym poziomie:

    

HMP: Pomiędzy „Six” a najnowszym „VII” mieliście kilka lat przerwy, ale to nie do końca tak, że nie mieliście pomysłów na kolejną płytę, był to raczej efekt tzw. prozy życia, a przede wszystkim tego, że Chupa zaczął robić solową karierę i najzwyczajniej nie miał już na NoNe czasu?

NoNe: Nie do końca tak było. Po wydaniu płyty graliśmy koncerty. Niektórzy z nas grają jeszcze w innych projektach, dlatego czas płynie szybko. Materiał na „VII” był gotowy już z dwa lata przed wydaniem. Problem wydania kolejnego albumu był raczej związany z finansami, bo postanowiliśmy wydać płytę samemu. A na to trzeba było uzbierać środki.

Jednak na początku wydawało się, że zdoła to wszystko jakoś połączyć i być nadal również wokalistą NoNe. Co poszło nie tak, że wasze drogi rozeszły się?

Bartek miał problem z organizacją czasu. Wziął sobie dużo na głowę i miał coraz mniej czasu na granie. My chcieliśmy działać, więc życie samo napisało scenariusz.

Nie ma jednak tego złego..., bo macie nowego, w dodatku nie gorszego frontmana. Jak Pachu trafił do zespołu? Szukaliście kogoś tak doświadczonego, czy też znaliście się wcześniej i nie było innej opcji?

Demolka rozmawiał z Pachem kilka razy, i gdy mu puścił demo na festiwalu Tatuaż w Warszawie Pachu powiedział tak!!! To był bardzo dobra decyzja, zespół zyskał nowe brzmienie i moc, której nie miał wcześniej.

Kiedy dołączył do was materiał na „VII” mieliście już praktycznie gotowy. Zdołał dołożyć do tych utworów coś od siebie, poza napisaniem tekstów?

Tak. Muzycznie materiał był gotowy, ale jego pomysły na wokale nadały mu zupełnie inny wymiar. Siedzieliśmy w studio i wspólnie układaliśmy linie wokalne. Teksty były już napisane przez Pacha.

Jego dojście do składu było tym zastrzykiem energii, który sprawił, że wzięliście się do pracy nad płytą ze wzmożoną energią? Skład był kompletny, tak więc kolejny album nie był już tylko mglistą perspektywą, trzeba było tylko zakasać rękawy, dokończyć utwory i je nagrać?

Pachu jest megasympatycznym gościem, bardzo pozytywnym. Jego dojście sprawiło, że znów zachciało się wszystkim na 130 %. Jego osobowość powoduje, że granie to czysta przyjemność. Pierwsze wokale dały nam ogromną satysfakcję i motywację. Dalej poszło już z górki.

Wiele zespołów postępuje obecnie tak jak wy, że bębny nagrywa się w dobrym studio, co gwarantuje ich odpowiednie brzmienie, a resztę instrumentów i wokale w sali prób lub domowym studio. Skoro są możliwości techniczne, to trzeba je wykorzystywać, tym bardziej, że jesteście obecnie zespołem niezależnym, tak więc trzeba było liczyć się z budżetem?

Tak jak wspomniałem wcześniej. Czas wydłużył się ze względu na budżet. Bartass wyposażył swoje studio w zawodowe graty i brzmienie bardzo nam się spodobało. Niestety ma to swoje minusy, między innymi jak wynajmujesz studio, które kosztuje sporo hajsu, to wchodzisz na parę dni, robisz swoje i płyta nagrana. My nagrywaliśmy w wolnej chwili, bez ciśnienia. Dlatego też mogliśmy sobie pozwolić na powolną pracę.

Ale i za czasów współpracy z MMP czy Mystic chyba też nie było tak, że dysponowaliście jakimiś nie wiadomo jakimi środkami, a z czasem nawet zwrot kosztów sesji nagraniowej przestał być standardem, bo z każdym rokiem sprzedaż płyt malała?

Niestety to smutna prawda. Ostatnie płyty nagrywaliśmy za swoje. Wydawca dostawał gotowy produkt i płacił nam % od sprzedaży. Nie pamiętam, aby zwróciło nam się nagranie jakiekolwiek z płyt.

Zdecydowaliście się jednak na podjęcie ryzyka i samodzielne wydanie płyty – uznaliście, że nawet jeśli koszty tego wszystkiego nie zwrócą się, to jednak warto pokazać, że NoNe wciąż działa?

W odniesieniu do poprzedniego pytania dokładnie tak pomyśleliśmy. Mamy fajną płytę, wydajmy ja sami. Nie da rady, abyśmy wyszli na tym gorzej niż zwykle, a poza tym to my będziemy właścicielami praw autorskich, a nie wydawca. Poza tym świat się zmienia. Dzisiaj wszyscy słuchają muzyki na platformach cyfrowych i to był priorytet. Płyta jest dla koneserów.

Ale Pachu jest autorem okładki nie ze względów oszczędnościowych? Napisał teksty, tak więc to on wiedział najlepiej, co powinno się na niej znaleźć, tym bardziej, że zajmuje się tym od lat, co potwierdzają choćby covery płyt Acid Drinkers, Saratan czy Vedonist?

Sam sobie odpowiedziałeś. Pachu jest najlepszy w branży, więc nie wyobrażaliśmy sobie żeby robił to ktoś inny. Natomiast pomysł wybraliśmy solidarnie.

Pracowaliście nad „VII” dość spokojnie, bo jednak wasze codzienne obowiązki kolidowały z nagraniami – musieliście wygospodarowywać na nie wolne chwile, w weekendy czy wieczorami?

Dokładnie tak. Nie było ciśnienia. W wolnej chwili spotykaliśmy się coś ponagrywać. Było natchnienie, to nagrywaliśmy.

Taki system pracy ma jednak również pewne minusy, bo mając sporo czasu odczuwa się niekiedy pokusę wprowadzania kolejnych poprawek czy ulepszeń, do czego nie może dojść w sytuacji, gdy na nagranie płyty ma się tydzień-dwa – uniknęliście tej pułapki?

Udało nam się tego uniknąć. Brzmienie ustaliliśmy na początku i tego się trzymaliśmy. Kombinowaliśmy jedynie ze strojem gitar. A jak to zabrzmi w B, a jak w A czy C.

Podobnie jak przy okazji wcześniejszych płyt zaprosiliście do studia gości – udział Ślimaka z Acid Drinkers był ponoć zupełnie przypadkowy, ale dzięki temu „Baptized By Fire” zyskał ten charakterystyczny wstęp?

Ślimak przyjaźni się zarówno z Demolką jak i Perłą. Był ciekawy jak brzmią bębny na naszą płytę, więc wpadł sprawdzić do studia co się dzieje. Naturalnie usiadł za garami i nagrał wstęp. Tak już zostało, bo wiadomo jak to Ślimak zrobił, to po mistrzowsku. Goście na wokalach to osoby, które znamy, kolegujemy się i bardzo szanujemy. Zgodzili się pośpiewać, dzięki czemu te utwory dla nas są wyjątkowe. Dzięki Zielony i Filip za kawał solidnej roboty!

Zwykle gościnne udziały ograniczają się do gitarowych popisów wszelkiej maści wymiataczy, tymczasem u was pojawił się też były basista NoNe Michał Kaleciński, a do tego Łukasz „Zielony” Zieliński i Filip Sałapa, co urozmaica stronę wokalną „VII”?

Michał często jest w studio u Bartassa. Usłyszał materiał i sam złapał bakcyla, że chce nagrać chociaż jeden bas. Nikt nie miał nic przeciwko, tym bardziej, że grał w tym zespole długo i nadal jesteśmy kolegami. W sprawie wokali tak jak pisałem wcześniej. Zielony z Virgin Snatch i Filip z Sixpounder. To nasi koledzy, którzy są bardzo utalentowani. Wiedzieliśmy, że chcemy ich na płytę od początku jak powstały te utwory. Szacunek dla nich, że się zgodzili.

Nie był to jednak zabieg marketingowy, skoro na nie eksponujecie ich nazwisk na okładkowym stickerze – akurat te utwory zyskały dzięki ich udziałowi, tak więc nie było się co zastanawiać, tym bardziej, że znacie się przecież od lat?

Nie był to zabieg. Planowaliśmy ich zaprosić na płytę już dawno temu. Na szczęście znaleźli chwilę czasu i udało się.

„VII” ukazała się pod koniec ubiegłego roku. Udostępniliście ją w sieci, jest też dostępny digipack dla tradycjonalistów i co dalej? Planujecie jakąś wzmożoną promocję, większą liczbę koncertów?

Niczego nie planujemy. Nie ma ciśnienia. Będziemy grali koncerty i promowali płytę na ile się da. Liczymy, że muzyka obroni się sama .(śmiech)

Weszliście na scenę na przełomie wieków, szybko zdobywając sporą popularność i stając się wiodącym zespołem tego nowoczesnego, metalowego nurtu. Z czasem jednak jego znacznie zaczęło maleć i odnoszę wrażenie, że również i wy po roku 2010 spuściliście z tonu – „VII” ma być waszym ponownym akcesem do rockowej ekstraklasy, czy też jesteście już na tym etapie, że z nikim się nie ścigacie, grając przede wszystkim dla własnej przyjemności i satysfakcji?

Nie traktujemy tego jak zawody. Niestety muzyka metalowa ma ograniczony zasięg w mediach. Nikt nie zamierza się z nikim ścigać. Jest kupa świetnych zespołów, które robią wszystko zawodowo, a na koncerty przychodzi 20 osób. Jest też disco metal i ma sold outy. Mamy nadal power i energię żeby grać dobre koncerty. Nie wiem co rozumiesz przez ekstraklasę, bo jeśli frekwencję na koncertach, to znam megatopowe bandy, które też mają słabe czasy. NoNe zawsze świetnie brzmiało na żywo i nadal mamy to coś. Przyjemność i satysfakcja jest zawsze i liczę, że zostanie tak na jeszcze wiele długich lat i płyt.

Wojciech Chamryk

rightslider_001.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_003.png

Goście

4963013
DzisiajDzisiaj404
WczorajWczoraj3559
Ten tydzieńTen tydzień3963
Ten miesiącTen miesiąc45846
WszystkieWszystkie4963013
18.205.114.205