Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Zespół zmienia się w maszynę i żąda coraz więcej oktanów” (Poison Heart)

Warszawski Poison Heart przebojem wchodzi na scenę światowego punk 'n' rolla. Dwie pierwsze płyty formacji ukazały się nakładem amerykańskiej wytwórni, najnowsza, bardzo udana „Heart Of Black City”, polskiej, ale jest dostępna w różnych regionach świata. Grupa coraz częściej też koncertuje poza granicami naszego kraju i myśli już o kolejnych wydawnictwach, o czym opowiadają nam gitarzysta Paweł i wokalista Elton.

     

HMP: Wydaliście właśnie trzeci album „Heart Of Black City” i to kawał porywającego rock and rolla z punkowym sznytem – czujecie, że to właśnie ten moment, aby Poison Heart mógł zaistnieć szerzej, bo jeśli nie teraz to kiedy?

Paweł: Trudno powiedzieć czy czujemy, że to ten moment. Patrzymy na to trochę inaczej, nie mamy wyznaczonego z góry celu ani nie bierzemy udziału w żadnej rywalizacji. Robimy to co lubimy, a przede wszystkim, za wszelką cenę chcemy, żeby było do końca prawdziwe. Tylko wtedy ma to szansę przetrwać i być dobrze odbierane.

Jest coś z prawdy w tych stwierdzeniach, że trzecia płyta jest tą przełomową dla każdego zespołu, czy też podczas nagrań nikt nie zaprząta sobie takimi sprawami głowy, a owa teza to bardziej wymysł dziennikarzy czy fanów?
Paweł: Myślę, że coś w tym jest. Robimy powoli materiał już na czwartą, ale obecna płyta na razie sprawia wrażenie, jakby lokomotywa wrzuciła wyższy bieg i ciągnie za sobą również poprzednie wydania. „Strong Ties” też była bardzo dobrze ocenioną płytą, m. in. w „Classic Rock Magazine” dostała 7/10.

Elton: Każda płyta to dwa lata pracy, to nowe doświadczenia, zagrane koncerty, nowe inspiracje. To wszystko oczywiście nie miałoby znaczenia, gdybyśmy sami nie czuli, że się rozkręcamy i idziemy do przodu: ze scenicznym obyciem, techniką i chęcią do działania.

Ponownie nagrywaliście w Serakos Studio – nawet najlepszy muzycznie materiał może położyć produkcja, tak więc na tym nie ma co oszczędzać, nawet w czasach powszechnie używanych do odsłuchu komputerowych głośników czy przenośnych urządzeń?

Paweł: To się zgadza, produkcja jest bardzo ważna. W Studio Serakos nagrywaliśmy już trzeci raz, więc dobrze się rozumiemy z Robertem. Wcześniej były pomysły, żeby zrobić mixy w Music-A-Matic w Szwecji, ale koszty nas przerosły, może kiedyś się uda, na razie pozostaje to jako marzenie Panowie dysponują tutaj lampowym sprzętem z lat 70. i trochę o tym marzyliśmy. A „Heart Of Black City” staraliśmy się utrzymać brzmieniowo w stylu lat 70. i po części się chyba nawet udało zachować tą konwencję.

Elton: Ja nie jestem asem w tych sprawach, ale Robert z Serakosa to fachowiec i wie czym kura wodę pije. Zdarzają się odrębne zdania na temat tego materiału, że nie ma jeb*, ale to nie jest Korn czy inny Limp Bizkit, w R’n’R ma piszczeć i piszczy. (śmiech)

Elegancki punk 'n' roll – jesteście pewni, że to w pełni adekwatne określenie dla waszej muzyki? Elegancki jak punk, szybki jak Syrenka, brzmiący tak dobrze jak single Tonpressu z lat 80. – takie paradoksalne zestawienia można mnożyć, a wczesny rock czy punk z założenia były przecież dzikie, buntownicze i bezkompromisowe, nawet jeśli niepozbawione melodii i przebojowych refrenów – przynajmniej w USA, bo jednak za punkowym boomem w Anglii połowy lat 70. stał Malcom McLaren i jego butik?

Paweł: To tylko nasze domniemanie, prawdę mówiąc, to trzeba zapytać słuchaczy, czy tak jednak jest, jak to sami określiliśmy.

Elton: Ja np. często zakładam koszule na koncerty, a kończę na gołej klacie. Założenia nasze to granie równo, czysto, z duża ilością solówek, wokalem mierzącym w górne rejestry i wpadającym w falsety. Finalnie, na gigach, ludzie dziczeją na darciu papy, a dwa albumy wydaliśmy w Zodiac Killer Records, który słynie z wydawnictwa GG Alina, chyba k… trzeba zmienić ten opis...

Samo punk 'n' roll nie brzmiałoby w tej sytuacji lepiej, a każdy po włączeniu waszej muzyki mógłby już sobie sam dopowiedzieć jak brzmicie: elegancko, stylowo, etc.?

Paweł: Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Brzmienie zawsze staramy się utrzymać swoje, żeby to była w miarę rozpoznawalna muzyka i po trzech sekundach pierwszego numeru, żeby każdy wiedział, że to my.

Elton: Trzeba zmienić ten opis. (śmiech)

Istniejąc raptem trzy lata i mając na koncie jedno demo podpisaliście kontrakt z amerykańską wytwórnią Zodiac Killer Records, czego efektem były dobrze przyjęte płyty „Wasted” i „Strong Ties”, koncerty za granicą  – jak na młody zespół już na starcie osiągnęliście naprawdę wiele?

Paweł: Tutaj ciężko to jednoznacznie określić, zazwyczaj jesteśmy skromni w tych tematach i wiemy, że można osiągnąć więcej. Warto dodać, że był jeszcze split z Bomb The World, gdzie były trzy nasze numery plus cover Ramones.

Elton: Finalnie wszystko byłoby pięknie, gdybyśmy mieli dystrybucję w Europie. Tutaj jednak nasz wydawca się nie postarał, promo i sprzedaż w Stanach, a my z garścią 200 płyt sprzedaliśmy to bardzo szybko na gigach głównie w Niemczech i po zawodach. Teraz rozegraliśmy to inaczej i już widzimy, że to był strzał w 10. Oczywiście, Zodiac promocyjnie zrobił swoje i pewnie bez tego kontraktu nie gralibyśmy tyle w Niemczech co teraz, ale ciężko jest pójść za ciosem, kiedy nie możesz pojechać do Stanów, żeby podbić promo i pokazać na co cię stać. 

„Heart Of Black City” jest dowodem waszego stałego rozwoju w obrębie obranej stylistyki – słychać, że nie spoczęliście na laurach, bo byłaby to artystyczna śmierć, i to w młodym wieku?

Paweł: Rozwój jest bardzo ważny, to napędza i motywuje do komponowania nowych numerów. Gramy ze sobą już dość długo, ale nie tylko granie nas łączy, często się razem spotykamy, wychodzimy razem wieczorem na miasto, kupujemy te same winyle albo słuchamy razem muzyki. To jest coś więcej niż zespół i muzyka.
Elton: Paweł nie powiedział co robimy wieczorami na mieście (śmiech), a to później przelewane jest na papier i można wysłuchać tego w tekstach. Jak powiedziałem wcześniej, to jest ten proces odkrywania swoich możliwości i odkrywania nowych inspiracji, ale także wzajemnej presji. Wymagamy od siebie coraz więcej i często sobie wypominamy pewne niedociągnięcia, bierzemy na warsztat coraz trudniejsze numery i ogrywamy je, mamy w sobie trochę skromności i już niewiele wstydu. Zespół zmienia się w maszynę i żąda coraz więcej oktanów.

„Poison Heart” to tytuł utworu z albumu „Mondo Bizarro” Ramones, więc już w nazwie oddajecie hołd swym wielkim poprzednikom, chociaż na pewno nie największym idolom?

Elton: Z Ramones jest jak z tabliczką mnożenia w świecie punk rocka, musisz znać i koniec. Zespół osiem lat temu to było trochę co innego, nie planowaliśmy aż tak głęboko się zapuszczać w meandry rock and rolla, ale czas pokazał, że to działa. Tekst przyświeca nam nadal, bo nadal reprezentujemy scenę punkową i wywodzimy się z tego świata, mamy zatrute serca i tego nie da się wyleczyć.

Od Ramones i Motörhead do  Gluecifer i Turbonegro, by wymienić tylko kilka nazw, ale zdaje się, że wszyscy słuchacie bardzo różnej muzyki, co przekłada się na styl i brzmienie Poison Heart?

Paweł: Trudno powiedzieć czy aż tak różnej, jakby tak było to byśmy już pewnie ze sobą nie grali, bo byśmy się przecież nie dogadali, co chcemy grać. Są kapele, których słuchamy wszyscy, czyli te ważniejsze, dlatego jak jedziemy busem na koncert to nigdy nie ma problemu, że ktoś chce teraz swoje a reszta zatyka uszy. Faktem jest to, że część z nas jednak ma swoje odpały, ja na przykład lubię słuchać dobrego soulu z Detroit i dużo garage rocka z lat 60. czy 70., ale reszcie też się to podoba tak jak mi stonery niektórych członków kapeli.
Elton: Tak, łączą nas bandy jak te które wymieniłeś, ale jest trochę różnic. Ja w całości byłem wyjęty ze świata punk rocka zaangażowanego, tam gdzie nie ma miejsca na komerchę. Jednocześnie miałem szeroki horyzont muzyczny, obecnie nasze stery są skierowane na szwedzkiego rock ’n’ rolla, ale czerpiemy garściami z  USA czy Australii, wiadomo. Na półce z winylami znajdziesz u nas Casha obok Siekiery i MC5, poszperasz i wyciągniesz Radio Birdmana czy PJ Harvey, wyciągniesz QOTSA to odsłonisz albumy Hellacopters...

Nie przypadkiem też zadedykowaliście te płytę Robertowi „Strängenowi” Dahlqvistowi, zmarłemu w roku ubiegłym gitarzyście The Hellacopters?

Paweł: Tak, to nie był przypadek, tytuł tej piosenki to także dzielnica Sztokholmu gdzie zmarł. Robert i jego muzyka miała duży wpływ na rozwój naszej kapeli, jest naszą inspiracją gitarową. Wyznaczał standardy, był do końca w tym szczery.

Ostrych utworów na nowej płycie nie brakuje, ale słychać też, że bardzo ważne są dla was gitarowe harmonie, dobre melodie, bo to jednak podstawa, niezależnie od obranej stylistyki?

Paweł: Gitarowe melodie muszą być. Jak coś z numerem jest nie tak, albo znudzi się nam po dwóch próbach, to idzie do śmietnika. Każdy numer zaczynamy robić od jakiejś melodii a dopiero potem reszta.
Elton: Próbujemy to jakoś połączyć, ostrość z harmonią to trudny przepis, ale porządne kapele są w stanie to osiągnąć, dlaczego mielibyśmy do nich nie dołączyć.

Teksty po angielsku, a odliczanie w kilku utworach po polsku – miał to być taki akcent podkreślający wasze pochodzenie, tym bardziej, że często pisze się o was, że gracie jak Szwedzi?

Elton: Trafiłeś! Było założenie, że zrobimy chociaż jeden numer po polsku, ale finalnie wypadł z gry. Chciałem, żeby było to chociaż w minimalnym stopniu podkreślone, że to słowiańska krew płynie w tym materiale, odliczanie ma tylko oczywiście to podkreślać, bo bardzo lubię robić to po polsku za granicą. Zawsze to spora atrakcja jak ustawiam głośność mikrofonu po polsku. Uważam jednak prywatnie, że czuć mimo wszystko specyfikę na tym albumie. Tak jak brzmienie szwedzkie różni się od australijskiego to mam nadzieję, że i u nas będzie można to wyłapać.

Kiedy gracie za granicą zdarza się zdziwienie słuchaczy na wieść, że jesteście zespołem z Polski, czy ten etap rodzime kapele mają już dawno za sobą, bo jednak w ostatnim ćwierćwieczu poszliśmy pod tym względem bardzo do przodu?

Paweł: Jest różnie, ale zawsze jesteśmy mile widziani, najczęściej jesteśmy pierwszymi Polakami, którym organizator robi koncert, będąc już kilka razy na wypadzie jest teraz coraz łatwiej. W tej chwili na tyle nas kojarzą, że stało się to chyba normalne, że wbija kapela z Polski i że jednak coś się dzieje w Warszawie.
Elton: Zdarza się, że podejście jest wycofane, ale to tylko do pierwszego riffu.

Mogę się mylić, ale w kraju nie ma raczej zbyt dużego zainteresowania taką muzyką, tak więc, chcąc nie chcąc, musicie nastawiać się na rynki zagraniczne?

Paweł: W tym kraju chyba nie ma żadnego zainteresowania muzyką jako taką, w radio do dziś najczęściej grają Dżem i punk rock dla nich skończył się chyba w Jarocinie, ale jest całe szczęście grono osób, które jednak interesują się muzyką i tworzą tę scenę. Jeśli chodzi o rynki zagraniczne, to w niektórych krajach są one bardziej dojrzałe, widać to po jakości recenzji naszej płyty. W Polsce czasami nie wiedzą co napisać i do czego to porównać, jest to jakaś chyba ultra nowość. Z zagranicy mamy bardzo dobry feedback, często ktoś nam piszę wiadomość na facebook typu: „fuck yeah! Gdzie wy się tyle ukrywaliście?”, rynek zagraniczny sam tak jakby powoli nas wciąga.

Wydawcę macie jednak tym razem z Polski i jest to nie tylko wasz debiut w barwach rodzimej wytwórni Heavy Medication Records , ale też pierwsza płyta w jej katalogu – jak coś pójdzie nie tak i splajtują, to winnego nie trzeba będzie daleko szukać? (śmiech)

Elton: hehe weź nie strasz, tutaj plany są na kolejne pressy.

Paweł: Tak, wydawca jest z Polski, ale wspólnymi siłami udało się połączyć nasze dotychczasowe kontakty i płyta jest dostępna w distrach w USA, Hiszpanii, Kanadzie i będą kolejne, a w Polsce nawet w Sonic Records od 29 września.

Póki co nie zanosi się jednak na taki obrót sytuacji, a dzięki Heavy Medication doczekaliście się też swej pierwszej winylowej płyty, idealnego nośnika dla punk 'n' rolla?

Paweł: Jak dla mnie tak. Kupuję dużo płyt i w domu słucham muzyki tylko z tego nośnika, jak biorę winyla do ręki, to mam inny szacunek do muzyki, dbam o ten nośnik a wśród naszych odbiorców  większość to winylowcy. Często właśnie ludzie na koncertach byli rozczarowani, że nie mamy LP.

Macie jeszcze do zrealizowania jakieś inne plany i marzenia przy okazji promocji „Heart Of Black City” czy też nie chcecie zapeszać, konsekwentnie robiąc swoje?

Paweł: Myślimy o wiosennej trasie i jak nagrać czwartą, lepszą płytę, heheh. Zaraz również wychodzi międzynarodowy split z coverami GG Allina ale szczegółów nie możemy na razie zdradzać.

Elton: W tym roku też trochę jeszcze pogramy: release w Pogłos z Teraz i Tu (Konstancin-Jeziorna) Unholy Preachers (Praga) Hell Nation Army (Berlin). Właśnie wróciliśmy z krótkiej trasy w Niemczech a zaraz tam ponownie wracamy, między innymi na koncert w ramach Turbojugend Hamburg u boku Lucifer Star Machine i Beast. Czytelniku, jeżeli chcesz nas na swoim „zadupiu”, to załatw hajs na wahę, trochę piwa i miejsce do spania, a zagramy ci do snu.

Wojciech Chamryk

rightslider_003.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png

Goście

4963803
DzisiajDzisiaj1194
WczorajWczoraj3559
Ten tydzieńTen tydzień4753
Ten miesiącTen miesiąc46636
WszystkieWszystkie4963803
54.225.1.66