Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Czuję, że „Popiór” jest dobrym prognostykiem na przyszłość” (Kat i Roman Kostrzewski)

W ostatnim czasie nad zespołem Kat i Roman Kostrzewski krąży widmo nowości - nowa płyta, nowy skład, nowy rozdział. To miał być zwykły wywiad promocyjny, jednak o to trudno, kiedy rozmówcą jest ktoś taki jak Roman Kostrzewski. Zapraszam Was na rozmowę, która nie tylko odkrywa kulisy „Popióra”, ale także porusza tematykę życia i skłania do refleksji nad tym jakie wartości są, a jakie powinny być ważne w obecnych czasach.

                   

HMP: Czym jest Popiór? Jaki był koncept przy tworzeniu tej postaci?

Roman Kostrzewski: Miałem w głowię taką postać, która czuje, że jest uświęcona, frunie jak anioł i przy spotkaniu z meandrami życia, w każdym zdarzeniu traci pióro oraz świętość - schodzi na ziemię i w którymś momencie nie jest już w stanie się wznieść. Ten stan utraty skrzydeł, niemożliwego wznoszenia się to Popiór. Często młody człowiek tak ma - jest szalenie uskrzydlony, ma wzniosłe ideały, jest pryncypialny, a życie weryfikuje jego własne wyobrażenia i przydaje mu pewnego brudu.

Czy Popiór jest alegorią Twojej postaci, która próbuje szukać spokoju i wyciszenia?

Nie wiem i na razie nie jestem w stanie tego urealnić. Mam takie marzenia, żeby wyłącznie łazić po górach, zwiedzać, robić zdjęcia i niewątpliwie jest to temat, w którym być może kiedyś się zatopię, lecz mam także potrzebę obserwować innych ludzi, korespondować z nimi jako osoba, która jest wolna od obciążeń codzienności, własnych kieratów wynikających z autodyscypliny. Moje związki z ludźmi na koncertach są bardzo intensywne, ale zarazem krótkie, więc niemożliwe do wyczerpania. Ten świat mnie pochłania i zapewne będzie mnie jeszcze pochłaniał. Kocham muzykę i samo grzebanie w dźwiękach, znajdowanie się w nich to jest coś, co uwielbiam. Mam w sobie dużo opowieści, dużo możliwości ukołysania swoich potrzeb intelektualnych itd. Robię to na swój sposób - rozmawiam ze swoją partnerką na bliskie tematy. Przeżywamy różnego rodzaju trudy, a jednak zdobywamy się na ciekawe spostrzeżenia, ponieważ moja towarzyszka jest związana nie tylko z diagnostyką psychologiczną, ale także stara się arkana związane z terapią. W najbliższych planach góry będą dla mnie dostępne głównie wirtualnie, chociaż zdarza mi się wyjeżdżać i bywać tam. Czasami zachęcam kapelę, by mimo zmęczenia nawet na chwilę przystanąć i zaczerpnąć leśnego powietrza. Za oknem mam industrial, więc tym bardziej potrzeba mi tego świata.

Doszły mnie słuchy, że nie miksowałeś tej płyty. Kto odpowiada za miks, brzmienie i okładkę „Popióra”?

Nie, nie zabrałem się za miksowanie „Popióra”, ponieważ jestem w trakcie prac nad swoją solową płytą i moim zadaniem było zrobić wokale, napisać teksty do utworów oraz zaopiekować się sprawami związanymi z produkcją i realizacją. Wyboru, kto mógłby zająć się miksami dokonaliśmy zespołowo i padło na muzyka Wilczego Pająka - Piotra Mańkowskiego, który zrobił je w swoim studiu. Materiał nagrywany był w różnych miejscach - Michał Laksa nagrywał sobie bas w górkach, ja realizowałem wokale w domu, Jacek Hiro robił gitary u siebie i wspomógł też Krzysztofa Pisteloka. Jedynie bębny były rejestrowane w miejscu przeznaczonym do nagrań i w kwietniu zeszłego roku zostały nagrane. Co do reszty to gitarzyści nagrali się w około dwa miesiące, bas zarejestrowano latem, z kolei z początkiem września ja podszedłem do prac i od początku października były robione miksy. Natomiast portret Popióra znajdujący się na okładce stworzył Grzegorz Chudy - były członek zespołu Beltaine.

Jakie mieliście założenia przy tworzeniu nowych utworów?

Każdy utwór ma jakieś twórcze sprawy do załatwienia - w jednym zawiera się jakiś riff, pasaż na gitarze, a moją domeną jest wiązać to tekstowo. Jacek w akcie twórczym na pewno kieruje się własną estetyką nabytą we wcześniejszych okresach twórczych. Ma duże zdolności przeniesienia tego na palce. Gdy to się dzieje w sposób dla niego wystarczający, trafia to między innymi do mnie. Oczywiście, może być odwrotnie, że to ja zrobię wokale i reszta będzie musiała się dostosować, ale to inna zabawa. Nie sądzę, aby w dzisiejszych czasach było tak, że kapele siedzą wspólnie kilka dni razem i przelewają na papier dźwięki, które wylewają z kieszeni i rękawów. Gdy jest prosta, nośna myśl to da się ją w ciągu jednego dnia zrobić. Natomiast w przypadku metalu i utworów złożonych to rzadko tak się dzieje, chyba, że człowiek posiłkuje się pewnymi schematami i to wtedy może się udać, ale to nie będzie wyjątkowe. Dobrze jest, kiedy oprócz znanych albo symptomatycznych dla danego rodzaju czy gatunku, muzyka zawiera jeszcze odmienne składnie, ornamentykę. Krótko coś osobliwego. Może to być związane z brzmieniem, ale w Polsce o to jest dość trudno zrealizować i też trzeba nad tym posiedzieć. Na pewno nasza płyta brzmi trochę odmiennie od innych zespołów, ale bezwzględnie jest to metal. Trudno powiedzieć do jakiego stopnia będzie ona w stanie wzruszyć. Ocena końcowa to domena krytyków i publiczności, która będzie to weryfikowała. Niezależnie od tego co powiedzą, my ufaliśmy sobie, bo kochamy znajdywać te dźwięki, które i publiczność i nas ucieszą.

Czy macie jakieś niewykorzystane przy nagrywaniu „Popióra” pomysły?

Niektóre utwory nie weszły na tę płytę. Nie zawsze to co się zrobi znajduje miejsce na krążku. Przyznaję, że artyści współpracujący ze mną bywają rozeźleni i pytają dlaczego wybieram ten utwór a nie inny. To już tajemnica i specyfika mojej pracy. Gdy już danym konceptem się zajmę to znajduje się na płycie, chyba, że to moje własne pomysły, które nie zawsze rozwijam. W tej kapeli już tak się ukształtowało, że moją domeną jest zamykać muzyczną fabułę, okrasić ją jakimś tekstem, fabularyzującym dźwięki. Lepiej mi się pracuje, gdy mam większe możliwości niż gdy jest jakaś zawężona pula utworów. I to nie dlatego, że tak bym chciał, lecz po prostu nie czuję przynależności utworu do zestawu. To specyfika określonych wizji i nie ma w tym innych zawiłości niż estetyczne.

W wywiadach mówiłeś, że część utworów powstała niezależnie od dołączenia Jacka. Zatem jak dużą rolę odegrał w stworzeniu „Popióra”?

Przyjmując go do zespołu stał się jego członkiem pełną gębą zarówno w kwestii twórczej jak i organizacyjnej. Jeśli chodzi o podział finansowy czy prawo głosu w ważnych kwestiach to kapela jest prowadzona w miarę demokratyczny sposób, Nie ma tutaj jakiegoś autorytaryzmu, który czyniłby z innych ludzi zniewolonych. Zachęcam ich do kreatywności i wolności twórczej. Na tej płycie bardzo kreatywny okazał się Jacek Hiro.

Czy fakt, że jest fanem dawnej twórczości zespołu pomógł Wam w procesie twórczym?

Tak, choć jak posłuchasz całej płyty to myślę, że zauważysz, że nie jest to odwzorowanie. Czuć jego autonomię i sądzę, że w niektórych aspektach twórczych jest bezkompromisowy - ma swoje zdanie na temat muzyki, potrafi bronić swojego zdania, więc można powiedzieć, że jest wolnym twórcą. Czy jego praca będzie utożsamiana z Katem? Może po części tak, dlatego, że jemu jako młodemu artyście podobały się niektóre utwory Kata. Te, które zostały umieszczone na „Popiórze” są odmienne. Mój charakter śpiewu, moje podejście do twórczości korespondujące w jakiś sposób integrują z grą instrumentalistów. Tak było w przeszłości i tak jest teraz. Są pewne aspekty, których nie zmienię w swoim głosie, jednakże zawsze poszukuję w sobie odmienności, bo też to odnajduję w muzyce zespołu.

Osiem utworów w 8 lat - ze statystyki wynika, że tworzyliście jedną piosenkę rocznie. Jak wyglądał proces tworzenia „Popióra”?

To tak wygląda, ale prace nad tą płytą nie trwały tak długo. W momencie, w którym pojawił się nowy perkusista i dochodziły do mnie pierwsze dźwięki to już po roku mogliśmy wejść do studia. Krótko mówiąc - kapela jest zdolna do tego, żeby w rok zamknąć materiał, ale przede wszystkim trzeba mieć utwory, więc tu się kłania płodność twórcza. Niewątpliwie zdaję sobie sprawę, że w naszej zespołowej sytuacji nie jest łatwo osiągnąć to osiągnąć dlatego, że mamy rodziny i część z nas jest naprawdę bardzo zajęta. W sytuacji życiowej naszego basisty wiele się działo i przybyło mu trzech maluszków więc miał mniej czasu na zabawy z gitarą basową. Z kolei Jacek jest na innym etapie życiowym, więc ma inne możliwości. I dobrze, bo za sprawą swoich pomysłów dał tej kapeli nowe tchnienie muzyczne.

„Popiór” zawiera raptem osiem utworów. Czy jest szansa na to, aby każdy z nich został zagrany na koncercie czy podzielą one losy numerów z „Biało - Czarnej”, z której tylko kilka weszło na stałe do setlisty?

Postaramy się zagrać wszystkie. Na pewno set będzie dzielony jakoś pół na pół. Nowy materiał trwa 40 minut, nasz koncert trwa zazwyczaj godzinę i czterdzieści minut. Być może jeszcze inne utwory z tamtej płyty zostaną zagrane, lecz przyznam, że na „Biało-Czarną” zrobiłem samodzielnie dwa kawałki, które okazały się nie do końca łatwe do zaprezentowania. Tworzyłem je na klawiszach co nie zawsze łatwo przenieść na gitarę. Pamiętam opór Irka przed zagraniem tzw. backbeatu w utworze „Kapucyn zamknął drzwi”.  Jakby zsumować oba projekty - Kata oraz Kata i Romana Kostrzewskiego to tych utworów jest na tyle dużo, że nie wystarczyłoby czasu, by je wszystkie zaprezentować. Jesteśmy w stanie zagrać dwie godziny, w trakcie których trzeba zawrzeć pewne stałe punkty. Staramy się rokrocznie grać trochę inny zestaw numerów, lecz nie jesteśmy w stanie zagrać wszystkiego i trzeba wybierać.

Czy jest szansa na to, aby do repertuaru weszły utwory nagrane z Alkatraz oraz te, które nagrałeś solowo?

Nie wiem, bo w moim przypadku najbliższy okres czasu będzie podzielony na prace dla zespołu i kariery solowej. Jestem w dość dużych postępach nad solowym materiałem, notabene ten czas prac nad „Popiórem” był dzielony także na mój album. Nie jest to proste i mój umysł jest trochę rozbity, ale zdaję sobie sprawę, że tu mnie ciągnie twórczość, więc próbuje to łączyć. Zespół ma określone pewne plany i czy tam się pojawią utwory Alkatraz? Półgębkiem mówi się o tym, a także o wykonaniu kilku piosenek z mojej solowej płyty, ale na razie cieszymy się nowo powstałym „Popiórem” i w najbliższym czasie to jest realność tego zespołu. Mam nadzieję, że nasza nowa twórczość spodoba się chociaż fragmentarycznie i ludzie nie będą zawiedzeni.

Czy możesz pokrótce streścić tematykę poszczególnych utworów?

Nie próbuje dotykać rzeczy eschatologicznych, próbuję zatapiać się w elementach życia, wątkach tu i teraz i opowiadam o jakimś mostku, na którym nie wszystkie deski są, ale można uprawiać to co ludzie lubią najbardziej czyli rąbać się.

Czasami pojawia się komentarz na temat rzeczywistości politycznej i wad establishmentu Polski, jakim jest utwór „Ośle”. Czasami jest to słodka retrospekcja na temat gór, które w przypadku Beskidu Żywieckiego są często wyłysiałe ze słabnącym drzewostanem albowiem nie jest on przynależny w dolnych partiach do tego regionu.

Powinny być to lasy liściaste, ewentualnie w górnych częściach iglaste. Z uwagi na rodzaj gospodarki w dawnych czasach one po prostu wyłysiały, bo służyły góralom do wypasu owiec. Dlatego w jednym utworze zawarłem wątek, że dzisiaj te łyse góry posłużyły dla produkcji cierpkiego bundzu czyli sera. Wszelako dzisiaj górale nie żyją z ich produkcji, lecz z turystyki i czują potrzebę zalesienia tych gór, tworzenia klimatu, w którym chcieliby zebrać jak najwięcej dutków od przyjezdnych.

Konstatuję, że tyle lasów musiało być wypalonych dla bryndzy, dla jednego bundzu. Im dłużej żyję to tym bardziej odczuwam potrzebę pisania o szczegółach, o sprawach będących pozornie bez znaczenia i o tym mówi „Łossod”, jakbym chciał w imieniu natury przypomnieć dlaczego te lasy zostały spalone. 

Odnoszę wrażenie, że „Łossod” tworzy zwartą fabułę wraz z nowymi wersami „Trzeba zasnąć”. Czy możesz przybliżyć kulisy wyrzucenia fragmentu o karzełkach?

Też mi się tak wydaję, że ta zmiana wyszła utworowi na dobre i jeszcze bardziej związała go z naturą. Już początek tego tekstu nawiązuje do aspektów przyrody, więc końcówka jest jak najbardziej przynależna do górskiego miejsca. To był zabieg wynikający z rozwoju twórczego - utwór „Trzeba zasnąć” jest głównie moim dziełem, dziełem moich przemyśleń. Tutaj nastąpiła zmiana, która jest dopuszczalna - w moim przypadku już raz tak było przy okazji utworu „Robak”.

Słuchając nowych kompozycji odniosłem wrażenie, że jeszcze częściej posługujesz się rodzimą gwarą śląską, stosujesz regionalizmy, przez co nowe teksty mogą nie być dla każdego zrozumiałe. Co powoduje, że świadomie utrudniasz interpretacje?

Żyjemy w takim świecie, w którym zapominamy o pewnych sprawach i niektórzy ludzie dopominają się o coś takiego jak polskość. Chcieliby ją widzieć poprzez to, że tworzą granicę np. między Polską a Niemcami. Według nich jest to pielęgnowanie niezwyciężonego ducha także nad Rosjanami. Ja widzę polskość inaczej, w języku czy w kuchni niż w gwarze demonstracji politycznej. To co robię w tekstach to próba przełożenia śląskiego w swojski sposób. Ludzie we współczesnej Polsce posługują się polszczyzną, która jest zbitkiem form mowy, tworzonych szyków zdań charakterystycznych dla różnych rejonów. Te regionalizmy są fajne i gdy się słyszy śpiewny język Podlasian to czuć, że są oni z rejonów wschodnich. Podobnie jest z Kaszubami - można odnieść wrażenie, że zdania w tym języku są zlepione plasteliną, a nie polską stylistyką. Powinniśmy szanować i pielęgnować odrębności językowe tak samo jak byśmy chcieli tej polskości w ramach Unii Europejskiej. Czasami da się zauważyć zdanie niektórych polityków, którzy w chcieliby ten Śląsk jakiś sposób okiełznać, więc w tym wymiarze solidaryzuje się ze Śląskiem, który jak każdy region, każde miasto czy każdy człowiek w Polsce. Niech sam stanowi o sobie. Marzy mi się Polska, w której żyją ludzie wolni w tym sensie, że mogą dokonać jak najwięcej wyborów. Wprowadziłem regionalizmy, lecz te treści są nadal jak najbardziej czytelne, chociaż te kilka słów może to nieco utrudnić. Zrobiłem to specjalnie, żeby każdy kto kocha tę muzykę zdobył się na mały trud i przyswoił choć kilka słów śląskich. Głównie po to, żeby zdał sobie sprawę z tego, że nawet w tych obcych dla niego wyrazach nie stracił wyczucia całości, że może je przyjąć, mimo iż jest tam drobna odmienność językowa. Na początku będzie mu ona utrudniała zrozumienie rzeczy, ale w dłuższej perspektywie będzie go rajcowała choćby przez to, że wiele śląskich słów to zabawne wyrazy i mogą się one spodobać. Mam nadzieję, że w dobie Internetu te teksty zostaną bardzo szybko rozczytane.

Kiedyś śpiewałeś o Szatanie, a dzisiaj oddajesz się wędrówkom po górach, w efekcie czego piszesz o aniele, który schodzi z gór i pasterskich tradycjach. Czy taki rodzaj łagodnej kontemplacji jest wynikiem tego, że Twoje słynne słowa kierowane do księdza spełniły się - społeczeństwo jest dużo bardziej świadome i hedonistyczne, ergo „poznałeś, że nie masz już czego bronić?”

Krytyka cywilizacji jest stale obecna w mojej twórczości i ma swoje źródło w przekonaniu, o którym pisałem wcześniej, np. „Do dzikich borów idę, do dzikich gór, między psy”. Nie wiem czy jestem łagodniejszy w ocenie, może ta młodzieńcza bezkompromisowość tworzyła wrażenie, że jestem jedynie człowiekiem buntu. A przecież już w tamtych czasach powstawały takie kompozycje jak „Łza dla cieniów minionych”, która została ujawniona w 1992r. Tam nie ma elementu buntu, to aprobata danego stanu rzeczy i konieczności pójścia dalej. Dlatego śmiem twierdzić, że już wtedy byłem człowiekiem dynamicznym zdolnym zarówno do miłości jak i nienawiści, a dzisiaj w tej kwestii nic się specjalnie nie zmieniło. Przyznaję jednak, że gdy człowiek posiada coraz więcej życiowych wątków to coraz bardziej odciskają one piętno na sercu i na ciele. Dlatego próbuje w twórczy sposób o tych stanach opowiedzieć, że nie są wyłącznie biało-czarne, ale mają także barwy pośrednie. W związku z czym w mojej twórczości jest dużo uszczegółowień. Kiedyś istotna była forma deklaracji „Bóg to mój wróg”, aby powiedzieć o swojej tęsknocie za wolnością. Teraz mówię z pozycji człowieka, który mógł się realizować i odczuwać elementy wolności, więc jeżeli jest okazja to dalej będę ich bronić. Staram się także pisać z perspektywy kogoś, kto coś przeżył, coś czuł, coś widzi i chciałby o tym jak i o sobie opowiedzieć. Opowiadam o realiach mojego industrialnego życia, ale też o potrzebie sprowadzaniu przyrody do swojego świata. Kocham wiele miejsc, aczkolwiek charakter mojego życia trochę mi to uniemożliwia. A jednak przemierzam ten kraj, mając możliwość zobaczenia wielu fajnych miejscowości. Czasem przystajemy, żeby się zachłysnąć i zatopić oczy w zieleni. Zdarzają mi się samotne wędrówki, chociaż jak mówiłem wir industrialnego życia jest nacechowany związkiem z cywilizacją. Pracuję na nowoczesnym sprzęcie, więc nie mogę uniknąć oskarżeń, że jestem w kieracie, który stoi w sprzeczności z naturą. To dylemat cywilizacyjny ludzi starających zdać sobie sprawę, że miara postępu, która wynika z samoreplikacji kultury jest obecna i aby próbować ją okiełznać poprzez nie rujnowanie tego co zostało w naturze i czynić jak najmniejsze spustoszenie. W dawnych czasach to właśnie Diabeł miał cechy sił natury, dlatego często o tej naturze wspominam. W moich tekstach czasami przywołuje zapomniane nazwy roślin, które przestały mieć znaczenie. Kiedyś udało mi się przywrócić wspaniałą, lecz zapomnianą twórczość Tadeusza Micińskiego, dzięki czemu trafiła do pewnej grupy ludzi.

Dlaczego „Popiór” będzie można nabyć wyłącznie na Waszych koncertach i stronie internetowej?

Dlatego, że zmienił się rynek konsumencki i handlowy, który nie potrafi dostosować się do wyzwania jakim jest obecność w wielkich sklepach, a to kosztowna zabawa. Polski system podatkowy bierze od artystów więcej niż są sfiskalizowane firmy ryczałtowe - sklep i wydawca biorą tyle, że dla artysty tych pieniędzy już nie ma, więc w takich warunkach trudno iść dalej do przodu i tworzyć twórczość. Chcąc ją wykonać jak najlepiej podejmujemy jakieś koszty i nie może być tak, że system państwowy sobie bierze te pieniądze za friko. Państwo nie wytwarza nam tak jak sędziom, politykom, urzędnikom miejsc do pracy - sami musimy sobie je wytworzyć i zapłacić za to. Śmiem twierdzić, że mamy większe podatki niż niejeden urzędnik już nie mówiąc o tym, że artystom po iluś latach zabiera się prawa autorskie. Oczywiście każdy może powiedzieć, żebyśmy zmienili zawód i aby podejść do tego uczciwie wzięliśmy sprawy w swoje ręce i skrócimy drogę dojścia produktu do publiczności. Będziemy go sprzedawać tylko we własnym sklepie internetowym oraz na koncertach, choć mamy świadomość, że nasza muzyka nie trafi do tak wielu ludzi jak do tej pory. Uważam jednak, że ta publiczność, która chodzi na nasze koncerty lub jest zainteresowana nami to niewątpliwie nie będzie miała problemu z zakupem.

 Czy „Popiór” trafi na serwisy streamingowe?

Możliwe, że tak. Do tej pory nie byliśmy firmą a teraz w dużej mierze sprawy zorganizowania się w kanonie firmy spoczęły na mnie, wszelako wśród wszystkich kolegów widać zapał i udzielanie się w koniecznych zadaniach. Czujemy, że to wszystko ma charakter rodzinny i dosłownie także najbliżsi nas wspomagają. Jeżeli w tych pomysł się powiedzie, to będziemy starali się rozszerzać możliwości redystrybucji naszej muzyki.

Czy nowe utwory doczekają się teledysków?

Po to między innymi założyliśmy firmę by trochę środków przeznaczyć na okraszenie jej jakimś obrazkiem. Musimy jako zespół tak się zorganizować, żeby znalazły się na to środki. Dotychczasowe wydawnictwa, z którymi wciąż współpracujemy mają spore koszta nieprzystające do rynku, który się skurczył. Gdyby nakłady były w takiej ilości jak kiedyś czyli czterdzieści, pięćdziesiąt tysięcy to funkcjonowanie firm i wielkich sklepów miałoby sens, bo jaka kapela chciałaby się obciążać dystrybuowaniem takiej masy płyt? Jednak w czasach, kiedy obowiązują „empetrójki” dużo ludzi nie kupuje płyt, chociaż nadal jest część osób, która kocha muzykę i nie wyobraża sobie nie mieć w swoim domu tego wspaniałego przedmiotu jakim jest płyta. Jest w tym przedmiocie jakaś magia. „Empetrójka” może niektórym wystarcza, ale generalnie jakościowo zawsze będzie gorsza. No ale wielu ludziom może to nie przeszkadzać.

Kilka godzin przed nagrywaniem tego wywiadu Jacek Hiro opublikował odnośnik do nowego profilu zespołu, który ma nowego perkusistę. Czy możesz wyjaśnić dlaczego doszło do zmian i dlaczego tak długo zwlekaliście z ujawnieniem informacji, że nowy album był nagrywany bez Ireneusza Lotha?

Już na Facebooku wspomniałem, że ostatnio na naszej stronie, którą prowadził Irek i jego żona Kasia doszło do niemiłego zdarzenia. Do tej pory nie mieliśmy zastrzeżeń do tego jak jest prowadzony, ale ostatnio wkradło się dużo nerwowości. Osobiście nie śledziłem tego za bardzo, ponieważ od jakiegoś czasu jestem w trakcie bardzo wielu różnorodnych prac. Jednak gdy zadzwonił do mnie organizator koncertu w Gostyninie i powiedział mi, że z naszej strony wyrzucone zostało wydarzenie to skontaktowałem się z Irkiem. Kiedy z nim rozmawiałem to twierdził, że zrobił to przypadkowo, ale prawda jest taka, że nie da się tego tak po prostu wyrzucić. Gdy go trochę przycisnąłem, usłyszałem, że sądził iż imprezy nie będzie..? No i bądź tu mądry.

Dlatego przejąłeś rolę managera zespołu, którą jeszcze do niedawna pełnił Irek?

Role były trochę inne - ja przez zasiedzenie trzymam pewne wątki pracy zespołu jak wywiady, organizowanie spraw studyjnych, kwestii pieniądza, umów. Krótko mówiąc - jestem managerem ds. organizacji kapeli, lecz oczywiście jeśli ktoś ma chęci to może pomóc, o ile jesteśmy w stanie koleżeńsko współdziałać. Irek miał rolę managera koncertowego, ale z pewnych powodów tę pałeczkę powierzyliśmy firmie zewnętrznej - Massive Music. Od jakiegoś czasu nie najlepiej żyjemy ze sobą i jest tak z wielu powodów. Przede wszystkim Irek nie nagrał „Popióra”, a zazwyczaj artyści nie nagrywają płyt, gdy w zespole dzieje się coś niedobrego. W tym przypadku miał on spore trudności z dotarciem na próby. Kiedy minęło już siedem miesięcy od obiecanej współpracy i nic się nie działo to chłopaki stwierdzili, że trudno z nim dojść do ładu. Pierwsze takie problemy ujawniły się wyraźnie po uzgodnieniu, że nagrywamy płytę z Jackiem Hiro czyli jakieś pół roku po przyjęciu go do składu. Osobiście czułem, że Jacek jest chłopakiem z animuszem i nie wyobrażałem sobie, żeby jego prace były torpedowane czy też nie przyjmowane przez kogokolwiek z kapeli. Dlatego umowa była prosta - walczymy o nowy materiał, staramy się zrobić go jak najlepiej i w konsekwencji stwierdziliśmy, że musi to zrobić ktoś inny, kto daje nadzieję na zrealizowanie płyty. Jesienią ubiegłego roku wyraźnie powiedzieliśmy to Irkowi, choć chcieliśmy już wcześniej. Jednakże skontaktowanie się z nim było bardzo utrudnione - kto z nim współpracował doskonale wie w czym leży problem. Chociaż Jacek Nowak nie był jedynym wyborem, w momencie w którym na niego trafiłem, prace nad płytą mocno przyśpieszyły.

Mając na uwadze, że Jacek Hiro grał z Jackiem Nowakiem w przeszłości w Virgin Snatch, zaproponowanie jego kandydatury wydawało się oczywiste.

Naturalnie, z resztą w tej sytuacji powiedziałem do niego „Jacek wybierz sobie perkusistę, z którym te projekty, które masz w głowie będziesz musiał okrasić jakimś rodzajem rytmiki”. Oczywiście, może być odwrotnie, że to ja zrobię wokale i to perkusista będzie musiał się dostosować, ale zachęciłem go do współpracy z wybranym perkusistą. Wybrał to, co było mu bliskie i to szybko zaowocowało.

Massive Music to uznana marka organizująca międzynarodowe trasy dla m.in. Vadera. Czy chciałbyś aby Kat i Roman Kostrzewski stał się znany na skalę międzynarodową?

Nie kierowała nami chęć, aby ponownie się wybijać. Może nie funkcjonujemy na Zachodzie, ale jak najbardziej gramy dla Polonii, gdzie mamy jakąś część publiki, która czasami daje o sobie znać. Mówię to z pozycji członka dawnego zespołu i tego, w którym gram teraz i niech mi wolno będzie to łączyć, ponieważ nie odczuwam wielkiej rozłączności - tu śpiewam i gram to samo, co tam. Wydźwięk jest podobny, bo nasza publiczność utożsamia nas z tą muzyką katowską, co nas cieszy. Uczono nas, że twórczość jest dobra wtedy, kiedy trafia pod strzechy. Nasza ma o tyle trudniej, że nie jest to muzyka ani łatwa ani przyjemna zarówno pod kątem treści, brzmienia jak i skali złożoności muzycznej. A jednak czasami ludzie przychodzą i mówią, że mają wspomnienia z dawnych czasów i tego nigdy nie zapomną. Z tego powodu pozdrawiam i chylę czoło w stronę wszystkich muzyków, którzy grają lub grali w zespołach KAT oraz Kat i Roman Kostrzewski. 

Czy zamierzasz zagłębić się w świat social mediów, by opowiedzieć coś więcej niż w tekstach, mieć regularny kontakt z fanami?

Tak, lecz w najbliższym czasie będzie to utrudnione, ponieważ mam bardzo dużo zadań oraz pragnień, które chciałbym zrealizować. Pewnie jest cząstka mnie, która chciałaby mieć kontakt z publicznością, dlatego muszę się w tym aspekcie rozwinąć. Oczywiście, zaistniała konieczność sprawiła, że napisałem parę słów w tej sprawie. Noszę się z zamiarem, by mieć większą więź z publicznością i mam nadzieję, że te medium mi to umożliwi. Jednakże przyznaję, że nigdy nie będę mieć czasu, aby mieć możliwość stałego przesiadywania. W prezentowaniu siebie musi być jakaś proporcja, a jeżeli przekracza wyznaczoną przeze mnie granicę to przeistacza się w śmieszność, a tego bym nie chciał. Historia zna przypadki, w których pewnych ludzi popularność przerosła i stali się nieszczęśliwi. Nie uważam, że bycie artystą, który osiąga triumfy, a nagle upada jest dobre. Upadki są boleśniejsze, kiedy przykłada się do nich miarę, dlatego cieszę się, że udaje mi się skupiać na elementach twórczych - nie jest ważne jak się prezentuję, tylko co prezentuję. Owszem, moglibyśmy ubierać to w jakieś pióra, lecz to wymaga środków. Kiedyś próbowaliśmy robić spektakle, ale trzeba było wrócić do podziemi, do klubów, gdzie nie ma miejsca na robienie teatru. W zamian za niedostatek wielkich scen otoczeni jesteśmy wspaniałą publicznością, która była rada z tego powodu, że dla niej gramy. ie zamienię tej wartości na jakichś blichtr, który miałby mnie osadzić na wielkich stadionach, gdzie publiki nie widać. Nauczyliśmy się rozumieć, że “sukces” może mieć różne miary. Moje doświadczenia życiowe i przekonania całego zespołu są takie, że cenimy sobie to co mamy i staramy się wykonywać swoje zadanie jak najlepiej, niezależnie od wielkość sal koncertowych.

Czy ostatnie zmiany w składzie zaowocują tym, że na kolejny album z premierowym materiałem nie będzie trzeba czekać aż 8 lat? Czy uważasz „Popiór” za album, którym Kat & Roman Kostrzewski mógłby się godnie pożegnać?

Możliwe, że nie będzie trzeba czekać tak długo. Nie ukrywam, że oprócz tego, że w programie kapeli były pewne postanowienia sprawnego dążenia do skutku, to i tak trzeba się pogodzić z ponad rocznym okresem tworzenia. Nie chcę mówić jak będzie, ale czuję, że ta płyta jest dobrym prognostykiem na przyszłość i będziemy jeszcze w stanie coś jeszcze fajnego stworzyć szybciej niż za 8 lat, o ile będziemy mieli na to środki, wolę i czas.

Dlaczego mimo rozstania z Ireneuszem Lothem nazwa kapeli nadal brzmi Kat i Roman Kostrzewski?

Nazwa mojego zespołu powstała na bazie rozłamu w zespole KAT i w zasadzie stanowiła nową jakość. Jeżeli tę kapelę od początku na basie reprezentuje Michał Laksa, prawie od początku, bo po odejściu Valdiego Modera na gitarze gra Krzysztof Pistelok to dlaczego miałbym odmawiać nam przynależności do zespołu, który powstał tylko dlatego, że publiczność wyrażała chęć spotykania się z tą muzyką w tej wersji, którą docelowo zaproponowałem? Nie zmieniam nazwy dla tego projektu, dlatego że pod swoim nazwiskiem robię inne rzeczy i nie chciałbym ich mieszać. W ten sposób publiczność wie, czego oczekiwać od Kat i Roman Kostrzewski, a czego od płyt opatrzonych tylko moim imieniem.

Grzegorz Cyga

rightslider_002.png rightslider_004.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5064178
DzisiajDzisiaj1135
WczorajWczoraj1125
Ten tydzieńTen tydzień1135
Ten miesiącTen miesiąc67829
WszystkieWszystkie5064178
18.218.209.8