Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Pierwiastek wyjątkowości i wrodzony upór” (Mass Insanity)

– Może i istniejemy gdzieś na uboczu sceny, ale nadal trwamy, a nowy album pokazuje, że w takich warunkach można się rozwijać – mówi wokalista Mass Insanity Marcin „Mały” Brzeziński. I faktycznie, trzeci album tej chojnickiej grupy „Maveth” to kawał brutalnego, ale też i urozmaiconego death metalu, potwierdzający ciągły progres tych doświadczonych muzyków w obrębie bardzo już przecież wyeksploatowanej stylistyki:

                    

HMP: Trzy płyty w osiem lat to niezłe osiągnięcie, tym bardziej, że jesteście przecież zespołem niezależnym, typowo podziemnym, a muzyka nie jest waszym głównym zajęciem?

Marcin „Mały” Brzeziński: Przedstawiony w ten sposób wynik prezentuje się dobrze, aczkolwiek przed debiutem sporo czasu nagrywaliśmy demosy i gdy połączyć te dwa okresy to zestawienie nie jest już takie zadowalające. Z perspektywy czasu uważam, że jesteśmy jeden album do tyłu. Za długo zajęło nam dojrzewanie do nagrań na pierwszy album „The Hypochrist”. W życiu co prawda kieruję się przeświadczeniem, że nic nie dzieje się bez powodu, ale mimo wszystko wydaje mi się, że można było kilka rzeczy rozegrać lepiej.

Często bywa jednak tak, że te większe zespoły z kontraktami nie są w stanie wykrzesać z siebie czegoś więcej niż przeciętne, przewidywalne płyty, gdy tzw. hobbyści-pasjonaci mają w sobie ten ogień, mimo tego, że nie mają takich warunków do pracy?

Niewątpliwie każda z opcji ma swoje zalety i wady. Bez wymagającego kontraktu człowiek nie jest zmuszony do tworzenia, robi to wtedy kiedy ma ku temu chęci, a materiał powstający w przyjaznych warunkach ma większe szanse na jakiś pierwiastek wyjątkowości. Niestety takie hobbystyczne granie ma też spore ograniczenia, głównie doskwiera brak czasu. Mając pracę na pełny etat, rodziny i często wiele innych obowiązków ciężko jest wyrwać odpowiednią jego ilość na granie. U nas z każdym rokiem jest z tym gorzej, ale dzięki temu, że istniejemy już tyle lat (16), gdzieś w podświadomości zagnieździł się obowiązek, który nie pozwala odpuścić. Póki na nowy album nie znalazłem nazwy „Maveth”, planowałem nazwać go „Born Stubborn”, czyli w wolnym tłumaczeniu „Wrodzony upór” co miało się odnosić właśnie do naszej postawy. Może i istniejemy gdzieś na uboczu sceny, ale nadal trwamy, a nowy album pokazuje, że w takich warunkach można się rozwijać.

„Antihuman” wydaliście własnym sumptem, wcześniej współpracowaliście z Arkiem z Brewery Prod./Distro, ale nową płytę „Maveth” firmuje rosyjska More Hate Production – jak doszło do tej współpracy? Obserwowali was już wcześniej, czy zdecydowała jakość najnowszego materiału?

More Hate Productions udało się „złapać” dzięki wysłanemu im promo, na które składały się trzy kompozycje z „Maveth”, czyli wychodzi na to, że zaważyła jakość materiału. Przyznaję, że było to miłe uczucie, gdy Aleksandr wyraził chęć podpisania papierów. Wiesz... ktoś w końcu docenił naszą pracę i postanowił włożyć w nią trochę kasy i czasu co pozwala myśleć, że zrobiłeś coś pozytywnego, a to jest ważne dla muzyka, bo dodaje sił by przeć dalej.

Nasz metal cieszy się obecnie coraz większym zainteresowaniem w świecie, jesteśmy znani z dobrego poziomu zespołów death czy blackmetalowych, co pewnie też mogło mieć wpływ na taki rozwój sytuacji?

Oj tak, nawet bardzo! Przy okazji premiery wideo do „Supported Pathology” spotkaliśmy się z wieloma głosami z zagranicy w stylu „zawsze kusiła mnie polska kiełbasa” (śmiech). Znikąd nie wzięło się powiedzenie „Polska death metalem silna”. Załogi takie jak Vader czy Behemoth skierowały uszy całego świata na nasz kraj i bez dwóch zdań ułatwiła mniejszym kapelom dotarcie do szerszych kręgów, dzięki przynależności do tej sceny.

Wygląda na to, że przy okazji tej płyty postanowiliście sprężyć się maksymalnie – miało to być dobitne potwierdzenie rozwoju i poziomu Mass Insanity, ta przysłowiowa trzecia i przełomowa płyta bez słabych punktów?

I tak i nie. Prawdą jest fakt, że włożyliśmy w „Maveth” więcej pracy niż wcześniej. Zaczynając od tworzenia materiału, do próby dotarcia z nim do ludzi kończąc, ale przypadkiem jest, iż jest to akurat trzeci album. Cyfra nie miała znaczenia. Płyta miała być dopracowana i w naszym odczuciu najlepsza. Oceny ludzi, którzy mieli okazję przesłuchać album wskazują, że tak się stało, zobaczymy jak przyjmie go prasa bo jak do tej pory nie miałem okazji jeszcze czytać żadnej recenzji. Czas zweryfikuje wartość tej płyty.

Musicie mieć chyba jakieś znajomości w Urzędzie Miejskim Chojnic, albo pracują tam fani metalu, bo przyznasz, że artystyczne stypendium dla zespołu grającego death metal to w naszych realiach niezbyt częste zjawisko?

Tak! Burmistrz to mój wujek, słucha tylko Cannibal Corpse i nabija się z wiceburmistrza, że jest pozerem bo lubi Paradise Lost (śmiech). Złożyliśmy wniosek o stypendium w oparciu o kryteria i udało się. Cała historia. Przed nami takie stypendia dostały rockowe kapele, więc spróbowaliśmy także my. Nie da się ukryć, że rzadko coś takiego ma miejsce, ale obawiam się, że z obecnym kierunkiem, w który idzie nasz kraj będzie się to działo jeszcze rzadziej. Dlatego tym bardziej należy się cieszyć, że się powiodło.

To na jaką kwotę udało wam się załapać? W tym niższym progu 2-6 tysięcy, czy też wyższym 8-10, dzięki czemu sesja nagraniowa „Maveth” nie była dla was aż takim obciążeniem?

Żeby nie było całkiem kolorowo mogę powiedzieć iż dostaliśmy połowę zawnioskowanej sumy, która mieściła się w pierwszym progu. Nie mamy wygórowanych potrzeb, „Maveth” jest płytą budżetową, ale w kilka miesięcy od zakończenia prac nad nią nadal jestem zadowolony z brzmienia. Środki pozyskane z miasta sfinansowały nam produkcję, wytwórnia zajęła się wydaniem, nic tylko się cieszyć.

Ciekaw jestem reakcji urzędników na tę płytę, bo pewnie nie omieszkaliście podrzucić kilku egzemplarzy do ratusza, choćby na dowód, że nie roztrwoniliście tych pieniędzy? Nie będzie czasem tak, że ktoś opiniujący te stypendia nie dostanie premii, bo wspiera patologię? (śmiech)

Cała Polska wspiera patologię, więc dlaczego Urząd Miasta Chojnice by nie miał wesprzeć nas! 500+ na każdy album!(śmiech). Co do słuchania naszych płyt to śmiem podejrzewać, że mogli pominąć tę, jakże miłą dla „normalnych” ludzi, możliwość.

Czyli obecnie niezależna kultura w Chojnicach ma się nieco lepiej niż jeszcze kilka lat temu, muzyka rockowa czy metalowa nie jest traktowana jako coś gorszego, co niestety ma miejsce w innych regionach kraju?

Jak pisałem wyżej, podstawą jest dobrze sporządzona dokumentacja. Wiadomo, że pokazujący się na festynach zespół tańca folklorystycznego zawsze będzie miał większe szanse na dotację z miasta niż kilku klatrusów grających dla zwykłego Kowalskiego niezrozumiały łomot. Tak było i będzie, ale miło, że jest szansa na jakiekolwiek wsparcie. Dodam w tym momencie, iż od paru lat mamy w mieście festiwal Intertony, który również finansowany jest z dotacji i grantów. Zagrały na nim do tej pory takie kapele jak Decapitated, Tuff Enuff, Octopussy, Materia, oczywiście Mass Insanity i wiele innych. W tym roku potwierdzony jest już poważny headliner i dzięki pomocy miasta wstęp na festiwal jest bezpłatny. How awesome is that? (śmiech)

Gracie konkretnie, ale nie unikacie też zaawansowanych rozwiązań aranżacyjnych, charakterystycznych dla technicznego metalu, mroczny „Cleanseation Course” wzbogacają fortepianowe partie – przyłożyliście się, żeby była to również płyta dla fanów szukających w metalu czegoś więcej niż tylko brutalność i bezkompromisowa młócka?

Żaden z pomysłów na płytę nie był rozpatrywany na zasadzie „zróbmy coś w ten sposób, może któs to polubi”. Wiesz, średnia wieku w zespole przekracza już czterdziestkę, słuchamy muzyki wiele lat, inspiracje są różne. Założeniem nadal jest granie ekstremalnego metalu, ale jeżeli pojawia się dobry pomysł, nieco inny niż stricte death metalowy, lecz pasujący do wizji wszystkich muzyków to go zostawiamy. Viehu (gitara) jest odpowiedzialny za lwią część materiału zespołu, ale też nie wszystko co tworzy nadaje się do Mass Insanity. By Mass pozostało takie jakie jest stworzył projekt Invented God, gdzie ja również jestem odpowiedzialny za linie wokali, jest to nadal ciężka muzyka, ale wolniejsza i posiadająca więcej melodii. Tolas (bas) tworzy industrialne odloty, ale wie także co to ciężkie granie bo zjadł na nim zęby w latach 80. grając w Thrasher Death, a później w Psychotron. Hector (perkusja) i Rafał (gitara) nie grają obecnie w innych projektach, ale ich muzyczne gusta także wychodzą poza ramy DM. Może dlatego stawiamy taki nacisk na rytmikę utworów, nie chcemy walić cały czas blastów, wychowaliśmy się na heavy i thrash metalu i gdzieś to w nas cały czas siedzi. Co do „Cleansation Course” to wszystkie zasługi i zażalenia należy kierować do mnie, ponieważ zawsze marzył mi się wolny utwór na zamknięcie albumu. Udało mi się przekonać do tego resztę, co nie było takie łatwe (śmiech).

Trudno doszukać się w tekstach „Małego” jakichś szczególnie optymistycznych akcentów – czyżby świat był faktycznie aż tak złym miejscem?

Jestem dosyć wesołym typem, ale tu musi być utrzymana powaga. Kabaret zostawiam dla kapel pokroju Kabanos i Nocny Kochanek. Muzyka musi współgrać ze sobą i się uzupełniać, a co za tym idzie agresja w muzyce opatrzona powinna być mocnym przekazem. Czasy są jakie są, o tematy łatwo. Każdy dzień przynosi inspiracje. Teksty w stylu „Legal Racism” mógłbym pisać każdego dnia, ponieważ ciężko dziś uciec przed nawałnicą nienawiści, a to tylko jeden z przykładów.

Tak dobrej okładki jeszcze nie mieliście – jak doszło do współpracy z Michałem Powałką i czy przygotował ten obraz „Emanacja” specjalnie dla was, czy też powstał on wcześniej, ale okazało się, że idealnie pasuje do klimatu „Maveth”?

Dzięki! Wykorzystaliśmy już gotowy obraz, gdy na niego trafiłem od razu pomyślałem, że by świetnie pasował na naszą okładkę i niezwłocznie wysłałem zapytanie czy byłaby możliwość jego wykorzystania. Michał odpisał momentalnie, a co najważniejsze zgodził się. Do tej pory przez okładkę i booklet miewaliśmy opóźnienia, tym razem okładka była już na etapie demo i teksty powstawały już pod założony koncept. Cieszę się, że ten obraz zdobi nasz album.

Po koniec ubiegłego roku miał premierę teledysk do „Supported Pathology”, teraz promujecie „Maveth” singlowym „Cinical Worms”. Kariery pewnie nie zrobicie, ale wasze utwory trafiają na różne listy, zespół jest rozpoznawalny – to i tak sporo, jak na deathmetalowy band?

Z naszą rozpoznawalnością bywa różnie, ale na pewno porządny klip nieco poprawił sytuację. Portale chętnie go publikowały, ludzie oglądali, wszystkie starania w końcu muszą przynieść efekty. Kiedyś ciężko było nagrać album, teraz nagrać jest łatwo, ale zmusić ludzi do jego słuchania już jest trudniej. Dlatego spędzam sporo czasu na pchaniu nazwy Mass Insanity gdzie się da i każdy mały krok do przodu mnie cieszy. Wysyłając promo natrafiłem na jednej ze stron którejś z wytwórni na słowa : „jeżeli dotychczas nie podpisaliśmy z tobą kontraktu to znaczy, że nas nie interesujesz, a jeżeli cię nie znamy to oznacza, że się nie starasz”. Lepszej motywacji nie potrzebowałem, praca muzyka w kapeli podziemnej nie kończy się na nagraniu płyty - to jest dopiero początek.

Całkiem sporo też koncertujecie, a teraz będzie tych występów jeszcze więcej, bo nie ma lepszej formy promocji dla metalowego zespołu?

No, tu śmiem się nie zgodzić. Kilka koncertów rocznie ciężko nazwać sporą ilością, ale takie są realia obecnej sceny. Oczywiście można pchać się wszędzie i grać praktycznie dla siebie, albo grać nieco mniej i starać się wybierać godne sztuki. Nie będę ukrywał, że przy okazji wydania „Maveth” liczę na małą poprawę w aspekcie gigów, bo gdy popatrzeć na trasy i festiwale można zauważyć wszędzie te same nazwy, a kapelom takim jak nasza ciężko przebić się i zostać takim „fajnym”, zapraszanym zespołem. Wymagań nie mamy wielkich, oby udało się zagrać o kilka sztuk więcej rocznie niż dotychczas.

Zdarza się przy tym, że pojawiacie się też w dalszych regionach kraju, wykorzystując przy tym kontakty z innymi kapelami, co jest ideą znaną od lat i jak widać wciąż bardzo pożyteczną?

Bez znajomości i ziomalstwa panie nic nie załatwisz (śmiech). Właśnie wróciliśmy z wyjazdu u boku Disloyal, Insidius, Calm Hatchery i Kocytos. Było miło, frekwencyjnie bez szału, ale i bez tragedii. Chwała dwóm pierwszym załogom za organizację takiego przedsięwzięcia, bo nie jest to łatwe bez wsparcia jakiejś grubej agencji koncertowej. Czasy i klimaty na scenie metalowej zmieniają się nieubłaganie, trzeba się adoptować do warunków i nie narzekać tylko robić swoje, czerpać z tego radość, bo nikt mi nie jest w stanie odebrać dumy z nagranej płyty i radości z zagranego koncertu.

Wojciech Chamryk

rightslider_001.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_003.png

Goście

4962870
DzisiajDzisiaj261
WczorajWczoraj3559
Ten tydzieńTen tydzień3820
Ten miesiącTen miesiąc45703
WszystkieWszystkie4962870
34.228.7.237