Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Album jak film” (Opprobrium)

Milczeli dość długo, ale w końcu wydali album z premierowym materiałem. „The Fallen Entities” już wzbudziła różne reakcje między fanami death/thrash metalu. Bez porównań do kultowej „Beyond The Unknown” też się nie obyło, ale jedno jest pewne, że bracia Howard wciąż mają coś do powiedzenia i nie zamierzają tylko odcinać kuponów od dawnych czasów:

              

HMP: „The Fallen Entities” to płyta szczególna w waszej dyskografii, bo na dobrą sprawę pierwsza z premierowym materiałem od ponad 10 lat – czujecie, że to coś wyjątkowego i dla was, i dla Opprobrium?

Francis M. Howard: Dla mnie „The Fallen Entities” to świetny album. Trochę jak „Beyond The Unknown” 2.0. Ale tak, to był jeden z najtrudniejszych albumów, jakie przyszło nam napisać i nagrać. Jesteśmy więc naprawdę zadowoleni z naszej nowej płyty „The Fallen Entities”.

Dlaczego więc musieliśmy czekać na nią tak długo? Nie brakowało wam w życiu i w zespole różnych perturbacji, ale są one udziałem również wielu innych muzyków, którzy nie milczą tak długo?

Nie byliśmy cicho, tak właściwie to w tym okresie sporo działaliśmy. Wydaliśmy wznowienie „Serpent Temptation” w 2016 poprzez Relapse Records, a ja w tym czasie wydałem album solowy „Let Your Light Shine” z gatunku rocka instrumentalnego pod szyldem zespołu And It Echoed In Every Part. Pozostawaliśmy więc aktywni na wiele sposobów, a do tego przez cały czas szlifowaliśmy naszą nową płytę „The Fallen Entities”.

Mieliście jakieś założenia, rozmawialiście o kształcie tej płyty zanim zaczęła powstawać, czy też nie zawracaliście sobie tym głowy, po prostu tworząc kolejne utwory?

W pewnym sensie obie te rzeczy są prawdą, ale tu chodzi głównie o płynięcie z prądem w kontekście pisania utworów czy całego albumu, z nadzieją, że fanom spodoba się równie mocno co mnie.

To chyba najlepsza metoda, zresztą wielu muzyków podkreśla, że płytę piszą „pod siebie”, a to,czy spodoba się ona fanom jest już czymś zupełnie innym, swoistym produktem ubocznym?

Kiedy piszę kawałek, to myślę sobie - „Tak, fanom spodoba się to tak jak mnie” - więc widzę to tak: jeśli utwór przypadł mi do gustu, przypadnie też fanom. Ale w pewnym sensie jedyne, co może zrobić zespół jak chodzi o pisanie, to się starać. A później już tylko od fanów zależy, czy im się spodoba, czy nie. Nie obchodzi mnie, jakie media czy promocja stoją za zespołem - jeśli album jest dobry, fani go polubią, ale jeśli nie jest, to nie polubią.

We wrześniu 2017 roku wydaliście cyfrowego singla „Massacre Of The Unborn”, ale koniec końców ten utwór nie trafił na najnowszą płytę?

Nie znalazł się na płycie, ponieważ nagraliśmy go w Rio De Janeiro w 1999 roku, podczas sesji do „Discerning Forces”, który w tamtym czasie miał być wydaniem japońskim. To była ponownie nagrana wersja „Massacre Of The Unborn”, na prośbę Markusa Staigera z Nuclear Blast Records, ówcześnie w ramach japońskiego wydawnictwa. On tam w sumie nawet był z nami w Rio podczas nagrywania „Discerning Forces”.

Przyzwyczailiście się już chyba do nagrywania we dwóch, chociaż nie jest to w żadnym razie równy podział pracy, bo Francis musi nagrać znacznie więcej ścieżek, a do tego też zaśpiewać?

Myślę, że Moyses i ja przyzwyczailiśmy się do nagrywania we dwójkę. Kto wie, to może się zmienić w przyszłości i jest możliwe, że będziemy nagrywać z jeszcze jakimś muzykiem.

Macie też nowego wydawcę, niemiecką High Roller Records, tak więc historia zatoczyła koło, bo przecież Incubus zaczynał tak na poważnie w Nuclear Blast?

Tak, żeby nowsi fani wiedzieli: kiedyś, we wczesnych latach 90., nazywaliśmy się Incubus. Ale zmieniliśmy naszą nazwę na Opprobrium w roku 1999. Będzie już 20 lat, jak używamy tej nazwy. Dziwne, jak to życie działa i się powtarza. Jesteśmy naprawdę zadowoleni z High Roller Records i tego, że są częścią naszej drużyny. Są fantastyczną wytwórnią.

Był też etap, że mieliście też polskiego wydawcę, konkretnie Metal Mind Productions, odpowiedzialną za wznowienia starszych albumów i wydanie „Mandatory Evac” – wygląda na to, że w waszej ojczyźnie nie ma zainteresowania firm taką muzyką, a wydawanie płyt w jakichś niszowych labelach byłoby z waszego punktu widzenia całkowicie nieopłacalne?

Właściwie to Relapse Records, wytwórnia z USA, wydała wznowienie „Serpent Temptation” w 2016. Nie szukamy wytwórni względem położenia, szukamy po prostu labelu, który zrozumie o co nam chodzi w momencie wydawania. Wcześniej rozmawialiśmy z Relapse, ale byli już zajęci na cały rok 2019, a nie mogliśmy czekać całego roku, żeby wydać „The Fallen Entities”, jednakże jesteśmy naprawdę zadowoleni, że High Roller mogło wydać „The Fallen Entities” tak szybko. High Roller odwaliło kawał dobrej roboty i jesteśmy z nich bardzo zadowoleni.

Steffen Boehm nadzorował produkcję „The Fallen Entities”, ale domyślam się, że mieliście całkowicie wolną rękę co do kwestii artystycznych, etc.?

Tak, mamy pełną swobodę artystyczną.

Większość waszych płyt składa się z ośmiu utworów – to przypadek czy zamierzone działanie?

Przedkładam jakość nad ilość. No i, tak się robiło w latach 80. czy 90. Stwierdziłem, że ten sposób jest dla nas najlepszy. Ale mieliśmy dwa albumy, na których było około 10 utworów („Discerning Forces”) i inny, na którym było jakieś 12 kawałków „Mandatory Evac”). W każdym razie wolę mniej więcej osiem wałków.

No i dzięki temu zabiegowi nie ma problemów z wersją winylową – po cztery utwory na stronę i wszystko gra, jeśli tylko nie są za długie? (śmiech)

Tak się to kiedyś robiło. Cztery utwory na stronę.

Kompakt chyba zaszkodził muzyce o tyle, że muzycy już nie musieli się ograniczać, stąd albumy trwające 60-75 minut, gdzie często było tak, że kilka utworów nadawało się tylko do kosza?

75-cio minutowy album? Nagrywanie tego musiało być naprawdę stresujące (śmiech). Nagrywając cyfrowo, w pewnym sensie, wszystko zależy od długości albumu.

Przeprowadzacie ostrą selekcję pomysłów czy też nie ma takiej potrzeby, bo zawsze koncentrujecie się wyłącznie na tych najlepszych utworach, które na 100 % trafią na płytę?

Jak chodzi o tworzenie, to staram się o tym nie myśleć. Po prostu płynę z prądem. Skupiam się na kawałku, żeby był jak najlepszy, jak tylko potrafię. Nigdy nie robimy zapychaczy czy dodatkowych kawałków, pracujemy tylko nad wałkami, które znajdą się na finałowym produkcie. Każdy utwór jest tam nie bez powodu, patrzymy na nasze albumy jak na film, w którym każda scena to utwór opowiadający historię, albo jakąś epicką przygodę tego filmu.

Kiedyś wszystko było prostsze o tyle, że nawet niezależny zespół metalowy po wydaniu płyty ruszał w trasę, albo grał pojedyncze koncerty. U was jest to o tyle utrudnione, że nie macie pełnego składu, jak zamierzacie więc promować „The Fallen Entities”?

Nie lubię robić planów, ale cokolwiek robimy, jest to najlepsze dla zespołu. A kiedy gramy na żywo, to będzie świetny występ dla fanów, ponieważ zagramy nasze klasyki, żeby fanom się podobało. Zobaczymy, co 2019 rok przyniesie dla Opprobrium, jeśli chodzi o koncerty. Do nich będziemy z pewnością potrzebowali basisty, myślę też o dokoptowaniu gitarzysty rytmicznego do grania na żywo.

Nigdy nie korciło was, żeby dookoptować kogoś do składu na stałe, nawet jeśli zespół funkcjonuje dość nieregularnie?

Nie do nagrań studyjnych. Na koncerty na pewno będziemy potrzebowali członków zespołu, którzy lubią być w trasie. Na żywo musimy być jedną drużyną. A czy to będzie stały członek czy nie – tego jeszcze nie wiem, czas pokaże.

Opprobrium jest z jednej strony zespołem kultowym, z drugiej jednak nigdy nie udało wam się osiągnąć czegoś więcej, zdobyć pozycji takich Deicide, Morbid Angel czy Cannibal Corpse – liczycie, że z „The Fallen Entities” dotrzecie do większego grona fanów, wasza nazwa stanie się bardziej rozpoznawalna i w końcu przestaniecie być wyłącznie „tym zespołem od „Beyond The Unknown””?

Dziękuję za komplement. Cóż, nigdy nie porównuję mojego sukcesu do innych zespołów. Każdy zespół ma swoje własne przeznaczenie. Po prostu składam album i patrzę, co się dzieje. To ułatwia życie. Pozwalam muzyce załatwić sprawę, a jeśli ludziom się to spodoba, przyjdą na nasz koncert i wesprą swoją ulubiona kapelę Opprobrium. Chciałbym ci podziękować za wywiad oraz za świetne pytania. Chciałbym też podziękować fanom z całego świata za wspieranie naszej muzyki – dziękujemy!

Wojciech Chamryk, Karol Gospodarek

rightslider_002.png rightslider_004.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

4962935
DzisiajDzisiaj326
WczorajWczoraj3559
Ten tydzieńTen tydzień3885
Ten miesiącTen miesiąc45768
WszystkieWszystkie4962935
44.213.80.174