Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Trzeba się rozwijać” (Controlled Collapse)

Controlled Collapse poszli w mocniejszą stronę już na na ostatnim albumie „Post-Traumatic Stress Disorder”, a na najnowszej EP „Nothing Personal” nadal łączą elektronikę i industrial z gitarą i akustyczną perkusją. Efekty są bardzo ciekawe, a o stopniowej ewolucji zespołu i jego dalszych planach rozmawiamy z Wojciechem Królem:

                        

HMP: Najnowsza EP „Nothing Personal” to kolejne potwierdzenie, że coraz bardziej kręci was industrial w mocniejszym, wręcz metalowym wydaniu?

Wojciech Król: To prawda. Połączenie gitar i „żywej“ perkusji z elektroniką zdecydowanie lepiej sprawdza się dla nas koncertach, tak więc postanowiliśmy uwzględnić to również na nagraniach studyjnych. Dodaje to odpowiedniego ciężaru i dynamiki.

Na „Post-Traumatic Stress Disorder” też nie brakowało cięższych brzmień, można więc powiedzieć, że czysto elektroniczne wcielenie Controlled Collapse z pierwszych płyt to już przeszłość?

Raczej tak. Na „Post-Traumatic Stress Disorder“ były też czysto elektroniczne utwory, lecz jedynie te wolniejsze, spokojniejsze. Na najnowszej EP-ce spróbowaliśmy zrobić podobny utwór, ale gitarowy i w ten oto sposób powstał „Loneliness“. Trzeba się rozwijać. Takie czy inne wcielenie, ale to nadal Controlled Collapse.

Tradycyjna perkusja, potem gitara – dochodziliście do tego stopniowo, dostrzegając, że ich partie fajnie współbrzmią z mroczną, odhumanizowaną elektroniką?

Gitary pojawiały się już wcześniej, na przykład na albumie „Things Come To Pass“, natomiast bardzej jako dodatek niż instrument wiodący. Perkusja, tak jak wcześniej wspomniałem, pojawiła się najpierw na koncertach. Z ciekawostek to dopiero na „Nothing Personal“ pojawia się nagrana w studio.

Zabiegi tego typu pozwalają wam też chyba unikać aranżacyjnych schematów, a do tego macie też szansę zainteresować swoją muzyką innych słuchaczy, przede wszystkim fanów metalu?

Gramy to co nam się podoba. Oczywiście każda muzyka ma swoje schematy i ciężko od nich odejść, ale faktem jest, że grając rzeczy na żywo, łatwiej jest improwizować. Jeśli chodzi o nowych fanów, zawsze mamy nadzieję, że materiał który gramy komuś się spodoba. Nie szukamy specjalnie żadnych konkretnych ludzi. Nie ma dla nas znaczenia komu się podobamy. Każdy słuchacz jest dla nas tak samo ważny.

Pamiętam jak na początku lat lat 90. usłyszałem od kolegi, zagorzałego fana death metalu „wyłącz to disco!“ – była to reakcja na debiutancki album Ministry „With Sympathy“. Gdzieś po roku okazało się, że stał się wielkim zwolennikiem ich zdecydowanie mocniejszej płyty „Psalm 69“, tak więc wychodzi na to, że wystarczy dodać trochę gitar i ma się sukces w kieszeni? (śmiech)

Gdyby tak było wszyscy by grali gitarowo. U nas wyszło to trochę naturalnie. Zespoły, gdzie na scenie jest wokalista i gość udający, że gra coś na żywo na klawiszach, przeważnie wywoływały w nas bardziej uczucie zażenowania niż entuzjazm. Żywe instrumenty są zdecydowanie ciekawsze do oglądania...

Tyle, że to były jednak zdecydowanie lepsze czasy dla ambitnej muzyki – teraz jest zdecydowanie trudniej, nawet jeśli, tak jak w waszym przypadku, zespół istnieje kilkanaście lat i został też dostrzeżony za granicą?

Po tylu latach grania, wymyślania, kombinowania, mam wrażenie, że nie ma znaczenia co i jak grasz. Przestaje chyba nawet mieć znaczenie jak wyglądasz. Coraz bardziej skłaniam się ku podejściu, że po prostu jest to kwestia szczęścia. Są zespoły, które robią zawrotną karierę grając straszliwą padakę. Sam efekt „bo jest na to trend“ jest dość interesujący. Ciężko jest powiedzieć dokładnie co to znaczy, że nagle „wszystkim“ się zaczął podobać np. black metal ... ?

W dość już obszernej dyskografii Controlled Collapse krótsze materiały zdają się odgrywać sporą rolę, bo wydajecie je dość regularnie. „Nothing Personal“ jest kolejnym tego potwierdzeniem, zawiera bowiem trzy premierowe, najnowsze utwory?

Uważam, że robienie singli nie ma już zupełnie sensu, dlatego też między płytami wydawaliśmy tak zwane EP-ki. Wydawnictwa z 13 remixami też nie są już tak bardzo interesujące jak kiedyś, dlatego zawsze jak chceliśmy zrobić czegoś przedsmak czy posmak, staraliśmy się umieszczać tak zwane „B-side‘y“. „Nothing Personal“ jest pozycją idącą jeszcze dalej. Nie jest to EP-ka związana z poprzednią czy następną płytą, tylko prawie w całości nowy materiał.

Pewnie wielu innych muzyków zachowałoby je z myślą o kolejnym albumie, ale u was takie podejście odpada – skoro coś macie, dzielicie się tym ze słuchaczami, niczego nie kalkulując?

Rozmawialiśmy w zespole na temat jak to wydać. Czy uzbierać więcej utworów i zrobić album, czy jednak wypuścić EP. Zdecydowaliśmy się na EP-kę. Ja, z własnego doświadczenia mam tak, że coraz rzadziej udaje mi się przesłuchać jakąś płytę w całości. Muzyki słucham w pracy czy w samochodzie, gdzie w jednym miejscu jestem przez 20-30 minut. Mam wrażenie, że właśnie tego rodzaju wydawnictwa niedługo będą najsensowniejsze.
Musicie lubić i cenić utwór „Dzień sądu“, skoro doczekał się on już kolejnej wersji, bo przecież przed kilku laty ukazał się też na EP-ce, zawierającej również jego remix?

„Dzień sądu“ jest jednym z dwóch utworów po polsku jaki kiedykolwiek nagraliśmy. Bardzo lubimy grać go na żywo jednak wersja „żywa“ była zupełnie inna niż wersja z płyty „Babel“. Postanowiliśmy nagrać ten utwór, tak jak go gramy na żywo, trochę jako taki bonus.

Myślicie o nowych aranżacjach kolejnych starszych utworów czy był to odosobniony przypadek, bo nie chcieliście zamieszczać na najnowszej EP-ce wyłącznie premierowych kompozycji?

To był pierwszy taki pomysł. Nie gramy za dużo starszego materiału, gdyż nie wszystko dobrze brzmi w aranżacjach gitarowych. Zobaczymy co będzie dalej...

Można i należy traktować „Nothing Personal” jako zapowiedź kolejnego albumu? Utwory z EP-ki też się na nim znajdą, czy pozostanie ona takim rarytasem dla fanów/kolekcjonerów?

Nie byłem nigdy fanem wydawania tego samego kilka razy, więc nawet jeśli te utwory znajdą się na płycie to na pewno w zmienionych wersjach. „Nothing Personal“ oprócz wersji cyfrowej ma też fizyczną, limitowaną w postaci CD. Te utwory, w tych wersjach, dostępne będą tylko na tym wydawnictwie.

Płyty CD to ponoć przeżytek, ale wy konsekwentnie je wydajecie – akurat jesteście w tej szczęśliwej sytuacji, że fani takich dźwięków zwykle jeszcze je kupują i kolekcjonują?

Płyty CD jak najbardziej mają sens, pod warunkiem, że ma się pewną stałą bazę oddanych fanów, lub kiedy często gra się koncerty. Ewentualnie jakieś limitowane specjalne edycje z dodatkowymi „bonusami“.

Jednak coraz częściej słyszę od muzyków albo widzę na koncertach, że kompakty „nie schodzą“, nabywcy preferują płyty winylowe czy nawet kasety, pomijając już fakt, że najlepiej i tak sprzedają się koszulki. Nie myśleliście w związku z tym o wypuszczeniu, nawet w limitowanych nakładach, swoich wydawnictw na analogowych nośnikach? „Nothing Personal” powinien zmieścić się na 7“ płytkę, ewentualnie wchodziłaby w grę wersja 10“, też ostatnio popularna przy EP-kach czy minialbumach?

Po pojawieniu się możliwości legalnego słuchania muzyki z internetu, świat przestał nagle narzekać na piractwo. Nagle się okazało, że to wcale nie chodzi o to, że płyty kosztują tyle czy tyle, tylko chodzi o dostępność. Produkty fizyczne nadal będą się cieszyć jakimś powodzeniem lecz uważam, że to będą raczej gadżety, które po prostu będą trafiać na półkę. Odnośnie winyli: bardzo byśmy chcieli. Niestety koszt produkcji takich płyt przy niskich nakładach jest astronomiczny. Nie mamy też pewności, że cały nakład by się sprzedał. Było to po prostu zbyt duże ryzyko finansowe dla nas.

Nie znaczy to jednak, że zapominacie o kolekcjonerach, bo wasze płyty ukazują się też choćby jako limitowane boxy z licznymi dodatkami – będąc też fanami wiecie doskonale co może zainteresować waszych słuchaczy?

Też nie jest to takie proste bo jednym będzie podobać sie to, innym co innego. „Post-Traumatic Stress Disorder” staraliśmy się wydać w fajny sposób, dodając bonusowy CD z remixami i dodatkowymi utworami. Do tego dodaliśmy ładne pudełko i inne gadżety.

Planujecie premierę piątego albumu jeszcze w tym roku czy też nie zamierzacie się z niczym spieszyć, w myśl zasady, że „co nagle, to po diable?“

W tym roku na pewno już nic nowego nie wydamy. Co dalej? Zobaczymy...

Wojciech Chamryk

rightslider_001.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_003.png

Goście

5064605
DzisiajDzisiaj1562
WczorajWczoraj1125
Ten tydzieńTen tydzień1562
Ten miesiącTen miesiąc68256
WszystkieWszystkie5064605
3.144.238.20