Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Każdy koncert to lekcja” (Vane)

Ile znacie nowych polskich zespołów, którzy mają fanów? Nie, znajomych kapeli, nie przypadkową publikę lokalną, która przychodzi, bo coś tam wieczorem gra. Vane ma fanów. Krakowiacy zagrali na Wacken w ramach konkursu Wacken Metal Battle. Publika szalała, niektórzy nawet znali teksty. Jak ten istniejący trzy lata Vane to osiągnął, podpytałam nieco gitarzystę, Mateusza Gajdzika. Ja oczywiście żałuję, że zespół z takim potencjałem nie gra heavy metalu. O to też nie omieszkałam zapytać.

            

HMP: Wasze, teksty, image i oprawę graficzną zdominowali piraci. Rolf Kasparek jest z portowego Hamburga. Wy jesteście z Krakowa. Nie myślałeś, że bardziej pasowaliby do Was flisacy niż piraci?

Mateusz Gajdzik: (śmiech) Być może! Zastanawialiśmy się trochę, czy to skąd jesteśmy nie będzie nam przeszkadzać w odbiorze, czy ktoś właśnie nie powie - hej, przecież nie jesteście piratami, mieszkacie w Krakowie. No nie jesteśmy, tak samo jak Sabaton to nie żołnierze, Avatar to nie cyrkowcy a Witchking to nie byli nazgule. Flisakami za cholerę się nie fascynujemy, natomiast z żeglarstwem mamy trochę wspólnego, a piracki temat jakoś mi siadł dawno temu. Okazało się, że tak samo Robertowi i jak zaczęliśmy budować tą naszą łajbę, to wybór był prosty.

Kiedy pytam zespoły, o tematykę czy styl, który obrali, prawie wszyscy odpowiadają „zaczęliśmy coś tam wymyślać i jakoś tak wyszło”. I staje mi przed oczami malarz, który bezmyślnie mazia po płótnie i patrzy czy wyjdzie mu portret, pejzaż czy martwa natura. Wasz wizerunek jest na tyle spójny, że na pewno nie jesteście z tych „zaczęliśmy coś tam wymyślać”.

Nie jesteście, prawda?

To był jeden z pierwszych tematów zaraz po tym, jak postanowiliśmy coś razem zrobić. Podszedłem do tego bardzo poważnie - chciałem, żeby nasz wizerunek był spójny od początku i żeby się utrzymał i przetrwał próbę czasu. Przemyśleliśmy wszystko, zanim zaczęliśmy się ujawniać z czymkolwiek.

Granie, które prezentuje Vane, brzmi jak metal z drugiej połowy lat 90. To sentymenty, fascynacja czy przypadek? Na jakim etapie wykreowaliście muzyczny styl, który obierze Vane?

Wydaje mi się, że trochę przypadek. Chyba nie jestem na tyle dobrym kompozytorem, żebym mógł komponować coś w konkretnym stylu. Piszę to, co mi wychodzi spod łapy. Żeby nie było, staram się przy tym przekraczać swoje granice, ale nie potrafiłbym chyba pójść tak po bandzie jak, np. Igorrr. Mam też blokadę przed prostszymi kompozycjami.

Wiem, że lubicie m.in. Iced Earth i Manowar. Dlaczego nie gracie heavy metalu? Niekomfortowo gra się muzykę, której się słucha?

Powiem ci tak - heavy metalu się nasłuchałem i nagrałem już wystarczająco. Dobrze to wiesz, bo znamy się nie od dziś (śmiech). Teraz poszukuję bardziej eksperymentalnej muzyki lub po prostu cięższej. W heavy metalu ciężko mi już odnaleźć świeżość, którą czułem 15 lat temu.

Porozmawiajmy chwilę o Wacken Metal Battle. Jechaliście tam – jak każdy – żeby wygrać. Będąc na piątym miejscu, czujecie się wygrani?

Zdecydowanie! Szczerze, to nie sądziłem, że uda się nam wrócić z tarczą, to jest jakaś bajka. Weź pod uwagę, że pierwszy koncert mieliśmy 30 listopada zeszłego roku. Sam występ na Wacken był dla nas wygraną. Jak zobaczyłem fanów śpiewających nasze numery, to już mnie kompletnie rozbroiło!

Za samą determinację powinniście dostać miejsce na podium. Coś takiego, co zrobiliście jadąc do Niemiec na Wacken, wracając do Polski zagrać na Pol'and'Rocku i dzień później znów jechać na Wacken na ogłoszenie wyników, budzi wielkie uznanie. Czapki z głów! Gdyby trzeba było, powtórzyłbyś taką akcję?

Te parę dni to dla nas było spełnienie marzeń. Robiliśmy to z takimi bananami na gębach, że koniec. Mogę to powtarzać co tydzień, jeśli tylko będzie tak fantastyczna publika i odbiór!

Dodatkowym wyzwaniem była obecność nowego perkusisty, który miał szalenie mało czasu na przygotowanie się do gigu. Teraz po czasie mam wrażenie, że jego wytężone przygotowania wiązały się nie tyle ze stresującym deadlinem, ale z jego perfekcjonizmem. Bębniarz okazał się na koncercie istną maszyną. Muzycznie i wizerunkowo. Jak to się stało, że z Wami zagrał?

Tuż przed festiwalami pojawiły się zawirowania personalne, nastąpiła zmiana na miejscu perkusisty. W sobotę zagraliśmy Uwolnić Muzykę z Kamilem Bagińskim, który okazało się, że w środę nie może zagrać na Wacken. Mieliśmy trzy dni, żeby coś wymyślić. Uratował nas Eugene Ryabchenko, który prosto z trasy z Decapitated wpadł w poniedziałek na naszą salkę prób i ogarnął godzinny materiał w dwa dni.

Co zrobicie, żeby go zatrzymać w Vane?

Eugene jest kosmitą, ale wątpię, żeby nasza stała współpraca miała sens. On mieszka w Wiedniu na co dzień, jeździ co chwilę w trasy z Belphegor, Decapitated i kto wie z kim jeszcze. Zwyczajnie wolałbym mieć kogoś na miejscu.

W puli nagród znalazła się zniżka na nakręcenie teledysku. Patrząc na Wasze klipy sądzę, że to komuś powinniście nakręcić teledysk bez zniżki. Co zrobicie z tą teledyskową nagrodą?

Najpierw się muszę upewnić, czy faktycznie tak jest, bo nie dostałem formalnie żadnego potwierdzenia tego faktu. Ale jeśli okaże się, że tak i że firma, z którą możemy podziałać robi fajne rzeczy, to chciałbym skorzystać. Tego może nie widać na zewnątrz, ale to, co robimy, wymaga od nas wielu wyrzeczeń i ogromnej pracy. Szukamy opcji, żeby jak najwięcej zlecać poza zespół, bo inaczej się zajedziemy.

Pierwsze miejsce zajął litewski folk metal, Varang Nord. Poszłam zobaczyć ich koncert, kiedy grali powtórnie jako zwycięzcy w niedzielę wieczorem. Jako że Wacken Metal Battle to konkurs, w którym decyduje koncert, nie płyta, w pełni rozumiem, dlaczego wygrali. Jury wybiera gotowy „produkt”. To, co gra i o czym gra Varang Nord wpisuje się w obecne trendy. Może dla jury Wasza widowiskowość była za mało „festyniarska” a może nie znaleźliście się w widełkach trendów? Może po prostu trzeba to wziąć za dobrą monetę?

Byłem zobaczyć fragment ich koncertu też, żeby zrozumieć. Raczej nie rozkminiam tego, czy to trendy, czy akurat komuś się spodobała jakaś laska na scenie. Podpatrzyłem co robią i jak robią, wyciągnąłem wnioski i… zapraszam na następne koncerty Vane (śmiech). Za dobrą monetę biorę to, że każdy nasz koncert to jest lekcja, okazja do nauki, dzięki czemu każdy jest lepszy.

Na scenie prezentujecie się bardzo dobrze. Marcin Parandyk to doktor Jeckyll i pan Hyde. Jak długo pracował nad umiejętnością przedzierzgiwania się w Hyde'a? Właśnie to Was zachwyciło, gdy szukaliście wokalisty czy musieliście się dotrzeć?

Nie widzieliśmy Marcina na scenie, zanim go zatrudniliśmy. Grał wtedy w Killsorrow, w którym urzekł mnie wokalnie. Ktoś mi powiedział, że scenicznie daje radę. Marcin zrobił mega progres, jeśli chodzi o występy, ale też od kuchni dużo się docieraliśmy. W zasadzie to wszyscy dalej się docieramy.

Zabiegacie o popularność. Dbacie nie tylko o efektowny wizerunek, ale też jesteście bardzo aktywni na fanpage'u, wrzucacie lajkogenne posty, założyliście grupę dyskusyjną, publikujecie dużo fotek etc. Bez takiej aktywności nie ma szans na zdobycie popularności?

Myślę, że jest. Można zrobić z siebie pośmiewisko, wrzucić to na YouTube i trzymać kciuki, że się rozejdzie jako viral - beka się nieźle sprzedaje. Inna droga to praca na wszystkich frontach, między innymi na socialach. To dla nas świetnie miejsce to kontaktu z fanami na co dzień. Daje nam to kopa do pracy. I nie ma w tym ani krzty przesady.

Wasza wizerunkowa ekspansja spotyka się czasem z krytyką ze strony innych zespołów?

Nikt nam wprost nigdy nic nie powiedział. Ale docierają do nas sygnały, że niektóre kapele, całkiem nawet bliskie nam, za naszymi plecami nas oczerniają. Dla mnie to oznaka, że coś robimy dobrze (śmiech).

Na koncie macie zaledwie debiut, a już poszliście w wydawnictwo, którego nie powstydziłyby się bandy z Napalm Records. Co zadecydowało o wydaniu płyty w drewnianym boksie? Ludzie naprawdę nie chcą już kupować zwykłych krążków?

To był trochę przypadek. Nasza managerka jakiś czas temu zrobiła trochę inny box, z namalowanym logo, który był przeznaczony jako promo dla mediów. Wrzuciliśmy to na fejsa i ludzie zwariowali. Postanowiliśmy to kiedyś zrobić. To „kiedyś” nastąpiło w maju tego roku, tylko że już grawer okładki, 2 CD, bonusy.

Możesz zdradzić, jaka jest sprzedaż tego wydawnictwa?

Sprzedaż idzie wolniej, niż zakładaliśmy, ale się nie obawiamy, nakład niedługo się powinien skończyć. Co do tego, czy ludzie kupują krążki - wydaje mi się, że grupa kupowaczy CD nigdy nie zniknie, natomiast żyjemy w czasach streamingu. Muzyka jest na wyciągnięcie palca, niemal za darmo, sprzedaż CD spada na łeb, na szyję. Ale przedmioty kolekcjonerskie to trochę inna para kaloszy.

Wierzysz w coachingowe samospełniające się przepowiednie? Pytam, bo nie przypominacie „tradycyjnego” polskiego zespołu, który właśnie wycisnął z siebie debiut. Wizerunkiem, działalnością wydawniczą i koncertową sprawiacie wrażenie dużego zespołu z dużej wytwórni. Coś takiego praktykował u progu swojej kariery Crystal Viper i faktycznie udało mu się osiągnąć sukces. Co prawda głównie za granicą, ale jednak!

(śmiech) Fake till you make it! Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Koledzy z zespołu trochę się ze mnie śmiali na początku, jak mówiłem, że “nie ma że się nie da. Wymyśl jak to zrobić, a nie ‘czy’”. Dużo zależy od determinacji i nastawienia. Jak wierzysz w to, co robisz, to wszystko jest możliwe. Może i jest to trochę coachingowe, ale kogo to obchodzi (śmiech).

Dzięki za poświęcony nam czas! Wszystkiego dobrego!

Dzięki Strati za wywiad, ahoj!

Katarzyna „Strati” Mikosz

rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5064214
DzisiajDzisiaj1171
WczorajWczoraj1125
Ten tydzieńTen tydzień1171
Ten miesiącTen miesiąc67865
WszystkieWszystkie5064214
3.144.36.141