Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Wspólnota brudnych sumień” (Faust)

– Ta płyta powstała dlatego, że w mojej głowie nagromadziło się tyle złej energii związanej z tematem przemocy wobec dzieci, że nie mogłem sobie z tym poradzić – mówi lider Faust Tomasz Dąbrowski. Efekt pracy reaktywowanego po kilkunastu latach przerwy zespołu to koncept „Wspólnota brudnych sumień”, materiał dopracowany nie tylko tekstowo i muzycznie, ale robiący też ogromne wrażenie za sprawą szaty graficznej – fani metalu nie powinni go przegapić:

                  
HMP: „Misantrophic Supremacy” ukazała się 15 lat temu, po czym na plan pierwszy wysunęła się Naumachia, więc Faust przestał być aktywny. Skąd pomysł reaktywacji tej grupy po tylu latach?

Tomasz Dąbrowski: Trudno mi nazwać to pomysłem. Nie miałem innego wyjścia, musiałem nagrać ten album pod tą nazwą – szukając innej czułbym się dziwnie, bo z tą czuję się związany jak ze swoim pseudonimem czy nazwiskiem. Założyłem zespół w 1996 roku i nigdy do końca nie pogodziłem się z tym, że już aktywnie nie biorę udziału w tym, co dzieje się na naszej metalowej scenie, choć tak naprawdę zawsze grałem przede wszystkim dla samego siebie. Czuję się, jakbym wrócił do domu.

Zespół miał bardzo obiecujący start, zyskał pewną rozpoznawalność, ale nie poszło za tym nic więcej – kasety i płyty wydawaliście samodzielnie, pewnie dokładaliście do koncertów – wtedy nie było szans na rozwój, a gdy Naumachia podpisała kontrakt było po wszystkim?

Wiesz, ja widzę to bardziej optymistycznie. Gdy z 16-letnim wówczas perkusistą zakładaliśmy zespół, graliśmy w stodole w małej wsi na Mazowszu. Całe dnie gadaliśmy tylko o muzyce. Nasz drugi gitarzysta woził do mnie na każdą próbę potężnego Regenta na bagażniku roweru, przedzierając się przez piachy, 5 kilometrów w jedną stronę. Gdy nagle po nagraniu demo posypały się propozycje koncertów, był to dla nas szok i najwspanialsza przygoda życia. Sam fakt wydania w tamtych czasach kasety był czymś kosmicznie niewyobrażalnym. Dzieciaki w koszulkach do kolan zakupionych w nieświętej pamięci Dziupli w Warszawie, które przychodziły do nas na próby, później założyły Naumachię. Pierwsze utwory tej grupy powstały w tym samym miejscu co Faust, a gitarzysta i klawiszowiec trafili do naszego składu. Szanse na rozwój – wtedy były inne problemy, było bezrobocie. Student musiał mieć znajomości, żeby mógł robić przy łopacie. To wspaniale, że Naumachii udało się wydać płytę. Grali konkretną, dobrą muzykę, a my mieszaliśmy wszystkie dostępne style, przekombinowaliśmy wtedy i to się zemściło.

Miałeś jednak poczucie, że nie skończyło się to tak, jak powinno i mogło, stąd pomysł powrotu do dawnej nazwy?

Biorąc pod uwagę to jakie były wówczas czasy i ile wkładaliśmy w to energii, chyba dobrze, że poszliśmy na odwyk od muzyki, przynajmniej ja. Dzięki temu miałem szansę się czegoś jeszcze w życiu nauczyć, zdobyć zawód, ogarnąć jakieś zaplecze. Gdyby Faust rozwiązał się dwadzieścia lat później być może dziś byłbym czterdziestolatkiem z dwiema lewymi rękami do pracy i pretensjami do całego świata, że mój pomysł na życie nie wypalił – nie każdy zdobywa ten status co Vader czy

Behemoth. Druga sprawa – Faust to byli ci sami ludzie od podstawówki i szkoły średniej w tych samych szkołach, klasach, w tej samej pracy dorywczej, na tych samych imprezach, próbach i koncertach – po dziesięciu latach byliśmy zmęczeni także sobą nawzajem. Dziś Faust wraca bez oczekiwań, wyłącznie dla sztuki i własnej satysfakcji.

Jesteś jedynym muzykiem starego składu w obecnym wcieleniu zespołu, ale wiem, że koledzy, choćby Grzegorz Golianek bardzo namawiali cię, aby utwory które tworzysz ukazały się pod nazwą Faust?

Grzegorz i ja na poprzednich materiałach stworzyliśmy prawie całą muzykę Faust, ale to on odpowiadał za ostateczny kształt utworów, miał większą wiedzę teoretyczną, układał większość partii gitar, ale był też doskonałym perkusistą i na pierwszych dwóch materiałach to on nieoficjalnie nagrał prawie całą perkusję. Nic więc dziwnego, że emocjonalnie zaangażował się bardzo w reaktywację Fausta. Na tej płycie miały znaleźć się jego dwie kompozycje. W zasadzie to one powstały, ale nie weszły na album, bo zabrakło czasu i pieniędzy, żeby je nagrać. Jestem przekonany, że Grzegorz założy jeszcze koszulkę Faust – jestem z nim w stałym kontakcie i często o tym rozmawiamy.

Co ciekawe najpierw zaczęły powstawać teksty, w dodatku dotyczące jednego tematu, to jest pedofilii w Kościele. Zainspirował cię dokument „Tylko nie mów nikomu” Tomasza i Marka Sekielskich, czy też myślałeś o tym problemie już wcześniej?

Ta płyta powstała dlatego, że w mojej głowie nagromadziło się tyle złej energii związanej z tematem przemocy wobec dzieci, że nie mogłem sobie z tym poradzić. W międzyczasie urodziła mi się córeczka. Nie mogłem spać, nie mogłem zapomnieć pewnych twarzy czy historii. O tym jest wstęp na wkładce płyty. Zdarzyło się nawet tak, że z kolegą trafiliśmy na pedofila bezpośrednio po tym, jak usiłował skrzywdzić dwunastolatkę – odstawiliśmy go gdzie trzeba, a ten potem trafił na rok za kratki. Pomyślałem sobie, że gdyby był księdzem, pewnie działałby dalej w innej parafii, zamiast siedzieć w więzieniu. Zgłębiałem więc temat i byłem coraz bardziej zszokowany tym jaka jest skala tego zjawiska w Kościele katolickim. A to, że Kościół i część wiernych krzyk ofiar odbiera jako atak na świętość, to już jest skandal i zło niewyobrażalne. Jeśli Szatan istnieje, to w swojej szafie z kostiumami ma sutannę i chyba lubi ją zakładać. Napisałem szkielety tekstów interpretując udokumentowane przypadki pedofilii, głównie w Polsce. O czym są te teksty: o utracie wiary przez ojca, którego córka została zgwałcona i utopiona w wodzie święconej podczas egzorcyzmów, o człowieku, który popełnia samobójstwo, gdyż nie może znieść wspomnień, o piętnowaniu i samotności ofiar oraz bezkarności przestępców. A dokument braci Sekielskich – świetnie, że powstał, ale nie miał na naszą muzykę wpływu bezpośredniego – gdy trafił na antenę byliśmy już chyba w połowie sesji nagraniowej.

Nie jest to nic nowego, bo choćby Hunter porusza takie tematy od lat: ostatnio w „Arachne”, wcześniej w „Armii Boga” czy „NieWesołowskim”, ale jakoś nie wydaje mi się, bo mogło to cokolwiek zmienić – myślisz, że Faust, zespół przecież znacznie mniej znany od zespołu Draka, tym bardziej może mieć jakiś wpływ na przerwanie zmowy milczenia wokół tego problemu czy zasygnalizowanie go ludziom?

Kropla drąży skałę, a pióro jest silniejsze od miecza. To nasza kropla i nasze stanowisko w sprawie. Tabu już zostało złamane, coraz częściej dyskutuje się o problemie, a Kościół broniąc bandytów w swoich szeregach robi krok w stronę przepaści i już teraz na zawsze stracił swój niepodważalny autorytet. Chciałbym w tym miejscu podkreślić, że nie wskazujemy tu palcem na wiarę, bo życie duchowe jest każdemu potrzebne i tylko kamienie go nie mają. Ta płyta to kolejny głos opinii społecznej, każdy lajk pod nią na YouTube jest kartą do głosowania w sprawie.

Teksty to jedno, ale musiałeś stworzyć też muzykę – poszło ponoć z tak zwanej górki, gdy zainteresowanie tematem wyraził Pavulon, jeden z najlepszych polskich perkusistów, o którym łatwiej byłoby powiedzieć z kim nie grał, niż z kim grał?

Pavulon na co dzień oprócz tego, że łoi w gary w Hate czy Antigama, itd. gra też na stałe od dwóch lat z Grześkiem i Tomaszem z Naumachii, starymi muzykami Faust, w ich własnym projekcie. Tak wyszło, że usłyszał moje pierwsze piloty gitarowe od Grzegorza i tego samego dnia Grzesiek do mnie napisał, że mam już perkusistę i muszę ten album nagrać jako kolejną płytę Faust. Dwa miesiące później siedziałem już z Pavulonem w studio i w pięć dni nagraliśmy perkusję do siedmiu nowych utworów. W trakcie sesji Paweł przyznał, że od kilkunastu lat nie grał na jednym materiale tak wolnych ale i tak szybkich partii perkusji. To co zrobił jedną ręką na werblu w końcówce numeru „Homo Homini Deus” jest niepojęte.

Resztę składu też stworzyli doświadczeni muzycy, poza wokalistą Maciejem Bartkowskim, o którym jakoś wcześniej nie słyszałem – byliście pewnie pod wrażeniem, gdy zaprezentował swe możliwości?

Namiar na Macieja też podesłał mi Grzegorz – koleś kiedyś rewelacyjnie zaśpiewał cover Testament - zadzwoniłem. Maciek na co dzień słucha jakiejś ekstremy, śpiewa od jakiegoś czasu w rockowym zespole, ale jego barwa głosu jest na rocka za mocna a jak na death metal zbyt czysta. W Faust od zawsze szukaliśmy takiego właśnie głosu i byłem pewien, że go znaleźliśmy. Maciek w studio zabrzmiał jak Chuck Billy z Testament, a gdy wpadliśmy na pomysł z recytacjami pod wokalem głównym zapachniało to mocno Romanem Kostrzewskim. Obydwaj realizatorzy z JNS studio oraz Heinrich House Studio stwierdzili, że nie unikniemy problemów wynikających z tych porównań. Dla nas takie skojarzenia wśród słuchaczy to zaszczyt.

Kilka utworów dopełniliście też głosami dzieci – było to pewnie spore wyzwanie, żeby nie było to zbyt dosłowne, bo wtedy cały zabieg okazałby się chybiony?

Głosy dzieci to moja trzyletnia córka oraz dzieci przyjaciół – Heniek z Heinrch House Studio mało nie zwariował jak przyprowadziłem całą tą nieletnią bandę – nagrywaliśmy scenę głosów w głowie ofiary pedofila. Dzieci w utworze „Samotność” nagrywał basista Gajos (kanał Gita TV) jeżdżąc cały dzień rowerem po placach zabaw dla dzieci w Warszawie. Dobrze, że sam nie padł ofiarą łowców pedofili-stary chłop z brodą z dziećmi w piaskownicy. Są tam też autentyczne dziecięce chóry kościelne. Nie tylko to było problemem. Największe ryzyko niósł sam temat, którego się podjęliśmy. Mógł wyjść pastisz, mogło wyjść głupio i śmiesznie. A tymczasem najczęściej piszą teraz do nas rodzice, dostałem kilka wiadomości od ojców, którzy popłakali się słuchając tej muzyki w słuchawkach czy w samochodzie. Ci, którzy odbierają album przez samą muzykę a nie treść, mówią o ciarach na ciele. Chyba się udało choć, nie jest niemożliwością, żeby dziś nie mieć także swoich trolli i hejterów – na razie na nich czekamy. Uwielbiam ich, odkąd usłyszałem piosenkę Dr. Misio „Pokochaj swojego hejtera bo smutne ma życie ten ch...j.”

Muzycznie to wciąż death/thrash metal, z pewnymi odniesieniami do tradycyjnego heavy – jakieś daleko idące zmiany stylistyki w tym zakresie nie wchodziły w grę?

Tu nie było żadnych najmniejszych kalkulacji. Tylko to, co podpowiadały nam emocje. To, że Faust zabrzmiał na tym albumie tak, a nie inaczej wynika też z tego, że ja i Krzysztof Załęcki, drugi gitarzysta i autor muzyki, mamy te same muzyczne korzenie. Death, Slayer, Kreator, KAT, Testament, Morbid Angel czy Cannibal Corpse itp. z tych z pierwszej ligi. Krzysiek wpadał do mnie nagrywać swoje pomysły, a ja nagrywałem je na laptopa i kleiłem je ze swoimi. Kochamy heavy metal, ale jakoś tym razem nie objawił się on pod naszymi palcami zbyt mocno, choć „Samotność” to przecież heavymetalowa ballada, a wokal Maćka daleki jest od growlingu.

Zapowiadaliście, że utworów będzie osiem, pojawiały się też informacje, że nagracie ponownie „Sen” z debiutanckiego demo?

Kolejny raz mnie zaskakujesz, nie mam pojęcia skąd masz takie informacje, bo wydaje mi się, że tylko Grzegorz Golianek i wokalista Maciek o tym wiedzieli. Grzesiek z Pavulonem mieli nagrać nową wersję utworu „Sen” z 1998 roku, ale to właśnie z nim nie zdążyli. Utwór „Samotność” powstał za to w dwóch wersjach, tej na CD i wersji radiowej. Ostatecznie zrezygnowaliśmy z tłoczenia płyty z dwiema wersjami tej ballady. Jeśli wypuścimy winyla, to tam trafi ona jako bonus, jest krótsza i inaczej zmiksowana.

Można określić „Wspólnotę brudnych sumień” mianem albumu koncepcyjnego, z racji wspólnej tematyki tekstów i ogólnie całego konceptu przyświecającego powstaniu tej płyty?

Tak, to jest koncept album i tak chcielibyśmy, żeby był postrzegany. Miała to być historia jednej osoby ale ostatecznie wyszło, że są to historie kilku autentycznych postaci z podobną tragiczną przeszłością.

Nawet cover dobraliście perfekcyjnie, bo „In The Name Of God” Unleashed zaczyna się przecież od słów: „In the name of God/A preacher rapes a child...” – pasował idealnie, a do tego podtrzymał waszą tradycję zamieszczania cudzych utworów na płytach CD?

Dobrze pamiętasz naszą ostatnią płytę: na „Mistantropic Supremacy” jedynym numerem po polsku był „Noc królowej żądzy” Destroyers, bardzo ciepło przyjęty przez oryginalnych wykonawców. Tym razem jedynym po angielsku jest „In The Name Of God” mistrzów z Unleashed. Dlaczego ten utwór? Właśnie z powodu tego tekstu. Ciężki brutalny utwór z brutalnym tekstem, zagrany trochę szybciej niż oryginał i przearanżowany, z bardziej urozmaiconą perkusją i jednocześnie thrashowym wokalem. Wierzę, że fani Unleashed nie wbiją nam noża w plecy.

Nie obawiasz się, że wiele osób nie zrozumie przesłania tych tekstów, odbierając je wyłącznie jako bezpodstawny atak na Kościół?

Są tacy, co odbiorą to tylko jako muzykę, dźwięki, teatralny thrash/death metal. Inni jako manifest i płytę zrobioną po coś, nie najlepszą na świecie pod względem muzycznym, ale być może jedną z najważniejszych, jakie będą stały na ich półce. Dla jeszcze innych będzie to atak na Kościół. Ta ostatnia grupa, to właśnie „Wspólnota brudnych sumień” z okładki albumu, to także o nich jest ta płyta. Nie gardzę nimi, ale się ich boję, bo to właśnie jest zło okraszone fanatyzmem i nieznoszące krytyki, to dzięki nimi, dzięki tej wspólnocie brudnych sumień, pedofile w sutannach nie trafiają do więzień.

Możecie też w sumie zyskać dzięki temu większą popularność, tak jak choćby Virgin Snatch: przez lata pisali o kwestiach politycznych, ale po angielsku, a jeden utwór „G.A.W.R.O.N.Y.” z polskim tekstem wywołał prawdziwą burzę?

„Patriotyzm zbyt pijany, by móc bez krzyża iść...”, bardzo dobry numer zaangażowany politycznie, to właśnie ma wartość, bo oprócz tego, że jest świetne muzycznie, jest po coś, a zespół nie boi się utraty obrażonych fanów i głupców nazywa głupcami. Mam nadzieję, że Faust „Wspólnota brudnych sumień” też jest po coś. Nie było to kalkulowane na żadną popularność, bo to byłoby w tym przypadku obrzydliwie cyniczne. Moim osobistym celem do zrobienia tego w tym kształcie było przede wszystkim pozbycie się tego z głowy – teraz śpię spokojniej.

Streaming, pliki, muzyka na smartfonach, wszędzie cyfra, również na okładkach płyt. Tymczasem oprawa graficzna „Wspólnoty brudnych sumień” to w 100 % ręczna robota, coś niespotykanego w dzisiejszych czasach. Jak doszło do zaangażowania Anny Malesińskiej do prac nad tymi ilustracjami? Miała teksty do dyspozycji i wolną rękę, czy co nieco jej sugerowaliście?

Anna Malesińska zawodowo zajmuje się kaligrafią i iluminacją, malarstwem średniowiecznym. Jednocześnie jest fanką metalu, ostatnio byliśmy z nią, naszym basistą i gitarzystą na Legendach Metalu, wcześniej na Kreator. Normalnie maluje zwykle ptaki i rośliny, ale nie mogła nie zaangażować się w ten projekt, bo prywatnie...jest moją żoną! Zarzuciłem jej temat uzgodniony z resztą ekipy, a to co widać to już jej interpretacja autentycznego tematu obecnego w malarstwie średniowiecznym. Każdy tekst dostał swoją grafikę, wykonanie każdej z nich zajęło jej około 30-40 godzin pracy. Wszystkie namalowane są ręcznie z wykorzystaniem metod z tamtego okresu, własnoręcznie wykonanymi barwnikami, np. czarny tusz wykonany jest z galasów, takich kulek, które można znaleźć w lesie przyczepione jesienią do liści dębu. Oryginalne grafiki mają też złocenia z wklejanej złotej blaszki, pigmenty to starte minerały, kleje do nich powstały z jajek, itd.

Domyślam się, że koperta zawierająca płytę, opatrzona wykaligrafowanymi adresami to też nie przypadek, a dopełnienie pewnej idei, taka kropka nad i?

Tak zaadresowane płyty trafiają do wszystkich, chcemy pokazać, że bardzo szanujemy ludzi, którzy zdecydowali się wydać na tę płytę swoje pieniądze.

Anna poświęciła na nie sporo pracy, ale efekt końcowy powala – dlatego planujecie również wydanie wersji winylowej, może nawet z tymi wszystkimi ilustracjami w 12” formacie?

Jest taki plan, ale na wyprodukowanie winyla w minimalnym nakładzie około 200 egz. potrzeba około 6 tysięcy zł. Dlatego winyl wychodzi drogo za sztukę, a my nie chcemy oszczędzać na jakości właśnie ze względu na szacunek do naszych fanów. Chcielibyśmy te grafiki pokazać w oryginalnym dużym formacie, z dodatkowym kolorem tam, gdzie w oryginale jest złoto i z alternatywną wersją utworu „Samotność”. Studio oraz produkcja płyty wydrenowała nasze kieszenie, głównie moje, bo ja byłem sponsorem tej sesji. Żeby ukończyć produkcję płyty sprzedałem samochód i kilka ton złomu, teraz do pracy śmigam rowerem, pociągiem, tramwajem i jak przejdę kilometr piechotą to jestem na miejscu. Ale nie jest tak źle, bo nadal mam jeszcze ukochany motocykl.

Czyli do kompletu będzie brakować tylko kasety – nośnika od którego zaczynaliście w końcu lat 90., może więc warto też pomyśleć o kasetowej wersji nowego albumu, skoro taśmy wróciły równie triumfalnie jak winylowe longplaye?

Akurat dziś od grafika dostałem projekt okładki kasety. Siłą rzeczy będzie trochę skromniej, bo 24 stronicowego bookleta w kolorze nie da się zmieścić w formacie kasetowym. Kasetowe wydanie sponsoruje brat naszego wokalisty Maćka. Jak tylko rzecz będzie gotowa, na stronie FB Faust Band Poland pojawi się info gdzie można będzie ją kupić. To będzie mały, limitowany nakład.

Nie zmieniło się za to jedno, bo Faust przełomu wieków i obecnie to ciągle zespół niezależny, wręcz podziemny – od razu założyłeś, że nie będziesz szukać wydawcy, wolisz wydać tę płytę samodzielnie?

Poprzednie wydawnictwa wyprodukowaliśmy sami, dystrybucją zajmował się Pagan Records. Tym razem odezwałem się do trzech wydawców. Jeden odmówił, bo nie ich profil klienta, ale zaproponował dystrybucję, za to z kolejnymi dwoma nie zdążyłem się dogadać, bo gdy się zdecydowali płyta była już w produkcji. Tak naprawdę wysłałem materiał do wytwórni, ale nie czekałem na odpowiedź.

Jak więc można ją kupić? Współpracujecie z jakimś dystrybutorem czy też najlepszą metodą jest droga pocztowa bądź na ewentualnych koncertach?

Płyta jest do kupienia z katalogu wytwórni Putridcult.pl, która słynie z wypluwania ze swojej stajni głównie najczarniejszej ekstremy, jesteśmy więc tam jednym z kilku rodzynków, jak choćby Damage Case. Morgul, szef tej firmy okazał się totalnym metalowym maniakiem i przesympatycznym gościem. Choć „Wspólnoty brudnych sumień” nie wydał, traktuje Fausta jak swoje własne wydawnictwo i angażuje się w promocję. Płytę i koszulki Faust kupicie też pisząc na priv ze strony FB Faust Band Poland oraz na platformach cyfrowych takich jak Tidal czy Spotify i inne. Jeśli będą koncerty to wiadomo.

Będzie ich stopniowo coraz więcej czy też Faust pozostanie raczej grupą studyjną, z racji innych obowiązków i zobowiązań tworzących go obecnie muzyków?

Wszyscy są gotowi, a Grzesiek z którym robiłem muzykę w Faust na trzech poprzednich płytach deklaruje chęć wzięcia w tym udziału, także w nagraniach kolejnego albumu za dwa-trzy lata. Na razie stanęło na tym, że czekamy i obserwujemy reakcję fanów. Jeśli oczekiwana będą duże, będziemy grać. Ze względu na obowiązki i dziwne zawody, które wykonujemy, nie stać już nas na to, żeby tłuc się w każdy weekend przez cały kraj, żeby zagrać gdzieś w knajpie dla 10 osób – nie chcę tu nikogo urazić, bo zwykle te 10 osób to najprawdziwsi metale, po prostu mamy już swoje lata i małe dzieci w domu, to kwestia odpowiedzialności. A kolejna płyta? Powstanie, jeśli będziemy mieli coś ważnego do powiedzenia przy pomocy muzyki. Dziękuję ci za ciekawe pytania.

Wojciech Chamryk

rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5065707
DzisiajDzisiaj229
WczorajWczoraj2435
Ten tydzieńTen tydzień2664
Ten miesiącTen miesiąc69358
WszystkieWszystkie5065707
3.141.21.115