Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Muzyczny portret pewnej dzielnicy” (Less Is Lessie)

           

Wrocławski zespół Less Is Lessie proponuje na swym debiutanckim albumie nie tylko szeroko rozumianą muzykę progresywną w formie klasycznego konceptu, ale też bardzo ciekawy temat. „The Escape Plan” opowiada o wrocławskim Nadodrzu, dzielnicy z długą i barwną historią. Jak mówi lider grupy Filip Kozak to ucieczka od szarej codzienności i hałasu ulicy. Bez dwóch zdań warto wybrać się na ten muzyczny spacer, co czego zachęca nie tylko bardzo dopracowana, efektowna muzyka, ale też artystyczna oprawa płyty. 

                

HMP: Albumy koncepcyjne w szeroko rozumianym, ambitniejszym rocku nie są żadną nowością, ale wasz długogrający debiut zaskoczył mnie nietypowym tematem, bo to de facto portret jednej dzielnicy Wrocławia. Dlaczego wybraliście akurat Nadodrze, a nie na przykład ścisłe centrum miasta, Krzyki czy Kozanów? Mieszkacie tam, przynajmniej część z was, lub tam dorastaliście, więc ten wybór nasunął się niejako sam?

Filip Kozak: Powodów jest wiele. Po pierwsze, szkic albumu powstał właśnie na Nadodrzu, przy ulicy Jana Ursyna Niemcewicza 20/20. Utwory powstawały więc pod silnym wpływem tamtejszych miejsc. Po drugie, część z nas wciąż tam mieszka, część pracuje lub pracowała przez kilka lat. Po trzecie zaś, jest to taki kawałek Wrocławia, w którym warstwy historii i znaczeń odłażą niczym płaty farby na kamienicach, odsłaniając znaki naszych czasów, ale też czasów przedwojennych oraz powojennej Polski.

Można w sumie powiedzieć, że to taka wrocławska Praga, dzielnica o specyficznym klimacie i charakterze, z zabytkami i bogatą historią, gdzie nowe budownictwo sąsiaduje z domami sprzed wielu lat. Sporo się też tam obecnie dzieje pod względem różnych inicjatyw mieszkańców, a do tego, mimo niedużej w sumie odległości od Starego Miasta, jest to swoista enklawa ciszy, spokoju?

Trudno tutaj mówić o ciszy i spokoju. Na pewno jest niepowtarzalny koloryt, masa nowych inicjatyw i biznesów, często artystycznych. Ale myślę, że próżno szukać na Nadodrzu prestiżu. Jest troszkę hipsterstwa, ale większość nowych zjawisk to oddolne inicjatywy. Myślę, że takiego miksu kulturowego nie znajdzie się w innych częściach Wrocławia. Smutne jest jeszcze to, że obecnie miasto wyprzedaje luki w zabudowie deweloperom, którzy wstawiają tam swoje styropianowe pudełka.

Było to szczególnie widoczne w pierwszej połowie lat 90.: tam rodzący się kapitalizm, a na Nadodrzu życie miało inny rytm: pamiętam choćby na Pomorskiej zakład RTV z zabytkowymi już wtedy lampami na wystawie, prowadzony przez starszego pana, albo księgarenkę w bocznej uliczce, do której mało kto zaglądał i długo po zmianie ustroju nie przetrwała – chcieliście pokazać  klimat tego miejsca, jego nietypowość i unikalność, nawet w kontekście innych dzielnic miasta?

Mamy niestety pecha i prawie każda przestrzeń, którą pokażemy na klipie wideo zaraz potem zostaje przebudowana lub zburzona - tak było z Przejściem Świdnickim i z kominami EC Wrocław. Teraz wyburzono Szkołę Rzemiosł Artystycznych przy ulicy Drobnera, a niedawno dowiedzieliśmy się, że Dworzec Nadodrze idzie do remontu. Bardzo nam zależało, żeby na materiale filmowym w teledyskach pokazać właśnie te staromodne już sklepy, warsztaty i jadłodajnie. To dzięki nim na Nadodrzu mieszka się lepiej. Usługi są tanie jak barszcz i wysokiej jakości. Na jednej ulicy masz najlepszy chleb we Wrocławiu, a zaraz obok najsmaczniejsze ryby i sery, że o owocach i warzywach już nie wspomnę, a wszystko to tanie jak barszcz i od lokalsów.

Dobrze odbieram, że wybraliście też akurat Nadodrze, bo jest ono dobrym miejscem wytchnienia od wielkomiejskiego zgiełku, chociaż nie jest przecież peryferyjną dzielnicą Wrocławia, stąd też ten tytułowy „The Escape Plan”?

Niezupełnie. Nadodrze jest bardzo trudną dzielnicą do mieszkania. Wszędzie panuje spory bałagan. Powiedziałbym, że tego zgiełku jest tam całkiem sporo. My jednak proponujemy ucieczkę od szarej codzienności i hałasu ulicy czy podwórka i zagrzebanie się w historię i muzykę. Czyli tak naprawdę wsłuchanie i przyjrzenie się głębiej niż zwykle.

Można określić tę płytę mianem nietypowego przewodnika audio po Nadodrzu, bo zabieracie słuchaczy w miejsca wam bliskie lub według was ciekawe, fundując im spacer od Wyszyńskiego do Reymonta, niemal aż do Portu Miejskiego?

Zdecydowanie tak. Taka była koncepcja.

Nie marzył się wam, choćby znacznie krótszy do płyty, film ilustrujący tę wędrówkę?

Właściwie to mamy taki film przygotowany. Jest nawet odrobinę dłuższy od płyty i będzie odtwarzany na dużym ekranie w czasie koncertów. Aktualnie przygotowujemy pokaz specjalny z jednym z wrocławskich kin, ale więcej powiemy gdy sytuacja epidemiczna się trochę unormuje. Zawsze staramy się dostarczać obraz razem z muzyką. Bardzo lubimy koncerty z bogatą warstwą wizualną, a nie tylko zawierające podrygujące postacie na scenie. (śmiech)

Która perspektywa odbierania tego materiału wydaje się wam ciekawsza, typowego turysty czy poszukującego czegoś uciekiniera?

To zależy ile masz czasu. Na pewno w wypadku naszej płyty zyskuje typ poszukiwacza. Tak jak odwiedzając nadodrzański obiekt musisz pogrzebać w starych zdjęciach i porozmawiać z mieszkańcami, żeby dowiedzieć się co tam kiedyś było i z jakimi wydarzeniami się wiązało, tak w „The Escape Plan” też możesz szperać. Cytatów muzycznych i tekstowych jest co najmniej kilka.

Od początku założyliście, że pomiędzy głównymi utworami pojawią się te krótsze przerywniki -interludia, również z głosem lektora, żeby całość materiału była jeszcze bardziej spójna?

Najpierw powstały utwory, które inspirowane były poszczególnymi miejscami. Na przykład „The Great Escape” wymyśliłem wracając ulicą Wyszyńskiego z dużego centrum handlowego, a „Blackout” spacerując między ulicami Niemcewicza i Jagiellończyka. Pomysł na zrobienie z tego trasy wpadł nam do głowy gdy spacerowaliśmy z Weroniką po Toruniu podczas naszego udziału w 13 Festiwalu Rocka Progresywnego im. Tomasza Beksińskiego. Wtedy właśnie założyliśmy, że utwór będzie miejscem, a interludium drogą do kolejnego punktu.

Musieliście mieć sporo zabawy dokonując tych różnych nagrań w terenie, a do tego nadały one płycie swoistego, dźwiękowego autentyzmu, bo po co na przykład samplować głosy ptaków, skoro na Nowowiejskiej nagraliście piegżę, a na Kurkowej jerzyki?

To prawda. Moim zdaniem zdecydowanie lepiej brzmi płyta z autentycznymi nagraniami niż np. kupionymi samplami. Zwłaszcza, że nagrywaliśmy dźwięk czterokanałowo i mogliśmy potem decydować jak skomponować docelowe stereo. Zdarzały się też wpadki, np. szliśmy w upragnione miejsce, w którym dźwiękowo nic się nie działo i trzeba było szybko zmieniać koncepcję. Innym razem telefon komórkowy działał za blisko mikrofonu i cała sesja szła do kosza. Czasami też przeszkadzał wiatr. Nagrania sampli zajęły nam dobre kilka miesięcy.

Macie w składzie skrzypaczkę, ale to wam nie wystarczyło, stąd gościnny udział trębacza, akordeonisty i harmonijkarza – aranżacje miały być jak najbardziej urozmaicone, to miał być rock progresywny w najbardziej nieoczywistym ujęciu?

Nie mieliśmy na celu koniecznie komplikować, chociaż lubimy być muzycznie zaskakiwani. Poprosiliśmy znajomych Wojtka Kowala (akordeon), Radka Śniadowskiego (trąbka) i Emila Madalińskiego (harmonijka), żeby poimprowizowali wokół podobnego motywu muzycznego na interludiach. Pojawił się pomysł, że te improwizacje będą grane za każdym razem na innym instrumencie, czasem gwizdane albo jak w jednym miejscu grane na dzwonkach tramwajowych. To była przy okazji dobra zabawa i ciekawa forma wciągnięcia w projekt kogoś z zewnątrz.

Zaprosiliście też dwoje gościnnie śpiewających wokalistów, Anę Nguyen w „Fast And Furious” i Michała Wojtasa w „Blue Steel (Less Is More)” –  szczególnie chyba udział Michała, znanego przecież z Amarok, przysłużył się kompozycji w której śpiewa, bo to nie tylko finał opowieści, ale też singel, w dodatku z tekstem autorstwa jego żony?

To prawda. Z Michałem i Martą zaczęliśmy korespondować po Festiwalu w Toruniu, na którym dzieliliśmy scenę. Zagrali oczywiście fenomenalnie. Od słowa do słowa, Michał posłuchał kilku szkiców i stwierdził, że napisze wokal do „Blue Steel”. Dla nas brzmiało to jako spore wyzwanie, bo już w wersji instrumentalnej sporo się działo. Gdy dostaliśmy nagrany wokal od Michała z tekstem Marty byliśmy pod mega wrażeniem. Bardzo fajnie wpasował się w ten numer. Z Aną było bardzo podobnie. Ana jest wokalistką i aktorką. Często pracuje z naszym gitarzystą Emilem przy różnych projektach. Zaproponowaliśmy jej zaśpiewanie „Fast And Furious”, a ona zrobiła to tak, że kapcie nam spadły. Moim skromnym zdaniem, bardzo dobrze się stało, że ci Państwo wsparli nas na tej płycie.

Wybieranie singlowych utworów z takiego zwartego materiału ma sens, szczególnie przy obecnym podejściu większości słuchaczy do dłuższych kompozycji? Nie jest czasem tak, że rzucacie te przysłowiowe perły przed wieprze, bo jednak wątpię, by statystyczny użytkownik streamingu doczekał do rozwinięcia tej, długiej przecież, kompozycji?

Myślę, że obecnie nawet z krótkimi numerami trudno przykuć uwagę kogokolwiek. Gramy muzykę niszową i wierzę, że z czasem trafimy do słuchaczy, którzy właśnie czegoś takiego szukają. Dla nas ważniejsze jest robienie czegoś w co się wierzy niż trafianie do każdego. Inaczej nie biegalibyśmy z mikrofonem po Nadodrzu.
Kto według was powinien więc sięgnąć po „The Escape Plan”, jak wyobrażacie sobie idealnego odbiorcę muzyki Less Is Lessie?

Z czystym sumieniem polecamy płytę słuchaczom, których interesują koncept-albumy i z reguły słuchają płyt jako całości, od początku do końca. Nie zmienia to faktu, że utworów z płyty można słuchać osobno i mamy tutaj, moim zdaniem, kilka ciekawych piosenek i instrumentali. Coś jednak mówi mi, że fani progresji docenią te kompozycje najbardziej.

Ciekawą muzykę dopełnia efektowna książeczka – plan. Odnoszę jednak wrażenie, że jeśli ktoś nawet odnajdzie się w czasie tej wycieczki, to może pogubić się w opisie płyty, bo nie zamieściliście w nim typowej listy utworów – to też zabieg celowy, żeby słuchacz jeszcze bardziej zagłębił się w dźwięki?

Zdecydowanie. Powiązaliśmy numery z nazwami utworów jedynie w tagach na płycie. Na mapie zostawiliśmy same nazwy aby sprowokować przynajmniej do jednego odsłuchu po kolei i podróżowania palcem po mapie.
Zdjęcia ilustrujące ten plan też zapewne nie trafiły tam przypadkowo; warstwę liryczno-wokalno-instrumentalną płyty miał dopełnić również obraz, bo jednak przede wszystkim jesteśmy wzrokowcami?

Tak. Zdjęcia pochodzą z dziewięciu miejsc, do których odnoszą się utwory. Najczęściej dotyczą charakterystycznych form występujących w tych lokalizacjach. Zdjęcia dodatkowo opisaliśmy współrzędnymi, aby można było pozwiedzać również wirtualnie. Autorem fotografii jest Szymon Sztajer.

W dobie pandemii taka muzyczna podróż wydaje się jeszcze bardziej interesująca, ale z waszej perspektywy cała związana z nią sytuacja chyba już niekoniecznie, bo o koncertach nie ma przecież, przynajmniej na tę chwilę, mowy?

Zgadza się, próbowaliśmy zorganizować koncert z nowym materiałem już trzykrotnie w roku 2020 - niestety bez powodzenia. Za każdym razem rozbijaliśmy się to o lockdown, to o inne obostrzenia. Na ten moment planujemy koncert premierowy w okolicach wakacji 2021, ale nikt nie wie jak to się wszystko dalej potoczy.
Zakładam jednak, że kiedy już sytuacja wróci do stanu chociaż przypominającego to, co było jeszcze przed rokiem, będziecie chcieli promować „The Escape Plan” live, nawet jeśli z racji stopnia złożoności tego ambitnego albumu nie zdołacie dotrzeć do szerszej publiczności i będą to tylko okazjonalne występy?

Z racji tego, że mamy nieco większe wymagania techniczne przy występach live niż inne zespoły (duży ekran, dobra widoczność, ciemne pomieszczenie itd.) staramy się grać rzadziej, ale za to w dobrych warunkach. Jeśli sytuacja pandemiczna się uspokoi, to na pewno chcemy zagrać kilka koncertów wyjazdowych w ciągu roku.

Zadebiutowanie takim albumem daje na pewno dużo satysfakcji – pewnie jest jeszcze za wcześnie na to pytanie, bo przecież ledwo co go wydaliście, myślę jednak, że planujecie już powoli kolejne kroki i czego byście  na przyszłość nie wymyślili, to formułę takiego właśnie konceptu na „The Escape Plan” wyczerpaliście, będziecie musieli stworzyć coś nowego, równie nieoczywistego?

Tworzenie „The Escape Plan” było, muszę przyznać, dość wyczerpujące, ale cały czas wymyślamy też nowe rzeczy. Póki co brzmi to wszystko raz jak Archive, innym razem jak Massive Attack, ale wszyscy są bardzo zaangażowani w proces twórczy i kto wie dokąd nas te pomysły zaprowadzą.

Wojciech Chamryk

rightslider_003.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png

Goście

4963620
DzisiajDzisiaj1011
WczorajWczoraj3559
Ten tydzieńTen tydzień4570
Ten miesiącTen miesiąc46453
WszystkieWszystkie4963620
3.236.111.234