Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Zmiany w czasach zarazy” (Bornholm)

           

Żyjemy w epoce kulturowego przesytu. Muzyki pisze się więcej niż kiedykolwiek, każdy ma do niej dostęp, ale też wyłowienie propozycji naprawdę wartościowych stanowi obecnie nie lada wyzwanie. Natrafienie na taką perełkę jak węgierski Bornholm tym bardziej więc cieszy. Wcześniej o nim nie słyszałem, a tymczasem najnowszy album Węgrów, Apotheosis, jest moim zdaniem jednym z najlepszych wydawnictw 2021 roku. Kiedy więc tylko pojawiła się taka możliwość, ochoczo wziąłem na spytki Petera Sallaia, który nieomal jednoosobowo odpowiada za to znakomite dzieło.

                          

HMP: Cześć Peter! Pozdrowienia z Krakowa! Gdzie cię zastałem?

Peter Sallai: Cześć, jestem teraz w Budapeszcie.

Super! Zazdroszczę, bo byłem tam w 2018 roku i miasto bardzo mi się spodobało.

Miło to słyszeć! Ja za to nigdy nie dotarłem do Krakowa, ale słyszałem, że jest piękny. Nawet znam legendę o waszym smoku. Chciałbym kiedyś was odwiedzić.

Zapraszam! A tymczasem powiedz, jak idzie promowanie "Apotheosis"? Udzielasz wielu wywiadów?

Tak jest, czasem trzech lub czterech dziennie. A prócz tego właśnie skończyliśmy montować nasz drugi klip. W ciągu dwóch godzin będzie miał premierę.

Do którego utworu go nakręciliście?

Do "Black Shining Cloaks". Jestem absolutnie wykończony brakiem snu, bo włożyliśmy w montaż dużo pracy (śmiech).

Postaram się ciebie nie zamęczyć (śmiech)! Na wstępie chciałbym podziękować za możliwość przeprowadzenia z tobą wywiadu, bo w mojej opinii "Apotheosis" to jedno z najlepszych metalowych wydawnictw tego roku!

Naprawdę (śmiech)? Dziwnie słucha mi się takich opinii, bo kiedy włożyło się tyle wysiłku w pisanie i nagrywanie albumu, to nie da się spojrzeć na niego obiektywnie. Poświęciłem mu ostatnie dwa lata swojego życia, więc moja perspektywa jest zupełnie odmienna od twojej. Dziękuję ci za tak pochlebne słowa!

W jaki sposób pandemia wpłynęła na pracę nad albumem?

Na proces pisania utworów – nieszczególnie, bo skończyliśmy je przed nastaniem covidowego szaleństwa. Przykładowo "Black Shining Cloaks" ma metryczkę sięgającą jeszcze 2016 roku. Kiedy w 2019 roku po raz pierwszy weszliśmy do studia, żeby nagrać nowy materiał, to wszystko poszło gładko. Problemy zaczęły się rok później, gdy byliśmy na etapie miksowania albumu. Po zaledwie paru dniach pracy dotarły do nas wieści o pandemii. To było takie surrealistyczne! Udało nam się co prawda wszystko skończyć, lecz podjęliśmy decyzję, by odłożyć premierę w czasie. Teraz widzę, że była ona słuszna. Wydanie "Apotheosis" w 2020 roku byłoby nonsensem. Nawet nie moglibyśmy go promować.

Byłoby szkoda, gdyby wieść o premierze zgubiła się pomiędzy doniesieniami o nowych zakażeniach i restrykcjach. To znakomity album, zdecydowanie zasługujący na uwagę. Uwielbiam go za jego majestatyczność i klimatyczność, a zarazem ekstremalność. Ma bardzo bogaty… smak.

Nasza muzyka zawsze była – jak to ująłeś – majestatyczna, ale "Apotheosis" wyróżnia się na tle poprzedników, ponieważ pracując nad nim spuściliśmy wodze naszej kreatywności. Staraliśmy się przemóc tkwiące w nas ograniczenia. Myślę, że to jest ten album, na którym odnaleźliśmy siebie – muzycznie i osobowościowo również.

Jaki przyświecał mu koncept?

Apoteoza to pochodzące z greki słowo oznaczające ubóstwienie, zaliczenie kogoś w poczet bogów. Ma ono także konotacje alchemiczne, gdyż odnosi się do poszukiwania sposobu na przeobrażenie materii. Okładka, jeśli się przyjrzysz, przedstawia nadejście Ery Wodnika, zwiastujące wielkie zmiany, od których nie ma ucieczki. Nie będzie też powrotu do poprzedniego. Co ciekawe, podczas pracy nad tym albumem sam nasz zespół przeszedł transformację. Pandemia odmieniła nas, a także nasze utwory, gdyż mieliśmy dużo czasu na rozmyślanie i poprawki. Wyszliśmy zatem z tej próby silniejsi. "Apotheosis" mówi więc o przeobrażeniu: z człowieka w boga, z ołowiu w złoto. Jest to album głęboko zanurzony w filozofii, mający wiele warstw znaczeniowych. Więcej jednak nie powiem, bo wolałbym, żeby słuchacze sami oddali się rozmyślaniom i zdecydowali, co dla nich znaczą zawarte w nim treści.

Czy dla ciebie muzyka jest przede wszystkim formą ekspresji?

Tak, zdecydowanie! Moja muzyka zawsze była bardzo osobista; napędzały ją uczucia i myśli, a ponieważ od jedenastu lat pracuję z domu, mam więc dużo czasu na kontemplację. W muzykę przelewam swoją osobowość, swój aktualny stan umysłu. Dlatego każdy z naszych albumów jest inny: bo człowiek nieustannie się zmienia. Nie mam już dziewiętnastu lat; jestem kimś zupełnie innym niż byłem, gdy pisałem nasz debiutancki album.

W tym co mówisz słyszę echa Sørena Kierkegaarda, który z tego właśnie względu każde swoje dzieło podpisywał innym pseudonimem: bo napisał je jakby inny człowiek.

Pełna zgoda! Czasem myślę sobie, że człowiek, którym byłem dziesięć czy dwadzieścia lat temu, od dawna już nie istnieje (śmiech).

Na początku naszej rozmowy wspomniałeś o nowym klipie do "Black Shining Cloaks". Pierwszy nakręciliście w Szwecji do I am War God. Opowiesz o nam o procesie kręcenia?

Pierwszy klip nakręciliśmy w sierpniu. Strasznie ciężko było znaleźć reżysera. Poradziłem się mojego przyjaciela, Jonasa Åkerlunda, który pracuje w branży filmowej [nakręcił m.in. Władców Chaosu, do powstania którego Peter też zresztą przyłożył rękę – A.N.], czy nie mógłby polecić mi kogoś dobrego, a przy tym niedrogiego. Tak dostałem namiary na Johana Bååtha, który współpracował z Watain, Avatarium i szeregiem innych zespołów. Podoba mi się jego dorobek, więc skontaktowałem się z nim. Kolejnym problemem było dostanie się do Szwecji w dobie pandemii, a przy tym zabranie ze sobą sprzętu filmowego. Gdy rozwiązaliśmy i tę kwestię, okazało się, że na nakręcenie klipu będziemy mieć zaledwie 36 godzin! Wylecieliśmy z Budapesztu do Sztokholmu. Nie spaliśmy, potem cały dzień filmowaliśmy, po czym wróciliśmy na Węgry. To było czyste szaleństwo, ale nie żałuję! Johan to świetny facet, dlatego zleciliśmy mu nakręcenie także drugiego obrazu. Tym razem spędziliśmy w Sztokholmie aż sześć dni, a filmowaliśmy w pięknym siedemnastowiecznym Pałacu van der Nootska. Klip do I am War God jest czarnobiały, bo nie mieliśmy czasu na pracę nad paletą barw, ale już Black Shining Cloaks nakręciliśmy w kolorze. Johan spisał się znakomicie!

Dlaczego wybór padł akurat na te dwa utwory?

Od początku wiedzieliśmy, że chcielibyśmy nakręcić klip do Black Shining Cloaks, ponieważ jest to utwór silnie oddziałujący na wyobraźnię. Słuchając go przed oczami stawały nam najróżniejsze obrazy. Co się tyczy I am War God, to jest to jeden z najbardziej bezpośrednich kawałków na albumie. Jego struktura jest prostsza, jest klasycznie black metalowy: szybki i agresywny, ale ma też fajny doom metalowy riff, który bardzo lubię.

Wspominałeś, że Apotheosis wyróżnia się na tle poprzedników. Wydaje mi się, że jest to szczególnie prawda w kwestii produkcji. To zdecydowanie wasz najlepiej brzmiący album!

Tak, bo z powodu pandemii mieliśmy bardzo dużo czasu na dopieszczenie brzmienia. Było to bardzo pouczające. Chcieliśmy wznieść się na nowy poziom jakości, co po czterech albumach jest trudne. Przepracowaliśmy w studiu wiele godzin, ale dzięki temu produkt końcowy jest znacznie bardziej dojrzały. Cieszę się, że to słychać!

Czyli w jakimś sensie ta produkcja jest owocem pandemii?

W jakimś sensie tak, choć nie tylko jej. Wcześniej, kiedy przymierzaliśmy się do nagrania albumu, bukowaliśmy studio, nagrywaliśmy materiał i pracowaliśmy nad miksem. Tym razem między nagraniami a miksem minął ponad rok! A potem między miksem a masteringiem – nieomal kolejny rok! Mieliśmy więc dużo czasu na przemyślenia. Znaleźliśmy też znakomite studio Maora Appelbauma w Los Angeles, w którym dokończyliśmy prace. Maor to znana postać na scenie metalowej. On odpowiada za mastering. Z kolei album nagraliśmy w Budapeszcie z Viktorem Scheerem. Moim zdaniem to jego najlepsze dzieło. Nie zgadza się z tą opinią, bo jest bardzo skromnym człowiekiem, ale to prawda (śmiech).

Czasem zastanawiam się, jak bardzo okoliczności, w których słuchamy muzyki, wpływają na jej odbiór. Wiesz, są albumy, które nadają się wyłącznie do samochodu, a z kolei inne wymagają pełnego skupienia. Czy twoim zdaniem istnieje właściwy sposób, by słuchać Apotheosis?

Hmm, na pewno nie jest to muzyka do puszczania w tle. Kryje w sobie tyle detali, że wiele traci się, gdy nie poświęca jej się uwagi. Myślę też, że lepiej słuchać Apotheosis całościowo, od początku do końca, a nie skakać od utworu do utworu. Trudno mi powiedzieć coś więcej. Kiedy pracowałem nad nim, to słuchałem go non stop, więc nie potrafię spojrzeć na album z dystansu. Ty chyba wiesz lepiej niż ja, jak należy go słuchać (śmiech). Prócz tego, każdy odbiera muzykę inaczej, bardzo osobiście. Może więc nie ma jednego, właściwego sposobu?

Moim zdaniem na pewno jest to album, który bardzo zyskuje, kiedy skupiasz się na nim.

Nawet nasz perkusista, Dávid, podczas prac w studiu odkrywał niedostrzeżone wcześniej niuanse albumu. Wskazywał na konkretne fragmenty utworów i pytał się mnie: czy to zawsze tu było? (śmiech) Moim zdaniem to spory atut. Tak samo jest z płytami Kinga Diamonda i Mercyful Fate. Po tylu dziesięcioleciach słuchając ich nadal odkrywam w nich coś nowego.

Bornholm brzmi bardzo unikalnie. Jestem ciekaw, czy do pewnego stopnia jest to zasługą twojej muzycznej diety? Jakie zespoły cię inspirowały?

Zacząłem grać jako piętnastolatek. Mocno siedziałem wówczas w klasycznym heavy metalu. To były lata dziewięćdziesiąte, wokół królował grunge, ale ja całym sercem byłem oddany metalowi. Słuchałem Iron Maiden, AC/DC, czy Metalliki, a nie Nirvany. Pierwsze zespoły, które zakładałem, grały taką właśnie muzykę. Ale potem w 1998 odkryłem black metal. To zupełnie unikalny gatunek: ma swojego ducha, swoją filozofię życia, swoje wzorce myślenia. Zdecydowałem, że to jest muzyka, którą chcę grać. Wówczas takie zespoły jak Mayhem, Satyricon, Emperor, Enslaved były dla mnie bogami. Pamiętam, że kiedy zaczynaliśmy grać jako Bornholm, coverowaliśmy Immortal, Dimmu Borgir, całą klasyczną falę norweskiego black metalu. Chyba największy wpływ na nas wywarł Bathory, przy czym piszę swoją muzykę prosto z serca, mam do niej bardzo indywidualistyczne podejście, więc nie powiedziałbym, że brzmimy jak którykolwiek z zespołów, które wymieniłem. Człowiek jest jak filtr: to, co cię zainspiruje, zostaje przetworzone przez twoją wrażliwość, dlatego produkt wyjściowy jest odmienny niż wejściowy. Jeśli piszesz muzykę szczerze, prosto z serca, to tworzysz rzeczy wyjątkowe.

Motywy antyczne, pogańskie, od zawsze są obecne w twoich tekstach. To tylko black metalowa konwencja, czy naprawdę interesują cię te kwestie?

Zdecydowanie są to tematy mi bliskie. Zresztą nie piszę typowych black metalowych tekstów. Jak wspominałem, mam dużo czasu na przemyślenia. Kiedy piszę, poruszam różne kwestie, takie jak okultyzm, religie, starożytne czasy, wierząc, że za nimi stoi jedna prawda, tylko kryjąca się pod różnymi nazwami. Wszystko jest tym samym, ale pod różnymi nazwami, z różnymi twarzami: bogowie pogańscy, bóg chrześcijański. Posłużę się metaforą: poprzez rozszczepienie światła białego otrzymujemy kilka różnych barw (a nawet miliony, jeśli przyjrzysz się z bliska), ale wśród nich nie znajdziemy tej pierwotnej. Musisz je połączyć w całość, bo odnaleźć pierwotne światło. Dużo o tych kwestiach myślę, co znajduje odzwierciedlenie w mojej muzyce.

Nasz czas powoli dobiega końca, ale chciałbym zapytać o jeszcze jedną frapującą mnie kwestię. Otóż wziąłeś udział w fascynującym projekcie: wypowiedziałeś się w książce pod tytułem Ripping Tongues: Metal for Free Speech, Free Thought and Free Expression. Jak do tego doszło?

Ach, to bardzo proste: dostałem maila (śmiech). Zawodowo jestem grafikiem. Alex Milazzo, który zredagował i wydał tę książkę, jest moim przyjacielem. Nieraz współpracowaliśmy. Wie, że mam własny zespół, dlatego zapytał, czy chciałbym wziąć udział w tym projekcie. Zgodziłem się i poprosiłem o przesłanie pytań. Były bardzo trudne i głębokie: po co komu sztuka, gdy nie ma wolności słowa i nie możesz wyrazić przy jej pomocy czego tylko chcesz? jaka przyszłość czeka metal i sztukę tak w ogóle, jeśli wolność ekspresji jest ograniczana? jak temu przeciwdziałać? To bardzo złożone kwestie, ale próbowałem odpowiedzieć najlepiej jak potrafię. Polecam każdemu tę książkę. Zawiera tysiące wypowiedzi muzyków, w tym bardzo znanych. To jedna z najlepszych książek tego dziesięciolecia!

Co twoim zdaniem jest największym zagrożeniem dla wolności słowa?

Sami ludzie. Każdy człowiek ma swoją wolę i stara się ją narzucić innym. Lubimy mówić o wolnej woli, ale tylko w kontekście nas samych. Nie wiem, jak to zmienić. Chyba pozostaje tylko ciężka praca nad samym sobą.

Adam Nowakowski

rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

4963797
DzisiajDzisiaj1188
WczorajWczoraj3559
Ten tydzieńTen tydzień4747
Ten miesiącTen miesiąc46630
WszystkieWszystkie4963797
34.237.245.80