Wings of Steel - Poznań - 11.07.2025
WINGS OF STEEL - Klub Pod Minogą, Poznań - 11 lipca 2025
Spadli jak grom z jasnego nieba. Świetni muzycy, bardzo szeroki wachlarz inspiracji, wyrazista prezencja sceniczna. Choć Wings of Steel wydał dopiero jedną płytę, namieszał w głowach wielu fanów metalu. Zderzył Helloween z Queensrÿche i Whitesnake, nie tworząc nic nowego, ale z wielką gracją ulepił z tych natchnień świetny krążek.
To namieszanie w głowach przełożyło się na koncert. Ostatnio przyjeżdżałam do Poznania, który znów uaktywnił koncertowe działanie, kilka razy i za każdym razem zastanawiałam się, czy ilość publiki pod sceną naprawdę osiągnęła już limit. Może w Polsce nie ma aż tylu fanów dobrego heavy metalu? Tymczasem Wings of Steel wywrócił moje refleksje do góry nogami. Nie było tłumów na Eternal Champion, nie było na Riot City z Night Demon (no jak, przecież takie kapitalne zespoły!), a tu bach – na Wings of Steel wypchany klub w Poznaniu (jak się okazało – w Warszawie dzień później też).
Zespół przełożył na scenę to, czym zachwycił na płycie,. Talentu nie da się ukryć. Znakomity wokalista, Leo Unnermark oraz świetny gitarzysta Parker Halub nie potrafią inaczej. Ich występ (oraz doskonale dobranych pod każdym względem koncertowych muzyków) dowiódł, że talent i umiejętności naprawdę mają znaczenie. Widziałam niejeden koncert heavymetalowych debiutantów, ale takiego piorunującego wrażenia „jakości” nie pozostawia każdy z nich. Wings of Steel mimo posiadania tylko jednego pełnego krążka na koncie wychodzi na scenę jak gwiazda. Nie mam na myśli gwiazdorzenia i unoszenia się pychą - tego po muzykach nie widać. Oni po prostu są pewni siebie, świadomi tego, jak grają, tego, co napisali i jak prezentują się na scenie – i nie wahają się tego pokazać.
To, co widzieliśmy na scenie klubu „Pod Minogą” to efekt spotkania się sześć lat temu dwóch uczniów szkoły muzycznej z dwóch stron świata, którzy zorientowali się, że łączy ich uwielbienie do klasycznego heavy metalu i hard rocka. Zarówno od strony muzycznej, jak i całego pakietu z estetyką i stylem bycia włącznie. Parker Halub gra od 11 roku życia i od zawsze zachwycał się takimi gitarzystami jak Jimmy Page, Michael Schenker, John Norum, Neal Schon, George Lynch, Steve Murrary i Adrian Smith, Toni Iommi oraz Brian Tatler. Szwed, Leo Unnermark pojechał na studia do Los Angeles. Tam wessało go tworzenie Wings of Steel, odtąd krąży na studenckiej wizie między Stanami a Europą. Od zawsze fascynował go głos Ronniego Jamesa Dio i Paula Rodgersa. Poznański (i warszawski) koncert to jeden z przystanków na międzykontynentalnej drodze muzyków, a to, co zaprezentowali na koncercie, dokładnie odzwierciedla ich spiritus movens oraz inspiracje. Nic dziwnego, że na scenie otrzymaliśmy tak spójny i tak wiarygodny występ. Tam wszystko się zgadzało. Doskonały wokal Leo, który umiejętnie balansował na granicy Michaela Kiske z Davidem Coverdalem. Świetna gra Parkera, który nie tylko nie patrzył wnikliwie na struny jak niejeden młody heavymetalowy muzyk, ale wymiatał i szalał na scenie jak wytrawny wirtuoz gitary. Koncertowi muzycy, którzy chyba przeszli najsurowszy casting, ponieważ nie tylko świetnie grali, ale też efektownie prezentowali się na scenie i tworzyli z Leo i Parkerem spójną wizerunkową, ubraną w heavy metal i hard rock sceniczną całość. Liderzy grupy nie przejmowali zresztą całej sceny, chętnie oddając pozostałym muzykom miejsce (fizycznie i muzycznie) na scenie, włącznie z solo na basie w wykonaniu Johnny'ego Shankela (które z racji tego, że nie było utworem, tylko luźnym „plumkaniem” jako jedyne odstawało od mistrzowskiego pułapu koncertu). Zgadzało się wszystko, także skóry i łańcuchy, brzmienie oraz rezonująca publika.
Zespół wycisnął ze swojej dyskografii wszystkie soki – zagrał kilkanaście utworów (dość wspomnieć, że najnowszy numer, „Winds of Time” ma 10 minut, a i wśród poprzednich trafiały się 6-minutowe, takie jak „Into the Sun”), w tym całą debiutancką EP „Wings of Steel”, większość z pełnej płyty „Gates of Twilight” oraz wspomniany najświeższy numer. W setliście nie zabrakło także niespodzianki, jaką był cover Diamond Head „Am I Evil?”. Nie trzeba pisać, jaką reakcję wywołał pod sceną! Całość dopełniało doskonałe brzmienie. Wciąż nie mogę się nadziwić, że obecnie małe zespoły w małych klubach brzmią tak dobrze! Kiedyś taka jakość byłaby nie do wyobrażenia, a niejednokrotnie zdarzało się, że trzeba było się doszukiwać brzmienia konkretnych kawałków w ścianie hałasu. Klub „Pod Minogą” stanął na wysokości zadania, a z pewnością profesjonalizm muzyków odegrał w jakości brzmienia znaczącą rolę.
Cieszę się, że tak doskonały koncert nie umknął uwadze fanów metalu. Na koncercie frekwencja dopisała, pojawiły się także osoby, które od dłuższego czasu odpuszczały sobie koncerty. Zadziałała jakaś magia! Magia Wings of Steel.
Katarzyna „Strati” Książek





