„Najdziksze bambry thrashu” (Tassack)
Najnowszym albumem „Old Skull” Tassack zaskoczył wszystkich. Zarówno okładką, którą stworzył sam Jerzy Kurczak, jak też niesamowicie dopracowaną i dojrzałą muzyką, idącą w innym niż na wcześniejszych wydawnictwach, chociaż wciąż thrashowym, kierunku. Lucy opowiada jak do tego doszło i czy w takiej właśnie stylistyce będą utrzymane kolejne płyty zespołu.
HMP: Założyliście zespół w bardzo młodym wieku, dopiero ucząc się grać i stopniowo nabierając wiedzy na temat wszystkiego, co jest związane z funkcjonowaniem kapeli. Jak przyjęlibyście wtedy przybysza z przyszłości, który podzieliłby się z wami informacją, że za 10 lat będziecie mieli na koncie pięć albumów oraz szereg koncertów, a do tego Tassack będzie na fali wznoszącej?
Lucy: Odjebało by mi na maxa (śmiech). Myślę, że wówczas za bardzo bym popłynął z gwiazdorstwem. Bo taki sukces trzeba wypracować, aby wiedzieć, że nadal jest się człowiekiem, a nie jakimś Bogiem. Słuchaj miałem wtedy 14 lat i chodziłem do 2 klasy gimnazjum. Jakby ktokolwiek w szkole wydał jakiś chociażby teledysk, to już by był kurwa wręcz celebrytą, a co dopiero jakby miał mieć na koncie kilka płyt fizycznych, trasy koncertowe po całym kraju i byłby na „fali wznoszącej”. A trzeba pamiętać, że pochodzę z Chodzieży; jest to małe miasteczko i tam wystarczy, że ktoś ledwo wyjdzie przed szereg zwykłego szarego życia, a wiara już gada i wie kto to, co robi i nawet wie lepiej ile zarabia (śmiech). Cieszę się, że nie jestem świadom co będzie jutro, dzięki temu wierzę cały czas w swój sukces i motywuje mnie to do ciężkiej pracy nad kapelą, aby iść coraz wyżej. Gdybym wiedział, że coś osiągnę to obstawiam, że całymi dniami grałbym na konsoli, zamiast na gitarze. (śmiech)
Dlaczego akurat crossover/thrash, skoro jest tyle odmian metalu? Poziom waszych ówczesnych umiejętności miał jakiś wpływ akurat na ten wybór?
Z początku miał to być po prostu thrash metal, jarałem się wtedy głównie takimi kapelami jak Slayer, OverKill czy Exodus, to byli moi guru, chciałem być jak oni. Jednak jak tylko poznałem kapele Tester Gier i świadomie usłyszałem crossover, zobaczyłem o co tam chodzi i co to w ogóle jest, to mnie kurwa wręcz powaliło. Po prostu to było to coś! Wiesz, ten luz w tekstach, można się pośmiać a nie zgrywać cały czas złego diobła, nadal jest to thrash metal, ale jest tam więcej punka, a ja kocham punka! W ogóle mental tego gatunku trafia do mnie w stu procentach. Zero jakiejś durnej napinki, jak jest chociażby w black metalu (który swoją drogą również uwielbiam), jesteś sobą, możesz jeździć na desce i słuchać Suicidal Tendencies, nosić kolorowe lumpy i nikt ci nie powie, że odpierdalasz jakąś maniane. Myślę, że crossover /thrash to definicja mojej osobowości. Kurwa, mocno to brzmi. (śmiech)
Był moment kryzysu, kiedy na krótko zawiesiliście działalność, ale po zreformowaniu składu w roku 2016 już nie odpuściliście. Czuliście wtedy, że z każdą kolejną płytą to, co robicie, nabiera wyrazu, staje się ciekawsze i bardziej dopracowane, nie było więc mowy o tym, żeby to wszystko zaprzepaścić?
Ta pauza w 2015-2016 to tak naprawdę rok czasu, kiedy Tassack nie istniał pod taką nazwą, ja jednak grałem dalej! Zmienił się skład i robiliśmy muzykę tylko pod inną nazwą. Finalnie jednak te rzeczy jako Leprozorium czy Deith (tak się wówczas nazywaliśmy, a Leprozorium to obecnie band moich dobrych kumpli z Wrocka (POLECAM W CHOOJ) i tak trafiły do TSCK, tylko już przerobione. Dowodem tamtych czasów jest chociażby płyta „Dema 2014-2024” gdzie można usłyszeć te nagrania i zobaczyć dawne okładki. Tak naprawdę od 2016, kiedy wrócił szyld Tassack, to ruszyliśmy pełną parą. Wiedziałem już, że nie muszę zmieniać nazwy kapeli, jeżeli tylko zmieni się skład. Czarek Kępiński, nasz pierwszy bębniarz i twórca tej nazwy, zgodził się abym jej używał, od tamtego momentu TSCK to w pełni moje dziecko. A czy była jakaś mowa o zaprzepaszczeniu tego, czy odpuszczeniu grania, nigdy! Wiadomo są czasami jakieś czarne myśli i człowiek bywa zmęczony, ale nie można się poddawać, szczególnie jeżeli widzi się ile się już osiągnęło. Pracuję razem z każdym składem aby ten zespół był kiedyś wielki, to całe moje życie!
Co było tym przełomowym momentem, który utwierdził was w przekonaniu, że Tassack czeka coś więcej niż okazjonalne koncerty, czy wydawanie kolejnych płyt dla garstki kumpli?
Od początku w to wierzyłem, więc każdy sukces tylko przybliża tę marzenie aby być kiedyś dużą kapelą. Każda płyta, utwór, featuring ze Skorpionem czy N.A.S., koncerty, jakiś film czy inne rzeczy związane z kapelą, sprawiają, że czuję, że to kolejny krok do sukcesu. Nie zdarzyło się nic co by sprawiło, że od tego danego momentu dopiero w to wierzę, ja to czułem od początku. Zawsze się śmiałem, że kiedyś będzie nas Metallica supportować (śmiech). Oczywiście to tylko żart.
„Old Skull” wydaje mi się kolejnym etapem tego wchodzenia na wyższy poziom, a nawet więcej, waszą pierwszą płytą z prawdziwego zdarzenia: taką, którą bez wstydu można puścić nie tylko znajomym, ale też zaprezentować fanom metalu z całego świata, nierzadko takim, którzy pamiętają początki thrashowego nurtu. Jest coś na rzeczy, trafnie to oceniam?
Cieszę się, że tak opisałeś ten album ponieważ właśnie po to go robiliśmy. „Old Skull” miał taki być, miał być totalnie profesjonalny, pokazać nas z najlepszej strony. Chcieliśmy na chwilę schować durne żarty do szuflady i pokazać, że jesteśmy kapelą, z którą też trzeba się liczyć. Dużo osób nadal twierdzi, że Tassack to granie tylko dla jaj, bez składu i ładu z głupimi kolorowymi okładkami. Tak już nie jest, ale i ta płyta to nie do końca nasz styl, więc pokazaliśmy co chcieliśmy i wracamy do klimatu „Ognia w szopie”.
Old school to wasze drugie imię, ale nie wyglądał na okładce tak dobrze jak „Old Skull”, chociaż brzmi podobnie, stąd ta zamiana?
O jedy, to jest niezła historia (śmiech). Ta płyta miała się z początku nazywać „Strach…” i był na nią cały koncept, przed tym CD miała wlecieć 3 utworowa EP-ka o nazwie „Wiejska maszyna rozpierdolu”, Dawid i Miki stwierdzili jednak, że nazwa „Strach…” niezbyt im się widzi. Była więc cholerna burza mózgów, szczególnie, że działo się to jak już byliśmy w studiu i nagrywaliśmy te numery. Czas zajebiście gonił, postanowiliśmy nie dzielić materiału i wydać to jako całość. Koncept się wyjebał, ponieważ „Strach…” miało być poważną płytą o tematyce okołohorrorowej, wiesz teksty o filmach „Silent Hill”, „Smakosz”, czy „Blair Witch Project”. EP-ka natomiast miała być takim trochę „penerskim” TSCK, celebrującym 10 urodziny. To tam miał się też znaleźć feat ze Spawaczami. No ale dobra, łączymy materiał i jak go teraz nazwać, szczególnie, że teksty o horrorach trafiły do szuflady. Miki, pamiętam, wpadł na pomysł aby nazwać ten album po prostu „Tassack”, Sharec stwierdził, że to do pizdy i tak rozkminialiśmy kilka ewentualności. Na EP-ce miał być numer o tytule „Old Skull”, który z początku wyśmiewał „true fanów na zabój Kata” i starych zagorzałych metalowców. Stwierdziliśmy, że jednak wyluzujemy, bo nas w tym kraju za to zjedzą (śmiech) i zrobimy do tego numeru nowy tekst. Tytuł był za dobry, aby go zmieniać więc został, chuj że ma się nijak do treści, fajnie brzmi. No i użyliśmy go też jako tytułu całej płyty, taka to historia (śmiech).
Czym jest dla was ta stara szkoła, nie tylko thrashu, ale metalu jako takiego? I o co chodzi w tym fragmencie „Szajse music”, że „dzisiaj Poznań niszczy Nowy Jork”, kiedy wielkość i różnorodność muzycznych scen tych miast jest nie do porównania?
W tekście jest „dzisiaj Poznań NICZYM Nowy Jork”, to porównanie (sorry, słuch coraz słabszy, starość nie radość - red.). Da się to skumać szczególnie, że po chwili wymieniamy składy z N.Y. czyli Onyx, Public Enemy, Anthrax i Biohazard. Zadziałała magia „zrozumienia tekstu w kawałku metalowym z odsłuchu” spoko, jakbym ci powiedział co ja kiedyś słyszałem w utworach Testera Gier haha w sumie nawet już nie pamiętam, ale to było coś ultra pojebanego. Kiedyś moja kumpela w naszej nucie „Krosołwer” zamiast zdania „Quothery płoną” słyszała „Kuter wodny” (śmiech). Piękne. A czym jest dla nas stara szkoła, no kurde bazą wszystkiego i największą inspiracją. Nowe kapele mnie niestety całkowicie nie jarają, a może i stety. Ze wszystkich nowych bandów jest ino z 5% takich, co słucham i lubię. Jakoś tak już jest w metalu, że słucha się głównie tych starych rzeczy, albo nowych rzeczy, ale starych wykonawców. W rapie np. jest całkowicie odwrotnie, młodziaki nie mają pojęcia o starych składach i słuchają tylko tych nowych rzeczy, niezła odwrotność w porównaniu z naszym „podwórkiem”. Ja z młodych kapel thrashowych byłem wielkim fanem fińskiego Lost Society, ci gości odjebali taki mix Anthraxu, S.O.D. i Municipal Waste, że to aż niesamowite. Szkoda, że zaczęli grać metalcore… no cóż, już to jakoś przetrawiłem. (śmiech)
Tytuł „Old Skull” pasuje idealnie do waszych ulubionych tematów poruszanych w tekstach i samej okładki - to również nie przypadek? Tym bardziej, że te wasze, najczęściej mroczne, opowieści mają zwykle drugie dno?
Nieee, nie ma drugiego dna, śpiewamy o tym co lubimy, czyli o grach, czy filmach, które cenimy. A okładka w sumie przez przypadek pasuje totalnie do tytułu. Tak najwidoczniej miało być. (śmiech)
Zauważalny jest również przeskok jakościowy w kwestii szaty graficznej waszego najnowszego albumu. Skąd pomysł, żeby nie prosić o stworzenie kolejnej okładki zaprzyjaźnionych uczniów z III A, tylko samego Jerzego Kurczaka?
Chcieliśmy aby „Old Skull” był czymś większym i poważnym, odezwanie się więc do takiej legendy jak Jerzy Kurczak było wręcz oczywiste. Przecież jakby to wyglądało z okładką z serii „aurka dla mamy” (śmiech). Wiesz dla mnie to jest wręcz zaszczyt, że okładkę robił mi koleś, co robił front dla takich grup jak Kat, Turbo, Acid Drinkers czy Wolf Spider, to już dodaje levelu do całości (śmiech). Tutaj wielkie pozdro dla naszych ziomów z Testera Gier za namiar do Jerzego, ich ostatni album również zdobi art Kurczaka.
Okładkę „Mega... dożynek” też zdobił kombajn. Budzyń to tereny głównie rolnicze, stąd te wszystkie kombajny, pola i owce?
To proste, jesteśmy kapelą ze wsi. To zajebiście wyjątkowe, patrząc skąd pochodzi większość kapel w kraju. W okresie wydawania „...Dożynek” postanowiliśmy, że ta wiejska otoczka musi być naszym znakiem rozpoznawczym. Pomimo, że osobiście mieszkam w Poznaniu już prawie 5 lat, duma mnie rozpiera, że pochodzę ze wsi i moja kapela również! Tassack to najdziksze bambry. (śmiech)
Swego czasu dość popularny był zespół Kombajn do Zbierania Kur po Wioskach, ale wasz służy raczej do zbierania zwłok. Skąd ten pomysł rodem z horroru i kto prowadzi ten rolniczy rydwan śmierci?
Uwaga, zdradzam główną inspirację okładki „Old Skull”!!! Patrz na front płyty Exodusa „Shovel Headed Kill Machine”, chcieliśmy zrobić tego naszą wersję, ten pomysł już siedział w mojej głowie od kilku dobrych lat. Z początku chciałem aby taką okładkę zdobił tytuł „Rural Machine of Destruction” (śmiech). Jak to przetłumaczysz i trochę zmienisz wychodzi „Wiejska maszyna rozpierdolu”, kumasz teraz moją wizję (śmiech). Kombajn prowadzi Cheester, nasza maskotka, która pojawia się na wszystkich dotychczasowych okładkach. To taki nasz Eddie z Iron Maiden, tylko w wersji zżulonej. (śmiech)
Sąsiedzi nie spoglądają na was nieco dziwnie, nie mają pretensji, że wasza niewielka miejscowość jest promowana w metalowym światku w taki właśnie sposób, o ile oczywiście o tym wiedzą? (śmiech)
Chciałbym, aby byli dumni, jednak wydaje mi się, że osoby nie słuchające takiej muzy nie mają o nas pojęcia. Ale spoko, jeszcze trochę płyt i będziemy dla Budzynia niczym KSU dla Ustrzyk (śmiech). Będziesz wchodził na pocztę, a tam poza znaczkami, nasze płyty możliwe do kupienia. Ahhh, marzenia.
Thrash i rap idą w parze już od połowy lat 80. Kto wpadł na pomysł połączenia sił z Nagłym Atakiem Spawacza w przywołanym już utworze „Szajse music”?
Ten wspólny numer to też temat, który ciągnie się już kilka lat. Wszystko zaczęło się od zagrania i nagrania coveru „Anty Liroy”, nasi fani oszaleli na punkcie tego numeru i co koncert darli się abyśmy to grali. Pomyślałem, że skoro nasi fani chcą coveru Spawaczy, a Spawacze są z Poznania i ich korzenie też sięgają do muzyki metalowej, to czemu by nie zrobić wspólnego numeru. Już w 2020 biegałem za Małpą i wypisywałem do Faziego i Kaczmmiego o ten numer, były chęci ale zero ruchu z ich strony. Zrobiliśmy kawałek, nagraliśmy go wysłaliśmy i nic, w końcu odpuściliśmy. Oni byli wtedy trochę skłóceni, więc to też miało na to wpływ. Perfekcyjnie trafiłem, jak zaprosiłem ich w 2023 na wspólny koncert w Poznaniu, wtedy się pogodzili i nagrali wspólnie nowy album „Szwadron kamikadze”. Normalnie wstrzeliłem się w moment! A że odzew takiej współpracy był nieziemsko pozytywny, a nasze składy się skumplowały, poszliśmy za ciosem i zrobiliśmy wspólny kawałek i trasę koncertową. Okazja była idealna oni świętują 30-lecie, a my 10-lecie, lepiej być nie mogło. (śmiech)
To jedyny tekst, którego brakuje w książeczce. Przypadek, czy też działanie celowe, tak jak w przypadku pomijania we wkładkach tekstów coverów?
Celowe! Na płytach rapowych nie znajdziesz tekstów w ksiażeczce, to bez sensu, w końcu ta muzyka jest głównie nastawiona na lirykę, po co ją jeszcze wypisywać, jak to dla niej ludzie tego w ogóle słuchają (nie mam żadnej płyty z rapem, to i nie wiem... - red.). To tak, jakby w książeczkach metalowych płyt były nuty danych utworów (śmiech). Tutaj stwierdziłem, że zrobię tak samo, szczególnie, że idealnie wpasowało się to do ilości stron we wkładce.
Przez prawie pół godziny nieźle dokładacie do pieca, po czym na finał płyty serwujecie urokliwą balladę „Rozdroża”. Nie dość, że jacyś twardogłowi ortodoksi mogą wam zarzucić, że to jakaś romantyczna strona thrashu, to jeszcze ten utwór trwa ponad pięć minut, kiedy przez lata waszą normą były numery o czasie 1’10” – 2’08’’. Owszem, „Panów pan” z „Mega... dożynek” był znacznie dłuższy niż „Rozdroża”, ale to bardziej studyjny wygłup niż regularny utwór. Czyżbyście z wiekiem spoważnieli, stąd brak na „Old Skull” minutowych strzałów czy 20-sekundówek?
Tak jak wcześniej wspominałem, „Old Skul” miał być płytą poważną, profesjonalną i bez naszego specyficznego humoru. Ballada, choć mega klimatyczna, była zrobiona całkowicie w celach komercyjnych, radiowych. Miki nawet nie lubi tego utworu, ja nie chciałbym nigdy zagrać tego na żywo, choć bardzo lubię ten track.„ Rozdroża” to patent rodem jak utwór „Return to Serenity” Testamentu, cieszę się, że go zrobiliśmy, jednak na koncertach sobie go nie wyobrażam zagrać. Nasze występy to ostre, intensywne show, musiałbym rozdać ludziom jakieś gazety, żeby mieli czym się zająć, jak to będziemy grali (śmiech). Generalnie album „Old Skull” nie jest naszym ulubionym albumem, w takim kierunku Tassack na pewno nie pójdzie, wszyscy wolimy „Ogień w szopie”, chyba, że mówimy o utworach w stylu „Wiejska maszyna rozpierdolu” czy „Szajse Musik”, to totalnie nasz styl.
Ale nie zapominacie o przeszłości, wydając na 10-lecie grupy kompilację „Dema 2014-2024”.
Zastanawia mnie jednak, czy faktycznie sytuacja na rynku fizycznych nośników jest już tak zła, że ukazała się ona w tak znikomym nakładzie - to tylko czy aż 50 kopii?
Jest kurewsko zła, ale i w tym wypadku mieliśmy świadomość, że nie sprzedamy za dużo płyt, gdzie jakość utworów jest tragiczna. To dosłownie rarytas dla tych najbardziej zagorzałych fanów, którzy w dodatku zbierają CD. Z ilością trafiliśmy w samo sedno! Wszystko poszło i nikt na razie o ten krążek nie pyta.
Na okładce albumu „Dema 2014-2024” widnieją kasety magnetofonowe. Popraw mnie, jeśli się mylę, ale Tassack nie ma chyba na koncie kasetowych wersji swych materiałów, ale jak old school to old school, stąd na tej okładce taki ukłon w stronę dawnych czasów?
Były kasety! Każdy studyjny album TSCK miał wydane około 50 sztuk kaset. Rozchodzą się zawsze w pojebanym tempie. A ta okładka to mój pomysł, zainspirowałem się okładką albumu „Demo ‘94” Nagłego Ataku Spawacza. Tam widnieje po prostu zdjęcie kasety, a my mamy box gdzie jest kilka demówek, więc mamy też ich okładki. Pomysł pojawił się szybko, a efekt, mnie przynajmniej, mega zadowala!
Dostrzegam tu jednak taki problem, że sentyment do przeszłości przesłania teraz nader ważne kwestie, choćby taką, że kasety Stilon Gorzów były zwykle fatalnej jakości. Tak samo było zresztą z płytami winylowymi z PRL-u rodem – teraz szumy i trzaski są czymś klimatycznym, nawet pożądanym, ale kiedyś wkurzały, szczególnie jak kupiło się nowy, polski LP (zachodnie, a nawet te z NRD czy Węgier były znacznie lepiej wytłoczone) i skwierczał od pierwszego odsłuchu. Nie gloryfikujecie więc czasem kasetowego nośnika, którego na dobrą sprawę, poza największymi maniakami, nikt już nie używa w takim codziennym słuchaniu muzyki?
To pytanie skojarzyło mi się z fragmentem tekstu Palucha „Wszystko retro/Choć nie żyli w tamtych czasach/Wszyscy tęsknią”. No kurde kasety są w dechę, a retro jest teraz faktycznie w modzie (śmiech). Ja jestem mega fanem tego nośnika, jednak wiem, że jest najmniej trwałym nośnikiem muzyki. Rozmagnesowane kasety, które jeszcze rok temu głośno grały to niestety ale standard. Kasety też są mega związane z nurtem thrashmetalowym, więc według mnie jest to strzał w dychę, choć to ma się tak naprawdę nam podobać, to jest najważniejsze.
Internetowe algorytmy stają się coraz ważniejsze. Znam ludzi, którzy już nawet nie wiedzą czego słuchają, bo „YouTube mi to podsuwa”. Godzicie się na taką rzeczywistość, akceptujecie ją, czy walka z nią to ta przysłowiowa walka z wiatrakami?
Chuj wie jak to jest z tym dzisiejszym algorytmem. Nam notorycznie ucina się zasięgi w sieci, nie dość, że nas nie lubią słuchacze metalu to i Internet nas chyba nie lubi (śmiech). Ten temat jest strasznie długi i zawiły, nie chce mi się nawet nad tym tutaj rozwodzić. Takie są na pewno dzisiaj czasy i robimy tyle ile chcemy robić, aby docierać do każdego, a czy spoko jest to, jak ktoś słucha tego co mu podpowiadają playlisty, hmm… Szkoda trochę, że subkultury się zatarły, jednak otwarta głowa to podstawa. Trzeba słuchać tego, co ci się podoba, ale jednak stać przy tym i mieć jakieś też swoje zdanie, czy granice dobrego smaku. Żal jednak subkultur jako jednostek, które mają jakąś swoją idee i towarzyszącą jej muzykę. Muza jest jednak do słuchania więc ja się cieszę, jak ktoś kto nigdy nie słuchał metalu, nagle na nas trafia i się tym jara, a jesteśmy jedyną cięższa grupą, którą słucha. Nawet sporo mamy takich fanów, to jest ekstra!
Jest jakiś sposób, by ludzie wrócili do uważnego i świadomego słuchania muzyki, a co za tym idzie jej głębszego odbierania? Jeśli go macie, to śmiało - renesans popularności analogowych nośników dźwięku tego nie zmienił, ale może zadziała coś innego?
A nie wiem stary, to już jakieś większe filozofie i nie chce mi się nawet rozkminiać tego wątku. Szanuję jednak, jak ktoś słucha świadomie i jest w stanie coś o tym powiedzieć, a niż tylko „leci bo leci, nawet nie wiem co”. Niech każdy żyje jak chce, świata nie zatrzymasz, a on kurwa pędzi i to w dziwną stronę (śmiech). Z tego też miejsca chciałbym serdecznie pozdrowić, każdego zajawkowicza, niezależnie czy jarasz się muzyką, łowieniem ryb czy zbieraniem kurwa znaczków. To pasja buduje ten prawdziwy świat!
Wojciech Chamryk