Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 92sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Misja trzecia deathmetalowych wizjonerów” (Planet Hell)

           

Poprzednimi płytami Planet Hell zawiesili sobie przysłowiową poprzeczkę niezwykle wysoko, ale „Mission Three” to kolejny krok naprzód w rozwoju zespołu Przemysława Latacza. I już nawet nie chodzi o warstwę tekstową, tym razem wywiedzioną z czegoś tak unikalnego jak „Summa Technologiae” Stanisława Lema, ale o równie oryginalną muzykę, coraz mniej pasującą do ciasnej szufladki z etykietką death metal.
                
HMP: Już kiedy rozmawialiśmy o „Mission Two” zapowiadałeś, że kolejnym dziełem Stanisława Lema, które weźmiesz na warsztat, będzie „Summa Technologiae”. Skąd ten wybór?
Przemysław Latacz: Pod koniec pisania materiału na „Mission Two” poczułem lekkie zmęczenie ciężarem emocjonalnym jaki niesie ze sobą interakcja głównych bohaterów Solaris. Bardzo wciągnęła mnie ta historia i siłą rzeczy inspirując się przesłaniem powieści przeżywałem ją wielokrotnie. „Summa Technologiae” nie jest powieścią, ani nawet zbiorem opowiadań. To raczej traktat filozoficzny, zbiór esejów, które zamierzałem potraktować jako bazę do wymyślania konkretnych fabularnych historii. Nie są one połączone w jeden ciąg zdarzeń jak na „Mission Two”, więc już na wstępie czułem większą swobodę twórczą, zarówno jeśli chodzi o teksty, jak i muzykę. To był ten główny powód.
Nie obawiałeś się, że to jednak zupełnie inny kaliber, niż powszechnie znane „Solaris”, a takie połączenie wątków filozoficzno-humanistyczno-technologiczych może być zbyt dużym wyzwaniem dla przeciętnego fana death metalu?
Obawy dotyczyły raczej udźwignięcia ciężaru geniuszu Lema. Jeżeli decydujesz się mówić wprost o inspiracji jakimkolwiek jego dziełem, musisz mieć pewność, że nie spłycisz tego, bo wtedy narazisz się na śmieszność. Każdy z nas, bez względu jakiej słucha muzyki, jest otoczony wytworami współczesnej technologii. To jak ona na nas wpływa, jak się rozwija, jak my na to reagujemy jest fascynujące. Kierunek w jakim to wszystko zmierza wydaje się dość mroczny i to idealnie wpisuje się w klimat death metalu.
To już kolejna taka sytuacja, że ze znacznym wyprzedzeniem wiesz, co będzie tematem kolejnej płyty. To twoja metoda pracy w Planet Hell, czy przypadek, wynikający z tego, że sukcesywnie bierzesz się za książki, które zrobiły na tobie, i zapewne wciąż robią, ogromne wrażenie, skoro chcesz osadzić je w zupełnie innym, muzycznym kontekście?
Pisząc muzykę samemu, czy współtworząc ją z kolegami z zespołu, podskórnie czuję, którą z książek Lema chciałbym przeczytać ponownie i przeżyć ją na nowo - muzycznie. Inspiracje literackie przekładam na tekst, wczytując się w aktualne doniesienia ze świata nauki i techniki, co często zmienia kontekst pierwowzoru i dryfuje w różnych kierunkach - i bardzo dobrze, bo nie jest moim celem muzyczna adaptacja utworów Lema.
„Mission Two” i „Mission Three” dzieli blisko pięć lat. Ten temat wymagał czasu, a do tego przytrafiła nam się pandemia, stąd ta dłuższa przerwa niż w przypadku pierwszego i drugiego albumu?
To przez pandemię. Wpływ był demobilizujący. Wiadomo było, że pewnie kiedyś się skończy, ale po pierwsze nie wiadomo kiedy, a po drugie nikt nie miał pewności jak to wszystko będzie wyglądać po. Do tego zamiana basisty miała być jedna a okazało się, że finalnie w „Mission Three” było zaangażowanych czterech basistów.
Ten dodatkowy czas dał ci możliwość dopracowania co niektórych wątków, zainspirował do wprowadzenia zmian, czy warstwa tekstowa była już gotowa na pierwszym etapie prac?
Teksty powstają u nas jednocześnie z muzyką i ich korekta była bardzo kosmetyczna. Natomiast jeśli chodzi o muzykę, to jeszcze nigdy nie byłem tak świadomy każdego dźwięku z którym pracuję - a jest to moja ósma płyta długogrająca! Mieliśmy na to czas, koledzy Tomaszowie - gitarzysta i perkusista, są bardzo drobiazgowi i pewne tematy wałkowaliśmy długo, aby osiągnąć właściwy efekt. Spinało się to również z przygotowaniami materiału dla basistów.
Skoro to Lem, to nigdy nie korciło cię, żeby napisać teksty w języku polskim, czyli języku oryginałów? Angielski jest bardziej uniwersalny, daje inne możliwości?
Dużo pewniej czuję się pisząc teksty i śpiewając w języku angielskim ale jednak korciło. Przełamałem się, gdy Hubert Nowak z Formis zaprosił mnie abym nagrał wokale do dwóch utworów na jego nową płytę - pod warunkiem, że będą po polsku. Zgodziłem się, bo lubię muzykę Formis, znam Huberta od lat i bardzo spodobał mi się zamysł koncepcyjny tego albumu. No ale nie będę spoilerował więcej… W każdym razie dzięki temu spróbowałem, wyszło według Huberta bardzo dobrze i… na „Mission Three” już bez obaw nagrałem jeden utwór po polsku.
Mamy tu trzy bloki utworów, łącznie dziewięć numerów. Tymczasem „Summa Technologiae”, przynajmniej w tym poszerzonym wydaniu sprzed 40 lat, które mam, to ponad 300 stron drobniutkiej czcionki, mnogość wątków i tematów, od takich o bardziej humanistycznym wymiarze, aż do typowo technologicznych. Według jakiego klucza dobrałeś akurat te eseje, które stały się punktem wyjścia do poszczególnych utworów?
Nie było jakiegoś specjalnego klucza. Czytałem Summę ze trzydzieści lat temu, przypomniałem ją sobie na potrzeby M3, robiąc notatki i układając po angielsku zbitki wyrazowe, które z kolei napędzały moją wyobraźnię do wymyślania historii, scenariuszy, co zresztą zaczęło mi przypominać niektóre wątki rodem z netflixowego serialu „Czarne lustro”. Już po nagraniu płyty, gdy zacząłem myśleć o niej jako całości, dostrzegłem jakiś system dający możliwość uporządkowania tego wszystkiego, co beztrosko i żywiołowo wypływało na kartki notesu. „Transition”, „AI Loves You” i „Facsimile” to opis konsekwencji złączenia ciała i umysłu człowieka z komputerami i maszynami. „Astronomer”, „Universal Architect” i „Laplace’s Demon” to kolejno: przewrotna wizja kontaktu z Obcymi, spojrzenie na boską wręcz inżynierię gwiazdową oraz próba zrozumienia mechanizmów wszechświata. „Diabolus Ex Machina”, „Evolution Di.Lem.ma” i „Homeostasis” to utwory o zataczającej koło ewolucji gatunku ludzkiego od człowieka poprzez hybrydę człowieka i maszyny do supermaszyny, która chce odnaleźć w sobie człowieczeństwo.
Można więc powiedzieć, że są to trzy rozdziały koncepcyjnej całości, a do tego swoista esencja, wybór najbardziej według ciebie istotnych wątków z „Summa Technologiae”?
Nie wiem, czy to jest esencja Summy ani czy są to rzeczy najistotniejsze, ale na pewno te wątki zrobiły na mnie największe wrażenie.
To w sumie rzecz do rozważenia, czy ta technologia była nam w sumie aż tak potrzebna, skoro człowiek najpierw staje się zdehumanizowany, a później, jak piszesz w prasowej notce, supermaszyną, ale szybko zaczyna tęsknić za tym, co utracił, czyli tymi, typowo ludzkimi, pierwiastkami?
Taki obraz zaczął mi się wyłaniać po przeczytaniu Summy ale też ziarno zostało zasiane po lekturze „Bajek robotów” i „Cyberiady” - te opowiadania, powiastki filozoficzne mają bardzo głębokie przesłanie i wbrew powszechnemu mniemaniu nie są to tylko utwory dla dzieci i młodzieży. To mistrzowski, lekki przekaz poważnych tematów i doktryn.
Jak tworzy się muzykę do takich tekstów, szczególnie, kiedy ma się zadanie może nie karkołomne, ale jednak trudne, że trzeba przebić to, co zaproponowało się na dwóch wcześniejszych płytach, zaskoczyć czymś nowym, żeby nie pojawiły się zarzuty, że zaczynasz się powtarzać?
Trzon muzycznych inspiracji jest u mnie niezmienny. To cały czas giganci sceny heavy, thrash i death metalu, których mam w swoim muzycznym DNA. Jest też spora ilosć postpunkowych, zimnofalowych zespołów głównie lat osiemdziesiątych, które również tworzyły soundtrack mojego życia. Dzięki chłopakom z zespołu przekonałem się do niektórych wartościowych płyt blackmetalowych. Podrzucamy sobie wzajemnie muzykę, którą odkrywamy na bieżąco, nie tylko ciężkie brzmienia ale też jazz czy prog rock. Inspirujemy się wzajemnie. Gdy układam sobie angielskie zwroty, wersy zaczynam słyszeć riff lub rytm i kawałek zaczyna wręcz pisać się sam.
Koledzy wspierali cię w tworzeniu muzyki, tak jak przy poprzedniej płycie?
Jak najbardziej. Koledzy proponują rytm, riff, a gdy już to zaczyna współgrać wybieram fragmenty pod wokal lub partie solowe gitar. Każdy z chłopaków ma takie miejsce w każdym utworze, o którym może powiedzieć, że jest jego. Są miejsca bardziej wyeksponowane pod konkretne instrumenty gdzie mogą pokazać się, zagrać niejako „pierwsze skrzypce”.
Cały czas odnoszę wrażenie, że ten death metal jest dla ciebie jedynie punktem wyjścia, bo zawartość „Mission Three” trudno zaszufladkować - chociażby dlatego, że sporo tu również blacku, a do tego nie zapominasz o patentach z technicznego thrashu rodem. Nie robi się więc wam za ciasno w tej deathowej szufladce, nie czujecie się nią w jakiś sposób ograniczeni?
To efekt tych naszych bardzo różnych inspiracji i podejścia. Lubię termin progresywny death metal, bo łączy z definicji różne gatunki w masywny trzon naszego ulubionego death metalu. Jedyne czego się obawiam, to że czasem dla fanów death metalu możemy być zbyt progresywni a dla fanów rocka progresywnego za ciężcy.
Ponownie nagrywaliście DMB studio Dominika Wawaka - brzmienie „Mission Two” spełniło wasze oczekiwania w 120 %, stad ten powrót?
Oczywiście, ale nie tylko. Dominik sam bardzo chciał mieć udział w Misji Trzeciej. Nie bez znaczenia były tez jego zdolności kompozytorskie i instrumentalne. Podobnie jak na „dwójce” skomponował intra, outra i interludia między utworami. Na „trójce” jest ich więcej i są bardziej odważne - w sensie melodycznym - to już nie tylko ambienty.
Debiut był właściwie twoim solowym projektem, dwójka z kolei dziełem bardziej zespołowym. Teraz też nie ominęły was zmiany, bo macie nowego basistę, którym jest, nawiasem mówiąc, twój syn Mikołaj. Uznałeś, że to jednak jeszcze nie ten czas, żeby pojawił się na płycie Planet Hell, dlatego na „Mission Three” zagrał sesyjnie twój dawny kumpel z The No-Mads, obecnie znany basista jazzowy Jędrzej Łaciak?
Mikołaj jest jednym z najzdolniejszych muzyków jakich znam ale bas wskoczył u niego na trzecim miejscu. Przede wszystkim jest gitarzystą. Możesz obejrzeć sobie na jego kanale jak sobie radzi z riffami i solówkami Zakka Wylde’a, Jeffa Loomisa, ostatnio wrzucał Necrophagist, przygotowuje kawałek Obscura. Perkusja jest jego drugim instrumentem - na YouTube zobacz jego covery Vader i Hate. Mikołaj bardzo chciał spróbować basu i okazało się, że bardzo dobrze czuje zarówno kolejny instrument, jak i muzykę Planet Hell. Gdy Michał oznajmił że odchodzi z zespołu pierwszą osobą, której zaproponowałem granie był Jędrzej. Z Jędrzejem nagraliśmy w The No-Mads trzy płyty, Steve DiGiorgio to był jeden z jego mistrzów. Niestety jest tak rozchwytywanym muzykiem jazzowym, że nie mógł mi zagwarantować dyspozycyjności w perspektywie grania koncertów, ale zaproponował mi współpracę sesyjną. Nie muszę mówić jak bardzo się ucieszyliśmy.
Wydaje mi się, że jego partie wyniosły ten materiał na zupełnie inny poziom, szczególnie w tych bardziej zaawansowanych technicznie fragmentach - właśnie o taki efekt ci chodziło, że gra ktoś, kto obecnie jest muzycznie zupełnie gdzie indziej, ale wywodzi się ze świata metalu i wie, jak odnaleźć się w tej ekstremalnej stylistyce?
To jest olbrzymia wartość dodana do tego materiału. Zawsze chciałem nagrać z Jędrzejem coś deathmetalowego i w końcu się udało. Inna rzecz, że wpłynął znacząco na brzmienie całości. Styl Jędrzeja nie mógł być przytłoczony ścianą gitar i poszliśmy nie oglądając się na nikogo - po prostu w takim kierunku, żeby każdy instrument był dobrze słyszalny, ale nie odklejony od całości brzmienia. Myślę, że zbliżyliśmy się przez to do jednej z moich ulubionych kapel, czyli Rush.
Na „Mission Two” mieliście nagrać „Alien Shore” Rush, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Tym razem zarejestrowaliście jednak obcy numer, ale jego dobór bardzo zaskakuje, bo to mroczna, zdehumanizowana wersja „Kombinatu” Republiki. Dlaczego akurat ten utwór, jesteś fanem wczesnego wcielenia Republiki?
Bardzo lubię dwie pierwsze płyty Republiki. Nawet jeden z utworów na „Mission Three” miał się nazywać nie „Astronomer”, tylko „Alien Astronomer”, co uznałem w perspektywie nagrania „Kombinatu” za lekkie przegięcie. „Kombinat” bardzo pasował mi do konceptu całości, na zakończenie płyty. Taka technologiczna wisienka na torcie. No i poczułem legitymację do zaśpiewania czegoś po polsku w Planet Hell.
W sumie nie zaskakuje, że ten utwór stał się bonusem z wersji „Mission Three”, wydanej jako limitowany digi book formatu A5, ale czy trochę nie szkoda, że zwykłe wydanie jewel case będzie go pozbawione, skoro nakłady płyt CD i tak są coraz niższe?
To już zamysł wydawcy, czyli Przemka z Mad Lion. W sumie „Mission Three” będzie dostępna w trzech wersjach - jako digibook A5, jako jewel case oraz jako składowa limitowanego wydania zbiorczego trzech płyt „Mission One”, „Mission Two” i „Mission Three” zatytułowanego „Tryptyk gwiazdowy”. W sumie coś w tym jest, bo wiem, że są chętni na wszystkie wersje tej płyty.
Są też jednak pozytywy, bo niedawno ukazało się wznowienie „Mission Two”, będzie też ta ekskluzywna, wspomniana wersja 3CD waszego dotychczasowego dorobku, czyli jest na tę muzykę zapotrzebowanie również w fizycznej postaci. Myślicie też o reedycji debiutu, a do tego może o wersjach kasetowych i winylowych, że powtórzę się, waszych płyt?
Tych wersji jest tyle, że można się pogubić. „Mission Two” pojawi się po raz pierwszy w wersji jewel case. Będzie też reedycja „Mission One” ale tylko w formie jewel case. Do wersji kasetowych nie jestem przekonany, natomiast życzyłbym sobie wydań winylowych. Są to jednak koszty, a w perspektywie koncertów, musimy też zainwestować w nowy merch - koszulki, bluzy.
Co do koncertów - macie jakieś plany co do występów w innych regionach kraju, czy też jest to wyzwanie z powodów finansowo-czasowo-logistycznych?
Na pewno! Chcielibyśmy zagrać dużo koncertów, jesteśmy w bardzo dobrej formie - każda próba to radocha z nowego materiału, który gra nam się nieprawdopodobnie spójnie! Na chwilę obecną mamy potwierdzony udział na 69 edycji imprezy Thrash Attack w Lublinie 21 grudnia oraz 9 maja przyszłego roku na 13 edycji festiwalu Bugrfest w Czechach.
Zdradzisz nam na koniec, jakie dzieło Stanisława Lema stanie się punktem wyjścia do „Mission Four”?
Podstawą będą „Dzienniki gwiazdowe” - chodzi mi głównie o motyw podróży międzygwiezdnych oraz odkrywanie nowych światów. A że jestem też fanem Star Treka i z SF czytam nie tylko Lema, więc… może być bardzo różnie!
Wojciech Chamryk

 

baner0slider_hmp_2.png baner0slider_hmp_4.png baner0slider_hmp_3.png baner0slider_hmp_1.png

Goście

5634318
DzisiajDzisiaj760
WczorajWczoraj5812
Ten tydzieńTen tydzień8051
Ten miesiącTen miesiąc56936
WszystkieWszystkie5634318
18.97.14.89