Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 92sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

„Solidne 200%” (Bladestorm)

           

Pierwszy materiał tej wrocławskiej ekipy był sporym zaskoczeniem dla fanów tradycyjnego heavy metalu, ale Bladestorm w żadnym razie nie poprzestali na „Storm Of Blades“. Efektem kilku lat pracy jest więc debiutancki, bardzo udany, album Wrangler Of Thunder“, obok którego  żaden szanujący się fan heavy nie może przejść obojętnie. Wokalista Bartek Koniuszewski i basista Kacper Ptak przybliżają nam kulisy powstania tego materiału oraz uchylają rąbka tajemnicy co do dalszych losów Bladestorm.

                

HMP: Prawie trzy lata temu objawiliście się zupełnie nieoczekiwanie, za sprawą EP „Storm Of Blades“. Wtedy było to całkowite zaskoczenie i niezła niespodzianka dla fanów tradycyjnego metalu. Ciepłe przyjęcie tego materiału utwierdziło was w przekonaniu, że to, co robicie ma sens i jest warte kontynuacji?

Kacper Ptak: Cześć. Dziękuję za możliwość podzielenia się z czytelnikami HMP swoimi myślami. EP-ka miała być strictre demówką, żeby szukać miejsc do grania. Nas przekonały koncerty, że warto kontynuować.

Bartek Koniuszewski: Wydaje mi się, że motorem napędowym do dalszej pracy nad swoją muzyką zawsze jest odbiór na koncertach.

Wielu muzyków podkreśla, że tworzą przede wszystkim dla siebie, ale to chyba nieco naciągana teoria, bo nawet najlepsza muzyka  bez odbiorców trafia w próżnię, dopiero reakcje słuchaczy są probierzem nie tylko jej popularności, ale również wartości?

Kacper Ptak: Motorem jest Jarek. Moim zdaniem on tworzy w sposób bardzo spontaniczny, więc to co sugerujesz przychodzi spontanicznie.

Bartek Koniuszewski: (śmiech!) Ja na przykład tworzę dla wszystkich poza sobą. Po miesiącach pracy nad materiałem i tygodniach spędzonych w studio, ostatnią rzeczą, na którą mam ochotę, jest odsłuchiwanie produktu końcowego po raz tysięczny. Szczególnie w momencie, kiedy mam już w ręce wydaną płytę i mam tę ponurą świadomość, że choćbym miał się nad nią rozpłakać to już nic nie da się poprawić, dopieścić czy zrobić inaczej. To taka artystyczna klątwa. Jak człowiek traktuje swoją twórczość osobiście, to nigdy nie uznaje dzieła za definitywnie dokończone.

Co ciekawe już wydając „Storm Of Blades“ pracowaliście nad utworami, które finalnie trafiły na wasz debiutancki album „Wrangler Of Thunder“. Był to więc długofalowy, zaplanowany proces: EP na początek, dla wybadania reakcji, po czym album, niejako postawienie kropki nad i?

Kacper Ptak: Tak jak wcześniej pisałem, EP-ka miała być swoistym portfolio. Nie było planu poza: grać!

Bartek Koniuszewski: Ciężko jest grać poza własnym podwórkiem, jak nie ma się czym przyciągnąć słuchaczy. Chcieliśmy jeździć z naszą muzyką po kraju i za granicę, więc nie mogliśmy liczyć na to że zachęcimy ludzi do przychodzenia na koncerty naszym zdjęciem w skórzanych portkach. Trzeba mieć jakiś nagrany materiał, żeby liczyć na to, że ludzie przyjdą posłuchać i jakieś sensowne zespoły podejmą współpracę. W miarę rozwijania twórczości naturalnym jest, że warto ją uwiecznić. To nie był jakiś daleko zakrojony plan.

Wszystko poszło dobrze, ale możliwa była też sytuacja, że EP nie spotka się z pozytywnym odbiorem - wtedy też pracowalibyście nadal, licząc, że jeśli nie pierwszy materiał, to album spełni swe zadanie i wasza muzyka dotrze w końcu do ludzi?

Kacper Ptak: I dotarła. Nie robiliśmy analizy ryzyka. Nie wszystkim też przypadła do gustu nasza EP-ka. Jednak koncertowo spisujemy się na tyle dobrze, żeby dostarczać ludziom kolejne materiały.

Bartek: No, istnieje taka szansa, że jakby co koncert leciały w nas pomidory i jajka, to szybko przerzucilibyśmy się na malarstwo. Wtedy chociaż rzucane żarcie miałoby szansę naprawić klimat planety. (śmiech)
Na przestrzeni lat zmieniło się praktycznie wszystko, również w kontekście muzycznego biznesu. Kiedyś sukcesem była spora sprzedaż płyt i kaset, dobra frekwencja na koncertach, granie na prestiżowych festiwalach czy w dużych salach. Czym sukces jest dla was, dla zespołu, który wychodzi z podziemia, w dodatku z muzyką, która jest totalnie oldchoolowa, bardzo niszowa i nie ma szans w starciu z modnym post-metalem, etc.?

Kacper Ptak: Dla mnie sukcesem jest obecność ludzi na koncercie i ich szczera radość z naszego show. Miarą tego sukcesu jest oczywiście frekwencja, którą dają imprezy jak festiwale.

Bartek Koniuszewski: Serio, nie wiem. Odbieram to chyba instynktownie i na bieżąco. Chyba już każde zalanie mózgu odpowiednią ilością dopaminy w trakcie koncertu i po nim odbieram jako sukces. A czy klasyczny heavy metal nie ma szans na rynku w starciu z „post-metalem”? No może i nie ma. Tak jak „post-metal” nie ma szans z disco polo. W każdej kategorii jest tylko jedno pierwsze miejsce. Choć nie uważam, że to jakaś rywalizacja. Gramy swoje, bo to kochamy i sprawia nam to radość, a nie dlatego, że prowadzimy jakąś krucjatę w celu nawrócenia świata na jedyną słuszną nutkę. Poza tym myślę, że nasz gatunek wcale nie jest niszowy. Na świecie jest zdecydowanie więcej zespołów klasycznie heavymetalowych niż ten świat potrzebuje. Więcej jest muzyki niż ktokolwiek chciałby i mógłby przesłuchać, gdyby nawet miał fantazję przeżyć swoje życie z 10 razy. To nie jest żadne wypełnianie niszy. Gramy co chcemy i nie patrzymy czy na nasz koncert przyjdzie 5 osób czy 5000. Ważne żeby ci, którzy stwierdzą, że nam poświęcą swój cenny czas dostali od nas nasze solidne 200%.

Eklektyzm czy łączenie gatunków jest teraz w cenie, ale wy idziecie pod prąd, proponując muzykę, która równie dobrze odnalazłaby się w pierwszej połowie lat 80., cudownie archaiczną i z założenia ponadczasową - nie da się grać czegoś, czego się nie zna, nie lubi i nie czuje, bo byłoby to totalnie nieszczere i nieprawdziwe?

Kacper Ptak: Nie musimy się zastanawiać nad tym, co takiego gramy. Jarek się sprawdza w swoim żywiole twórcy i to nam wystarcza. Zgadza się, nie odkrywamy Ameryki.

Bartek Koniuszewski: Pytanie trochę już z tezą… ale słuszną. My mamy to szczęście, że nam wszystkim w środku gra dość podobna nuta. Faktycznie, tak jak mówił Kacper, muzykę komponuje Jarek, ale to co przynosi nam na próby poddajemy czasem naprawdę gruntownym przeróbkom. Jarek wtedy przechodzi w rolę sędziego, który ocenia czy proponowane zmiany są dla niego do przyjęcia, czy dany numer za daleko odszedł od zamysłu pierwotnego i musi się wystudzić w zamrażarce, zanim zostanie ponownie ruszony. Jak na razie to działa i wszystkim odpowiada.

Świetne, nowe albumy Saxon, Judas Priest czy Bruce'a Dickinsona potwierdzają, że nie dość, iż taka postawa ma rację bytu, to jeszcze ten tradycyjny heavy trzyma się bardzo dobrze, co pewnie tym bardziej cieszy was, jego fanów?

Kacper Ptak: Heavy metal dla mnie pełni funkcję terapeutyczną, więc jestem pewien jego renesansu. Pomimo ścisłych ram jest duże pole do popisu. I to nie w technicznych zagrywkach, ale w swoistym czuciu, takim groovie, jak to się teraz mówi.

Bartek Koniuszewski: Dobrze, że są twórcy, którzy nie zbaczają z drogi. Kiepsko oceniam tych, którzy mimo, że grają ciągle i od dekad pod jedną nazwą to co chwilę zmieniają styl. Jak dla mnie artysta może poczuć chęć tworzenia czegoś innego, ale nie powinien robić cyrku i jechać na rozpoznawalności nazwy.

Dość długo pracowaliście nad „Wrangler Of Thunder“ - pośpiech nie był tu wskazany, chcieliście uderzyć, jak to kiedyś mówiono, z grubej rury, a odpowiednie przygotowanie i nagranie wszystkiego wymagało czasu, że nie wspomnę już o nakładach finansowych?

Kacper Ptak: W miarę tworzenia nowego materiału myśleliśmy o odpowiednim momencie na wejście do studio. Jak stwierdziliśmy, że nigdy nie jest najlepszy moment to postawiliśmy sobie deadline. I Jarek spłodził jeszcze dwa numery (śmiech). Przy czym jeden specjalnie dla Andiego Bringsa, który zaszczycił nas swoim wykonaniem solówki w „I Am The Beast“. Nagrania poszły w miarę szybko jak na to co sobą zaprezentowaliśmy. Mam tutaj na myśli przede wszystkim pracę Bartka i Grzegorza.

Bartek Koniuszewski: Ja przede wszystkim miałem duże zaległości z tekstami. Jakoś nie mogłem się zebrać i serio byłem już na skraju załamania rąk. Ale nie będę tu budował napięcia bo spoiler był w pytaniu (śmiech). Jakoś się udało. Bat nad głową jednak działa, nawet jak się go samemu trzyma (a może tylko wtedy).

Ogrywaliście nowe utwory na koncertach, sprawdzaliście przed rejestracją, jak są przyjmowane przez fanów, co dawało możliwość wprowadzania zmian i poprawek?

Kacper Ptak: Przyjęły się. Poprawki jak były, to kosmetyczne.

Bartek Koniuszewski: Te numery, które były grane na koncertach przed nagraniem jakoś się spodobały. Niektórym ludziom może nawet bardziej niż nam. Utwierdziło nas to w tym, że warto słuchać instynktu. Wychodzi na to, że odsetek widzów, którym podoba się to, co gramy jest wystarczający, żeby nie trzeba tego było w nieskończoność poprawiać.

Można powiedzieć, że Jarosław Wysocki to dla was ktoś więcej niż tylko realizator dźwięku, skoro ponownie pracowaliście właśnie z nim, oddając w jego ręce coś tak ważnego, jak brzmienie debiutanckiego, bardzo ważnego dla zespołu, albumu?

Kacper Ptak: Współpraca z Jarkiem jest na wysokim poziomie. Nie chcieliśmy niczego zmieniać, ponieważ on nas dobrze rozumie, ale też potrafi nam wytłumaczyć pewne niuanse. Dla mnie uzyskane brzmienie jest na bardzo dobrym poziomie.

Bartek Koniuszewski: Jarek to prawdziwy profesjonalista. Znam go trochę dłużej niż reszta chłopaków z Bladestorm, bo współpracowałem już z nim wcześniej. Dzięki niemu nauczyłem się tego jak się powinno pracować w studio. Myślę, że ta satysfakcje jest na tyle dwustronna, że jeśli tylko Jarek będzie miał dla nas czas, to jeszcze nie raz spotkamy się po przeciwnych stronach szyby jego studia.

Na EP nagraliście siarczystą wersję „Jawbreaker“ Judas Priest, „Wrangler Of Thunder“ również wieńczy cover, tym razem „Hail And Kill“ Manowar. Skąd akurat ten wybór, zapewne jeden z wielu?

Kacper Ptak: Bartek nalegał. No to ma. Wyszło dobrze. Ja to bym w ogóle nie nagrywał coverów, choćby ze względu na dystrybucję albumu na platformach streamingowych.

Bartek Koniuszewski: Cover zawsze przyciągnie słuchaczy. Zawsze daje jakiś feedback. Już na EP wyszliśmy z założenia, że jak robimy cover na płytę, to ten najbardziej wymagający z naszego repertuaru. Może „Hail & Kill“ to nie jakaś wirtuozeria jeśli chodzi o kompozycję, ale biorąc pod uwagę bardzo ekstremalnie purystyczny charakter fandomu jaki ma Manowar (wiem, bo sam do niego należę), musieliśmy postawić sobie poprzeczkę najwyżej jak się dało i zrobić to najlepiej jak tylko umiemy. Nie było tu też mowy o jakiś przeróbkach i zabawie stylówką wykonania tego utworu bo ci, którzy się teraz zastanawiają czy nas mieszać z błotem za dotknięcie tego klasyka, rozsmarowaliby nas jak gówno po podeszwie po całym internecie. A czy nalegałem? Tak. Dlaczego? Bo to jest ManOwaR!!!

Covery z późniejszych lat nie wchodzą w grę, lata 80. kręcą was najbardziej?

Bartek Koniuszewski: Nawet najgorszych rzeczy nie odświeża się gdy są świeże. A co tu dopiero mówić o tych najlepszych.

Pracując nad „Storm Of Blades“ nie byliście jeszcze na tym etapie, ale przy albumie pokusiliście się o zaproszenie gościa. To wspominany już Andy Brings, znany choćby z Sodom, grający solo w „I Am The Beast“. Dlaczego on i akurat w tym utworze?

Kacper Ptak: To nasz przyjaciel Mariusz Kowalczyk. Miał wizję i ją zrealizował. Wyszło świetnie. Mariusz ma do tego nosa i drogi do nawiązania współpracy.

Bartek: Tak jak mówił Kacper. Podziękowania należą się Mariuszowi za zorganizowanie tego. To nasz chyba najwierniejszy fan i serdeczny druh, który od jakiegoś czasu systematycznie jeździ z nami w trasy i pomaga organizacyjnie. Jeśli kogoś można by nazwać naszym menadżerem to właśnie jego. A jeśli nie, to na pewno dobrym duchem.

Jakie to uczucie, kiedy po tak długim procesie dostaje się do ręki gotowy master, tak wyczekiwanej, płyty? Można to porównać do narodzin dziecka, czy do czegoś równie ważnego w ludzkim życiu?

Kacper Ptak: Nic z tych rzeczy. Ja jestem zadowolony, że tak dobrze poszło. Natomiast dużą satysfakcję daje zagranie numeru na żywo, kiedy ten spotyka się z pozytywną reakcją.

Bartek: Niczego nie da się porównać do narodzin dziecka. Możesz nagrać 20 płyt i być 40-letnim dzieckiem i choć może się to komuś nie podobać to tak naprawdę nic tak bardzo i tak nieodwracalnie nie zmienia twojego życia jak dziecko. A co do tego jakie to uczucie. Cóż … ulga. Do czego można ją porównać? Może do zdanego egzaminu. Człowiek pracował, przygotowywał się i jak przyszło co do czego to stanął na wysokości zadania.
Nagranie płyty to jedno, a jej wydanie drugie. Wy byliście w tej luksusowej sytuacji, że Leszek Wojnicz-Sianożęcki najpierw wznowił materiały Leviathan, by później wydać też „Storm Of Blades“, chociaż nowe pozycje w katalogu Thrashing Madness to nieczęsta sytuacja. Od razu było wiadomo, że jest również zainteresowany „Wrangler Of Thunder“, czy też decyzję podjął po wysłuchaniu gotowego materiału?

Kacper Ptak: Leszek nie musiał niczego słuchać. Wszyscy tego chcieliśmy i było jasne kto nas wyda.

Bartek Koniuszewski: No fakt. Jakieś większe negocjacje były zbędne. Główna w tym zasługa dobrych relacji naszego kochanego prezesa (Jarka) z Leszkiem. Zaowocowało to tym, że Leszek zgodził się na minimalne odstępstwo od tego czym zajmuje się najczęściej i poprowadzenie naszego procesu wydawniczego od zakończenia nagrań do produktu finalnego.

Osiem utworów, 40 minut muzyki - wszystko układa się idealnie, bo to „winylowy“ układ i czas trwania. Myślicie o wydaniu „Wrangler Of Thunder“ na LP i na kasecie, jesteście zwolennikami analogowych nośników dźwięku?

Kacper Ptak: To bardziej sfera marzeń. (śmiech) Winyl jest kosztowny w produkcji. Może kaseta…

Bartek Koniuszewski: Jaki to ma sens, skoro materiał nagrywany jest cyfrowo. Równie dobrze można sobie nałożyć filtr z trzaskami płyty winylowej na nagranie jak ktoś ma taką fantazję. Każdy winylowy audiofil powie ci, że pod względem tego „winylowego brzmienia” to współcześnie produkowane winyle nie mają podjazdu do tych starych (niektóre mają, to tylko kwestia odpowiedniego  masteringu materiału z myślą o wersji winylowej – przyp. red.). Niby można, ale po co. A co do długości, to po prostu 40 minut to tak optymalnie, żeby nie zamęczyć słuchacza. Nawet najlepszy frykas nalany pod korek kończy się pawiem.

Z takim, wymarzonym do scenicznej prezentacji, materiałem koncertów pewnie nie zabraknie, bo Bladestorm na scenie to ponoć jeszcze większa moc i energia niż z płyty. Macie też inne plany, poza koncertową promocją „Wrangler Of Thunder“?

Kacper Ptak: Bladestorm na koncercie jest jak papryczka habanero. Jest ogień i endorfina. (śmiech). Mamy plany poza promocją. Polecamy śledzić wydarzenia na Facebooku.

Bartek Koniuszewski: Na razie promocja płyty, ale jak kurz opadnie to zaczynamy pracę nad kolejną… i kolejną… I to tak długo jak damy radę wytrzymać ze sobą, wytrzymać w hałasie i utrzymać instrumenty.

Wojciech Chamryk

baner0slider_hmp_1.png baner0slider_hmp_4.png baner0slider_hmp_3.png baner0slider_hmp_2.png

Goście

5654944
DzisiajDzisiaj634
WczorajWczoraj1140
Ten tydzieńTen tydzień1774
Ten miesiącTen miesiąc7862
WszystkieWszystkie5654944
18.97.14.84