DIES IRAE - The Art Of An Endless Creation
(2013 Metal Mind Productions)
Autor: Wojciech Chamryk
CD „The Art Of An Endless Creation“ nie jest niestety nowym dziełem olsztyńskiego zespołu, lecz reedycją audio materiału DVD wydanego pod takim samym tytułem w 2009 r.
A ponieważ na tę chwilę nie wiadomo jaki jest status grupy pochylmy się nad tym szczególnym albumem. Szczególnym z dwóch względów: udziału nieodżałowanego Docenta, który przegrał walkę z uzależnieniem, krótko po zarejestrowaniu owego koncertu oraz samej zawartości płyty. „The Art Of An Endless Creation“ łączy bowiem materiał koncertowy nagrany na Metalmanii 2005 z dodanym w charakterze studyjnego bonusu trzecim, jak dotąd ostatnim albumem Dies Irae, „Scuplpture Of Stone”. Co prawda jest to powtórzenie rozwiązania sprzed kilku lat, kiedy to koncertowemu DVD materiał ten towarzyszył jako dodatek, lecz tym razem mamy wszystko na jednej, trwającej blisko 70 minut, płycie.
Pomimo tego, że „Scuplpture Of Stone” pochodzi sprzed dziewięciu lat wciąż robi wrażenie i każe zastanawiać się czy panowie Mauser, Hiro i Novy w nawale licznych obowiązków nie powinni jednak poważnie rozważyć reaktywacji grupy.
Bo pomimo tego, że z oczywistych względów personalnych zespołowi nigdy nie udało się pozbyć etykietki naśladowców czy też swoistych kontynuatorów tego, co Mauser i Docent współtworzyli w Vader, to jednak trudno określić Dies Irae mianem epigonów swych znacznie sławniejszych kolegów. Zespół parał się bowiem równie klasycznym, archetypowym wręcz, death metalem, stąd może podobieństwa do stylu nie tylko Vader, ale też innych zespołów, szczególnie z przełomu lat 80. i 90. Jednak poza obowiązkową dawką brutalnych dźwięków, potężnych riffów i ekstremalnych blastów mamy też na tej płycie sporo patentów świadczących o wyobraźni i umiejętnościach technicznych muzyków. Dobrym tego przykładem jest utwór tytułowy: urozmaicony rytmicznie, z wyrazistą liną basową, gitarowymi popisami oraz bardzo precyzyjną grą Docenta, który pozwala sobie nawet na krótkie quasi solo. Równie ciekawe są: czerpiący z ekstremalnego black metalu „The Oceans Of Filth” oraz miarowy death/doom metalowy walec „The Beginning Of Filth”. Nie brakuje też krótkich, 3-4 minutowych, bezlitosnych uderzeń, takich jak „The Hunger” czy „The Plague”.
Równie precyzyjnie i bezlitośnie zespół wypadał w wydaniu koncertowym. Co prawda momentami perkusja nie brzmi najlepiej, publiczności też właściwie nie słychać. Można też mieć zastrzeżenia do długości koncertu, składającego się zaledwie z ośmiu utworów. Jednak te niedostatki rekompensują z nawiązką poziom zaangażowania muzyków oraz jakość muzyki, wybranej ze wszystkich albumów Dies Irae. Zespół od razu po „Intro” wszedł na najwyższe obroty w „Beyond All Dimensions”, by zwalniając („The Hunger”, „Zohak”) lub częściej ekstremalnie przyspieszając (dwuminutowy „Comrade Of Death”, niewiele dłuższy „The Art Of An Endless Creation“) dojść do równie szybkiego finału („Infinity”, „The Truth”).
Nie jest to może wydawnictwo w pełni oddające wyjątkowy wymiar twórczości Dies Irae, wydaje się jednak dobrym przypomnieniem jego najlepszego artystycznie okresu w wydaniu zarówno koncertowym jak i studyjnym, będąc jednocześnie dobrą zachętą do sięgnięcia po inne płyty formacji. (5)
Nie jest to może wydawnictwo w pełni oddające wyjątkowy wymiar twórczości Dies Irae, wydaje się jednak dobrym przypomnieniem jego najlepszego artystycznie okresu w wydaniu zarówno koncertowym jak i studyjnym, będąc jednocześnie dobrą zachętą do sięgnięcia po inne płyty formacji. (5)