Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

EGG – The Polite Force

 
(1971 Esoteric / Deram)
Autor: wasz Pit

egg-thepoliteforce

Utwory: 1. A Visit To Newport Hospital (8:25), 2. Contrasong (4:21), 3. Boilk (9:23), 4. Long Piece No. 3 – Part One (5:06), 5. Long Piece No. 3 – Part Two (7:39), 6. Long Piece No. 3 – Part Three (8:01), 7. Long Piece No. 3 – Part Four (2:51)

Skład zespołu: Dave Stewart – Organ, Piano, Tone Generator, Hugo Martin Montgomery-Campbell – Bass, Vocals, Clive Brooks – Drums

 

Kiedy byłem młody i głupi (teraz już jedynie nie jestem młody) moja wiedza na temat rocka progresywnego ograniczała się do Pink Floyd, Yes, Genesis, King Crimson i Camel. I tak z błogim przeświadczeniem, że jestem wybitnym znawcą rocka, mogłem spokojnie wymądrzać się w gronie znajomych. Z czasem przekonałem się, że odkryłem jedynie wierzchołek góry lodowej. Co więcej – ukryta reszta tej góry wcale nie ustępuje jakością grupom wymienionym wcześniej. Psychedelia, fusion, krautrock – wszystko to objawiało mi się latami w pełnej krasie, ujawniając nieznane dotąd miraże i wspaniałe melanże muzyczne. Naprawdę nie trzeba żadnych używek, by odlecieć słuchając francuskiej Magmy, rumuńskiego Phoenixa, niemieckiego Out Of Focus, holenderskiego Supersister czy czeskiego Collegium Musicum.

Spośród odkrywanych rewelacji jednym z moich ulubieńców nadal jest zespół Egg, który pojawił się na brytyjskiej scenie niczym meteor i zniknął. Pozostały po nim jedynie trzy płyty ale najlepszą pamiątką jest niewątpliwe drugi album, którym w tym miejscu, ku Waszej rozpaczy, będę miał możliwość się ekshibicjonistycznie egzaltować. „The Polite Force” to najbardziej spójne dokonanie tej formacji. Momentami mroczne ale i zachwycające finezją. Gdy zobaczymy, jak daleką drogę przeszła ona od czasu Arzachel, pra-grupy z której wywodzą się muzycy Egg, trudno wręcz uwierzyć, że od tego czasu minęły tylko dwa lata.

To najbardziej instrumentalna płyta w dorobku Egg. Na dobrą sprawę tylko pierwsze dwie kompozycje mają fragmenty z krótkim tekstem. W utworze „Contrasong” dołącza do tria obłędna sekcja dęta, którą tworzą Henry Lowther, Mike Dawis, Bob Downes oraz Tony Roberts. Panowie wspaniale wymieniają się solówkami z klawiszami Stewarta. Punktujący rytm tego utworu doskonale wzmacnia akcentowanie trąbek i saksofonów.

Nie na darmo w pierwszym akapicie wymieniłem trzy gatunki, tworzące wspaniały monolit, jakim jest rock progresywny. Bo na tym albumie mamy to wszystko – jest krautrockowy klimat w utworze „Boilk”, są tam też psychedeliczne zabawy dźwiękami rozmaitych niezidentyfikowanych instrumentów. Ale jest i szaleństwo fusion w dęciakach „Contrasong” czy jazzowej rytmice pierwszej części kompozycji „Long Piece No. 3”, której zakręconego riffu nie powstydziłby się sam Robert Fripp. Jest również hardrockowy wręcz ciężar klawiszy i progresywny patos w klamrze utworu „A Visit To Newport Hospital”. Jest wreszcie to, co fani progresu lubią najbardziej – solowe improwizacje, długie kompozycje i suita na finał.

Drugą stronę płyty właśnie w całości wypełnia owa suita. „Long Piece No. 3” to kompozycja może trochę sztucznie połączona z poszczególnych części, ale gdy się jej posłucha kilka razy, zauważa się spójność i logiczność. Co charakterystyczne – niemal każda z czterech części jest podzielona na dwie partie, pozornie zupełnie nieprzystające do siebie. Jak koniec pierwszej części suity zawierający chorobliwe i doprowadzające do obłędu taktowanie, które przywodzi mi na myśl najwspanialsze fragmenty twórczości Christiana Vandera – francuskiej Magmy.

Druga część „Long Piece No. 3” to nieustanne pasaże ciepłych Hammondów – wręcz klasyka progresu. Natomiast część trzecia suity to ewidentny ukłon w stronę Emersonów ale podany nienachalnie w charakterystycznym stylu już wyczuwalnym na poprzednim albumie Egg. Pod koniec mocne, wręcz heavy-metalowe brzmienie organów Hammonda powoli znika w tłumie chorobliwych dźwięków, by zgasnąć nagle. Zaraz potem następuje ostatnia część suity, w której mamy doskonałe improwizacje klawiszowe Stewarta do zakręconego, niczym obłędna pętla, rytmu wybijanego przez Campbella i Brooksa. Tak, drodzy fani techno-death-metalu! Czymże w obliczu tego dzieła są poczynania Cynic, Atheist, Confessor czy Mekong Delta? Posłuchajcie końcówki tego utworu i miejcie na uwadze fakt, że mamy rok 1971.

Wyjątkowo nie daję pełnej punktacji, bo ta przeznaczona jest dla albumów idealnych, takich jak „Dark Side…”, „Selling England…” czy „Red” ale chyba mi wybaczycie. 

Ocena: mocne 5 na 6 możliwych.

rightslider_001.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_003.png

Goście

5049057
DzisiajDzisiaj896
WczorajWczoraj1640
Ten tydzieńTen tydzień2536
Ten miesiącTen miesiąc52708
WszystkieWszystkie5049057
3.139.72.78