Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

VANGELIS - Beaubourg

 

(1978 RCA, remaster 2013 Ecoteric Recordings)

Autor: Włodek Kucharek

 

 

vangelis-beaubourg

1.Beaubourg Part I (17:50)

2.Beaubourg Part II (20:43)

Skład:

Vangelis Papathanassiou (wszystkie instrumenty)

            Przypadło mi dosyć karkołomne zadanie napisania recenzji o jednej z najbardziej kontrowersyjnych płyt, których autorem jest grecki wirtuoz instrumentów klawiszowych Vangelis. Dlaczego użyłem w zdaniu powyżej słowa „kontrowersyjny”? Z kilku powodów. Gdyby sugerować się opiniami słuchaczy, to znajdziemy wśród nich takie, które wychwalają materiał muzyczny zawarty na albumie „Beaubourg” „pod niebiosa” i takie, w których podkreśla się brak zrozumienia dla idei Vangelisa, który „uciekł” w rejony globalnego eksperymentu dźwiękami, ale czy to jest to jeszcze muzyka czy może balansowanie na granicy manipulowania brzmieniem? Nie znam odpowiedzi na tak postawione pytanie? Więcej, sądzę, że każdy odbiorca, który zacznie słuchać tego ciągu dźwiękowych sekwencji pozbawionych nawet w wersji szczątkowej linii melodycznej i dotrwa do ostatniej nuty, nie potrafi udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Istotą sprawy jest zapewne fakt, że każdy może mieć kompletnie inne odczucia, a ich rozpiętość może być zaskakująca. Dlatego trudno się dziwić, że natrafimy na oceny w rodzaju „dzieło rewolucyjne, awangardowe, pełne wolności artystycznej, ambitne i wybitnie niekomercyjne”. Ale obok nich pojawią się potencjalnie opinie „szmira, zlepek eksperymentalnych banałów, chaos, produkt pseudoartystyczny”. Bo Vangelis stworzył jedno z najbardziej awangardowych swoich dzieł, które wywołało burzę kontrowersji, sprzeczności, począwszy od gloryfikowania swobody twórczej autora aż po pomruki niezadowolenia i brak akceptacji dla tego zbioru monotonnych dźwięków, które trudno nazwać pięknymi albo nastrojowymi.

            Po takim wstępie naturalna i usprawiedliwiona wydaje się wątpliwość, jak potraktować to wydawnictwo i gdzie leży prawda o wartości tej materii. Od czynników osobowościowych i intelektualnych potencjalnego słuchacza zależy jakość odpowiedzi na zagadkę. Pewnikiem jest natomiast fakt, że pomocne w tym zakresie okazać się może tzw. osłuchanie, rozumiane jako przygotowanie do percepcji zbioru tonów niestandardowych, daleko wykraczających poza ramy przyjętej dla muzyki elektronicznej estetyki. Jestem przekonany, że nie istnieje klucz do jednoznacznej klasyfikacji albumu „Beaubourg”. Można najwyżej pokusić się o kilka sugestii mogących odgrywać rolę niezobowiązujących wskazówek na drodze do poznania jedynej, rozwlekłej, prawie 40-minutowej kompozycji, podzielonej na dwie części i wypełniającej rzeczoną płytę. Dysonanse w brzmieniu niekiedy prowadzące do konfliktu, rozbieżności i dysharmonie, motywy sprawiające wrażenie porwanych, postrzępionych realizowane poprzez tworzenie wibrujących, syntetycznych, nieprzyjaznych metalicznych (raczej w kontekście braku emocji, lodowego zimna niż muzyki heavy metalowej) dźwięków. Dzikie, roztrzęsione, jazgoczące zestawy nut „przewalają” się w przestrzeni jak gęsta lawina, „walczących” o dominację i prowadzących na pierwszy „słuch” do kakofonii, do spotkania dźwięków nieharmonicznych, niezestrojonych, do kompletnego nieuporządkowania. Momentami ten zamęt i nieład potrafi drażnić, wywoływać zniecierpliwienie. Ale z drugiej strony pojawiają się niespodziewanie, z zaskoczenia, ciche, nostalgiczne, melancholijne krajobrazy z dotykiem nawet romantyzmu, częściej jednak frazy te mają charakter wyrachowanych i nieobliczalnych. Vangelis serwuje nam multum nieoczekiwanych przełomów, zwrotów muzycznej akcji, fragmentów brzmiących jak improwizowana zabawa twórczego szaleńca, pozbawionego wyczucia rytmu, alergicznie reagującego na słowo „piękno”, mającego w głębokim poważaniu nawet strzępy melodii. Bywa jednak też tak, że artysta intryguje, emituje fale kompozytorskiej spontaniczności, próbuje w dosyć wąskiej przestrzeni znaleźć miejsce dla kotłującej się burzy pomysłów i koncepcji. Zaraz po takich „napakowanych” dźwiękowymi sterydami fragmentach przechodzimy gwałtownie do prawdziwych oaz spokoju, w których muzyka bywa minimalistyczna, wręcz spartańska, szczególnie wtedy, gdy Vangelis wykorzystuje oszczędnie tylko jeden syntezator nagrywając całość na „żywo”, bez żadnych dogrywek. Raz występuje w roli magika, który z „niczego” tworzy formę brzmienia, innym razem atakuje uszy intensywnością i świadomym przepychem dźwięków. W porównaniu do wcześniejszych publikacji fonograficznych na próżno szukać tutaj śladów orkiestracji, „wycieczek” symfonicznych, partii chóralnych, patosu czy podniosłego klimatu. Nie ma też na płycie wyrazistych tematów powiązanych wzajemnie w zgrabne frazy, tworzących tonalne figury, prawie przez cały czas dzieje się rewolucja na polu improwizacji. Rezygnacja z harmonii, orkiestracji znacząco zubożyła wydźwięk muzycznych kreacji, ale taki był chyba cel eksperymentalnego Vangelisa. Jednego jestem pewien, że „Beaubourg” nie należy do kategorii „muzyka rozrywkowa”, a są też tacy- kto wie, czy nie mają racji- twierdzący, że ten album to powrót do korzeni muzyki elektronicznej, tej z połowy XX. wieku (choć jej geneza datowana jest na rok 1876, wynalezienie muzycznego telegrafu).

            Dla mnie płyta „Beaubourg” to kompletny odlot. Chwilami brzmi jak muzyka współczesna, wyzwolona z jakichkolwiek rygorów, bez nawet szczątkowej melodii, więc trudno ją traktować w kategoriach podobania się bądź też nie. Ona po prostu jest, można się z nią zmierzyć intelektualnie biorąc w rachubę także porażkę na drodze do zrozumienia. Nie będę udawał, że zgłębiłem tajniki tego dzieła, że jestem zachwycony tą eksploracją świata dźwięków przez Vangelisa. Rzadko wracam do tej płyty, wywołuje u mnie poczucie wyczerpania, niekiedy znudzenia, częściowo negacji. Nie wiem, może nie dorosłem, może jako słuchacz amator nie potrafię zrozumieć. Dlatego mam ambaras z oceną, wątpię nawet w celowość punktowania wartości albumu. Spróbuję, choć proszę nie traktować tej cyferki obiektywnie w stu procentach.

Ocena: (3/6)

Włodek Kucharek

rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5038574
DzisiajDzisiaj2634
WczorajWczoraj3656
Ten tydzieńTen tydzień13997
Ten miesiącTen miesiąc42225
WszystkieWszystkie5038574
18.226.251.22