SUICIDAL ANGELS - Divide And Conquer
(2014 NoiseArt)
Autor: Daria Dyrkacz
01. Marching Over Blood
02. Seed Of Evil
03. Divide And Conquer
04. Control The Twisted Mind
05. In The Grave
06. Terror Is My Scream
07. Pit Of Snakes
08. Kneel To The Gun
09. Lost Dignity
10. White Wizard
Nick Melissourgos - Vocals, Guitars
Orpheas Tzortzopoulos-Drums
Chris Tsitsis - Guitars
Aggelos Lelikakis - Bass
Grecy z Suicidal Angels po swoim sukcesie ostatnich płyt nie siadają wcale na laurach. Z nowym gitarzystą i basistą w szeregach prezentują nam najnowszy album, który już wizualnie zachęca i podsyca nasze pragnienie na świeży thrash nowej fali. Po genialnym i wściekłym "Bloodbath", przyszedł czas na równie samobójczy "Divide And Conquer". Pomimo, że panowie wprowadzają w niektórych kawałkach trochę więcej polotu i wolniejszych temp, co nie psuje efektu ani na moment, a wręcz wprowadza trochę pozytywnej różnorodności. Otwierający płytę "Marching Over Blood" od razu wita nas konkretnie i pokazuje agresywne brzmienie Aniołków. Trochę wolniejszy "Seed Of Evil" hipnotyzuje nas nie tylko riffem ale w ręcz nieziemskim klimatem, że człowiekowi aż gęsia skórka wyskakuje. Szybko jednak do świata żywych przyprowadza nas żwawszy tytułowy "Divide And Conquer". Rozpoczynający się dosyć niespodziewanie, bo za pomocą muzyki klasycznej "Control Your Twisted Mind", wcale nie pomaga nam zapanować nad oszalałym umysłem. A przecież chwile później do naszych uszu dobiega "In The Grave" z riffem nieco przypominającym ten z "Bleeding Holocaust" z albumu "Dead Again". Słowa refrenu są wręcz wypluwane z pogardą. Kawałek, doczekał się aż videoclipu - nie bez przyczyny - bo jest niesamowicie mocny i śmiało można stwierdzić, że wraz z "Seed Of Evil" stanowi najbardziej charakterystyczny i zapadający w pamięć punkt materiału. Szybkie tempo podtrzymuje "Terror Is My Scream", a "Pit Of Snakes" sprawia, że aż nogi świerzbią do biegania w pitach pod sceną. "Kneel To The Gun", z dźwiękiem przeładowania broni również nie daje nam chwili wytchnienia. A "Lost Dignity" miota nami bez opamiętania. Za to "White Wizard" pokazuje prawdziwą klasę przez niecałe dziewięć minut. Nie da sie ukryć, że Grecy i tym razem porządnie odrobili pracę domową i płyta rozwala do granic tak, że po jej wyłączeniu na prawdę nie ma co zbierać.
(5/6)