Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

HAKEN - Affinity

 

(2016 InsideOut Music)
Autor: Włodek Kucharek
haken-affinity m
Tracklist:
1.”affinity.exe” (1:24)
2.Initiate (4:16)
3.1985 (9:09)
4.Lapse (4:44)
5.The Architect (15:40)
6.Earthrise (4:48)
7.Red Giant (6:06)
8.The Endless Knot (5:50)
9.Bound By Gravity (9:29)
  
Skład:
Ross Jennings (wokal)
Richard “Hen” Henshall (gitara/ instr. klawiszowe)
Charlie Griffiths (gitara)
Conner Green (bas)
Diego Tejeida (instr. klawiszowe)
Raymond Hearne (perkusja)
  
Goście:
Einar Solberg ((Leprous) (wokal „The Architect”)
Peter Rinaldi (Headspace) (gitara akustyczna “Bound By Gravity”)
  
Pochodzą z Londynu, a w roku 2010 stali się, przynajmniej według opinii autora niniejszego tekstu, prawdziwym objawieniem na scenie zupełnie niekomercyjnego rocka. Wiele oczu sympatyków szeroko pojmowanej rockowej progresji zwróciło się w kierunku debiutanckiego wydawnictwa „Aquarius” wydanego pod egidą Sensory Records, a byli też tacy, którzy określając styl bandu posłużyli się atrybutem „nowa fala progrocka”. Czy współcześnie, grający w sile sekstetu Haken, zasłużył na taką wręcz atencję i spełnił rozbuchane nadzieje fanów? Odpowiedzi na tak sformułowane pytanie udzielić miały następne płyty w dyskografii, a także „nieuchronnie” zbliżające się koncerty, które miały stanowić okazję egzaminu weryfikującego klasę wykonawczą muzyków. Z perspektywy roku 2016 reakcja licznych słuchaczy w całej Europie na poruszone wyżej kwestie brzmi „Tak”. Na pewno artystycznie, oceniając globalnie jakość wszystkich czterech dotychczas wydanych albumów studyjnych, muzycy podołali oczekiwaniom. A chcąc ten osąd nieco wzmocnić, można się śmiało podeprzeć recenzjami z występu Haken na Ino- Rock Festival stosunkowo niedawno, bo w roku 2014. Londyńczycy mogli poczuć się dumni słysząc zewsząd pochwały, od których może uderzyć „sodówka” do głowy. Powtórzmy niektóre z nich: „awangarda gatunku”, „innowacyjne oblicze stylu”, „zjawisko na progresywnej scenie”, „perfekcyjny warsztat muzyczny”, „niespotykana wirtuozeria” i wiele, wiele innych podobnych w tonie. Przesada? Pomyłka? A może fałszywa chęć promocji? Nic z tych rzeczy. W tych licznych punktach oceny panuje, również po wydaniu „Affinity”, wyjątkowa zgodność pomiędzy ludźmi branżowo zajmującymi się rockiem i, tak jak niżej podpisany, zwykłymi słuchaczami, którzy z niejednego „rockowego pieca chleb jedli”. Bo członkowie formacji solidnie na te pozytywy zapracowali. Ale tak, jak doszlifować można umiejętności indywidualne, tzw. warsztat, to talentu i otwartej głowy przy projektowaniu kolejnych albumów nie da się z mozołem wypracować, to coś, co trzeba mieć w sobie, w charakterze twórczym, w inteligencji. A Haken konsekwentnie buduje swój wizerunek rozwijając się harmonijnie i dowodząc, że potencjał jakim dysponuje pozwala na przekraczanie kolejnych granic gatunkowych i łamanie stereotypów. Uffff! Ale laurka! Zgoda! Ale sprawiedliwa, zgodna ze stanem faktycznym. Tym bardziej, że zespół potrafi doskonale łączyć artyzm swoich muzycznych wypowiedzi z naturalnością i autentycznością tych prezentacji. To rzadka symbioza perfekcji technicznej z ciepłem, emocjami, spontanicznością, nastrojowością muzyki, prostoty konkurującej ze złożonością kompozycji. Ciekawe, że przy takiej mnogości przymiotów, Haken nie należy do ulubieńców mediów, promowanych za każdy riff , żel we włosach czy pierdnięcie na scenie. Mam swoją „teorię”, która wyjaśnia, dlaczego tak się dzieje. Uważam, że szumowi medialnemu nie służy wyrafinowana wielowątkowość kompozycji. I chociaż większość utworów grupy posiada niesamowity potencjał melodyczny, to złożona struktura nie daje się ująć w jednowymiarowe ramy, wymaga cierpliwego poznania, bo powierzchowne słuchanie prowadzi na manowce i do kompletnego niezrozumienia. W warstwie instrumentalnej ich utworów każdy „mięsisty”, zbliżony energią do metalowego, riff, ma swój cel i zostaje wygenerowany z konkretnym zamiarem, każda partia solowa służy ogólnej koncepcji, nie stanowi areny do popisów biegłości bądź sztuki dla sztuki. Dlatego po wysłuchaniu albumów Haken mamy nieodparte wrażenie, że nie spotykamy na nich zbędnych dźwięków, nie będziemy mieli wrażenia przerostu formy nad treścią. Niezwykle mocną stroną wszystkich czterech pozycji dyskograficznych Haken jest również niespotykany eklektyzm treści muzycznych. Artyści traktują mało ostre granice między kierunkami, subgatunkami rocka czysto umownie, przekraczając je swobodnie, dlatego ich muzykę trudno wcisnąć do jedynej słusznej przegródki stylistycznej. To tylko kilka luźnych refleksji, które mogą stanowić punkt odniesienia recenzji ostatniego dzieła grupy „Affinty”.
Zespół założyło w roku 2007 trzech szkolnych kolegów, Richard Henshall, Ross Jennings i Matthew Marshall (gitarzysta opuścił szeregi grupy po nagraniu demo „Enter The 5th Dimension”, 2008). W tym samym roku doszło do publicznego debiutu muzyki Haken w jednym z londyńskich klubów. Odzew, szczególnie w sieci, był niesamowity. Zmusił członków bandu do zaplanowania dalszych występów, tym razem w wyprzedanej sali The Peel- Kingston nad Tamizą, „najlepszym miejscu do prezentacji muzyki na żywo”. Kolejny sukces lokalny zataczający coraz szersze kręgi. Ta, traktując moje słowa z pewnym dystansem, „Hakeno- mania” szybko przekroczyła granice Londynu i dosłownie rozlała się po obszarze całego Zjednoczonego Królestwa. A młodzi, nieco oszołomieni popularnością muzycy kontynuowali swoje dzieło koncertowe, pracując jednocześnie nad nowymi nagraniami, które sukcesywnie wprowadzali do programu koncertów. Jedna z premierowych kompozycji, „Black Seed” trafiła na drugie wydanie kompilacji periodyku „Classic Rock presents Prog”, dysk, który dotarł do rąk zainteresowanych  w czerwcu 2009. Ale nie wszystko ułożyło się tak, jakby sobie młodzi muzycy życzyli, a nieco kolokwialnie pisząc „Żarło, żarło i zdechło!”. Haken przeżył istną zawieruchę personalną w roku 2008, która doprowadziła prawie do katastrofy, jednak usilne poszukiwania nowych instrumentalistów zakończyły się sukcesem, bo tak należy ocenić wydanie pierwszego longplaya, epickiego albumu konceptualnego zatytułowanego „Aquarius” (2010). Płyta umocniła pozytywne opinie o młodej grupie, co zaowocowało zaproszeniami na trasy koncertowego. Jeszcze „nieopierzone” „orły” otrzymały okazję do występów w Europie i za Oceanem obok bardzo znanych rockowych składów, między innymi Karmakanic, Agents Of Mercy, Shadow Gallery, Threshold czy Vanden Plas.
Aktualnie wydany album „Affinity” (29 kwiecień 2016) zarejestrowany został w sześcioosobowym składzie z epizodycznym udziałem dwójki zaproszonych gości (Sprawdź wyżej: Goście). Jest to chronologicznie czwarta oficjalna publikacja fonograficzna grupy, ponad 60 minut muzyki podzielonej na dziewięć części. Fani zespołu zdążyli się już przyzwyczaić do tego, że wśród utworów znajdą różne kategorie rozpiętości czasowej, od miniatur „żyjących” jako forma intro kilkadziesiąt sekund, tutaj „affinity. exe”, aż po dwucyfrowe, rozłożyste jak historyczny dąb Bartek kolosy, o tak wielowątkowym wymiarze stylistycznym, że próba ich jednoznacznej klasyfikacji kończy się fiaskiem. Łatwiej żartobliwie powiedzieć, jakich składników nie znajdziemy, wskazując w tej kwestii na hip hop, disco polo czy trance. Z tego właśnie powodu powinniśmy dać sobie „święty spokój” z kategoryzacją, a zamiast tego skupić się na wielowymiarowej muzyce, świetnie ze sobą zintegrowanej, pomimo faktu, że często balansuje na granicy gatunkowego szaleństwa. Jednak, żeby ukierunkować myśli odbiorców nieznających twórczości Haken, czuję się w obowiązku podać w formie zwykłych pytań kilka punktów orientacyjnych. Czy spotkamy na ścieżkach tego albumu typową rockową progresję? Naturalnie, a obok niej egzystuje wiele jej pochodnych, od tych z bardzo długą „brodą” czyli retroproga, aż po zupełnie współczesne akcenty, określane niekiedy jako „neo”. Ze skarbnicy klasycznych patentów muzycy Haken, świadomie bądź nie czerpią inspirację ze źródeł, którymi są dzieła częściowo zapomnianego i bardzo niedocenianego bandu Gentle Giant, z jego muzyką trudną dla wielu do akceptacji ze względu między innymi na jej wielowymiarowość, a nawet wielokulturowość z jej zróżnicowaniem. Kto zna płyty Gentle Giant wie, że znajdzie tam wpływy jazzu, muzyki klasycznej, proga, nawet modernizmu, rozwiązania polifoniczne i dysonanse to chleb powszedni, a wykorzystanie techniki kontrapunktu, rzadko stosowanej w muzyce rockowej, nawet tzw. progresywnej, stało się cechą wyróżniającą i identyfikującą ich styl. Pytanie drugie: czy dźwięki rodem z metalowych spiżarni zakłócają ten porządek  (Użyłem słowa „zakłócają” mając na myśli nie naruszenie lub zburzenie pewnej struktury, lecz obecność np. riffów przypisywanych heavy metalowi)? Jak najbardziej! Hard rockowe czy mocniejsze progmetalowe wisty, to w dokonaniach Haken codzienność. A na longplayu „Affinity” artyści poruszają się nader często po zakamarkach tych mrocznych odmian metalu, death and black, gdy pojawiają się wcale nie sporadycznie fragmenty, w których wokal growluje, a koalicja gitar plus bębny masakruje przestrzeń, by za chwilę przejść w stan pozornej hibernacji. Fachowcy od skrajnie mocnego brzmienia wskazują na odważnie dozowane wpływy hardcore i math rocka. Reasumując, niezła gimnastyka dla komórek mózgowych słuchaczy. Najważniejszy aspekt jest jednak taki, że pomimo tej mozaikowej różnorodności , często w ramach jednej kompozycji, wcale nie rozciągniętej czasowo, nie dochodzi do chaosu, kakofonii, a poszczególne dźwięki w żaden sposób się nie kłócą, zapewniając stabilne, przejrzyste brzmienie. Na tym polega też wielkość talentu muzyków, że oni potrafią spoić nawet najbardziej ekstremalne komponenty w jeden sprawnie zaprojektowany konstrukt. Wartością dodaną muzyki sekstetu jest jej nowoczesność, w której tradycja łączy się z inklinacjami nawet do rockowej awangardy. Nazwałbym całość mądrym eklektyzmem, w którym brak dominacji jednej linii programowej, zamiast tego obserwujemy ciągłe zmiany, cytaty, fragmentaryzację, ironię, wieloznaczność, świadomy brak ciągłości, ustawiczne rozbieżności, kombinacje najbardziej ryzykownych idei. Tak wygląda dosyć pobieżna charakterystyka fundamentu muzycznego Haken, potwierdzonego i perfekcyjnie wykonanego także na albumie „Affinity”. Nie zajmuję się analizą poszczególnych części składowych programu albumu, gdyż uważam, że w tym przypadku takie postępowanie byłoby bezcelowe. A żeby tego dokonać, należałoby się wczuć w rolę rockowego laboranta i pod mikroskopem „rozebrać” każdą kompozycję na czynniki pierwsze, a je tego nienawidzę i jestem kiepski w takim sposobie działania. A w przypadku songów Haken trzeba podzielić materię utworu na niekiedy kilkunastosekundowe sekwencje, gdyż sąsiadujące bezpośrednio ze sobą różnią się radykalnie. Folkowy powiew- w latach 1968- 1972 istniała formacja Affinity, grająca tak zakręconą muzykę fusion, z odniesieniami także folkowymi, że głowa boli- potrafi w kreacjach Haken przejść niespodziewanie w symfoniczną retroprogresję, ta z kolei, ocierając się o jazz wkracza dynamicznie na pole odjechanego Tool albo King Crimson, po czym następuje powrót do czegoś, co brzmi jak new artrock, by za moment „przyładować” energią w manierze Dream Theater. Sugestia, że są to jakieś „zrzynki” lub innego rodzaju „ściągawki” jest fałszywa, bo to czysto autorskie patenty Haken. Komu rodzaj sztuki muzycznej zespołu jest zupełnie obcy, ten może przebyć przyspieszone szkolenie w tej dziedzinie słuchając uważnie najdłuższego kawałka na dysku, blisko 16- minutowego „The Architect”. W jednym akapicie „rąbanka” riffów totalna, jazgot i szturm decybeli, który przechodzi płynnie w taki wiodący motyw melodyczny, przy selektywnym brzmieniu, że każdemu szczęka opada do samej podłogi. Po takim nagromadzeniu intensywnych impulsów dźwiękowych do „salonu” wkracza łagodniejszy „Earthrise”, ze świetną melodyką i zmienną intensywnością. Po nim jeszcze bardziej subtelnie, wręcz intymnie w doskonałej piosence „Red Giant”. Najbardziej klasycznie progrockowy charakter ma niewątpliwie zamykający całość zestawu utworów „Bound By Gravity”, chociaż i w nim muzycy w części finałowej trochę elektronicznie pomajstrowali.
Muzyka z płyty „Affinity” jest bardzo emocjonalna, zaangażowana, ciężko się od niej oderwać, tak mocno zaciska swoje macki. A koncentracja bodźców, kaskaderskie zwroty muzycznej akcji wyczerpują siły „słuchaczowskiego” intelektu. Dlatego nic dziwnego, że po wysłuchaniu czujemy się „wyprani”. Ale po jakimś czasie każdy słuchacz wyruszy zapewne na kolejne eksploracje wnętrza albumu „Affinity”. Naszą uwagę wydawnictwo to potrafi wynagrodzić swoją wyszukaną estetyką.
Ocena 5.5/ 6
Włodek Kucharek
   
PS. Płyta pojawiła się na rynku w dwóch wersjach, standardowej czyli z jednym dyskiem audio, oraz poszerzonej obejmującej dwa kompakty. Na drugim usłyszymy opracowania wszystkich utworów w wersji instrumentalnej. W przypadku Haken konfrontacja songów z wokalem z utworami bez niego przynieść może ciekawe rezultaty. 

rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5037908
DzisiajDzisiaj1968
WczorajWczoraj3656
Ten tydzieńTen tydzień13331
Ten miesiącTen miesiąc41559
WszystkieWszystkie5037908
3.144.189.177