Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

THEM - Sweet Hollow

 

(2016 Empire)
Autor: Grzegorz Cyga
them-sweethollow m
Tracklist:
1. Rebirth         
2. Forever Burns          
3. Down the Road to Misery      
4. Ghost in the Graveyard         
5. The Quiet Room       
6. Dead of Night           
7. FestEvil        
8. The Crimson Corpse
9. Blood from Blood      
10. The Harrowing Road to Hollow        
11. Salve         
12. When the Clock Struck Twelve
   
Lineup:
Troy Norr  - Vocals
Markus Johansson  - Guitars
Markus Ullrich  - Guitars
Mike LePond  - Bass
Kevin Talley  - Drums
Richie Seibel  - Keyboards
   
Powszechnie wiadomo, że King Diamond jest tak zapracowanym człowiekiem, że od dziewięciu lat nie ma czasu by nagrać nową płytę, o reaktywowaniu Mercyful Fate nie wspominając. Na szczęście są ludzie, którzy grali z Diamondem jak Denner/Shermann, zespoły będące pod wpływem jak Portrait, Ghost czy tribute bandy jak Them, którzy chcą nam przypomnieć o tej muzyce.  Tak, Them na początku był zespołem odtwarzającym twórczość Mistrza i już wtedy przekładało się to na wizerunek zespołu, bo doskonale odtwarzali makijaż czy scenografię Kinga, co docenili Mike Wead i Hal Patino występując gościnnie na ich koncertach.  Jednak po 3 latach muzycy wrócili do swoich macierzystych zespołów, co dało Troyowi czas na napisanie swojego materiału. I teraz Them powraca do tego z takimi tuzami w składzie jak Mike LePond z Symphony X, Kevin Talley z legendarnego Suffocation czy Markus Johannson, który współpracował m.in. z gitarzystą Kinga Diamonda Andy’m La Rocque.
I od samego początku słychać, z czym mamy do czynienia, wpływy Duńczyka są aż nadto widoczne, zarówno dźwięki intra jak i pierwszego utworu, który znalazł się na krótkiej EPce pokazują, że porównania są w pełni zasłużone. Organy, harmonie, falsety doprawione przebojowymi refrenami – odnajdzie się tu każdy miłośnik pierwszych pięciu albumów Diamonda.  „Forever Burns” jest tego świetnym przykładem. Słychać, co prawda też echa Arch Enemy, ale jakby nie patrzeć ten numer to hit, idealne otwarcie płyty. Podobnie jest na następnych dwóch trackach, choć w „Ghost In The Graveyard” mamy ciekawy przerywnik narzucający klimat flamenco, co może się kojarzyć z „Insanity” z „The Eye”, tyle, że tu mamy jeszcze dołożony damski głos. Jednak prawdziwą zmianą klimatu i wyraźnie zarysowaną inspirację twórczością Petersena mamy w „The Quiet Room”, który brzmi niczym „The Wedding Dream” zmieszany z „Phone Call” i „Broken Glass”, czyli połączenie piosenek z najbardziej sztandarowych historii Kinga.  „Dead of Night” to z kolei ukłon w stronę pierwszego albumu Ghosta. Swoją drogą Troy nieźle imituje barwę Papy Emeritusa, że przez chwile miałem wrażenie, że naprawdę słucham „Elizabeth” z „Opus Eponymous”. Podobnie jest z „FestEvil”, doskonale by pasował na album Ghosta, ma naprawdę hipnotyzujące tempo, chóralny refren niczym „Monstrance Clock”, do tego ma bardzo interesujący wstęp, przez który mamy wrażenie jakbyśmy byli świadkami widowiska cyrkowego. „The Crimson Corpse” i „Blood from Blood” mogą się wydać słabsze, niepasujące do tego albumu i jest w tym wiele racji. Oba tytuły to taki typowy współczesny thrash, jest nieźle, ale poza refrenami w wysokich tonach i ciut wolniejszym tempie to niczym szczególnym się nie wyróżniają.  No i powoli zbliżamy się do końca , ponieważ zostały nam tylko trzy piosenki. Pierwsza z nich „The Harrowing Path To Hollow” jest dobra, choć z początku brzmi jak ”Funeral” z „Abigail”, a potem wchodzi riff, który kojarzy mi się z ostatnim albumem Suffocation, a dokładniej z „As Grace Descends”, ale refren wszystko wyjaśnia, że to nie ta kapela. Przedostatnia pozycja „Salve” to klimatyczna miniatura, choć moim zdaniem powinna zostać usytuowana albo w połowie debiutu lub na jego końcu, ponieważ ewidentnie się wyróżnia i czuć, że jej zadaniem jest podbudować klimat(wyraźne nawiązanie do „At The Graves” z repertuaru Duńczyka), tymczasem wytrąca słuchacza z niego tym bardziej, że po niej następuje ostatni dość przebojowy kawałek „When The Clock Struck Twelve”, który do tego trwa prawie osiem minut, przez co zapominamy, że to koniec i mamy wrażenie jakby materiał został urwany, a poprzedzająca go kompozycja spisałaby się jako koda.
Reasumując debiutancki album Them jest zdecydowanie wart polecenia przede wszystkim tym, którzy tęsknią za nowymi rzeczami od Kinga Diamonda, dla tych, którzy preferują jego twórczość z końca lat 80. To naprawdę solidna metalowa muzyka z elementami teatralnymi i wpływami współczesnego melodic death metalu. Warto obserwować Them, jeśli wcześniej o nich nie słyszeliście, a brakuje wam porządnego horror metalu.
(5/6)
Grzegorz Cyga

rightslider_002.png rightslider_004.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

4987403
DzisiajDzisiaj2023
WczorajWczoraj2630
Ten tydzieńTen tydzień10037
Ten miesiącTen miesiąc70236
WszystkieWszystkie4987403
100.26.140.179