Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 88sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

SPOOKY TOOTH - Nomad Poets - Live In Germany 2004

 

(2016 Esoteric Recordings/ Cherry Red Records)
Autor: Włodek Kucharek
 
spookytooth-nomadpoetsi m
CD Tracklist:
1.Waitin' For The Wind
2.Sunshine Help Me
3.That Was Only Yesterday
4.The Wrong Time
5.Feelin' Bad
6.Wildfire
7.Better By You, Better Than Me
8.Tobacco Road
9.Hangman Hang My Shell On A Tree
10.Evil Woman
   
DVD Tracklist:
1.Waitin' For The Wind
2.Sunshine Help Me
3.That Was Only Yesterday
4.The Wrong Time
5.Feelin' Bad
6.Wildfire
7.Better By You, Better Than Me
8.Tobacco Road
9.Hangman Hang My Shell On A Tree
10.Evil Woman
Bonus Features:
11. Gary Wright Performing "Love Is Alive" And "Are You Weepin" - Live At San Diego, California - Summer 1976
12. Interviews Of Band
13. Slideshow
   
SKŁAD:
Michael „Bexi” Becker (wokal/ bas)
Mike Kellie (perkusja)
   
Joey Albrecht (gitara/ wokal)
Gary Wright (wokal/ instr. klawiszowe)
Mike Harrison (wokal/ instr. klawiszowe)
    
Sądzę, że niewielu Czytelników HMP bądź słuchaczy współczesnego rocka, zareaguje ciepłym uśmiechem i ukontentowaniem słysząc nazwę Spooky Tooth. A przyczyną takiego zachowania jest wyłącznie działanie składnika naszego życia, na który nie mamy wpływu, mianowicie czasu. Bo Spooky Tooth to aktualnie stateczny „pan” w wieku 50 lat, posiwiałe włosy, bagaż doświadczeń na plecach, nieco wyblakła sława sprzed prawie pół wieku. Zapewne u niektórych fanów rocka, szczególnie tych młodszych, pojawi się w tym momencie myśl, czy warto zajmować się na łamach współczesnego czasopisma muzycznego trójką gości, bo tylu pozostało z oryginalnego składu, którym bliżej do emerytury aniżeli do zmieniania realiów nowoczesnego rocka. Znając twórczość tej grupy, odpowiedź na taką wątpliwość może być tylko jedna: TAK!!! Dlaczego? Z kilku powodów, wśród których na pewno nie ma miejsca na tani sentymentalizm. Tak na marginesie chciałbym retorycznie zapytać, jak to się dzieje, że co jakiś czas, wcale nie tak rzadko, kroniki zajmujące się historią muzyki rozrywkowej, ze szczególnym uwzględnieniem rocka, odnotowują wspaniałe powroty albo przykłady długowieczności gwiazd naszej ukochanej muzyki? Bo te gwiazdy pomimo kilku dekad artystycznej działalności ciągle potrafią zaproponować coś, co budzi ciekawość, także szacunek do klasy, poziomu umiejętności, niezależnie od konfiguracji personalnej, w jakiej się pojawiają. Zwróćcie Szanowni Państwo uwagę, kto wizytuje corocznie amfiteatr w Dolinie Charlotty. Wcale nie grupy młodych wykonawców, „młodych gniewnych”, którzy postanowili zawojować świat. To często tacy sami wiekowo artyści, jak ci ze składu Spooky Tooth. Nikt nie będzie zaglądał w metrykę Carlosa Santany, Patti Smith, Wakemana czy Andersona, albo członków Black Sabbath, Yes, czy Suzi Quatro, Roberta Planta albo Johna Mayalla, ale ci, którzy z muzyką rockową są od zawsze doskonale wiedzą, że wiele z tych legend nosi już więcej niż siódmy krzyżyk w swoim biograficznym plecaku. I co z tego? Także dzisiaj fetowani są na całym świecie przez międzypokoleniową publiczność. Dlaczego? Bo zwyczajnie albo może niezwyczajnie są wielcy! Ciekawe, co medialny „zgiełk” powie za 30- 40 lat o tych dzisiaj jeszcze młodych bądź średnich. Sam nie mam bladego pojęcia, mnie już wtedy nie będzie, ale zaryzykuję tezę, że niewielu dokona tego, co ikony lat 60-tych czy 70-tych, czyli nie znajdzie sobie stałego miejsca w pamięci słuchaczy. Nie ta charyzma, nie ta aura wielkości, nie te umiejętności poparte emocjami, przeżywaniem muzyki! I być może odrobinę na wyrost, może kawałek za pierwszym szeregiem autorytetów rocka, należy wymienić nazwiska tych, którzy ruszyli na podbój świata muzycznego w roku 1967. Choć tak naprawdę biografia Spooky Tooth ma swój początek rok wcześniej, gdy Mike Harrison założył grupę o nazwie The VIPs, zmienioną później na krótko w Londynie na Art, żeby ostatecznie zatrzymać się na dziwacznej Spooky Tooth. Spoglądając na line-up wydawnictwa będącego przedmiotem tej recenzji dostrzeżemy jeszcze dwóch „oryginalnych” muzyków grupy, Mike’a Kellie i Gary Wrighta. Dwóch pozostałych artystów dokooptowanych zostało jako uzupełnienie składu na niemieckie występy. Niniejsza publikacja fonograficzna ukazała się premierowo w roku 2007, a w 2016 niezawodny Esoteric Recordings/ Cherry Red Records nadał temu albumowi formę edytorską według własnych, wyśrubowanych standardów. Do rąk słuchaczy trafiło pięknie przygotowane dzieło, złożone z dysku audio i DVD z bonusami i świetnie opracowanym esejem autorstwa Marka Powella, który w rzetelny, wyczerpujący i profesjonalny sposób przedstawił historię formacji i jej dokonania fonograficzne ujęte w ramy kilkunastu płyt zwanych kiedyś długogrającymi oraz singli.
Jak już wzmiankowałem, Spooky Tooth narodził się jako autonomiczny byt rockowy w roku 1966, gdy do składu „dobił” Gary Wright. Przedtem Harrison zdążył nagrać jeden longplay z efemeryczną, własną formacją Art. Debiutancki album Spooky Tooth „It’s All About” miał swoją premierę niespełna rok później, zarejestrowany w sile kwintetu, z udziałem Mike’a Kellie (perkusja), Luthera Grosvenora  (gitara) i Grega Ridleya (bas). Ten album zdefiniował także styl grupy, który można klasyfikować  jako blues- rock. Ale jak to zwykle w tamtych czasach bywało rockowi wykonawcy nie zamykali się w jednej formule, lecz eksplorowali także inne kierunki muzyczne, czerpiąc z nich elementy, które sami integrowali później w profilu stylistycznym macierzystych grup. Tak też się stało z bohaterami tego tekstu, którzy poruszali się po obszarach muzyki, country, wiele w ich kompozycjach akcentów psychodelicznych i art rockowych, w późniejszym okresie pojawiły się także odnośniki hard rockowe, a nawet nawiązania do gospel (wokale w „Holy Water” czy „Ocean of Power”). Ponadto Gary Wright miał skłonności do ciągłych poszukiwań i eksperymentów, stąd w muzyce Spooky Tooth znalazło się wiele efektów brzmieniowych, które jak na tamte czasy miały charakter absolutnie awangardowy. Zresztą ukoronowaniem tych zainteresowań stał się album „Ceremony” z roku 1969, stworzony we współpracy z francuskim kompozytorem Pierrem Henry, pionierem tzw. muzyki konkretnej, jednego z prądów artystycznych w muzyce elektronicznej, album, który 48 lat temu wręcz szokował szerokim spektrum brzmień instrumentów elektronicznych. Ale ten longplay, jakże różny w porównaniu do innych publikacji dyskograficznych Spooky Tooth, pozostał tylko przykładem otwartości artystów na nowe tendencje rozwojowe sztuki muzycznej. Bardzo charakterystyczne były także w twórczości kwintetu niesamowite duety wokalne Harrison- Wright, a wyrazisty, silny wokal liderującego Harrisona w krótkim czasie nominowany został do statusu jednej z marek rozpoznawczych stylu grupy. Podobnie jak kapitalne pasaże organowe o mocnym, gęstym brzmieniu. Wspomniany wyżej prekursorski album „Ceremony” stał się jednak główną przyczyną konfliktów wynikających z różnicy poglądów w odpowiedzi na pytanie, w jakim kierunku powinien ewoluować styl zespołu. Wright, wyraźnie pod wpływem charyzmy innowatora Pierra Henry, skłaniał się ku elektronicznemu wizerunkowi muzyki Spooky Tooth, pozostali członkowie traktowali ją epizodycznie i byli zdeterminowani do kontynuacji dotychczasowego profilu stylistycznego. Spór zakończył się dosyć szybko, ale dla bandu boleśnie, bo jego szeregi opuścił filar Gary Wright. Podobną decyzję w obliczu niepewnych perspektyw grupy podjął także basista Greg Ridley, który zasilił skład Humble Pie. Z trzema nowymi muzykami na „pokładzie” zarejestrowano w roku 1970 cieszący się znaczącym powodzeniem album „The Last Puff”, w programie którego znalazły się między innymi dwa świetnie zinterpretowane covery, utwór The Beatles „I Am The Walrus” oraz „Song For Your Father” Eltona Johna. Jednak ekipie Harrisona szło „jak po grudzie”, a ciągła rotacja personalna nie sprzyjała tworzeniu nowego repertuaru. Doszło do paradoksalnej sytuacji, gdy na ostatnim studyjnym albumie Spooky Tooth  zatytułowanym „The Mirror” (1974) nie zagrał żaden członek zespołu z oryginalnego składu. W roku 2004 kwintet zarejestrował na CD materiał ze swoich koncertów w Niemczech, poświęcony zmarłemu Gregowi Ridleyowi. I właśnie ten materiał, po liftingu, proponuje Esoteric Recordings/ Cherry Red Records słuchaczom.
Jest takie powiedzenie „czas leczy rany” i sądzę, że właśnie ono dobrze nadaje się do zilustrowania reaktywacji Spooky Tooth, bo jak inaczej podejść do faktu, że po upływie tylu lat dwaj główni antagoniści, Harrison i Wright nagle „zeszli” się zapominając o wzajemnych animozjach i postanowili przypomnieć słuchaczom, że kiedyś tam w latach 70-tych istniał taki band, który tworzył dobrą muzykę i równie dobrze radził sobie na arenie międzynarodowej. Dlatego pierwszą wartością tych dwóch dysków (audio plus DVD) jest samo wydarzenie czyli dwa występy „live” w Niemczech 4 i 5 czerwca 2004 roku, które dowiodły samym muzykom, że „straceńcy sprzed dekad” nie zniknęli ze świadomości ludzi, o czym świadczy entuzjastyczna reakcja zebranej publiczności. Muzycy, zarówno ci ze „starego składu”, jak również sesyjni czują się świetnie, grają swobodnie i mają wielką frajdę ze wspólnego bycia na scenie. Album „Nomad Poets” prezentuje muzykę dla wszystkich, a pisząc „wszystkich” mam na myśli dawnych starych fanów, posiadających, jak niżej podpisany, w swojej kolekcji kilka „kultowych” longplayów zespołu, jak również tych sympatyków rocka, którzy będą mieć przyjemność zetknąć się po raz pierwszy z twórczością grupy. Program wydawnictwa obejmuje repertuar kilku publikacji sprzed lat, debiutu ”It’s All About” z 1968, aż do winylowego krążka „Witness” z 1973 roku, sięgając niejako „po drodze” do wszystkich pozycji dyskograficznych kwintetu, z drobnym wyjątkiem, eksperymentalnego wydawnictwa „Ceremony”. Jednak motorem napędowym jest zdecydowanie program, uznawanego na wzorcowy, albumu „Spooky Two” z roku 1969, z którego zespół przypomniał w koncertowych wersjach aż sześć nagrań. I uczynił zapewne słusznie, gdyż to ta płyta przyniosła Spooky Tooth rozgłos i zwróciła na formację „uszy” wielu fanów na całym świecie. Otrzymujemy także kolejny argument świadczący o tym, że klasa wykonawcza i poziom umiejętności nie podlegają upływowi czasu, bo cała trójka, Harrison- Wright- Kellie- zbliżyła się wtedy, czyli w czasie niemieckich występów, do granicy sześćdziesiątki „na karku”, a z ich muzyki bije świeżość, radość, emocje i charyzma. Partii instrumentalnych na tym dysku znajdziecie multum, a wszystkie wykonane błyskotliwie, wirtuozersko. Także wokalom trudno cokolwiek zarzucić. Biorąc pod uwagę sumę czynników decydujących o klasie występu , nie należy się dziwić, że panowie potrafią porwać nawet publiczność niemiecką, znaną raczej z powściągliwości w okazywaniu nadmiaru uczuć i ekspresji w reagowaniu na płynące ze sceny dźwięki. Każdy znajdzie coś dla siebie. Poszukiwacze bluesowego „bujania” zachwycą się zapewne wykonaniem „Tobacco Road” czy kapitalnym, ponad 10- minutowym „Evil Woman”. Znak rozpoznawczy grupy, świetnie się uzupełniające duety wokalne ozdabiają prawie wszystkie utwory, ale najbardziej klasycznie brzmią w zamykającym zestaw „Evil Woman” oraz w przepięknym, rozbudowanym „Hangman, Hang Me Shell On A Tree”. Poszukujesz gitarowej wirtuozerii, posłuchaj fragmentu „Evil Woman” po czwartej minucie, gdy ostre gitarowe riffy „wojują” na instrumentalnym fundamencie sekcji rytmicznej i rewelacyjnych Hammondów. A inicjowany co rusz soczysty okrzyk „Woman!” tnie wieczorną ciszę koncertu. Praktycznie każdy utwór charakteryzuje się rozpoznawalnym tematem melodycznym, wyrazistym rytmem, porywającą energią i dynamiką , jak ma to miejsce już od pierwszych dźwięków „Waitin’ For The Wind”. Jako numer siedem na trackliście artyści przypominają jeden ze swoich największych hitów „Better By You, Better Than Me”. Rewelacyjny rytm, niezapomniana melodia, zapamiętany na lata gitarowy, miażdżący riff, liczne zmiany tempa, przełamania, intensywne pasaże organowe, dynamiczna partia syntezatora.  Wszystkie komponenty instrumentalne idealnie zintegrowane z warstwą wokalną, tworzące monolityczną strukturę, która im bliżej finałowego rozwiązania, tym bardziej gęstnieją dźwięki tworząc istną ścianę. Nic zatem dziwnego, że znając tę kompozycję, jej potencjał postanowił wykorzystać Judas Priest, nagrywając  cover „Better By You, Better Than Me” na swoim czwartym albumie studyjnym „Stained Class”, wydanym w roku 1978. Szukanie słabych punktów wśród zarejestrowanych „na żywo” utworów przypomina raczej przysłowiowe szukanie „igły w stogu siana”. W czasie słuchania tego materiału mamy od początku bardzo dobrą zabawę, uczestnicząc w lekcji poglądowej na temat rocka końca lat 60-tych i zapewniam, że nie jest to nudny wykład, lecz pełen  rockowego ognia powrót do korzeni rocka. Nie do zakwestionowania są także inne elementy widowiska, bardzo dobre brzmienie, trafny wybór nagrań, które sukcesywnie podnoszą emocjonalne ciśnienie u słuchaczy.
Nie wolno zapomnieć, że wydawnictwo oferuje także „wizję” czyli dokumentację koncertu w formie DVD. Zaraz po „odpaleniu” płytki w odtwarzaczu przestrzeń wypełniają dźwięki sztandarowej kompozycji „Better By You, Better Than Me”. Menu proponuje materiały z historii grupy, oraz film z koncertu. Naturalnie każdy może dokonać wyboru pomiędzy pełną wersją koncertu, poszczególnymi nagraniami i materiałem bonusowym. Spektakl „live” w Hamburgu rozpoczyna się dokładnie tak samo jak płyta audio, od utworu „Waitin’ For The Wind”. Ciekawa jest otoczka występu, który zaczyna się przed wieczorną porą, jest jeszcze jasno, ale ten banalny fakt zdaje się kompletnie nie przeszkadzać zarówno muzykom na scenie, jak też publiczności. Widać dokładnie tę nić porozumienia, zwaną niekiedy „chemią” pomiędzy wykonawcami a odbiorcami muzyki. Entuzjazm jednych i drugich tworzy widowisko, napędza muzyków, których radość ze wspólnego muzykowania jest wyraźnie widoczna. Słuchacze nie pozostają „dłużni”, podejmują zabawę, doceniając klasę artystów energiczną owacją po każdym utworze. Nieco inaczej wygląda sytuacja w trakcie drugiego koncertu w Worpswede, zagranego po zapadnięciu zmierzchu, na mniejszej scenie, w bardziej intymnej atmosferze, z nieco spokojniej reagującą publicznością. Obrazki z obu koncertów pojawiają się wymiennie i być może ten zabieg powoduje, że dramaturgia występu trochę „rozłazi” się w „szwach”. To chyba jedyny minusik tego wydawnictwa.
Polecam gorąco edycję „Nomad Poets”  Spooky Tooth , ze świetnie, długimi fragmentami błyskotliwie wykonanymi kompozycjami z dyskografii grupy. Ten powrót do przeszłości, to nie tylko nostalgiczna podróż na karty historii jednego z najbardziej zasłużonych dla rozwoju rocka, a blues- rocka w szczególności bandu, to także dowód, że piękno muzyki nawet po upływie wielu lat wcale nie blednie, pozostaje atrakcyjne i dojrzałe. Wystarczy „tylko” umieć i chcieć. Zresztą wystarczy tylko spojrzeć na wielopokoleniową publiczność, żeby dojść do wniosku, że tworzenie sztucznych, wiekowych granic między słuchaczami jest absurdem. Wszystkie te atuty, łącznie z pomostem łączącym pokolenia, demonstruje kwintet Spooky Tooth, wznosząc się na bardzo wysoki poziom artystyczny.
Posłuchajcie tych kawałków z repertuaru Spooky Tooth, a zapewniam, że ich niepowtarzalna melodyka, profesjonalne wykonanie, wirtuozeria partii instrumentalnych, pozostaną na długo w pamięci.
Ocena 4.5/ 6
Włodek Kucharek
rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

4963751
DzisiajDzisiaj1142
WczorajWczoraj3559
Ten tydzieńTen tydzień4701
Ten miesiącTen miesiąc46584
WszystkieWszystkie4963751
54.166.234.171