Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

STONERROR - Widow In Black

 

(2019 My Shit in Your Coffee)
Autor: Wojciech Chamryk
 
stonerror widow in slack s
Tracklist:
1 Ships On Fire 3:47
2 Widow In Black 3:03
3 Tumbleweed 5:05
4 Kings Of The Stone Age 3:51
5 Domesday Call 4:09
6 Hellfire 6:51
7 Asteroid Fields 4:39
8 Mothership 5:46
9 Revelation 7:38
                           
Lineup:
Jarosław Daniel (gitara), 
Jacek Malczewski (bas), 
Łukasz Mazur (gitara, śpiew)
Maciej Ołownia  (perkusja).
                  
Gościnnie na płycie pojawił się 
Maciej Cieślak (gitara, instrumenty klawiszowe)
                           
Stara zasada głosi, że nie zmienia się zwycięskiego składu, tak więc krakowski Stonerror ponownie wszedł do studia z producentem Maciejem Cieślakiem (ex Ścianka), który wsparł też krakowską grupę jako gitarzysta, klawiszowiec i dodatkowy wokalista. Efekt końcowy to według samych muzyków „psychodeliczny stonerpunk”, ale z zastrzeżeniem, że punk oznacza tu twórczość w duchu MC5 czy wczesnego The Stooges, w żadnym razie późniejszą. Zespół czuje się w tej stylistyce bardzo pewnie, a „Widow In Black“ jest produkcją na światowym poziomie, mogącą zainteresować fanów praktycznie każdej, aby tylko ambitnej, odmiany rocka. Opener „Ships Of Fire“ jest więc dynamicznym, stonerowym numerem z wyrazistym pulsem basu i zadziornym śpiewem, będąc idealnym początkiem. Tytułowy i zarazem singlowy „Widow In Black“ zaciekawia połączeniem alternatywnego rocka z zakręconą psychodelią i dyskretnymi wpływami bluesa i heavy rocka, a z kolei „Tumbleweed“ jest bardziej transowy w wyeksponowanym psychodelicznym rdzeniem. „Kings Of The Stone Age“ to z jednej strony żart – tytuł nie pozostawia wątpliwości jaki zespół go zainspirował – ale brzmi też tak, jakby The Stooges poszli bardziej w kierunku hard rocka, a klimat retro potęguje też odlotowy syntezator Cieślaka w końcówce. Zaciekawia też „Domesday Call“, bo to z jednej strony szybki numer zakorzeniony w przełomie lat 60. i 70., ale czerpiący też od Sonic Youth, a do tego psychodeliczny w stylu retro – istny misz-masz, ale broniący się. „Hellfire“ też nie odstaje, wychodząc od grunge do wręcz jazzowego brzmienia gitary, zaś instrumentalny „Asteroid Fields“ to faktycznie kosmiczny trans, który dobrze sprawdziłby się w charakterze ilustracji jakiegoś filmu o  podboju kosmicznej przestrzeni. „Mothership“ jest bardziej surowy, to taki stoner-hard rock, ale już finałowy „Revelation“ brzmi tak, jakby Velvet Underground zaczynał grać w końcu lat 80. i to w Seattle – kolejna nieoczywista sprawa i mocny akcent na finał świetnej płyty.
(5/6)
Wojciech Chamryk

rightslider_002.png rightslider_004.png rightslider_005.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5053379
DzisiajDzisiaj912
WczorajWczoraj3081
Ten tydzieńTen tydzień6858
Ten miesiącTen miesiąc57030
WszystkieWszystkie5053379
18.191.147.190