ROADHOG - Gates To Madness
(2022 Ossuary)
Autor: Wojciech Chamryk
Tracklist
1. Gates to Madness
2. Gypsy's Curse
3. Unleashed
4. Surreal Overdose
5. Misery Loves Company
6. With Enemy by My Side
7. Masquerade
8. Be Careful What You Wish For
Debiutanckim CD „Dreamstealer” Roadhog zasygnalizował, że ma ogromny potencjał. Drugim albumem „The Oppressors” potwierdził, że w żadnym razie nie był to przypadek, a teraz, po ponad pięciu latach milczenia, przypomina się kolejną, jeszcze lepszą płytą. „Gates To Madness” to ten ponoć przełomowy dla każdego zespołu album, jednoznaczne potwierdzenie, że krakowski kwartet dołączył już do europejskiej czołówki tradycyjnego heavy metalu. Kwartet z gościnnym zaciągiem, dodajmy, bowiem gościnnie udziela się na tej płycie jeszcze dwóch, poza Krzysztofem Taborem, wokalistów. Udział Tymoteusza Jędrzejczyka ograniczył się do jednego, mrocznego i bardziej agresywnego od wcześniejszych utworu „With Enemy By My Side”, ale Bertrand Gramond śpiewa aż w czterech numerach, w tym w tytułowym openerze. Dzięki temu zabiegowi w warstwie wokalnej materiał jest bardziej niż zróżnicowany, bo każdy z tych śpiewaków to inny głos i inna maniera czy ekspresja, a do tego są tu też smaczki aranżacyjne, choćby dublowanie partii przez Gramonda. Udział gości w żadnym razie nie przyćmił też Lawlessa, który szczególnie w ostrym, ocierajającym się o speed/thrash „Masquerade”, pokazał się z jak najlepszej strony. Bertrand Gramond najbardziej zachwycił mnie w finałowym, trwającym blisko siedem minut i bardzo zróżnicowanym utworze „Be Careful What You Wish For” – i pomyśleć, że na co dzień śpiewa w niezbyt znanym poza rodzinną Francją Phoenix – kiedyś z takim głosem zrobiłby światową karierę. To też jakiś znak czasów, ale mimo tego dobrze, że wciąż ukazują się tak udane płyty jak „Gates To Madness”: pełne pasji, cudownie archetypowe, bo większość z tych utworów mogłaby bez problemu ukazać się w latach 80., ale też jednocześnie kipiące energią i witalnością, której wiele zespołów sprzed lat, nawet tych najbardziej kultowych, z racji wieku już po prostu nie ma. Mamy tu więc 2 w 1, płytę zarazem aktualną, ale też od razu klasyczną i dojrzałą, w dodatku bez efektu zbytniego zapatrzenia w dokonania takiego czy owakiego zespołu, a to już w tej stylistyce sztuka nie lada.
(6/6)
Wojciech Chamryk