LOVELORN DOLLS - Deadtime Stories
(2024 M&O Music/Alfa Matrix)
Autor: Wojciech Chamryk
Tracklist:
1.One Upon A Time
2.A Heart Cries
3.Death & Glory
4.Beautiful Chaos
5.Broken Dreams
6.Another Night On Earth
7.Dreamworld (dancing alone)
8.Dancing At Your Funeral
9.Little Creatures
10.The Ghost On The Hill
11.Diary Of Nothing
12.The End
Od wydania poprzedniego albumu Lovelorn Dolls upłynęło blisko sześć lat. Kristell Lowagie i Bernard Daubresse mieli więc sporo czasu na przygotowanie następcy „Darker Ages”. Inna sprawa, czy spożytkowali ten czas jak należy, bo gotyk w wydaniu tego belgijskiego zespołu jest bardzo jednowymiarowy. Owszem, do obecnych czasów te proste, nafaszerowane elektroniką i zwykle niezbyt mocne piosenki pasują doskonale – tym bardziej, że ich autorzy nie zapominają też o melodyjnych refrenach czy nośnych melodiach. Nie ma tu jednak, charakterystycznej dla gotyckich wykonawców sprzed lat, specyficznej atmosfery, mroku i ciężaru, a to w tej stylistyce podstawa; kończy się więc, tak jak w „A Heart Cries” czy „Broken Dreams”, na błahym, popowym graniu, które z rockiem gotyckim ma niewiele wspólnego. W sieci można też znaleźć informacje, że Lovelorn Dolls gra gotyk/metal, ale maksymalne utemperowanie brzmienia gitar i ukrycie ich w miksie na korzyść klawiszy w żadnym razie nie potwierdza prawdziwości tych słów, a jakieś mocniejsze riffy są tej płycie nie lada wydarzeniem. Dobrze przynajmniej, że gra tu nie automat, a prawdziwy perkusista Glen Welman, ale to jeden z nielicznych plusów tego materiału. Kristell Lowagie nie ma jakiegoś wielkiego głosu, co nader dobitnie słychać w „Dreamworld (Dancing Alone)” i w kilku innych utworach. Stąd zapewne udział śpiewających gości, ale na rapującego w „Death & Glory” VVitchboya spuśćmy zasłonę milczenia, bo rap i gotyk nijak mają się ku sobie. Gorzej, że liderka grupy też próbuje swoich sił w czymś takim, co w „Little Creatures” wypada jeszcze bardziej kuriozalnie. Sytuację ratuje drugi gość Dero Goi (Oomph!), śpiewający z frontwoman w duecie w „Dancing At Your Funeral”. I to już jest, szczególnie jeśli porównywać z innymi utworami z tej płyty, coś, ale i tak „Deadtime Stories” nie jest wydawnictwem, którym warto sobie zaprzątać głowę.
(2,5/6)
Wojciech Chamryk