Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

TANGERINE DREAM - Tyger

 

(2012 Esoteric Recordings/ Cherry Red Records)
Autor: Włodek Kucharek
tangerine-dream-tyger m
Tracklist:
1.Tyger (5:45)
2.London (14:22)
3.Alchemy Of The Heart (12:23)
4.Smile (6:08)
5.21st Century Common Man (Part 1) (4:49)
6.21st Century Common Man (Part 2) (4:00)
Bonus Tracks;
7.Vigour (4:55)
8.Tyger (Seven Inch Single Version) (4:27)
  
SKŁAD:
Edgar Froese (syntezatory/ gitary)
Christopher Franke (syntezatory/ perkusja elektroniczna)
Paul Haslinger (instr. klawiszowe/ gitary/ fortepian)
Jocelyn Bernadette Smith (wokal „Tyger”, „London”, „Smile”)
Christian Gstettner (sampling)
   
 „Przełomowy” to zbyt „duże” słowo w odniesieniu do trzydziestego albumu w dyskografii Tangerine Dream, zatytułowanego „Tyger” i pochodzącego z roku 1987. Ćwierćwiecze później Esoteric Recordings/ Cherry Red Records zaproponował słuchaczom odnowioną i wzbogaconą edycję o dwie pozycje nagraniowe. Cofając się w czasie do dnia premiery, należy zasygnalizować, że nowe wydawnictwo TD przyniosło pewne zmiany. Jedną, czysto personalną, bo rzeczony album stał się ostatnim występem wieloletniego współpracownika Edgara Froese, Chrisa Franke, który kilka lat później rozpoczął owocną działalność solową, kontynuowaną do współczesności. Druga ze zmian miała charakter stricte muzyczny, wprawdzie epizodyczny dla kariery zespołu, ale przyniosła poważniejsze reperkusje, gdyż na krótko, ale jednak podzieliła sympatyków grupy na grupę koalicjantów i opozycjonistów. Jedni i drudzy dysponowali argumentami, które skwapliwie wykorzystywali do uzasadniania swoich racji. Gdybym miał wskazać swoje miejsce w tym merytorycznym sporze, to znalazłbym się w koalicji, której muzyka z albumu „Tyger” przypadła do gustu. Nie potrzeba Sherlocka Holmesa , żeby dojść do wniosku, że druga część fanów poznając zawartość longplaya kręciła nosem z niezadowolenia. Zapewne czas wyjaśnić, jaki komponent muzyki urósł do rangi powodującej znaczącą rozbieżność zdań. Odpowiedź wydaje się dosyć prosta, bo chodzi oczywiście o partie wokalne, które po raz pierwszy pojawiły się w tak szerokim zakresie na ścieżkach płyty Tangerine Dream. Ich autorką jest uwzględniona w „line-up” Jocelyn B. Smith. Należy przyznać, że wymieniona dama wywarła fundamentalny wpływ na charakter muzyki, gdyż partie wokalne wypełniają aż trzy kompozycje albumu, trwające łącznie ponad 25 minut. Nie są to teksty własne wokalistki, ponieważ tym razem Froese i spółka postanowili stworzyć coś na kształt koncept- albumu, którego kanwą stała się poezja Williama Blake’a (1757-1827), angielskiego poety tworzącego w epoce romantyzmu. Autorzy koncepcji wykorzystali teksty pięciu wierszy pisarza, „The Tyger”, „Smile”, „America a Prophecy”, „The Fly” oraz „London”.  Czytając interpretacje niektórych fragmentów należy wskazać, że mają one ambicje filozoficzne i to ten czynnik stał się powodem, dla którego wykorzystano ich przesłanie jako formę dosyć kontrowersyjnego scenariusza albumu rocka elektronicznego. Obiektywnie trzeba zwrócić uwagę, że J.B.Smith interpretuje słowa utworów poetyckich w pięknej, zmysłowej formie, nadając im specyficzną, intymną nastrojowość, która w zestawieniu z dosyć tradycyjnymi, pozbawionymi cech eksperymentatorskich, elektronicznymi sekwencjami instrumentalnymi tworzy niepowtarzalny do żadnego, innego albumu Tangerine Dream klimat. Dlatego lubię tę płytę, łagodną, spokojną i wspaniale melodyjną. Racje mają jednak adwersarze, stawiając zarzut, że trio instrumentalistów poszło w kierunku komercjalizacji swojej muzyki, stawiając na pewną łatwość odbioru, a rezygnując z poszukiwań czynników awangardowych. Chwilami utwory mają tendencję do sprzyjania gustom pop kultury, ale czy to oznacza rezygnację z nowatorskich założeń TD? Nie odważę się na rozstrzygnięcie kwestii, ale wskażę na dwa aspekty. Po pierwsze artyści po wydaniu „Tyger” rozstali się na kilka ładnych lat z kreowaniem kompozycji rozbudowanych, złożonych, długich czasowo, poświęcając gros swojego czasu na współpracę filmową, a soundtracki zostały niejako ich specjalnością, a grupa zyskała status poszukiwanego partnera przy realizacji licznych obrazów filmowych. Po drugie chciałbym przypomnieć, że Froese wzniecał czasami świadomie artystyczną rewolucję, zaskakując ogół odbiorców. Uczynił tak już w roku 1978 na albumie „Cyclone”, zatrudniając Steve’a Jolliffe’a, grającego na takich, obco brzmiących do tamtego czasu w zestawie z elektroniką instrumentach, jak flet, klarnet, rożek angielski i udzielającego się także wokalnie. Nieco później uprościł strukturę utworów, proponując pop-rock  elektroniczny, bo jak inaczej nazwać część utworów z „Le Parc” czy „Exit”? I co, wydarzyło się coś spektakularnego? Doszło do wybuchu wulkanu? W żadnym razie, po krótkim czasie całość wracało do normy, do kanonu rockowej elektroniki. Zatem podsumowując te rozważania, chciałbym zaznaczyć, że zagorzałym fanem LP „Tyger” nie jestem, ale daleki jestem także od odrzucenia całej muzyki i określania jej w kategorii zdrady artystycznych ideałów. A nawet jeśli uznamy argumenty obrońców „czystości” „mandarynkowego” rocka elektronicznego, to proszę posłuchać bez uprzedzeń inaugurującego album utworu tytułowego. Czy nie jest to piękny kawałek muzyki? Linia melodyczna posiada w sobie niesamowite pokłady urody, kompozycja dosłownie „płynie” dostojnie w przestrzeni przy akompaniamencie dosyć prostych motywów instrumentalnych. W zasadzie można przyznać, że ten song eksponuje głównie czystość i melodyjność głosu Jocelyn Smith, spychając doświadczenie i kreatywną siłę męskiej części składu na dalszy plan. Nie znam odpowiedzi na pytanie, czy taki był rzeczywiście zamiar autorów, żeby przedstawić w ten muzyczny sposób znacząco inny wizerunek grupy na tym konkretnym albumie. Charakter tego nagrania emanuje niezwykłym potencjałem liryzmu i jeżeli ktoś mógłby zgłosić wątpliwości, czy rock elektroniczny potrafi zinterpretować właściwie poezję, ten po wysłuchaniu piosenki, a w zasadzie pieśni „Tyger” może porzucić wszelkie pierwiastki niepewności. Rację zapewne mają ci, którzy formułują zarzut „zdrady” założeń określonych w manifeście artystycznym Tangerine Dream jako twórców gatunku sztuki rockowej, ale przy wszelkich zastrzeżeniach, sądzę, że nie można temu fragmentowi odmówić romantycznego piękna, lekkości struktury i ujmującej łagodności. Znalazłem w pewnych źródłach opinię, że nie tylko cały album, ale także tę kompozycję potraktować należy w kategoriach artystycznej prowokacji, próby wytyczenia granicy pomiędzy tymi słuchaczami, którzy krzykną „kontra”, a tymi, dla których właściwa będzie deklaracja w formie „pro”. Skąd takie podejrzenie? Ano stąd, że Edgar Froese doskonale wiedział, że większość odbiorców muzyki Tangerine Dream reaguje alergicznie na każdą próbę wprowadzenia do konstrukcji kompozycji wokalu. Więc uczynił tak, jak przez całe swoje artystyczne życie, ponownie poszedł „pod prąd”. Już angażując miss Smith zdawał sobie sprawę, że ta nowojorska śpiewaczka jako  artystka rhythm’ bluesowa (!!!) może nie spełnić oczekiwań autorów albumu, zaryzykował jednak i chyba się opłaciło. A powracając do utworu tytułowego, to należy jeszcze nadmienić, że nie tylko ten fragment, także pozostałe składniki longplaya wyróżniają się bardzo harmonijną strukturą, miękkością brzmienia i miłą powierzchownością, flirtując niekiedy z muzyką pop bądź new age. Także najdłuższy na płycie „London” przypomina wieczór poezji śpiewanej z recytacją przechodzącą w formę śpiewaną, a J.B. Smith zachowuje się jak aktorka, dodając swojej kwestii dramatyzmu i indywidualnie interpretując wiersz Blake’a.  Zachwycająca melodia, śliczne tło syntezatorów, zmiana tempa kilkanaście sekund przed granicą pięciu minut, wszystko to układa się w ilustracyjne pasaże, tworzące bogatą mozaikę dźwiękowych barw. A wokalistka prezentuje szeroką paletę możliwości wokalnych, od- jak już wspomniałem- recytacji, przez szepty, aż po zaskakującą moc i stanowczość. Krótko przed dziesiątą minutą następuje dosyć radykalny zwrot, brzmienie nabiera dynamiki i tempa, pojawia się na syntezatorowo- perkusyjnym tle długa i świetna partia gitary elektrycznej. Trzeci w programie „Alchemy Of The Heart”, czysto instrumentalny, o dwucyfrowym „żywocie”, to popis „Nowego” czyli Paula Haslingera, który przedstawia swoją klasę w roli pianisty, a wysokiej jakości akordy fortepianu „biegną” po płaszczyźnie utworu stworzonej brzmieniem syntezatorów oraz syntetycznych instrumentów perkusyjnych, którym trochę brakuje intensywności i rockowego poweru. Ale koncert fortepianowy Haslingera wart jest najwyższej uwagi, a w jego finale, około szóstej minuty, cały utwór nabiera cech epickości. Jego część druga spowalnia bieg muzycznych wydarzeń, wprowadzając prześliczny wątek melodyczny i krajobrazy o różnorodnych dźwiękowych odcieniach „ubrane” w powłóczyste syntezatorowe szaty. Piękny, intymny fragment albumu, zwieńczony skromną, oszczędną partią fortepianu, tak zniewalającą, że słuchacz „połyka” każdą jej cząstkę, otoczony magią. „Smile” to następny wiersz z dorobku W. Blake’a, w wykonaniu wokalno- instrumentalnym Tangerine Dream kojarzy mi się z senną, zmysłową (co za głos) i leniwie płynącą .., a zaryzykuję, balladą. Pozornie niewiele się dzieje, ale wystarczy wyostrzyć zmysły, aby wychwycić z głębokiego tła syntezatorowe sekwencje, nadające kompozycji wyrazisty rytm. W opozycji do niego występuje partia wokalna, jakby uśpiona, powolna i bardziej mówiona aniżeli śpiewana. Ta konfrontacja dwóch „żywiołów” przynosi rewelacyjny, hipnotyczny  rezultat. Dwie części „21st Century Common Man”  posiadają mocno zrytmizowany charakter, perkusyjno- basowy puls, syntezatorową intensywność, a część druga dodatkowo zawiera wyraziste akcenty gitarowe. Nie wiem, czy mam rację, ale wydaje mi się, że konfrontacja dwóch ostatnich akapitów albumu z jego pozostałymi rozdziałami narusza odrobinę spójność materiału, gdyż ten końcowy, instrumentalny  akt sprawia energetyczne wrażenie, dysponuje większą dynamiką i porzuca poetycką nastrojowość poprzedników na liście nagrań. Uczciwie mówiąc oceniam te dwa finalne komponenty płyty nieco gorzej od pozostałych punktów repertuaru.
W edycji Esoteric Recordings pojawiają się jeszcze dwa bonusy, nagranie „Vigour”, do tego czasu nigdzie nieopublikowane, instrumentalny, średnio- szybki kawałek z roku 1992, oraz wersja „Tyger”, zamieszczona pierwotnie na 7- calowym singlu winylowym, dlatego na omawianym wydawnictwie bonus ten „fetuje” swoją premierę na dysku kompaktowym.
Dodatkowo w zestawie znalazł się starannie opracowany esej autorstwa dziennikarza Malcolma Dome’a, liczne zdjęcia w 16- stronicowej książeczce. Nie wolno naturalnie zapomnieć o fakcie technicznym, że album został całkowicie zremasterowany.
Najtrudniejszym zadaniem jest ocena zawartości muzycznej płyty, ale w tym przypadku podjąłem decyzję, że nie będę oglądał się na opinie innych, lecz bazował na własnych odczuciach. A według mnie „Tyger” to klasowy longplay, z doskonale zintegrowanymi warstwami wokalną i instrumentalną. Ta muzyka trafia do przekonania, jest błyskotliwa, nastrojowa i bardzo pastelowa, uwodzi swoją wrażliwością. Moim skromnym zdaniem „Tyger” wyznacza koniec pewnej epoki w twórczości Tangerine Dream, ponieważ na dalszym jej etapie priorytety Edgara Froese i innych członków zespołu uległy radykalnej zmianie, na rzecz kompozycji silnie zrytmizowanych, zdecydowanie krótszych, jakby „przyciętych” do rozmiarów radiowych, tracąc jednocześnie swoją wielowymiarowość. Przyznam, że po wydaniu tego albumu zakończyłem znajomość z dokonaniami zespołu, gdyż preferowany profil stylistyczny przestał mi kompletnie odpowiadać. Dlatego nie śledziłem dalszych losów niemieckiej formacji. Ale „Tygera” mogę polecić każdemu z zamkniętymi oczami.
Ocena 5/ 6
Włodek Kucharek

rightslider_001.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_003.png

Goście

5041552
DzisiajDzisiaj1225
WczorajWczoraj4387
Ten tydzieńTen tydzień16975
Ten miesiącTen miesiąc45203
WszystkieWszystkie5041552
13.59.36.203