BANG YOUR HEAD FESTIVAL - 15-17.07.2010
Pisząc tę relację wiem, że warto było jechać setki kilometrów do Balingen, by zaliczyć festiwal i przekonać się, czym różni się od innych. Na pewno zawitam tam też za rok. Do małego, niepozornego niemieckiego miasteczka, w którym przez trzy lipcowe dni potężne dźwięki płyną ze sceny. Przenikają powietrze i zawracają w głowach maniakom hard’n’heavy, przybyłym z najróżniejszych zakątków Europy.
Dzień pierwszy (15.07.10)
„An Evening Of New Wave Of British Heavy Metal: Roxxcalibur, Blitzkrieg, Demon, Saxon
Pierwszego dnia koncerty odbywały się wyjątkowo w hali, a nie na świeżym powietrzu. Jako pierwszy wystąpił Roxxcalibur - pozycja obowiązkowa dla fanów NWOBHM i szeroko pojętego Heavy Metalu. Udzielają się tu członkowie Savage Grace i nieistniejącego od 2004 roku, power metalowego Viron. Z racji tego, że Roxxcalibur jest cover bandem, panowie zagrali set, składający się z mniej lub bardziej znanych przeróbek z gatunku NWOBHM. To, co wyróżnia ich spośród innych to wyszukany i ciekawy repertuar. Odkopują stare numery mniej popularnych brytyjskich kapel z lat osiemdziesiątych. Zagrali m.in: „Emergency” z repertuaru Girlschool, cover Vardis „If I Were King”, czy klasyczny „Neon Knights” Black Sabbath wykonany w hołdzie zmarłemu Dio.
Kolejną kapelą grającą podczas Warm Up Show była legenda NWOBHM - Blitzkrieg. Zmienna jak szkiełka w kalejdoskopie ekipa Briana Rossa składa się obecnie z następujących członków: Ken Johnson – gitara, Guy Laverick – gitara, Paul Brewis – gitara basowa, Phil Brewis – perkusja. Brian nie zawiódł swoją formą wokalną. Artysta nadal dysponuje głębokim, niskim, demonicznym i przede wszystkim czystym głosem o wspaniałej barwie. Stare kawałki przeplatały się z nowymi, pochodzącymi z ostatniego „Theatre Of The Damned”, wydanego w 2007 roku. Panowie zaprezentowali podczas występu: „The Phantom”, „Theatre Of The Damned”, „Unholy Trinity”, „Pull The Trigger”, „Tortured Souls”. Nie obyło się bez coveru Black Sabbath z czasów Dio - „The Mob Rules”. Pełen energii koncert wojowników NWOBHM zakończył się, znanym z interpretacji Metalliki, samozwańczym „Blitzkrieg”.
Następny zaprezentował się brytyjski Demon, który na swoim koncie ma aż jedenaście albumów. Kapela zabrzmiała trochę mniej agresywnie niż poprzednicy. Połączenie heavy metalu i hard rocka, jakie prezentuje Demon to kwintesencja wręcz idealnej muzyki! Wszyscy z radością zasłuchiwali się w: „Full Moon”, „Night Of The Demon”, „Into The Nightmare”, „Blackhearth” i innych. Po koncercie miałam okazję porozmawiać z wokalistą grupy, Dave’m Hillem oraz resztą kapeli. „Dave, czemu nie zagraliście „Taking The World By Storm?”. Na to reszta załogi zareagowała głośnym śmiechem: „On już nie jest w stanie wyciągnąć takich dźwięków w refrenie!”. Koncert Demon uwieńczony został, jak można się domyślić, coverem Dio, „Starstruck” z repertuaru Rainbow.
Gdy show Demon dobiegł końca, ludzie ustawiali się pod sceną w oczekiwaniu na Saxon. Gwiazda wieczoru i jednocześnie jedna z największych potęg nurtu NWOBHM zaprezentowała się świetnie. Zespół ma w zwyczaju zaczynać koncerty od „Batallions Of Steel”, tym razem było jednak inaczej. Na start usłyszeliśmy starszy o prawie trzydzieści lat numer „Heavy Metal Thunder”. Następnie z lat osiemdziesiątych przenieśliśmy się dekadę później. Poleciało „Dogs Of War”, kolejny saxonowy hymn. Dalej zagrano całkiem urozmaicony, przekrojowy set, z którego najbardziej cieszyły: „To Hell And Back Again”, „And The Bands Played On”, „Strong Arm Of The Law”, no i oczywiście nieodłączne klasyki: „747 (Strangers In The Night)”, „Princess Of The Night”. Na bis zagrali „Crusader” oraz „Solid Ball Of Rock”. Wokalista zapowiedział jeszcze kawałek ku pamięci Dio. Gig zakończył „Denim And Leather”. Kapela na scenie była bardzo wyluzowana. Biff podrygiwał sobie wesoło w rytm muzyki, co mogło być sprawką czerwonego wina, które spijał z chłopakami przed koncertem. Popisywał się swoim niemieckim odliczając głośno: „eins, zwei… FUCKIN’ DREI!”, a słynne „JAWOHL!” brzmiało w jego ustach naprawdę komicznie.
Tym sposobem „Warm Up Show” dobiegł końca. Po koncertach miała jeszcze miejsce rockoteka. Jednak trzeba było zebrać siły na kolejny dzień słuchania muzyki pod sceną. Dlatego opuściłam halę w Balingen.
Dzień drugi (16.07.10)
The New Black, Enforcer, Grand Magus, Forbidden, Sabaton, Loudness, Anvil, Jon Oliva’s Pain, Doro, Darkane, Krokus, Artillery, Hammerfall, Dark Tranquillity
Już o godzinie 10.00 swój występ rozpoczął The New Black, a następnie szwedzki Enforcer. Chłopcy, prócz niezłego warsztatu wokalno-instrumentalnego, dobrze wiedzą, jak poruszać się po scenie. Wywołują istną heavy metalową wichurę. Formacja utworzona w 2004 roku stanowi gratkę dla fanów starej szkoły, jednak słychać też w ich kompozycjach powiew świeżości. Młodzieńczy polot, chęci, energia i humor – oto, czego można się spodziewać po tych szwedzkich metalheadach. „Mistress From Hell”, „Diamonds”, „Walk With Me”, „Evil Attacker” to niektóre z numerów, które usłyszeliśmy w Balingen.
Następny był Grand Magus, kolejny szwedzki heavy metalowy band, niewiele starszy od kolegów - rodaków, bo powstały pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Ich set składał się z dziewięciu mocnych kompozycji, wśród nich były: „Kingslayer”, „Like The Oar Strikes The Water” i „The Shadow Knows”. Kapela wydała w tym roku krążek zatytułowany „Hammer On The North”, z którego poleciały trzy numery.
Legenda Bay Area – Forbidden! Okazali się jednym z najmocniejszych punktów programu drugiego dnia. Reaktywowany niedawno band zagrał doskonale znane thrashowym maniakom kawałki z albumów: „Forbidden Evil”, „Twisted Into Form”, „Distortion”. Poleciał też świeżutki numer z nadchodzącego „Omega Wave”, a mianowicie „Adapt Or Die”. Set nie był długi. Składał się z siedmiu kawałków, wśród których umieszczono cover Black Sabbath „Children Of The Sea”. Dla ciekawych podaję setlistę: „Infinite”, „R.I.P.”, „Step By Step”, „Through The Eyes of Glass”, „Adapt or Die”, „Children Of The Sea”, „Chalice Of Blood”.
Kolejna legenda, tym razem sceny japońskiej – Loudness. Od początku lat osiemdziesiątych prawie co roku wydają coś nowego. Tendencja ta utrzymała się do dziś. W 2010 roku pojawiła się nowa płyta Loudness, zatytułowana „King Of Pain”, z której jednak nie zagrano ani jednego numeru. Usłyszeliśmy natomiast: „Crazy Nights”, „Crazy Doctor”, „Esper”, „Heavy Chains”, „In the Mirror”, „Let It Go”, „S.D.I.” oraz „Loudness”.
Chwilę później na scenie ukazali się chłopcy z kanadyjskiego Anvil. Był to niezwykle radosny, rock’n rollowy koncert. Steve „Lips” Kudlow grając na wiośle wibratorem i strojąc nieziemskie miny podczas śpiewania nieźle rozbawił tłum. Zagrali m.in. „666”, „School Love”, a na końcu genialny numer - „Metal On Metal”. Show wzbogacony został o bębniarskie popisy Robba Reinera.
Jon Oliva’s Pain to obecny projekt byłego frontmana i współzałożyciela Savatage – Jona Olivy, który - oprócz własnych kompozycji - zagrał mnóstwo numerów macierzystej kapeli. Z repertuaru Savatage usłyszeliśmy: „Gutter Ballet”, „Chance”, „Jesus Saves”, „Sirens” i „The Dugeons Are Calling”. Nie obyło się bez coveru Rainbow „Rainbow In The Dark”.
Po tym występie zbliżał się koncert Doro. Rodziło się tu pytanie, na ile setlista składać się będzie z kawałków Warlock, a na ile z solowej twórczości Doro? Jak się okazało – została ona rozdzielona po połowie. Z warlockowych staroci usłyszeliśmy: „I RuleThe Ruins”, „Earthshaker Rock”, „Burning The Witches” i szlagier, bez którego nie mógłby się odbyć koncert Doro „All We Are”. Z solowych płyt artystki mieliśmy sposobność wysłuchać: „You're My Family”, „Running From the Devil”, „Für Immer” i „Always Live To Win”. Doro zaśpiewała także dwa covery: Dio – „Egypt (The Chains Are On)” oraz Judas Priest „Breaking The Law”, który rozpoczął się wręcz balladowo, a skończył iście heavy metalowo. Dziewczyna nadal świetnie wygląda i dysponuje głosem, który dosłownie burzy mury. Jej koncerty to duże przeżycie.
Wieczorem zagrał Krokus. Kapela poczęstowała nas wyśmienitym setem, z którego odstawał jedynie cover „American Woman”. Z nowej płyty „Hoodoo” usłyszeliśmy „Rock N Roll Handshake”, tytułowe „Hoohoo Woman” i cover Steppenwolfa „Born To Be Wild”. Zabrakło najlepszej, najbardziej melodyjnej kompozycji z ostatniego krążka, czyli „Too Hot”. Dostaliśmy natomiast inną balladę, wspaniałe „Screaming In The Night”. Niestety na żywo nie wypadło to tak przejmująco, jak na płycie. Koncert nie mógłby mieć miejsca bez znanych przebojów: „Tokio Nights”, „Bedside Radio”, „Easy Rocker”! Podczas jednego numeru ze specjalnej maszyny wystrzeliła fontanna srebrnych folijek. Mieniąc się w powietrzu sprawiały wrażenie srebrnego deszczu padającego na głowy publiczności. Krokus zagrał jeszcze „Long Live Rock N’ Roll” ku czci Dio.
Dzień trzeci (17.07.10)
Toxin, Savage Grace, Bullet, Sacred Steel, Hades, Treat, Fates Warning, The Quireboys, Nevermore, Dew-Scented, Queensryche, The Haunted, Twisted Sister, Destruction
… rozpoczął się od koncertu Toxin. Później zagrał Savage Grace. Za perkusją zasiadł Neudi z Roxxcalibur. Reaktywowane niedawno Savage Grace uraczyło nas prawdziwie heavymetalową ucztą. Prócz własnego repertuaru zagrali cover Judasów „Exciter”, podczas którego publiczność rozszalała się na dobre. Poleciały stare numery z pierwszego okresu Savage Grace, a także jeden numer z najnowszej EP-ki: „Into The Fire”. Reszta setlisty to: „Bound To Be Free”, „After The Fall From Grace”, „We Came, We Saw”, „We Conquered”, „Master Of Disguise”, „The Dominatress” oraz „Sins Of The Damned”.
O godzinie 11:45 dostaliśmy dowód na to, że warto zainteresować się współczesną szwedzką sceną hard’n’heavy – Bullet. Zespół ma w swej dyskografii dwa albumy. Setlista była dość przewidywalna. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie poleciał kawałek „The Rebels Return”, jeden z najmocniejszych punktów płyty „Bite The Bullet”. Kapela zagrała dwa bisy: „Roadking” oraz „Bang Your Head”, idealnie pasujący do okoliczności. Publiczność żywo reagowała na dobrze znane numery. Wraz z kapelą odśpiewano „Dusk Til Dawn” i „Heading For The Top”. Hell Hofer to genialny frontman, a jego specyficzna barwa głosu, przypominająca nieco wokal Briana Johnsona, dosłownie wgniata w ziemię!
Kolejny koncert to Hades. Ci heavy thrashowi wyjadacze wysmażyli konkretny set, składający się z kilkunastu numerów. Warto było zobaczyć ich występ ze względu na „Nightstalkera”! W setliście znalazł się również cover Black Sabbath. Panowie z Hades wybrali numer „Voodoo”.
W końcu coś dla fanów lżejszego grania. Treat (znowu Szwecja). Była to chyba najbardziej melodyjno - rockowa pozycja na tym festiwalu. Słysząc niektóre kawałki nie sposób było ustać w miejscu. Melodie były na tyle chwytliwe, że od razu zapadały w pamięć. Z okazji wydania nowego albumu - „Coup De Grace”, Szwedzi zaprezentowali cztery utwory z tego longplaya. Były to: „The War Is Over”, „Paper Tiger”, „We Own The Night” i „Skies Of Mongolia”. Z poprzednich albumów usłyszeliśmy „World Of Promises”, „Sole Survivor”.
Już podczas koncertu Treat pogoda zaczęła się psuć. Gdy Szwedzi skończyli grać rozpadało się na dobre i koncert Fates Warning nie cieszył się przez to dużą frekwencją. A szkoda, bo każda minuta tego niezwykłego show była warta wysłuchania. Koncert rozpoczął utwór „One” z płyty „Disconnected”. Dalej pojawiły się m.in: „Life in Still Water”, „We Only Say Goodbye”, „The Eleventh Hour”. Największe jednak wrażenie zrobił na mnie numer „Through Different Eyes” zagrany z takim wyczuciem i wrażliwością, że po plecach przebiegały ciarki. Miłą niespodzianką było zagranie na bis numeru „Monument”.
Chłopaki z The Quireboys grają tryskającą optymizmem i szczerością muzykę z feelingiem lat siedemdziesiątych. Bez zbędnych bajerów i udawania!
O 21:10 nadeszła pora na gwiazdę dnia trzeciego, a nawet całego festiwalu, czyli Twisted Sister. Panowie wyskoczyli na scenę w charakterystycznych ciuchach. Dee Snider oczywiście nie zapomniał swej słynnej blond peruki. Ten, kto wątpi w to, że Twisted Sister oprócz hard rocka potrafi zagrać prawdziwy heavy metal, powinien usłyszeć ich na żywo. Mam wrażenie, że na koncercie Twisted Sister pod sceną znaleźli się ludzie z całego festiwalu. Tłok był taki, że trudno było złapać oddech! Show trwał trochę poniżej dwóch godzin, za to setlista była wyborna. Kolejno poleciały: „Come Out and Play”, „The Kids Are Back”, „Stay Hungry”, „Captain Howdy”, „Shoot 'em Down”, „You Can't Stop Rock 'n' Roll”, „The Fire Still Burns”, „I Am (I'm Me)”, „We're Not Gonna Take It”, „The Price”, „I Believe in Rock 'n' Roll”, „Burn In Hell” plus drum solo, „I Wanna Rock” i bisy: „Under The Blade”, „Long Live Rock'n'Roll” Rainbow i na koniec „S.M.F”.
Po koncercie Twisted Sister czerń nieba rozdarły fajerwerki. Czy to był koniec festiwalu? Nie! W hali obok czekał Schmier z ekipą, czyli Destruction! Niewiele osób dotrwało jednak do tego koncertu. Niemniej, warto było zostać na Destruction i przekonać się, jaka to potęga na żywo!
Bang Your Head Festival to nie tylko koncerty. Na uczestników czekały też inne atrakcje. Olbrzymia giełda płytowa z trudno dostępnymi CD, winylami, a nawet kasetami. Stoiska z całą masą metalowych gadżetów, od koszulek po rozmaite bibeloty z logami kapel. Pozostaje nam tylko czekać na kolejną edycję.
Martyna „AC” Palmowska