Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 91sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

STEEL PANTHER - Warszawa, 24.02.2014

Steel Panther – Klub Proxima, Warszawa, 24 luty 2014

Los Angeles w latach ’80 stało się mekką dla wszelkich hair metalowych kapel. Kilka nawet przeniosło się tam z innych części świata jak chociażby szwedzki Shotgun Messiah. Jednak z nadejściem lat ’90, za wyjątkiem kilku legendarnych kapel, większość „pudli” niestety odstawiła metal. Ta muzyka wtedy bez powrotnie zmieniła się na coś na wzór pomieszania grunge i metalu. Motley Crue wydawało coraz to gorsze płyty, heavy metalowe Twisted Sister rozpadło się w 1988 roku, Guns ‘N Roses też zaczęło się rozchodzić po swoich monstrualnych trasach koncertowych… Wydawało by się, że ta muzyka umiera. Aż do 2000 roku, kiedy to czwórka śmiałków powołała do życia kapelę o nazwie Danger Kitty. Po kilku zmianach nazwy, nagraniu jednej płyty postanowili zmienić nazwę na Steel Panther. Nie wiedzieli jednak, że zwiastuje im to międzynarodową karierę.

Kiedy został wydany album Feel The Steel ludzie nie za bardzo wiedzieli co się dzieje. Kawał genialnego heavy metalu, zagrany z hair metalowym polotem, czterech kolesi wyglądających jak Bon Jovi z okresu świetności. Do tego należy dodać świetne teledyski i parodię „Behind the Music” w której światowe sławy rocka wypowiadają się o Steel Panther. No bo, jeśli tworzysz historię, według której kapela powstała w 1983, ale została wygryziona z biznesu, sukces nie może się nie udać. Teraz zespół ma już 3 doskonałe płyty na koncie, świetne teledyski, ogromne kontrakty i coraz więcej cycków na koncertach. No więc, jakże mogło być inaczej w naszym kraju.

Przede wszystkim należy zacząć od tego, że koncert odbił się ogromnym echem w naszym kraju. Cały gig odbywał się w studenckiej Proximie, co moim zdaniem było sporym atutem. Dosyć kameralne miejsce, szczególnie jak na taki koncert. Bilety były wyprzedane już kilka tygodni przed samym występem, więc finansowo wszystko się zgadzało. Co ciekawe wstępem do samego koncertu było Number of the Beast Iron Maiden. Nie wiem czy był to specjalny zamysł kapeli, czy dźwiękowca, tak czy siak fajny zabieg. Jednak od momentu jak Steel Panther wyszło na scenę, cały klub oszalał. Zaczęli szlagierem Eyes of The Panther. Tryskający testosteron ze sceny strzelał w twarz każdej lasce przy barierkach (gra słów zamierzona J). Pomijając fakt, że każdy utwór Steel Panther traktuje o imprezowaniu i dupczeniu lasek, to zrobili tak naprawdę pełen przekrój przez najlepszą swoją twórczość. Było Tomorrow Night, było legendarne Asian „Smells like Sushi” Hooker, czy jeden z ich ostatnich hitów Party Like Tomorrow is the End of the World. Po miażdżącym Let Me Cum In satchel musiał popisać się swoimi umiejętnościami wioślarskimi i wykosił solówkę a la Eddie Van Halen. Miłym akcentem na początku koncertu była lekcja polskiego gitarzysty, który zaprezentował fanom jakie słowa umie powiedzieć w naszym ojczystym języku : „cycki i cipski”. Naprawdę, to było warte grzechu !!!!

Kolejną zajebistą akcję było wykonanie Gold Diggin Whore, podczas którego około 20 czy 30 dziewczyn z tłumu weszło na scenę i co poniektóre pokazywały cycki. (Etykieta koncertów Steel Panther generalnie nakazuje pokazywanie cycków przez laski w każdym momentach. Szczególnie, gdy te siedzą na ramionach swoich facetów). Niekiedy miałem wrażenie, ze połowa kobiet weszła ze swoimi mężczyznami a jeden występ Steel Panther wystarczy, żeby odnieść wrażenie, że są wyzwolonymi, rozochoconymi singielkami :P Kolejny kawałek It Won’t Suck Itself, wywołał gigantyczny aplauz publiczności. W gruncie rzeczy chyba z każdym kawałkiem tak było, że publika śpiewała niemalże każdy refren i zwrotkę. Ale tak to jest, jak ktoś tworzy same przeboje J.

Pierwsza część koncertu zakończyła się legendarnym Death to All But Metal w doskonałym wykonaniu. Po tym przyszedł czas na bis. Steel Panther wywoływane wielokrotnie, wróciło aby zagrać chwytające za serce Community Property, później kultowe 17 Girls In a Row (mój faworyt!) i finalnie idealny numer na zakończenie imprezy Fuck All Night (Party All Day), który już ostatni raz tego wieczoru poderwał ludzi do szaleństwa

Podsumowując, szczerze i zupełnie nie przekłamuję – był to jeden z najlepszych gigów ostatnimi czasy. Steel Panther udowadnia na każdym kroku, że oprócz bycia cholernie zabawnymi kolesiami, są także niesamowitymi muzykami i machinami koncertowymi. Kto nie był, niech żałuje. Hail Cipskis !!!

Mateusz Borończyk

rightslider_003.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_005.png rightslider_001.png

Goście

5361304
DzisiajDzisiaj749
WczorajWczoraj2656
Ten tydzieńTen tydzień749
Ten miesiącTen miesiąc10880
WszystkieWszystkie5361304
98.84.18.52