ILLUSION - Gdynia - 03.11.2015
Illusion - Klub Pokład - 3 grudnia 2015
Gdyński klub Pokład to miejsce zlokalizowane w centralnej części miasta i chyba dość dobrze znane mieszkańcom. Wieść niesie, że bardzo dawno temu serwowano tu zestaw obowiązkowy, a mianowicie do piwa zawsze należało zamówić placki ziemniaczane. A może to tylko plotki? Na szczęście czasy się zmieniły, piwo jest bez dodatków, a my przecież zupełnie nic się nie postarzeliśmy od tamtej pory. Miejsce ciekawe i raczej przeznaczone na kameralne koncerty z tak zwaną duszą. Fani nie zawiedli. Klub powoli wypełniał się po brzegi. Przekrój wiekowy momentami wręcz zaskakujący. Kolejka długo się nie kończyła co spowodowało nieznaczny poślizg. Dzisiejszy wieczór miał być swoistą podróżą w czasie do rockiem płynących lat 90tych. Gorąca atmosfera prognozowała rewelacyjną zabawę. I tak też się stało. Pomysł z odegraniem całej „Trójki” okazał się być trafiony w dziesiątkę. Kolejne utwory spadały ze sceny jak urodzinowe prezenty. Drewniana podłoga aż drżała od brzmienia gitar i szalonego tańca wytartych glanów. Publika szalała. To było prawdziwe wyzwanie dla tego klubu. Wyzwanie warte poświęceń. Pierwsza część koncertu dość oczywista, a jednak przyjęta z wielkim sentymentem. Tomek Lipnicki jak zawsze w pełni wyluzowany. Temu Panu to chyba się poszczęściło bo jakość i brzmienie wokalu od lat niezmienne. Poczucie humoru również. Fani utwór po utworze wtórowali liderowi wyśpiewując bez zająknięcia całe zwrotki. Jedna z kompozycji znacząco zadedykowana zmarłemu kilka dni temu producentowi, Tomaszowi Bonarowskiemu. Kilka słów uznania to gest prosto z serca. Lekko odświeżona aranżacja "Nowhere" absolutnie nie wywołała negatywnych opinii. Może tylko chwilę grozy samą zapowiedzią, ale było dobrze. Dynamiczna, ponadczasowa „Vendetta” sprawiła, że Pokład mało nie ruszył w morze, a romantyczny „Choćby Jęk” wyciszył, uspokoił rozgrzane towarzystwo. Ale nie na długo. Koniec „Trójki” nie oznaczał zakończenia setu. Nawet chwilowe problemy ze sprzętem nie wymusiły przerwy technicznej, wiec jedziemy dalej. Druga cześć koncertu to już mozaika utworów z kilku różnorodnych krążków. Bardzo głośno odśpiewany utwór „Solą w oku” w obecnej sytuacji politycznej okazuje się być orężem, przywodzącym na myśl lata, o których już nie chcemy pamiętać. Publiczność przyjmowała ochoczo zarówno starsze kompozycje, jak i te z bardzo udanej według mnie, zeszłorocznej płyty „Opowieści”. Chwila przerwy i ostre słowa skierowane do osoby nie odpowiednio zachowującej się na sali. Czyżby komuś puściły nerwy? Trudno powiedzieć ponieważ widoczność ograniczały mi klubowe ozdobniki. W każdym razie Tomek jasno określił swoje zdanie na temat agresji oraz pijaństwa, a własną wypowiedź potraktował jako zapowiedź „Na luzie” czyli kawałka, którego podobno właśnie dziś grać nie mieli. Swoją drogą ciekawe czy to prawda. To jak było Panowie z tą setlistą? Na zakończenie jeszcze jedna szansa na wyskoczenie z butów czyli odegrany na bisy „Nóż”, a po nim o niebo spokojniejszy kawałek „Tylko”. Ostatni utwór był poniekąd tłem do crowd surfingowych popisów zarówno przypadkowych osób jak i samego basisty Jarka Śmigiela. Powroty do rzeczywistości po takich udanych podróżach bywają trudne. Jeszcze chwilę potrwało zanim publiczność zrozumiała, że to już wszystko na dziś i grzecznie lub niegrzecznie udała się do miejsc zamieszkania zwanych domami. Cieszy mnie niezmiernie, że nadal jest aż tylu sympatyków rockowego grania. Mniej cieszy mnie to, że teksty Illusion zaczynają być znowu na czasie bo to by oznaczało, że historia kołem się toczy i nie wróży nic dobrego. Uznajmy je wiec za ponadczasowe i cieszmy się chwilą.
Małgorzata "Margit" Bilicka