Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

DOCKMETAL - Gdańsk - 14-15.03.2015

 

Dockmetal - Klub B90, Gdańsk - 14-15 marca 2015

DZIEŃ PIERWSZY

14 marca po raz pierwszy w Gdańsku  miała miejsce edycja klubowego festiwalu metalowego pod szyldem DOCKMETAL. Należy oddać honory pomysłodawcy za inicjatywę, jednocześnie mając nadzieję na kontynuację i stały rozwój pomysłu w kolejnych latach. Pierwszego dnia wystąpiło kilka zespołów, ale nie ukrywam, że danie główne, na które się szykowałem to inkarnacja znanego wszem i wobec amerykańskiego DEATH. W ramach wstępu dodam, że nie miałem okazji posłuchać Mass Insanity i Thunderwar. Wejście do klubu rozpocząłem w momencie gdy weterani LOUDBLAST trzepali 3 kawałek. Nie zatrzymałem się dłużej by wsłuchać się w repertuar Francuzów, więc za wiele nie mogę powiedzieć o ich występie. Patrząc na charakter ich gry i sceniczną prezencję mogę stwierdzić, że na pewno było oldschoolowo. Publika dopisała i żywiołowo reagowała na odzywki Stephana Buriez’a, który nie szczędził ciepłych słów oddanym fanom. Wartym podkreślenia jest również przygotowanie przez organizatora dwóch scen, które naprzemiennie prezentowały kolejnych wykonawców, co przypomniało mi od lat tradycyjną i sprawdzoną formułę festiwali w różnych krajach. Pozwalało to na ciągłość obcowania z muzyką i jednocześnie eliminację dłużących się przerw między następnymi kapelami. Niestety nim się zorientowałem, to ABYSMAL DAWN już kończył swój koncert, ale ten także należał do udanych. Mięsiste i klarowne brzmienie, świetnie wypełniało postoczniową halę B90. Kwartet z Los Angeles potwierdził swoją jakość i nie można było się czepiać o cokolwiek. Były fajne solówki, dobrze wkomponowane w gęste riffy, oparte na motorycznej perkusji. Na małej scenie udało mi się zobaczyć większą część występu Calm Hatchery. Przy swej gęstej siekaninie wypadli bardzo czytelnie i z kopem. Szczepan na wokalu to prawdziwa ciekawostka. Choreografia, której trudno było nie zauważyć, przywodziła na myśl plemienne tańce rytualne jakiegoś obłąkanego wojownika. Miejscami może nawet  frontmana Suicidal Tendencies. Zwarty, równy i energetyczny show, który należy zapisać na plus słupszczanom. I w końcu przyszedł czas na gwiazdę wieczoru. DEATH, który wspiera się dopiskiem TO ALL, miał tym razem silną sekcję rytmiczną w postaci Steviego DiGiorgio na basie i Gene Hoglana za bębnami. Podkreślałem już kilkukrotnie, że jeśli Bóg istnieje to przywdział tego wieczoru wizerunek niesamowicie utalentowanego basisty. Amerykanin wyglądem niemal jakby wycięty z czasów „dzieci kwiaty” posiłkował się dwiema pięknymi … gitarami. Jedna z większym zestawem strun, a druga pozornie skromna z zaledwie trzema, była śmiercionośnym narzędziem. Trudno nawet opisać, jakie to było spektakularne. Palce biegały jak po gryfie skrzypiec.  Piekielnie wyrafinowane partie, porażały po całości.  Lata scenicznych doświadczeń dobitnie pozwalają określić DiGiorgio jako ikonę tego instrumentu. Przy nim wielu z renomowanych kapel to raczkujący festyniarze. Pochodzący ze stanu Illinois muzyk, gaworzył celnie z publiką i co rusz przedstawiał krótkie historie związane z Chuckiem Schuldiner’em. Nie będę przedstawiał setlisty, bo takową łatwo odnaleźć w Internecie przy okazji tej europejskiej trasy. Nacisk hitów położono na „Human” i „Symbolic”, ale nie zabrakło utworów z „Spiritual Healing”, „Individual Thought Patterns” i ostatniej studyjnej produkcji. Było totalnie głośno, ale przy tym fantastycznie selektywnie i z wielkim rozmachem. Licznie zgromadzona publiczność skandowała w przerwach nazwę zespołu i pogowała cały czas w centralnej części pod sceną. Hoglan, znany ze swej postury, nawet na chwilę nie dał wątpliwości, że upływ czasu może wpłynąć na jego znakomitą formę. Wykrzykiwał zza perkusji swoje słowa uznania i pasji w kierunku oddanych fanów. Na dwa utwory nastąpiła zmiana w osobie wokalisty/gitarzysty i utalentowanego Maxa Phelps’a zastąpił lider niemieckiej Obscura i Thulcandra Steffen Kummerer. Brawurowo i pieczołowicie odegrane klasyki mimo nieobecności Schuldinera, w jakiś niematerialny sposób unosiły ducha jego osoby w misterium jakie przygotowała wybornie spreparowana supergrupa. Ponowię słowa mojego przyjaciela „(…) koncert był mega, z Chuckiem byłby giga!!!”. Podpisuję się pod tymi słowami i gdy kapela powróci z kolejnym składem celebrując bogatą spuściznę niegdyś uśmiechniętego chłopaka z Florydy, z pewnością pójdę posłuchać ponownie bo to absolutnie unikalna szansa. Dziękuje za uwagę…

Autor: Sławomir Nietupski

DZIEŃ DRUGI

Większość festiwali kojarzy mi się z pudełkiem czekoladek. Zestawy są różne. Czasem ilość cukierków powala. Niestety smak nie jednej z nich potrafi dobić jak pierwszy kęs czekolady przywiezionej zza wschodniej granicy. Ble… mdli mnie na samo wspomnienie z dzieciństwa. Są jednak zestawy mniejsze, starannie wyselekcjonowane, złożone z najlepszych składników. Tak właśnie widzę DOCKMETAL. Skąd to porównanie? Tak mi przyszło do głowy po przeczytaniu wywiadu z  Blitz’em. Wiedzieliście, że ten energetyczny wokalista posiada w New Yersey sklep z czekoladą? I niekiedy nawet staje w nim za ladą? Ciężko to sobie wyobrazić hehe. A więc do rzeczy. Druga doba pod szyldem Dockmetal to mała scena: Repulsor, War-saw, Rusted Brain oraz duża: Suborned, Methedras, SANCTUARY i OVERKILL. Fajnie jest obserwować publikę przemieszczającą się grzecznie z jednej sali do drugiej. Bardzo dobre rozwiązanie z tym zazębieniem. Lepsze to niż przestępowanie z nogi na nogę w trakcie oczekiwania na przepięcie. Mała scena to rodzime kapele wyłonione w klubowym konkursie z pośród kilkudziesięciu zgłoszeń. Polska pokazała się z bardzo dobrej strony. Publika dość gęsto wypełniała mniejsze pomieszczenie szczególnie przy dwóch ostatnich bandach. Ale nie ukrywajmy, większość zainteresowanych pojawiła się w klubie bliżej godziny S i O.  I na tym się głównie skupimy. Zanim na dużej scenie pojawiły się gwiazdy mieliśmy okazję zapoznać się z dwiema innymi formacjami. Pierwsza to szwajcarski Suborned. Znakiem szczególnym był damski, mocny thrash metalowy wokal z obszaru Arch Anemy. Pani ze sceny nie straszyła a nawet wręcz przeciwnie. Słuchało się dobrze, ale to wszystko.  Kolejny band to Methedras rodem z Włoch. Ta nazwa istnieje na rynku jakoś od 1996 więc dało się zauważyć ogranie i lepszą komunikacje między instrumentami. W sumie połączenie thrash metalu z elementami klasycznego death nawet mi odpowiada.  Zakrwawione fartuchy z zakładu psychiatrycznego trochę mniej.  Jakieś to takie oklepane.  Ocena  ogólna jednak bardzo pozytywna. Czas na danie główne i deser.  Myślę sobie, że konfiguracja dwóch głównych bandów spokojnie mogłaby się zmieniać na każdym koncercie. Ciężko określić kto tu był naprawdę gwiazdą a ocena tej kwestii chyba zależy tylko i wyłącznie od osobistych preferencji słuchaczy. Tak czy inaczej SANCTUARY zagrało genialnie. Scena wręcz obudziła się, zabłysnęła jak po długim śnie. Zaczęli efektownie „Arise and Purify” a całość składająca się z dziesięciu utworów zawierała miedzy innymi „Seasons of Destruction”, „Die for My Sins” czy mniej energetyczny „The Year the Sun Died”. Nie zabrakło też ostatniej płyty a z niej usłyszeliśmy” Frozen”. Koncert znakomity, a biorąc pod uwagę informacje, że Warrel Dane był przeziębiony, uważam że dał radę lepiej niż nie jeden w pełni sił. 

A OVERKILL? „Armorist” - pierwszy numer to ostry strzał, kwintesencja ich kompozycji. Szybkie, bezkompromisowe riffy, które Dave Linsk wyrzuca z prędkością serii z karabinu maszynowego. Tuż obok  Derek Tailer podążający w tej samej gitarowej gonitwie. „Gdańsk jak się macie” - Blitz integruje się z publicznością. Jednocześnie podkreśla w Necroshine , że jest w świetnej formie. Wysokie tony jego wokalu w tym utworze przeszywają na wskroś. Nie zabrakło też znaku rozpoznawczego czyli rytualnych wybiegów do mikrofonu. Kto ich kiedykolwiek widział na scenie, wie doskonale o czym mówię. Ponadto znakomite partie D.D. Verniego, ciężkie brzmienie basu dobrze znane ze wstępu do Horrorscope. Jeszcze trochę integracji? "Dobrze być w Gdansku - mówi Blitz - w Waszym pięknym pieprzonym mieście. Dzięki za zaproszenie. Jesteśmy tu pierwszy raz, ale nie pierwszy raz w Polsce. Pierwszy raz w Polsce był w roku 1987. To było jeszcze zanim urosły mi włosy na jajkach”. Czy to możliwe? Hehe Podsumowując set bardzo przekrojowy zawierający tylko dwa utwory z nowej płyty. Koncert dobrze nagłośniony choć w pierwszej części wokal lekko schowany za brzmieniem gitar. Jeszcze „Elimination” i klasyczne zakończenie spektakularnym „Fuck You”. Co takiego ma w sobie ten kawałek, że jak otwornica  wwierca się w mózg? Zostaje w nim potem na minimum kilka godzin. A mama mówiła, żeby nie przeklinać haha

Autor: Małgorzata „Margit” Bilicka

  

14 marca 2015 r.

DEATH TO ALL (USA)
ABYSMAL DAWN (USA)
LOUDBLAST (FRANCJA)
MASS INSANITY (Chojnice)
THUNDERWAR (Warszawa)
CALM HATCHERY (Słupsk)

 

15 marca 2015 r.
OVERKILL (USA)
SANCTUARY (USA)
SUBORNED (SZWAJCARIA)
METHEDRAS (WŁOCHY)
REPULSOR (Gdańsk)
WAR-SAW (Warszawa)
RUSTED BRAIN (Warszawa)

  

rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5054803
DzisiajDzisiaj2336
WczorajWczoraj3081
Ten tydzieńTen tydzień8282
Ten miesiącTen miesiąc58454
WszystkieWszystkie5054803
3.129.70.157