Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Nowy numer

hmp 89sm

Szukaj na stronie

HMP Poleca

pandemic m

HEAVY WARSAW FEST - Warszawa - 30.01.2016

Heavy Warsaw Fest - Klub Fugazi - 30 stycznia 2016

Sporo mamy wydarzeń typu Woodstock, Ursynalia itp., gdzie przez kilka dni mamy zestaw znanych i dobrych zespołów, jednak mało jest u nas takich, na których jednego dnia grają gwiazdy. Ostatnio była impreza, na której gościliśmy na jednej scenie Samaela, Obituary, Carcass i Voivod i bez wątpienia była udana, jednak przydałoby się też coś dla fanów nieco lżejszych brzmień. Do takiego wniosku doszedł Klub Fugazi, który zorganizował Heavy Warsaw Fest i trzeba przyznać, że był to pomysł dobry.

Zacznijmy od spraw organizacyjnych. Klub sam w sobie jest spory, ale scena ogromna nie jest, także muzycy nie mają wielkiego pola manewru, by poszaleć i swobodnie poruszać się po scenie.  Z poziomu baru, jeśli ktoś wolał zostać na swoim miejscu i z dala słuchać koncertu to mógł się poczuć rozczarowany, ponieważ nic nie było słychać i można było jedynie posłuchać utworów puszczanych przez klub z taśmy, ale jednak to nic w porównaniu z tym, co działo się na scenie.  Minusem były długie kolejki do toalety, która przez kilka osób była niemożliwa do użytku, oraz to, że klub nie przewidział chyba tak dużego zainteresowania i piwo w wersji kuflowej szybko się skończyło, a miało być jeszcze after party. Jednak największym problemem okazała się kwestia organizacyjna koncertu na skutek, czego, wszyscy grali około godzinę później niż powinno.

Pierwsza edycja obfitowała naprawdę w wyśmienite kapele: Korpus, Hellhaim, Hetman i Scream Maker, które na tym koncercie miało oficjalną premierę swojego nowego albumu Back Against The World, który odegrali w całości.  Pomimo, że Korpus czy Hetman to kapele istniejące jeszcze w latach 80, to jednak dziś mogą być trochę zapomniani i nie każdy mógł ich kojarzyć, a jak wiadomo Ci, co grają, jako support nie zostają nam w pamięci na długo. Zwłaszcza ta kapela, która idzie na pierwszy ogień, najczęściej nie porywa i nie ma na niej tłumów. W tym przypadku było jednak zupełnie inaczej. Korpus, który wystąpił, jako pierwszy, szybko po kilku utworach porwał tłum i cała sala bawiła tak jak by to była już gwiazda wieczoru, a trzeba wspomnieć, że przekrój osób był dość spory i było od młodzieży po starszych ludzi, którzy mimo sędziwego wieku ewidentnie dobrze się bawili, że nawet tańczyli wraz z wnukami. Zabawa była tak przednia, że czas szybko zleciał i ciężko było się pogodzić, z tym, że Korpus zszedł ze sceny.

Jako drugi wyszedł Hellhaim i jego występ udał się połowicznie. Faktem jest, że publiczność stała się jeszcze bardziej ruchliwa, do tego stopnia, że nastrój udzielił się wokaliście zespołu, który poszedł w pogo z publicznością, a potem rzucił w stronę publiczności statyw od mikrofonu, lecz nikt nie zabrał go ze sobą, było też nawet konfetti.  Jednak z drugiej strony Hellhaim nie bardzo pasował do klimatu imprezy, Hellhaim zaprezentował kawałki dużo mocniejsze od dotychczasowych jak np. „Ostatni Szwadron czy Jekyll & Hyde” i na tle pozostałych kapel nie pasował, co odbiło się na tym, że na Hellhaimie było najmniej ludzi, pustki były bardzo widoczne i jedynie przy samej scenie grupka oddanych fanów urządziła sobie wspomniane ściany śmierci i bawiła się przy black metalowych dźwiękach Hellhaimu. Hellhaim, co prawda miał na względzie fanów klasycznego heavy metalu przygotowując cover utworu Breaking The Law, jednakże był on, co najwyżej poprawny i nie zrobił tak dużego szumu jak zazwyczaj i nie przyciągnął nikogo, kto akurat stał przy barze.

Przedostatnim zespołem był świętujący w tym roku 25 – lecie działalności Hetman, który co ciekawe swój pierwszy koncert miał również w Fugazi, które wtedy jednak było na Woli i na niego stawiło się najwięcej ludzi, znów było widać, że nie tylko jedno pokolenie zna Hetmana i na niego chyba wszyscy jednak najbardziej czekali, a jak wybrzmiał „Czarny Chleb i Czarna Kawa”, to nie było na sali nikogo, kto by nie śpiewał refrenu, a nogi same nie szły w ruch przy rytmie tego klasyka, na dodatek zespół przygotował dwa covery w postaci Highway To Hell i Whole Lotta Rosie, na którym nawet wokalista nie szczędził sił i mimo zmęczenia i widocznego potu piał niczym świętej pamięci Bon Scott. Publiczność nie chciała wypuścić Hetmana i domagała się bisu, lecz niestety czas gonił, więc bis już się nie odbył.

Lecz teraz zaczęło się prawdziwe święto heavy metalu, bo na scenę wszedł Scream Maker, choć na ich koncercie było mniej ludzi niż na Hetmanie, ale atmosfera była taka, jakiej każdy by chciał, nawet w stronę muzyków poleciał stanik na scenę, co dziś już raczej nie jest tak często spotykane. Scream Maker tym koncertem otworzył swoją trasę koncertową promującą nowy album i trzeba przyznać, że na żywo ten materiał się broni i nawet niektóre kawałki, były zagrane ciężej niż na wersji studyjnej jak np. „Signs in the sky” a takie kawałki jak tytułowy „Back Against The World” czy singlowe „Far Away” publiczność szybko podchwyciła i śpiewała razem z Sebastianem, ewidentnie nowy album obfituje w potencjalne szlagiery. Scream Maker, jako jedyny tego wieczoru bisował i zaczął od żelaznego klasyka w postaci „Wasted Years” i podobnie jak u Hetmana nie było nikogo, kto by był obojętny na ten szlagier, potem poleciały 3 kawałki z EPki, którą w Chinach Scream Maker wydał, jako pełny album i na tym koncert się skończył. Ciekawe wykonanie było pierwszego przeboju w historii zespołu pt. „We Are Not The Same”, w którym wokalista zmienił trochę linię melodyczną refrenu, nie wyciągał tak wysokich dźwięków, może oszczędzał też gardło po tym jak cały koncert dawał z siebie wszystko, do tego stopnia, że zachwycił żeńską część publiczności zdejmując z siebie koszulkę, lecz refren We Are Not The Same brzmiał bardziej jak deklamacja, faktem jest też, że czas płynie, a głos na przestrzeni lat się zmienia i czasem zmiana aranżacji jest logiczna, jednak znający studyjną wersję na pamięć mogli odczuć pewien niedosyt.

Co do warstwy dźwiękowej, również istotnej, akustyka sali była naprawdę świetna, akustycy wykonali kawał dobrej roboty, choć na bisowym Deliverance Scream Makera, jedna gitara została dość mocno przyciszona lub coś poszło nie tak, to poza tym zapewnienie wrażeń dźwiękowych stało na wysokim poziomie i nikt nie był rozczarowany.

Heavy Warsaw Fest jak na pierwszą edycję wypadł bardzo dobrze i nie wątpię w istnienie następnych edycji. Ludziom takiej imprezy zdecydowanie brakowało, oby tak dalej, choć może następnym razem już w większym klubie.

Grzegorz Cyga

rightslider_005.png rightslider_004.png rightslider_002.png rightslider_001.png rightslider_003.png

Goście

5053720
DzisiajDzisiaj1253
WczorajWczoraj3081
Ten tydzieńTen tydzień7199
Ten miesiącTen miesiąc57371
WszystkieWszystkie5053720
3.139.72.78